1

Vaiana

- Wiedziałam, że tak będzie!

Zaspałam. Chyba po raz pierwszy w życiu.

Była to wina mojego budzika. Wiedziałam, że zrzucenie winy na budzik było żałosne i trochę dziecinne, ale taka była prawda. Wczoraj wieczorem moja siostra zrzuciła mój budzik na podłogę i przez to chyba coś się zepsuło. Gdy więc ustawiłam budzik na szóstą rano, nie zadzwonił. Obudziłam się dopiero o siódmej trzydzieści, a za pół godziny zaczynałam zajęcia. Wykład z dziennikarstwa politycznego.

- Cholera jasna!

Rzadko przeklinałam. Rodzice wychowali mnie na kulturalną i ułożoną dziewczynę. Studiowałam to, co chcieli, abym studiowała i starałam się przynosić im dumę.

Zwlokłam się z łóżka i popędziłam do łazienki. Nie kłopotałam się porannym prysznicem. Nie mogłam odmówić sobie jednak makijażu i ułożenia fryzury. Wszystko zajęło mi dziesięć minut, więc poszło ekspresowo. Następnie ubrałam się i zbiegłam na dół. 

W domu nie było już nikogo. Nie widziałam mojego taty, brata czy siostry. Wszyscy wyszli pewnie myśląc, że zaczynałam zajęcia dopiero popołudniu. Niestety tak nie było.

Nie kłopotałam się śniadaniem, gdyż wiedziałam, że tego dnia i tak nie dałabym rady rano nic zjeść. Zrobiłam więc sobie szybko kawę i nalałam ją do kubka termicznego. Zarzuciłam na ramię torbę z rzeczami potrzebnymi na studia i założyłam buty. Było za pięć ósma. Nie istniała żadna szansa na to, że zdążę na wykład. 

Wykłady u nas były obowiązkowe. Można było mieć jedną nieobecność, ale chciałam zachować ją sobie na później. Byłam pewna, że profesor Mackey miał spojrzeć na mnie z reprymendą w oczach, gdy weszłabym już do sali wykładowej. Wolałam mieć jednak spóźnienie niż nieobecność. Dlatego biegłam na uniwersytet jak ostatnia idiotka. 

Na szczęście mieszkałam blisko uniwersytetu. Mogłam chodzić tam codziennie pieszo. Większość studentów nie miała takiego szczęścia, ale moja rodzina mieszkała niecałe dwa kilometry od uczelni. Mieliśmy piękny dom i niczego nam nie brakowało. Moje starsze rodzeństwo już pracowało w swoich zawodach, a tata był informatykiem w lokalnej firmie IT. Moja mama niestety zmarła, gdy miałam piętnaście lat. Bardzo mi jej brakowało, ale musiałam nauczyć się bez niej żyć. Mimo, że minęło już dziesięć lat od jej śmierci, to wciąż nie pogodziłam się z jej odejściem. Czułam, że nigdy w pełni miałam się z nim nie pogodzić.

Wbiegłam do parku, postanawiając iść, a raczej pobiec, na skróty. O tej porze nie było tutaj wielu ludzi. Dlatego nikt nie patrzył na biegnącą z kawą wariatkę. 

- Nie!

- Kurwa!

Dwa głosy zlały się w jeden w momencie, w którym się z kimś zderzyłam.

Spojrzałam na stojącego przede mną chłopaka. Byłam pewna, że nigdy wcześniej go nie widziałam. Z pewnością zapamiętałabym bowiem takiego przystojniaka.

Blondyn miał najjaśniejsze niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek widziałam. Był wysoki prawie na dwa metry. Był wysportowany, a może nawet bardzo umięśniony. Podobał mi się. Problem polegał jednak na tym, że na jego białej koszulce z logo jakiegoś zespołu znajdowała się olbrzymia plama po mojej kawie.

Zrobiłam się czerwona ze wstydu. Szybko wyciągnęłam z torebki chusteczki i jak wariatka zaczęłam wycierać koszulkę chłopaka. Wiedziałam, że nie powinnam dotykać go bez jego zgody, ale było mi tak bardzo wstyd, że nie mogłam postąpić inaczej. Przecież na pewno nie chciał iść na uczelnię z wielką plamą na koszulce. Bo chyba był studentem, prawda?

- Spokojnie - zaśmiał się blondyn. Och, jego śmiech był naprawdę uroczy. Aż zrobiło mi się gorąco. - Nic się nie stało. Nie musisz mnie tak tarmosić.

- Bardzo przepraszam - powiedziałam zawstydzona, odsuwając się od chłopaka i patrząc na plamę na jego koszulce. Nie wyglądało to dobrze. Miałam wrażenie, że wszystko tylko pogorszyłam.

- Nic się nie stało. I tak nie lubiłem tej koszulki. Chyba gdzieś biegłaś, prawda?

Spojrzałam na zegarek. Było już piętnaście po ósmej.

- Wygląda na to, że już nie mam gdzie się spieszyć. Nawet spóźnienie nie zostałoby mi uznane.

Westchnęłam ze smutkiem. Byłam idealną studentką z wzorową frekwencją, więc poczułam się naprawdę źle. 

- Tak się składa, że mam dzisiaj wolny dzień. Może spędzimy go razem?

Spojrzałam na chłopaka z niedowierzaniem, po czym parsknęłam śmiechem.

- Wybacz, ale nawet cię nie znam. Jeśli chcesz, mogę zapłacić ci za wyrządzone szkody i rozejdziemy się w pokoju.

- W pokoju? - spytał, patrząc na mnie z błyskiem w oku. - Może nie wiem, jak się nazywasz ani kim jesteś, ale moje myśli na pewno nie będą spokojne po poznaniu ciebie. Nie zapomniałbym o takiej dziewczynie jak ty.

Zarumieniłam się. Było to dziecinne zachowanie jak na dwudziestopięciolatkę, ale nigdy nie miałam chłopaka. Wstyd było się do tego przyznać, jednak mój czas w pełni pochłaniała nauka. Chciałam stać się znaną i cenioną dziennikarką, a do tego potrzebna była ciężka praca i wytrwałość. Czasami chodziłam na randki, ale zawsze kończyło się po pierwszej. Wszyscy mężczyźni, których poznałam, od razu uciekali ode mnie po tym, z jaką pasją mówiłam o swoim przyszłym zawodzie. Większość pewnie liczyła seks już na pierwszej randce, ale dalej byłam dziewicą i nie chciałam oddawać się pierwszemu poznanemu chłopakowi.

- Wybacz, ale takie tanie teksty na podryw na mnie nie działają - odparłam, wzruszając ramionami. Blondyn za to położył dłoń na swoim sercu i spojrzał na mnie tak, jakbym go uraziła. 

- Moje biedne serce. Mogę chociaż poznać twoje imię? 

- Vaiana? 

- Vaiana? - spytał, śmiejąc się cicho. - Jak z tej bajki? Nie, żebym oglądał bajki, ale...

- Film "Vaiana" jest z 2016 roku, więc niestety nie mam imienia po tej bohaterce. Moja mama pochodziła z Hawajów, dlatego rodzice tak mnie nazwali.

- Twoja mama... 

- Nie żyje - dodałam, jakby nie było to jasne z mojej poprzedniej wypowiedzi. - Zmarła dziesięć lat temu. Akurat dzisiaj jest rocznica jej śmierci.

Na twarzy blondyna zobaczyłam współczucie. Nie lubiłam, gdy ludzie się nade mną litowali. Czułam się wtedy jak ofiara, a nie chciałam nią być. Pragnęłam być silna. Taka, jak była moja mama.

- Jestem Enzo - powiedział, podając mi rękę. Uśmiechnął się tak, że moje głupie serce zabiło szybciej. - Nie mam żadnej szczególnej historii związanej z wyborem imienia dla mnie. Jestem w mieście nowy i na razie niczym się nie zajmuję. Chętnie jednak zajmę się tobą, jeśli mi na to pozwolisz. Mogę mówić ci Vai?

Skinęłam twierdząco głową. Dużo osób tak do mnie mówiło.

- Pewnie. Mam oprowadzić cię po mieście? - spytałam, wciąż krzywiąc się na widok jego brudnej koszulki. 

- Jakbyś była tak miła, chętnie bym z tego skorzystał.

Spędziłam z Enzo cały dzień. Oprowadzałam go po mieście, a on zarzekał się, że nie pójdzie do domu zmienić koszulki na czystą. Nie miałam z tym żadnego problemu. I tak wyglądał seksownie, nawet w brudnym ubraniu. 

Tego dnia spędziliśmy przedpołudnie w Starbucksie, a potem udaliśmy się na krótkie zwiedzanie. Po tym Enzo zabrał mnie do włoskiej restauracji i zjedliśmy tam spaghetti. Czułam się przy nim komfortowo. Nie mogłam jeszcze powiedzieć, że mu ufałam, gdyż znałam go jeden dzień, ale miałam wrażenie, że ten mężczyzna spadł mi z nieba. Gdy myślałam, że już na zawsze pozostanę samotna, w moim życiu pojawił się on. Ten błyskotliwy, uroczy i czarujący facet.

Wieczorem szliśmy do mojego domu, trzymając się za ręce. Enzo opowiadał mi o swoim dzieciństwie spędzonym we Włoszech. Nie miał urody Włocha, ale jego imię zdecydowanie było włoskie. Już teraz rozumiałam, skąd miał w sobie ten czar. Podobno wielu Włochów umiało kokietować kobiety i sprawiać, aby miękły im nogi w kolanach.

- Chyba warto było nie iść na zajęcia, prawda?

Enzo stanął przy wejściu do mojego domu. Oparł się plecami o ścianę i złapał mnie za obie ręce. Domyślałam się, że tata i brat oraz siostra nie wrócili jeszcze do domu. Światła bowiem były zgaszone.

- To był bardzo miły dzień, Enzo. Cieszę się, że cię poznałam.

- Vaiana. Kurwa, ależ ty jesteś urocza.

Zaśmiałam się. Czułam motylki w brzuchu, ale wiedziałam, że musiałam przystopować. Nie mogłam zachowywać się w ten sposób. To był czarujący dzień, ale tacy mężczyźni jak Enzo oznaczali kłopoty. Byli przystojni, wytatuowani i umieli podrywać kobiety. Nie mogli być jednak materiałem na męża.

- Jest ktoś w domu? - spytał Enzo, odwracając się, aby zerknąć przez okno do środka.

- Chyba jeszcze nie wrócili z pracy.

- Mieszkasz z tatą, siostrą i bratem, tak?

Opowiadałam mu o nich wcześniej. Cieszyłam się, że zapamiętał. Skinęłam więc głową.

- To piękne. Kiedy rodzina trzyma się tak blisko, jest to coś wspaniałego.

- Ty nie masz takiego bliskiego kontaktu z rodziną, Enzo?

Enzo. Lubiłam jego imię. Nigdy wcześniej nie poznałam mężczyzny, który nosiłby imię Enzo. Dla mnie, małomiasteczkowej dziewczyny, było egzotyczne. Taki facet z pewnością spodobałby się większości dziewczyn na uczelni. Był nie tylko przystojny, ale również interesujący, jeśli chodziło o rozmowę. Podobało mi się to, że nie naciskał na mnie. To było nasze pierwsze spotkanie, ale większość facetów na jego miejscu już dawno zaprosiłoby mnie do łóżka. Czasami odnosiłam wrażenie, że ludzie w tych czasach spotykali się tylko na seks. Przynajmniej większość.

- Może powinienem zaczekać z tobą, aż ktoś wróci? - spytał, mówiąc zupełnie poważnie.

- Nie ma takiej potrzeby. Mam dwadzieścia pięć lat i świetnie radzę sobie sama. 

Enzo zaśmiał się, kiwając głową.

- Fakt. Wybacz, ale czasami bywam nadopiekuńczy. Mam trzy siostry i wszystkie są ode mnie młodsze. Zawsze o nie dbałem. Pilnowałem, aby chłopcy nie zapraszali ich na randki. Teraz jednak już są dorosłe, więc mają za nic moje rady.

Roześmiałam się. Naprawdę dobrze mi się z nim rozmawiało i wcale nie chciałam się z nim żegnać. Obawiałam się jednak, że gdybym zaprosiła go do domu już na pierwszym spotkaniu, wyszłabym na łatwą. 

Niespodziewanie Enzo położył dłoń na moim policzku. Spojrzałam mu w oczy i westchnęłam. 

- Vai, mogę cię pocałować?

- C-co?

Uśmiechnął się kącikiem ust. 

- Jeśli nie chcesz, nie ma sprawy. Jesteś po prostu taka urocza, że nie mogę się powstrzymać.

- Zawsze jesteś taki hop do przodu w kontaktach z kobietami?

Opuścił dłoń tak, jakby zrozumiał, że nici z pocałunku. Ja jednak nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa. Po prostu broniłam się przed uczuciami. Uważałam, że mężczyźni zbyt często ranili kobiety. Nie zniosłabym rozstania, więc nie chciałam narażać się na związek. Było to głupie myślenie, jednak taka już byłam. Nawet moja siostra, Kelsey, która miała narzeczonego, nie była w stanie wybić mi z głowy tych głupot. Narzeczony Kelsey obecnie jednak był na wojnie, więc siostra mieszkała z nami. Choć nie dało się nie zobaczyć, jak bardzo brakowało jej Daniela.

- Uwierzysz w to, jeśli powiem, że nigdy nie miałem dziewczyny?

Parsknęłam śmiechem. Chyba nie sądził, że w to uwierzę. 

- Jakim cudem taki przystojniak jak ty nigdy nie miał dziewczyny?

- Schlebiają mi twoje słowa, Vai. Uważasz mnie za przystojniaka. 

Przewróciłam oczami. Enzo chyba jednak miał w domu lustro. Na pewno wiedział, jak wyglądał. Wpisywał się w kanony piękna mężczyzn. Był wysoki, wysportowany i przystojny. Bardzo przystojny. W dodatku kochał zwierzęta. Takiego chłopaka można było szukać ze świecą.

- Nie myśl sobie, że nie uprawiałem seksu - zaśmiał się, siadając na murku znajdującym się przed wejściem do mojego domu. Sama usiadłam na przeciwko niego i pozwoliłam, aby moje nogi machały to w przód, to w tył. Czułam się tak, jakbym spędzała wieczór z kumplem, którego znałam od lat. Bardzo seksownym kumplem. Nie mogłam się doczekać, aby o wszystkim opowiedzieć mojej przyjaciółce. Olivia na pewno będzie wniebowzięta tym, że w końcu zdecydowałam się odezwać do mężczyzny. I to nie tyle jakiego, ale takiego, na którego widok dziewczynom spadały majtki. Choć ja miałam swoje na miejscu. Jeszcze. 

- Domyślam się, że nie jesteś prawiczkiem - dodałam. 

- Fakt. Lubię seks. Dużo seksu. I to taki perwersyjny. Cholera, chyba nie powinienem ci mówić tego na pierwszej randce, co?

Uśmiechnęłam się. Poczułam rumieńce na policzkach. 

- Nie wiedziałam, że to miała być randka.

Przewrócił oczami, znów kładąc dłoń na sercu i zachowując się tak, jakby moje słowa go ubodły. Wiedziałam jednak, że tylko sobie żartował.

- Spędziliśmy razem cały dzień, Vaiano. Ty zabrałaś mnie do Starbucksa, a ja wziąłem ciebie do włoskiej restauracji. Może poznaliśmy się dopiero dzisiaj, ale to nic nie znaczy. Dobrze mi się z tobą rozmawia i ty chyba czujesz to samo, mam rację?

Przytaknęłam. Nie widziałam sensu w okłamywaniu go.

- Gdybyśmy mieli po dwanaście lat zapytałbym się ciebie teraz, czy zostaniesz moją dziewczyną.

Och, chciałabym zakochać się w wieku dwunastu lat. Podobno młodzieńcza miłość była najpiękniejsza. Mnie jednak nie spotkała. 

- Odpowiedziałabym ci, że chętnie bym nią została.

Nagle Enzo zrobił coś, czego w ogóle się po nim nie spodziewałam.

Chłopak uklęknął przede mną na jedno kolano tak, jakby mi się oświadczał. Uśmiechnął się szeroko, a moje serce zabiło szybciej. 

- W takim razie udawajmy, że jesteśmy dziećmi. Vai, czy zostaniesz moją dziewczyną?

Roześmiałam się. Pewnie miałam potem tego pożałować. Czułam, że Enzo niebawem mnie zostawi, gdy się mną zabawi i mu się znudzę, ale miałam już dość życia w nudzie. Byłam pewna, że Olivia będzie ze mnie dumna. Wprawdzie nie zamierzałam iść z Enzo do łóżka, ale randkowanie do też był krok do przodu, prawda? 

- Co będę z tego miała, Enzo? - spytałam, nawijając sobie kosmyk włosów na palec. 

- Najlepszego chłopaka pod słońcem i zabójczo dobry seks.

- Chyba mnie przekonałeś.

Kiedy mnie pocałował, cały świat nagle przestał istnieć. Byliśmy tylko my. Ja i Enzo. Wtedy byłam pewna, że nasza bajka znajdzie dobre zakończenie. Nie miałam jednak pojęcia, że zgadzając się na zostanie dziewczynę Enzo Vacciarelego, zostałam spisana na straty. W najgorszy możliwy sposób.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top