7 - Szybka jazda.

LINDSAY

Usiadłam przy stole w restauracji razem ze swoimi synami. Każdy dostał menu i zaczął wybierać swoje danie. Gęsta atmosfera trwała już od jazdy samochodem, gdy spytałam czemu nie zabraliśmy Hailie. Nie chcieli ze mną o tym rozmawiać a ja nalegałam, przez co wyszła z tego mała sprzeczka. Wkurzyłam się na nich i przestałam odzywać do teraz.

— Mamo, może.. opowiesz nam co robiłaś przez te 16 lat? — Spytał nie pewnie Vincent spoglądając na mnie ukradkiem.

— Hm.. Wybrać steka czy sałatkę? — Zaczęłam zastanawiać się na głos i tym samym ignorować mojego najstarszego syna. — Nie wypada mi chyba brać steka, ale sałatka to za mało.. może jednak wezmę spaghetti? —

— Mogłabyś przestać mnie ignorować? To nie kulturalne, a niby jesteś żoną Camdena Moneta. — Co za bezczelny chłopak. Z hukiem zamknęłam menu i spojrzałam na chłopaka.

— To ty jesteś niekulturalny. Co ty sobie wyobrażasz hm? — Wycedziłam. — Jak ty się zachowujesz, nie tak cię z ojcem wychowałam.. Zapomnieliście o siostrze! A to niby dla was rodzina najważniejsza.

Chłopcy zamilkli a ja znowu zaczęłam wybierać danie, które chce zjeść. Ostatecznie wzięłam tego steka, bo się wkurzyłam i zrobiłam się jeszcze bardziej głodna.

Gdy kelner wrócił i zapisał nasze zamówienie, zabrał nam karty a my zaczęliśmy dyskusje — którą i tak wygram.

— A więc? Jak się wytłumaczycie? — Spytałam i uniosłam brew do góry.

— Dlaczego wracasz do tego tematu? To miał być spokojny rodzinny dzień. — Powiedział sfrustrowany Dylan i opadł na krzesło. Spojrzałam na niego niedowierzając.

— No właśnie Dylanie, rodzinny! Traktujecie Hailie inaczej niż wcześniej, nie myślcie sobie, że nie wiem. Obserwowałam was przez ten cały czas i nie dowierzam jak moi synowie się zachowują. — Mówiłam a na ich twarzach widziałam wyrzuty sumienia. Szach mat.

Akurat nasze jedzenie przyszło, dlatego zaczęłam je jeść nie odzywając się do nikogo i nawet na nikogo nie patrząc. Mają czas na przemyślenie swojego zachowania, a ja mam czas na odpoczynek. Cały czas było mi szkoda Hailie, niczym nie zawiniła i jest bardzo miła a jej bracia zachowują się jak kretyni. Tak wyzywam własnych synów.

W końcu moi synowie zaczęli między sobą rozmawiać. To były luźne rozmowy, którym się jedynie przysłuchiwałam. W międzyczasie domówiłam sobie picie i deser. Lava cake od zawsze był moim ulubionym deserem.

Było spokojnie do czasu, gdy nie usłyszeliśmy krzyków z kłótni. Zaczęliśmy się rozglądać, aby znaleźć źródło tych kłótni. Była to młoda kobieta i trochę straszy od niej mężczyzna. Nie obchodziło mnie to do momentu, w którym mężczyzna wyciągnął broń i zaczął do niej celować oraz grozić. Zszokowana spojrzałam na swoich synów. Vincent już kierował się w moją stronę.

— Mamo wychodzimy. — Zarządził, ale ja ani drgnęłam z miejsca. Zamiast tego wyciągnęłam swój pistolet i ruszyłam w stronę dwójki ludzi mimo zakazów Vincenta. Zaraz jednak poczułam lekkie szarpnięcie za ramie przez co odwróciłam się do tyłu. — Mamo co ty robisz?! —

— Trzeba jej pomóc! — Wycedziłam. Vincent jedynie kiwnął ochroniarzom na znak, że mają się tym zająć po czym pociągnął mnie za sobą do reszty braci.

— Nie możesz rzucać się ot, tak do ludzi z pistoletem! — Warknął Dylan na co przewróciłam oczami.

— Po 1 jestem waszą matką, po 2 jestem od was starsza i po 3 każdy z was ma pistolet. — Wymieniłam a oni nic mi nie odpowiedzieli. Stwierdziliśmy, że to już koniec naszego obiadu i po prostu wrócimy do domu, z czego się ucieszyłam, jednak przy wyjściu zatrzymała nas policja.

— Dobry wieczór, niestety musimy państwa prosić abyście udali się do środka bo musimy przesłuchać każdego, jest też opcja, aby udać się jak najszybciej na komisariat i tam... — Mówił policjant, ale ja znudzona tym od razu odpowiedziałam:

— Zeznamy tutaj. — Poczułam intensywne spojrzenia na sobie, które oczywiście należały do moich synów.

— Dobrze, a więc proszę się udać się za mną. — Powiedział jeden z policjantów i zaczął iść w stronę naszego starego miejsca.

Przesłuchanie trwało 2 godziny. Z każdym przesłuchanie trwało po 20 minut i na dodatek między przesłuchaniem a przesłuchaniem zażyczyli sobie przerwy kilkuminutowe. Wyszło na to, że po 21:00 wyszliśmy z restauracji.

Wsiadłam do auta z Vincentem i Willem. Stwierdziłam, że to ja będę kierować, bo Vincent nie umie jechać szybko.

Na autostradzie od razu wjechaliśmy w korek. Zaczęła się burza a my siedzieliśmy w aucie i nie mogliśmy się nawet z tąd ruszyć. Myślałam, że nie dojedziemy dzisiaj do domu.

Po prawie godzinie nawet nie byliśmy w połowie tego korka. Siedziałam sfrustrowana, bo nawet nie mogłam się spojrzeć na telefon.

— Napisze do Hailie, żeby na nas nie czekała. — Poinformował nas Will.

Faktycznie to zrobił, ale po chwili i tak usłyszeliśmy dzwonek telefonu.

— Halo? — Will rozpoczął rozmowę.

Will powiedz mi, że żartujecie i jesteście w domu! — Usłyszeliśmy przerażony oraz ściszony głos Hailie. Vincent od razu spojrzał do tyłu na Will'a.

— Nie malutka, stoimy w korku, ale chyba zaraz z niego wyjedziemy. — Powiedział widząc że zjedżam na prawy pas z którego był wyjazd. — Malutka wszystko okej? Czemu płaczesz?! —

Ktoś jest w domu.. — Zapłakała. Przysięgam, że zrobiło mi się przez moment słabo. Wyobraziłam sobie przerażenie Hailie w tym momencie. Zaraz jednak dopadły do mnie przekleństwa Vincenta i widziałam, że do kogoś dzwonił. Nie mogłam tak bezczynnie siedzieć. Zaczęłam trąbić na każde auto i wpakowywać się w wolne miejsca, aby szybciej dostać się do wyjazdu.

— Jak to „ktoś jest w domu"? Hailie, jesteś bezpieczna? — Udało mi się wyjechać i od razu zaczęłam przekraczać limity prędkości.

Nie wiem! Zamknęłam drzwi od pokoju, ale cały czas słyszę kroki.. Will boje się.. — Serce mi się łamało, gdy słyszałam jej głos. Niczym nie zawiniła a musiała żyć w takim świecie. Vincent przejął telefon Will'a a mój młodszy syn zadzwonił z telefonu Vincenta do młodszych braci Monet.

— Hailie słyszysz mnie? — Zapytał ją Vincent.

Tak.. — Odpowiedziała mu cicho.

— Posłuchaj mnie w garderobie pod dywanem jest schowek, tam znajdziesz broń. Następnie pójdziesz do łazienki i zamkniesz się na klucz. Zrozumiałaś? — W odpowiedzi Hailie jedynie coś mruknęła. — Hailie pytam się, czy zrozumiałaś. —

Tak.

Usłyszeliśmy szuranie to znaczy że dziewczyna wykonywała polecenie Vincenta. Cała się trzęsłam z powodu adrenaliny, która w tym momencie we mnie buzowała. Przekraczałam każdy przepis drogowy tak, aby dostać się, jak najszybciej do domu i zobaczyć Hailie całą i zdrową. Brałam głębokie wdechy i próbowałam się uspokoić, ale się po prostu nie dało!

Po nie długim czasie Hailie znalazła broń a Vincent nakazał jej odbezpieczyć ją. Gdy Hailie to zrobiła znowu usłyszeliśmy kroki, a następnie huk i pisk dziewczyny.

— Hailie?! — Warknął Vincent, ale nie usłyszeliśmy nic innego jak trzask i rozłączone połączenie. Każdy z nas przeklnął głośno a ja dodałam gazu.

— Dylan i reszta są już na miejscu, nie poradzą sobie bez nas. — Rzucił przerażony Will. Vincent kliknął coś na telefonie.

— Wysłałem do nich ochroniarzy z podziemi. — POwiedział skupiając swój wzrok na drodze.

— Z podziemi?! Wiesz, jakie ojciec ma zdanie na ten temat.. —

— Dobrze zrobił, Cam zrobiłby to samo. — Przerwałam blondynowi. Po 5 minutach byliśmy w domu.

Wyskoczyłam z auta najszybciej jak tylko mogłam i pobiegłam do domu. Wyciągnęłam broń przed siebie i uważnie szłam patrząc czy nikogo nie ma. Gdy już byłam w pokoju Hailie zobaczyłam Dylana i bliźniaków oraz dwóch innych osobników. Na ziemi za to siedziała trójka związanych mężczyzn.

— Gdzie Hailie?! — Spytałam od razu.

— Nie chcą nam powiedzieć. — Odpowiedział Dylan po czym złapał jednego za głowę odwracając ją w jego stronę. — Gdzie. jest. moja. siostra! —

— Na balkonie! — Zawył drugi. Dostał od Tony'ego w kolano a ja pobiegłam na balkon.

Widok nieprzytomnej brunetki sprawił, że zastygłam. Vincent pojawił się obok mnie jednak on nie zwlekał tylko podszedł do siostry i sprawdził, czy oddycha. Dopiero po tym geście się ocknęłam i podeszłam do niej od drugiej strony. Miała rozcięty łuk brwiowy i lekko posiniaczony policzek.

— Oddycha. — Powiedział z ulgą.

Później wszystko działo się szybko. Vincent i Will pojechali z Hailie do szpitala zostawiając mnie jako szefa operacji.

Wróciłam do pokoju Hailie gdzie dalej czekali na nas ci "porywacze". Spojrzałam na ochroniarzy i rzuciłam:

— Wiecie gdzie ich zaprowadzić. — Kiwnęli głowami i szarpnęli ramionami mężczyzn tak, aby wstali.

— Co z nami będzie?! — Spytał jeden na co się zaśmiałam.

— Przeprowadzę sobie z wami miłą rozmowę. — Powiedziałam z uśmiechem po czym poszłam sobie zrobić kawy, bo wiedziałam, że tej nocy szybko nie położę się do łóżka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top