Rozdział 4

Pełna niepokoju opuściłam samochód, wcześniej żegnając się z Henrykiem. Naprawdę nie miałam ochoty iść dzisiaj do szkoły. Byłam naprawdę zmęczona po wczorajszym ciężkim dniu w pracy, spowodowanym oblężeniem sklepu przez do tej pory nie zrozumianą mi klientelę. Nie wspominając już o wiadomości od Harrego, która już zupełnie spędzała mi sen z powiek. Stresowałam się tak bardzo, że nie mogłam przestać o tym myśleć, co nie wpływało dobrze na sen. Jestem pewna, że mam teraz okropne wory pod oczami. Zresztą czym ja się przyjmuje? W końcu na mój wygląd raczej mało kto zwraca uwagę, o ile w ogóle. Jedyne co powinno mnie teraz martwić to denerwujący osobnik, z którym jestem zmuszona wykonać projekt z niemieckiego. Chwała Bogu, dziś nie było w planie tego przedmiotu, co dawało mi nadzieję, że go nie spotkam.

Nie odpisałam na jego wiadomość. Nawet nie wiedziałabym co. Przeraził mnie jej widok, brzmiała jak jakaś groźba. Przed oczami ciągle widziałam wyraz twarzy Ruby, kiedy wspomniałam jej o Stylesie. Dziewczyna ewidentnie została przez niego wykorzystana w celach urozmaicenia jego żałosnej egzystencji.

-Hej Stella, jak się masz? - Zza szafki wyłonił się uśmiechnięty Dylan.

-Cześć, w porządku a ty?- posłałam mu serdeczny uśmiech. Nie spodziewałam się, że któryś z przyjaciół Ru będzie ze mną rozmawiał już następnego dnia. Teraz rozumiem dlaczego się z nimi trzyma. Byli naprawdę mili i nie oceniali ludzi po pozorach, przyjmując mnie z otwartymi ramionami, czego nie zrobiłby w stosunku do mnie prawdopodobnie nikt w tej szkole.

-Karkówka z matmy - mruknął nie zadowolony, wskazując na książkę.

-Współczuję - Starałam się utożsamić z jego bólem, choć dla mnie nie zrozumiałym. Kochałam matematykę, bo wszystko w niej było takie logiczne i proste. Szkoda, że życie takie nie jest.

-Ruby mówiła, że nie chcesz iść na dzisiejszą imprezę? - Oparł się ręką o szafkę. Popatrzyłam na niego podejrzliwie. Czyżby Ru go na mnie nasłała, żeby mnie przekonał?

-To prawda nie idę.

-Nie dasz się przekonać co? -Uniósł brew do góry.

-Nie, to nie moje klimaty.

-To może pójdziesz z nami dziś po szkole na pizze?- Zaproponował. Zmarszyłam brwi, zastanawiając się co odpowiedzieć. Powinnam się zgodzić?

-Okej- odparłam z wahaniem.- Wiesz co, Dylan, muszę już lecieć, powiedz Ru, że nie będzie mnie na stołówce, zobaczymy się potem- Pomachałam mu.

Skierowałam się w stronę biblioteki. Może jak się tam zaszyję to nie wpadnę już dziś na nikogo a w szczególności na pewnego osobnika. Cieszyłam się na propozycję Dylana, jednak od nadmiaru obowiązków rozbolała mnie głowa. Miałam ochotę rozwiązać koka perfekcyjnie ułożonego na mojej głowie. Nigdy nie rozpuszczałam włosów, choć były zadbane i długie nie czułam takiej potrzeby.

-Zakonnico!- Usłyszałam wołanie za swoimi plecami. Zdenerwowana obróciłam się na pięcie.

-Mógłbyś przestać mnie tak nazywać? Dla twojej świadomości mam imię!- syknęłam, widząc tę irytującą twarz. Chłopak zmniejszył dzielącą nas odległość przez co mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Faktem jest to, że trudno było przejść obok niego obojętnie. Czarne rurki opinały jego nogi, ukazując ich zgrabność. Rany boskie nie jedna dziewczyna by takie chciała! Biały t-shirt ma na celu uświadomić ludziom, ile czasu spędza na siłowni. Jego cienki materiał umożliwiał dostrzeżenie tatuaży zdobiących klatkę, oczywiście nie wspominając o tych na rękach.

-Znowu to robisz- Uśmiechnął się łobuzersko. - I tak, wiem, że masz imię - Złapał ze mną kontakt wzrokowy. Za wszelką cenę nie dałam się onieśmielić natarczywym zielonym tęczówką jego oczu.

-Co robię? - Skrzyżowałam dłonie na piersiach.

-Gapisz się- Ukazał ponownie rząd śnieżnobiałych zębów. Mimowolnie przewróciłam oczami. Nie cierpię takich facetów jak on. - Gdzie się wybierasz?- Zmienił temat. Jego dłoń powędrowała w stronę loków by po chwili przeczesać je palcami. Obserwowałam uważnie każdy jego ruch.

-Nie powinno cię to obchodzić, ale do biblioteki-westchnęłam. Postawiłam zachować spokój. Zdążyłam zauważyć, że najbardziej bawi go, kiedy udaje mu się wyprowadzić mnie z równowagi.

-No tak, mogłem się domyśleć, że nudziara idzie czytać książki- Starał się mi dogryźć. Uff spokojnie Stello, dasz radę on tylko czeka byś się zdenerwowała. Kątem oka widziałam, że kilka osób zaczyna nam się przyglądać. No tak Harry Styles rozmawia z kimś takim jak ja, to musi być dla nich niezłe przedstawienie. Kiedy nabierałam powietrza, by coś odpowiedzieć zabrzmiał dzwonek telefonu. Harry wyjął urządzenie z tylniej kieszeni spodni, gdzie trzymał ostatnio e-papierosa, choć i zapewne też zwykłe.

-Nie mam czasu, Malik, czego chcesz?!- Warknął do aparatu. Malik? Zayn Malik? Jeden z jego przyjaciół, szkolny Bad boy. Jednakże skoro się kumplują, to dlaczego tak się do niego odzywa? Widząc, że Harry jest zajęty rozmową, spojrzałam na niego ostatni raz i ruszyłam w przeciwnym kierunku. Dosłownie po kilku sekundach zostałam złapana za nadgarstek i zmuszona do zatrzymania. Przez moje ciało przebiegł jakiś dziwny prąd ciągnący się od miejsca zetknięcia nadgarstka z ręką Harrego. To był pierwszy raz, kiedy w jakikolwiek sposób nasze ciała zetknęły się i bardzo mnie to przeraziło. Zostałam obrócona z powrotem w jego stronę, tym razem bliżej niż poprzednio na tyle, że mogłam poczuć jego ciepły oddech. Gdy zdałam sobie sprawę w jakim jestem położeniu, zmieszana wycofałam się do tyłu. Czułam gorąco na policzkach, co sugerowało rumienienie się. Mam nadzieję, że chłopak tego nie zauważył.

-Ode mnie się nie ucieka maleńka- Wychrypiał, nasze oczy ponownie się spotkały. Czy on mnie nazwał maleńką? Chyba już wolę tą zakonnicę.- Posłuchaj przyjadę dziś po ciebie i pojedziemy do mnie wykonać naszą pracę.- Oznajmił, nawet nie pytając, czy mam dzisiaj czas i, czy mi to odpowiada. Poza tym jest piątek oraz ta cała ''historyczna'' impreza, wątpię żeby gwiazda szkoły i taki imprezowicz, jak on ominął takie wydarzenie.

-Skąd wiesz czy nie mam na dzisiaj planów, myślisz, że dałabym ci mój adres?- Prychnęłam. Denerwowało mnie to, że kiedy tylko się unosiłam on był zadowolony, jakby sprawiało mu to przyjemność.

-Nie masz planów i oboje o tym wiemy. Tylko ubierz się jakoś normalnie nie chcę, żeby ktoś wziął cię za nową księgową, albo sprzątaczkę. A jeśli chodzi o adres to mam swoje sposoby- Rzucił, po czym nie czekając na odpowiedź odszedł.

-----------

Nerwowo kręciłam się na obrotowym krześle w moim pokoju, Nie wiedziałam, o której Harry przyjedzie i czy w ogóle. Spędziłam dziś naprawdę wspaniałe popołudnie razem z Ruby, Dylanem i Liamem. Jedliśmy pizze, śmiejąc się i rozmawiając. Niestety nie miałam okazji powiadomić Ru o spotkaniu z Harrym, ponieważ chłopcy cały czas nam towarzyszyli.

-Panienko, ktoś do pani- Zza drzwi wychyliła się Helena, nasza gosposia. Właściwie traktowałam ją jak babcie. Odkąd pamiętam towarzyszyła mi, gdy rodziców nie było w domu i mogłam z nią zawsze porozmawiać.

-Do mnie? - Zareagowałam trochę zbyt nerwowo. Zerwałam się z krzesła, przez co na twarzy Helen pojawił się grymas. Znała mnie bardzo dobrze i wiedziała, że moje zachowanie odbiega od normy.

-Wszystko porządku, aniołku? - Zmartwiła się.

-Tak, tak już schodzę- potrząsnęłam głową, by odgonić złe myśli. Zabrałam telefon z biurka, wzięłam głęboki oddech i skierowałam się na schody. Pewnym krokiem pokonywałam stopnie. Zaczęłam się rozglądać za gościem. Nie miałam co się łudzić wiadomo, kto to był.

Stał blisko drzwi frontowych, sprawdzając coś na telefonie. Wyglądał inaczej niż w szkole, spodnie miał co prawda te same, ale górną cześć garderoby stanowiła teraz koszula we wzroki, były to chyba samolociki. Celowo rozpiął parę górnych guzików by odsłonić dwie jaskółki. Tak to z pewnością działało na dziewczyny, lecz nie na mnie. Jestem odporna na ten jego "urok".

-Jednak przyszedłeś- Powiedziałam z nie krytym rozczarowaniem . Chłopak momentalnie zgasił ekran komórki i skupił swoją uwagę na mnie. Jednak gdy mnie zobaczył przez jego idealną twarz przebiegł ledwo zauważalny grymas.

-Zawsze tak się ubierasz? Nigdy nie rozpuszczasz włosów, czy coś?- Skanował mój strój.

-Tak, zawsze i nie sądzę, żeby to należało do tematu projektu.- Starałam się nie wychodzić z równowagi. Dasz radę Stello.

-Skoro o tym mowa, ubieraj buty i jedziemy- Uśmiechnął się cwanie. Mój wewnętrzny szósty zmysł mówił mi żebym uciekała najdalej od niego, jednak rozum wiedział, że to nieuniknione. Wymięłam go i schyliłam się po czarne płaskie sandałki, kiedy już miałam je na nogach poinformowałam tylko Helenę, o moim wyjściu.
Harry otworzył mi drzwi przepuszczając przodem.

-Uważasz, że jeżeli jestem kobietą to nie potrafię otworzyć drzwi? - Zapytałam z kpiną. Na jego twarzy znów pojawił się ten wkurwiający uśmiech. Boże, co on ze mną robi, przez niego przeklinam.

-Myślę, że potrafisz, ale czy jesteś kobietą to bym się zastanawiał, bo te ciuchy zakrywają chyba wszystkie twoje kształty.-Popatrzył z odrazą na mój strój. Za niedługo będę potrzebować jakieś tabletki na uspokojenie.

-Jesteś taki denerwujący- wyrzuciłam ręce w powietrze. W odpowiedzi usłyszałam intensywny chichot.

-Ładny masz dom, nie spodziewałem się, że ktoś taki jak ty mieszka w takiej dzielnicy- Otworzył po raz kolejny przede mną drzwi tym razem od samochodu. Jeździł czarnym mustangiem, na którego pewnie nie jedna dziewczyna dała się złapać. Harry odpalił samochód i ruszył. Postanowiłam nic mu nie odpowiadać i najlepiej się nie odzywać. Po prostu pójdę tam zarobimy projekt i już z nim nigdy więcej nie zamienię nawet jednego słowa. Podziwiałam panoramę za oknem, piękne zachodzące słońce nieco mnie uspokajało, jednak coś mi nie pasowało.

-Myślałam, że mieszkasz na Morton street. - zdziwiłam się. Przecież każdy wie, że to najbardziej prestiżowa ulica , tak samo jak to, że mieszka tam tylko jedna osoba w tej szkole.

-No bo to prawda- obserwował drogę w skupieniu

-To dlaczego jedziesz w innym kierunku? - Zdenerwowałam się. Zaczęłam wiercić się na skórzanym fotelu.

-Plany się zmieniły, mała- Wciąż wpatrywał się w drogę, irytująco żując gumę.

-Jak to plany się zmieniły?!- uniosłam się.- Mieliśmy robić zadanie, a ty wywozisz mnie nie wiadomo gdzie!- Uderzyłam uformowaną w pięść dłonią o tapicerkę jego auta. Co spowodowało, że w końcu się na mnie popatrzył.

-Chyba nie sądziłaś, że w dniu największej imprezy będę się z tobą uczył? -Zmienił bieg, po czym wolną ręką wyjął papierosa i wsadził do ust.

-Skoro nie miałeś zamiaru się uczyć, to czemu po mnie przyjechałeś?!- Nie rozumiałam go, miałam ochotę odpiąć pas i wyskoczyć z samochodu.

-Och ja po prostu chciałem pokazać mojej małej zakonnicy, co to znaczy dobra zabawa- popatrzył na mnie przenikliwym spojrzeniem, powodującym dreszcze grozy na całym moim ciele. Dopiero teraz do mnie w zupełności dotarło co się dzieje.

-Odwieź mnie do domu!- Nakazałam surowo.

-Nie ma mowy, kotku, rozluźni się. Przed tobą długa noc-Odpalił papierosa.

Dodaje to jeszcze raz, po aktualizacji. Mam nadzieję, że wszystkim tym razem się wyświetli

Kocham was

Camila Xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top