Rozdział 9

Był wtorkowy poranek, a ja zamiast ubrania na siebie mojej ukochanej spódnicy i koszuli,  stałam w bieliźnie przed szafą przeklinając moment, w którym zgodziłam się na zmianę garderoby. Z wahaniem sięgnęłam po wcześniej ustalony strój,  to jest zwiewną sukienkę, czarną skórzaną kurtkę i tego samego koloru botki. Całość dopełniał krótki naszyjnik.

Niepewnie założyłam na siebie wszystkie rzeczy po czym już miałam zacząć robić koka, jednak przypomniałam sobie o groźbach Ruby, że jeśli nie rozpuszczę włosów to mnie udusi. Bez przekonania rozczesałam porządnie blond włosy, pozostawiając je nie upięte. Cały czas walczyłam z chęcią zdjęcia tych ubrań. Czułam się dziwnie i wyobrażam sobie, jak mnie Harry wyśmieje, już nie wspominając o innych ludziach, którzy chodź w małym stopniu mnie kojarzyli. Jednak bądźmy dobrej myśli może nikt mnie nie rozpozna i pomyślą,  że jestem nowa. Rozpoczęłam pakowanie swoich zeszytów do torebki, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Zapewne przyszła Ru.

 - Proszę. - westchnęłam. Nic nie poradzę,  że czułam się fatalnie i nieswojo.

 - Hej lasencjo! - do pokoju wpadła wesoła i pełna energii dziewczyna. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Jej widok jakoś tak od razu poprawiał człowiekowi humor.

 - Cześć. - mruknęłam, przytulając ją. Ru popatrzyła na mnie podejrzliwie.

 - Czemu jesteś taka nie w sosie? Powinnaś się cieszyć! Wyglądasz świetnie! - przekonywała mnie. Z przerażeniem przyglądałam się, jak wyciąga coraz to inne kosmetyki ze swojej, zdaję się nie mającej dna torebki.

  -Nie jestem przekonana co do tego wszystkiego. - wskazałam na siebie. - Jeszcze ta sprawa z Harrym.

 - Co? Stello ja cię uduszę zaraz. Spędziłam z tobą tyle godzin na zakupach,  że nawet nie próbuj mi tu się wycofywać. I bierzesz dziś moją zmianę w sklepie, za to jak się produkuję. -fuknęła, po czym pokazała mi język.

 - Dobra przecież wiesz, że się już nie wycofam. - przewróciłam oczami. Usiadłam na fotelu przed lustrem, gotowa do nałożenia makijażu. - Tylko błagam, nie zrób ze mnie jakieś tapeciary. - Spojrzałam na nią z nadzieją. Nie miałam zamiaru mieć maski zamiast twarzy. Ruby zaśmiała się widząc strach w moich oczach. Podeszła do mnie z tuszem do rzęs i eyelinerem.

 - Teraz nie mrugaj perełko. - nachyliła się nade mną.  Posłusznie wykonałam jej polecenie. Ru zabrała się za tuszowanie moich rzęs.

 - Serio mówisz z tą zmianą w pracy? A z kim pracujesz we wtorki? - zmartwiłam się, no bo przecież musiał być drugi pracownik.

 - Tak serio. - nie przerywała swoich czynności. - A z takim Natem, ale jego też nie będzie, bo podobno jest chory. Nie wiem kto przejmie jego zmianę. - wyruszyła ramionami. Super nie dość,  że muszę się narażać i tam pokazywać więcej razy to nie wiadomo z kim mam zmianę.

 - No gotowe. Wyglądasz zjawiskowo kochanie. - zachwyciła się. Zdziwiło mnie, że tak szybko jej poszło. Spojrzałam na lustro przede mną. Nie wyglądało to źle. Był to bardzo naturalny lekki makijaż. Jedyne co miałam pomalowane to oczy, ale za to naprawdę perfekcyjnie. Wydawały się większe, a ich zieleń wyraźniejsza.

 - Dzięki Ru, jednak nadal nie jestem prze..

 - Cicho. - przerwała mi. - Nic już nie mów, tylko lepiej idź na śniadanie, bo Styles będzie za piętnaście minut. - wręcz wypchnęła mnie z pokoju. Poczułam, że chcę mi się wymiotować ze stresu. Zostało tak mało czasu. Jak ja to przeżyję?

 - Co mam robić, jak się zachowywać?  Mam być miła?  Uległa na jego, nie wiem.. zaloty?-panikowałam, zalewając przyjaciółkę masą pytań.

 - Po pierwsze się uspokój. - złapała mnie za ramiona. - Masz być pewna siebie i na tym etapie możesz być sobą,  czyli nie lubić go i besztać jak dotychczas. Później sprawimy aby zobaczył, że interesują się tobą inni chłopcy. - poinformowała mnie. - A teraz sio jeść, a ja się zmywam nim zobaczy mój samochód na placu. - pocałowała mnie w policzek i tyle ją widziałam. Ech ta dziewczyna miała takie nie spożyte nakłady energii.

Skierowałam się na parter, nieustannie zadręczając się czarnymi myślami na temat dzisiejszego dnia. Muszę obudzić w sobie dawną Stellę, a to łatwe nie będzie, bo daleko mi do niej. Wysiłek jaki włożyłam w zapomnienie o starym życiu poskutkował, aż za bardzo. Nie mam pojęcia jak stać się zauważalna, a tym bardziej rozkochać w sobie Harryego, zwłaszcza, że brzydził mnie jego tryb życia.  Nienawidziłam mocno zakrapianych alkoholem imprez, papierosów, arogancji, snobów, a szczególnie

bawienia się dziewczynami. Nie wierzę też, że Styles zadał się z takim kujonem jak ja tak po prostu.  Musi coś się za tym kryć i ja się dowiem co.

 - Hej Heleno. - wkroczyłam, pewnym krokiem do kuchni. Usiadłam przy wyspie kuchennej, na której znajdowały się przygotowane dla mnie naleśniki z truskawkami. Przysunęłam talerz bliżej siebie i rozpoczęłam konsumowanie pyszności. Zorientowałam się, że coś jest nie tak, gdyż nie usłyszałam ani jednego słowa wypowiedzianego przez Helenę. Z pełnymi ustami, spojrzałam na naszą gosposię, lecz widząc jej minę o mało nie zakrztusiłam się jedzeniem. Kobieta stała w bez ruchu i patrzyła na mnie z otwartymi ustami.  No tak zapomniałam, że w domu też mogą zauważyć te "drobne" zmiany.

-Heleno, żyjesz?- podeszłam do niej.

 - Panienko. - ocknęła się. - Przepraszam,  ale wyglądasz tak inaczej Stello.-wypuściła głośno powietrze z płuc.

 - Tak wiem. - przyznałam. - Powiedz Henrykowi, że dziś nie potrzebuję z nim jechać.-poczułam nagłą potrzebę ewakuacji. Nie chciałam rozmawiać na temat mojej zmiany. - Pa, Helen. - uścisnęłam ją. Nie czekając,  na odpowiedź z jej strony, zgarnęłam torebkę z blatu i ruszyłam pośpiesznie do wyjścia.  Wyjrzałam dyskretnie przez okienko przy drzwiach.  Harry już był.  Zaparkował na placu przed domem i najwyraźniej postanowił poczekać w samochodzie. Sprytnie z jego strony, ponieważ jakby zapukał, a ja kazałabym powiedzieć, że mnie nie ma, to musiałby odjechać,  a tak to sobie obserwuje wyjście.

Powtarzając sobie w duchu, że wszystko będzie dobrze, opuściłam bezpieczne wnętrze domu. Czując jak mocno bije mi serce, powoli szłam w stronę czarnego auta Harryego. Chłopak zdawał się mnie nie zauważyć, zajęty pisaniem wiadomości na telefonie. Nic dziwnego, nie spodziewał się mnie pięć minut wcześniej,  ale to on przyjechał przed czasem.

Zastanawiałam się czy powinnam dać mu o sobie znać, czy najzwyczajniej wsiąść do środka. Po namyśle wzięłam głęboki oddech i zapukałam w okno od strony pasażera. Styles oderwał się od komórki, kierując swoje przenikliwie, spojrzenie w moją stronę. Popatrzył na mnie, po czym uśmiechnął się łobuzersko, tym swoim firmowym uśmiechem, tak, że w jego policzkach ukazały się dołeczki. Liczyłam na jakąkolwiek reakcje z jego strony, a on się do mnie głupkowato uśmiecha? Pff na mnie to nie działa Styles.

Chłopak, zamiast opuścić szybę lub otworzyć drzwi, wyszedł z auta. Podszedł do mnie, tym razem przebierając postawę, która miała działać na kobiety.

 - Przepraszam za samochód, piękna. - zwrócił się do mnie. Popatrzyłam na niego jak na debila. - Czekam na Stellę, nie wiedziałem,  że ma taką uroczą siostrę. - zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów. Zachciało mi się śmiać z tego oblecha, ale postanowiłam pozwolić mu dokończyć jego przedstawienie. - Jestem Harry, przyjaciel Stelli. - wychrypiał starając się brzmieć jak najseksowniej. Ujął moją dłoń,  mając zamiar pocałować jej wierzch, udając dżentelmena.

 -To ja, idioto. - wyrwałam mu moją dłoń, nie dopuszczając myśli o jego ustach na mojej skórze.  Harry znieruchomiał na chwilę, patrząc na mnie jak na kosmitkę i najprawdopodobniej dedukując o co chodzi. Przyznaję był to bardzo zabawny widok.

 - Stella? - bardziej zapytał niż stwierdził. - O mój boże jesteś gorąca! - przyznał, wpatrując się we mnie intensywnie.

 - Uważaj, żebyś się nie popatrzył. - prychnęłam. - Będziesz tak stał i się gapił, czy odwieziesz mnie do szkoły? - uniosłam brew. Trzymałam się planu, korzystając póki mogę z możliwości gaszenia jego kiepskich tekstów.

 - Co zakonnica zrzuca habit? - Styles i jego arogancja wrócili do żywych. Wiedziałam, że tak będzie.  Ech muszę to przeżyć. Dla innych kobiet. Przecież on tylko zobaczy dziewczynę i już nią chce się bawić, tak jak przed chwilą byłam świadkiem.

Przewróciłam oczami w odpowiedzi na słowa Harryego i usiadłam w samochodzie nie czekając,  aż otworzy przede mną drzwi.

 - Mało rozmowna jest ta twoja seksowna wersja kujonicy. - wsiadł do samochodu, bezczelnie patrząc na moje uda w miejscu gdzie kończyła się sukienka. Poczułam, że rumienię się ze wstydu. Zaczęłam naciągać nerwowo sukienkę, starając się zakryć jak największą powierzchnię ciała.  Najwyraźniej tymi ruchami rozbawiłam Harryego, śmiejącego się z moich poczynań pod nosem.

 - Cicho bądź. - naburmuszyłam się.

 - Nie wiedziałem, że powoduję u ciebie rumieńce Moore. - zwrócił się do mnie po nazwisku. Wciąż rozbawiony odpalił silnik.

 - Pomarzyć sobie możesz Styles. - odpyskowałam mu, prostując się przy tym, by dodać sobie pewności siebie. Harry natomiast,  zamiast patrzeć na drogę, co chwilę zerkał na mnie przygryzając przy tym dolną wargę.

 - Nie kurwa! - skręcił gwałtownie sprawiając tym samym, iż jechaliśmy w złym kierunku -Nie możemy zmarnować takiego dnia na szkołę. - powiedział nie jasno.

 - Co ty robisz? Odbiło ci? Zawracaj słyszysz!- zdenerwowałam się.  Czy on znowu mnie wywiezie gdzieś wbrew mojej woli? Ja chcę iść do szkoły! Nie mogę mieć nieobecności.

 - Nie ma mowy. To twoja wina, zmusiłaś mnie do tego.

 - Co?! Ja cię zmusiłam? -oburzyłam się. - Niby jak? Obrażając cię? - zakpiłam.

 - Nie. - zaprzeczył. - To przez ten bunt ubraniowy. - poinformował mnie. - Kujonica się buntuję,  nie mogę pozwolić byś zmarnowała się dziś w szkole. -wychrypiał, chciał też dotknąć mojego kolana jednak w porę się wycofał, najwyraźniej przypominając sobie moją ostatnią reakcję.

 - Ja się przed nikim nie buntuję. To mama kazała mi zmienić ubrania. - skłamałam. - Poza tym gdzie ty chcesz mnie wywieźć tym razem? - zapytałam zrezygnowana. Muszę jak najszybciej napisać do Ruby, bo nie wiem co robić.

 - Jedziemy do największego w kraju domu strachów, muszę w końcu cię jakoś przekonać żebyś się do mnie przytuliła. - uśmiechnął się pewny swojego pomysłu.

 - Niestety cię rozczaruję, nie boję się jakiś tam plastikowych kukieł i sztucznej krwi. - również się uśmiechnęłam.

Wzięłam telefon do ręki postanawiając napisać do Ru, o moim uprowadzeniu.

Do; Ruby

Ratunku,  Harry zareagował jak jakiś psychol na moją metamorfozę i postanowił mnie wywieźć do jakiegoś domu strachów!  Pomocy! Co mam robić?

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.

Od; Ruby

O mój Boże ! Zachowaj spokój!  Nie bądź dla niego za miła, ale też nie bądź sztywniarą. Po prostu baw się dobrze, nie patrząc na tego dupka ;)

I nie daj się czarować, nie czas na to. Jutro powiem Ci co wymyśliłam. Idę na chemię, trzymaj się Xx

Przeczytałam trzy razy wiadomość od Ruby. Dam radę, kiedyś przebywałam z takimi jak on na porządku dziennym, muszę sobie tylko wszystko przypomnieć i przywrócić dawną Stellę.  Oczywiście nie całą starą mnie, tylko jej cześć, która pomoże mi pokazać Harryemu jak to jest być zabawką ukochanej osoby.

-------------------

Czekałam razem z Harrym w kolejce do kasy, po bilety wstępu. Dziwiło mnie, że tak wielu ludzi opuszczało tą ogromną konstrukcje z takimi przerażonymi minami. Trochę odwagi ludzie! Kiedy w końcu nadeszła nasza kolej Styles zapłacił za bilety i ruszyliśmy do punktu,  gdzie wpuszczano parami do środka.

 - Już nie mogę się doczekać, aż zaczniesz błagać żebym cię trzymał za rękę. - wyszczerzył się Harry.

 - Jej ty znowu o tym? Założę się o dużą czekoladę, że to ty się będziesz bardziej bał. -rzuciłam mu wyzwanie.

 - No dobra skarbie, mogę kupić ci czekoladę,  ale jeśli ja wygram to pójdziesz ze mną hmm.. -przerwał. - Na kręgle. - uśmiechnął się.

 - Po mimo,  że te wygrane, nie są sprawiedliwie rozłożone, zgadzam się. - wyciągnęłam w jego stronę dłoń,  którą bez wahania uścisnął.

Ustawiliśmy się przed wejściem,  czekając, aż wysoki łysy facet wpuści nas do środka.

 - Idziecie prosto, lepiej niczego nie dotykajcie i pod żadnym pozorem nie zawracajcie. Zrozumiano? - otworzył przed nami drzwi.

Kiwnęliśmy głowami na znak, że rozumiemy i wkroczyliśmy do ciemnego pomieszczenia.

Momentalnie poczułam nieprzyjemny chłód na swojej skórze. Jednak widząc, że Harry mnie obserwuję wyprostowałam się i dumnie ruszyłam przed siebie, jako pierwsza. Ominęłam parę marnych straszydeł, które dali na początku by wprowadzić ludzi w klimat. Przyznam było trochę strasznie, ale nie aż tak bardzo. Poza tym nie mogłam teraz okazywać strachu.

 - Nie boisz się? Jesteśmy tu całkiem sami. Czytałem,  że jakiś psychol z psychiatryka kiedyś zamordował kogoś za tamtym właśnie zakrętem. - wskazał przed siebie, próbując mnie nastraszyć. Zatrzymałam się i obróciłam do niego.

 - Kłamiesz. - skrzyżowałam ręce na piersiach. Nie widziałam dokładnie jego oczu przez co nie mogłam wyczytać jego zamiarów.

 - Czemu tak twierdzisz skarbie? - mruknął.

 - Ty nie czytasz niczego poza rozkładówką playboya. - prychnęłam,  po czym nabierając odwagi ruszyłam w owy zakręt z psycholem. Harry szedł zaraz za mną, w pewnym momencie usłyszałam przerażający śmiech niczym z horroru, by po chwili zobaczyć biegnącego w naszą stronę mężczyznę z siekierą. Nie wiele myśląc zapiszczałam przerażona, obracając się i lądując wprost w ramionach Harrego. Roztrzęsiona przytulałam się do chłopaka,  czekając na uderzenie mordercy z psychiatryka. Ku mojemu zdziwieniu nic takiego nie nastąpiło, a zamiast tego usłyszałam nie mogącego opanować śmiechu Harryego. Oderwałam się od niego zirytowana. Skąd on wiedział,  że teraz wybiegnie facet?

 - Ty już tu byłeś oszuście! To nie fair. - tupnęłam nogą.

 - Spokojnie jak będziemy na kręglach, to mogę ci kupić tę czekoladę. - zaśmiał się.

 - Nie dzięki. - fuknęłam. Szłam przed siebie w kierunku wyjścia,  chcąc jak najszybciej wrócić do domu.

 - Co, już się nie przytulamy? - wyszczerzył się.

 - Chciałbyś. Jedziemy już do domu? Muszę się pouczyć. - poinformowałam go, w rzeczywistości śpieszyłam się do pracy.

 - Jasne. Też muszę już jechać,  obiecałem ojcu, że wezmę dziś zmianę w sklepie, bo jeden z pracowników jest chory. - wyszedł jako pierwszy na zewnątrz.

 - W Sex Shopie? - przełknęłam głośno ślinę,  szybko kojarząc wszystkie fakty. Jeżeli się nie myliłam to kolega Ruby z pracy był chory, co oznaczało, że miałam mieć zmianę z Harrym.

 - Tak, kochanie. - mrugnął do mnie. - Wiem, że nie bywasz w takich sklepach, ale proszę cię nie patrz tak na mnie. - uśmiechnął się, widząc moją przerażoną minę.  Tak owszem musiałam wyglądać jakbym zobaczyła ducha. Co ja mam teraz zrobić? Przecież nie mogę z nim dziś pracować.  On nie może się dowiedzieć, że tam pracuję. Jeśli tak się stanie, to nie wyobrażam sobie dalszej egzystencji.

Ogarnęła mnie wewnętrzna panika. Super ciekawe co teraz wymyśli Ruby, bo ja sobie tego jakoś nie wyobrażam. Mam jeszcze trochę czasu i muszę wpaść na jakiś sensowny pomysł.  Jedno jest pewne to będzie długi dzień.

 Hej kochani ;) Oto kolejny rozdział. Muszę wam powiedzieć, że pisałam go 3,5 godziny. Jak myślicie co teraz robi Stella?

Kocham was 

Camila Xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top