Rozdział 8
Cały dzień zastanawiałam się nad tym czy dobrze zrobiłam, zgadzając się żeby Harry mnie odwiózł. Rozmawiałam o tym podczas przerwy obiadowej razem z Ruby i wspólnie stwierdziłyśmy, iż najlepiej będzie go wystawić. Po prostu wrócę pieszo podczas gdy on będzie czekał. Nie ukrywam, podobał mi się ten pomysł. Myśl o przebywaniu z nim sam na sam, nie działała zbyt kojąco na moje nerwy. Zabrzmiał ostatni dzwonek, oznaczający koniec lekcji. Uczniowie zerwali się ze swoich miejsc chcąc jak najszybciej być w domu. Ja natomiast zazwyczaj się nie śpieszyłam, lecz dziś nie mogłam natknąć się na tego natręta. Nie wiem czemu Ru twierdzi, że jak będę niedostępna to mnie nagle ''zapragnie'', ale jak dla mnie super. Im mniej czasu z nim, tym mniej picia melisy dziennie. Pośpiesznie szłam korytarzem, kierując się do bocznego wyjścia, które nie wybiegało na parking. Miałam zamiar zniknąć niezauważona. W moim przypadku t trudne niebyło.
Kiedy udało mi się wyjść ze szkoły, rozglądnęłam się tylko dookoła, po czym zadowolona ruszyłam chodnikiem do domu. Lubiłam spacerować, a pogoda dziś była do tego idealna. Słońce świeciło, a lekki wiaterek przyjemnie schładzał skórę. Napawałam się widokiem otoczenia. Średniej wysokości drzewa o głęboko zielonych liściach, posadzone wzdłuż chodnika co jakieś dziesięć metrów, dawały cień. Cieszyłam się, że tak łatwo udało mi się uciec Stylesowi. Na pewno teraz czeka na parkingu i zastanawia się gdzie jestem. Boję się trochę dzisiejszych zakupów z Ruby. Mam nadzieję, że nie wprowadzi jakiś radykalnych zmian.
Z zamyślenia wyrwało mnie trąbienie samochodu. Obróciłam się zaciekawiona, tym co się dzieje na ulicy. Zdziwiona zobaczyłam tylko jedno auto i nic innego na jezdni nie było. Pojazd podjechał do mnie i opuścił przyciemnianą szybę. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że już jechałam tym samochodem i kto był jego kierowcą. Oniemiała wpatrywałam się w uśmiechającego się Harrego. Na nosie miał czarne Ray Bany , a na jego policzkach uformowały się dołeczki, które sprawiały, że wyglądał tak niewinnie.
-Chyba nie myślałaś, że mi uciekniesz co Stello?- odezwał się jako pierwszy. Nie wiedziałam co robić. Razem z Ru nie przewidziałyśmy takiej sytuacji.
-Chyba nie myślałeś, że wsiądę z tobą do samochodu?- skrzyżowałam ręce na piersiach, nagle nabierając odwagi. No, bo przecież to dalej ten sam irytujący, arogancki, kobieciarz, nieważne czy mam zamiar dać mu nauczkę czy nie. Skierowałam się z powrotem przed siebie.
-Mieliśmy umowę słonko, więc wsiadaj.-jechał powoli za mną, dostosowując prędkość do mojego tępa marszu.- Będziesz wcześniej w domu, nie rozumiem cię.-stwierdził- Dobra skoro nie chcesz wsiąść to będę jechał obok.- Poinformował mnie. Boże tylko nie to. Chyba nie wiedziałam w co się pakuje zgadzając się na tę akcje ''złam Stylesowi serce''. Przecież ja nie wytrzymam w jego towarzystwie tyle czasu, nawet mam problem rozmawiać z nim przez dziesięć minut, bez chęci mordu.
-Czy jak wsiądę, to przestaniesz tyle mówić?- zapytałam zrezygnowana. Szybciej się go pozbędę, jeśli z nim pojadę, w końcu to krótszy okres czasu niż na piechotę.
-Jane kujonico- uśmiechnął się łobuzersko, ukazując szereg śnieżnobiałych zębów. Przewróciłam oczami, po czym zajęłam miejsce z przodu, nie zapominając o zapięciu pasów bezpieczeństwa.
-Nie bój się jestem dobrym kierowcą- wydawał się być rozbawiony moim zachowaniem.
-Paul Walker, też nim był.- oparłam się wygodnie na fotelu. Harry nie odpowiedział, tylko wyciągnął papierosa z podłokietnika i zapalił, produkując przy tym trujący dym. Ech jeszcze cztery minuty dam radę.
-Musisz teraz palić?- nie wytrzymałam, słowo zakonnica i papierosy w jego przypadku wywołują u mnie jakiś wewnętrzny atak furii.
-Przecież szyby są opuszczone, nie przesadzaj słonko.- wypuścił dym z płuc, robiąc przy tym kółeczka.
-Właśnie tacy ludzie jak ty dostają raka płuc.- fuknęłam.
-Na coś trzeba umrzeć- wzruszył ramionami.- ty też równie dobrze możesz dostać raka płuc.
-Oj tak i to będzie twoja wina, bo przez ciebie jestem biernym palaczem.- zdenerwowałam się. Ku mojemu zdziwieniu chłopak westchnął głęboko po czym wyrzucił większą połowę papierosa. Zadowolona z mojego małego zwycięstwa, uśmiechnęłam się pod nosem.
-Nie myśl, że wygrałaś.- mruknął- Jeszcze się tego dużo przy mnie nawdychasz, więc stwierdziłem, że dziś ci oszczędzę. - położył rękę na moim kolanie i pogłaskał delikatnie przez materiał spódnicy. Strzepnęłam mocno jego dłoń.
-Masz szczęście, że prowadzisz, bo dostałbyś pogłowie.- uniosłam ton nieco wyżej.
-Wiesz możemy się kiedyś umówić, na pewne rzeczy i wtedy będziesz mogła mnie bić ile chcesz.- zaparkował pod moim domem i odwrócił się w moją stronę.- o której mam rano przyjechać?- zapytał niby od niechcenia.
- Co?!- otworzyłam szerzej oczy.- Jakie rano? Ty się ciesz, że dziś z tobą pojechałam i nawet nie waż się tu przyjeżdżać.- wysiadłam z auta i trzasnęłam drzwiami. A to denerwujący dupek. Nigdy nie zrezygnuję ze spokojnych porannych przejażdżek z Henrykiem nie ma mowy. Coraz bardziej mam ochotę zrezygnować, ale kiedy przypominam sobie o tej płaczącej dziewczynie z szatni...
-Będę o siódmej trzydzieści.-krzyknął przez okno. Nie czekając na odpowiedź, zawrócił na placu i odjechał. Wpatrywałam się przez chwilę w tył samochodu. To są chyba jakieś żarty, mam rację?
Spojrzałam na zegarek. Za godzinę będzie tu Ru. Podałam jej swój adres. W końcu musiała to zrobić. Dziwiło mnie, że Dylan nic jej nie powiedział o moim domu. W głębi duszy się cieszyłam, ponieważ nie patrzył przez ten pryzmat. Musiałam poprosić mamę o pieniądze na zakupy, a nie ukrywajmy, Ruby chce zmienić najlepiej całą moją garderobę. Czego się nie robi żeby zapobiec, nieszczęściu innych kobiet. Przekroczyłam próg domu. Zdjęłam buty i odwiesiłam torebkę na jednym z wieszaków.
-Witaj Heleno.- uśmiechnęłam się promiennie do kobiety. - Mama w gabinecie?- zapytałam, mając nadzieję, że w ogóle jest w domu.
-Tak, kochanie, mówiła, że ma dużo pracy. Zrobiłam koktajl truskawkowy, masz ochotę?- wytarła ręce w ścierkę.
-Nie dziękuje, wieczorem się napiję, a teraz idę do mamy. - poinformowałam ją, posyłając jej jeszcze raz uśmiech. Przełknęłam głośno ślinę i stanęłam przed dużymi drewnianymi drzwiami. To będzie trudna rozmowa. Nie wiem jak moja matka zareaguję na wieść, że jej odmieniona córka chce zmienić styl. Choć od początku niebyła zadowolona, iż w skutek mojej przemiany zmieniłam się w jak to ona mówiła brzydkie kaczątko i bezguście. Zapukałam z wahaniem w twardą powierzchnię drzwi, odczekałam trzy sekundy i weszłam do pomieszczenia.
-Hej mamo.-przywitałam się. Kobieta siedziała za masywnym biurkiem i przeglądała jakieś papiery. Usiadłam na krześle naprzeciwko niej.
-Stella?- zdziwiła się widząc mnie w jej gabinecie. Zwykle tu nie przychodziłam - Coś się stało?- odłożyła kartki, skupiając swoją uwagę na mnie.
-Niee.. Znaczy tak, ale nie zupełnie- wierciłam się na krześle nie wiedząc jak zacząć.
-Mam mało czasu, do rzeczy Stello.- Zerknęła na zegarek.
-Ech, a więc chciałam cię prosić o pieniądze na ubrania.- wyrzuciłam z siebie.
-Przecież nie musisz o to pytać, dlaczego zawracasz mi tym głowę.- chwyciła ponownie za dokumenty.
-Ponieważ, potrzebuję więcej niż zwykle, chcę zmienić całą garderobę i zacząć ubierać się normalnie.- powiedziałam jednym tchem. Moja mama, spojrzała na mnie ponownie, z niezrozumiałym dla mnie wyrazem twarzy. Czekałam w napięciu, na to co powie.
- Ależ to wspaniale!- ucieszyła się nie kryjąc swojego szczęścia, co było nie podobne do mojej rodzicielki.- Bierz ile chcesz, nawet nie wiesz jak się cieszę!- podałam mi swoją prywatną kartę kredytową, na której nie było limitu. Nie poznaję jej.
-Dziękuję.- wydusiłam ledwo.
-Och przestań, miłych zakupów! W końcu będziesz wyglądać jak na tą rodzinę przystało.- stwierdziła szczerze.
-------------------------
Opuściłam dom dostając wiadomość od Ruby, że czeka na placu. Ubrana w to w czym byłam w szkole i wyposażona w kartę kredytową mojej matki, skierowałam się do Jeepa należącego do dziewczyny.
-Cześć Ru.- przywitałam się z nią buziakiem w policzek i usiadłam wygodnie.
- Stella, dlaczego mi nie powiedziałaś, że mieszkasz jak jakaś pieprzona Britney Spears?- zbulwersowała się.- Wiesz jak to zmienia postać rzeczy na zakupach?- odpaliła samochód.
-Tak wiem, mama tak jakby dała mi nieograniczony budżet.- speszyłam się. Było mi głupio, że wcześniej jej nie zaprosiłam do siebie, ale nie lubiłam obnosić się z pieniędzmi, chciałam pierwsze ją lepiej poznać.
-Ja pierdole, kiedyś przy tobie zwariuję dziewczyno.- włączyła się do ruchu. Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy, więc postanowiłam ją przerwać.
-Harry chce po mnie przyjechać jutro rano.- poinformowałam ją zniechęcona, na samą myśl.
-Co? To świetnie! Wiesz jak się zrobi ciasno w spodniach jak cię jutro zobaczy?- zapiszczała.
-Ej mówiłaś, że to będą drobne zmiany tak?- upewniłam się przestraszona jej euforią.
-Oczywiście, jeżeli tak można nazwać ubieranie się jak normalny lecz stylowy człowiek oraz rezygnacja z tego koka co masz na głowie.
-Cokolwiek, tylko, żebym nie wyglądała wyzywająco.- spojrzałam na nią z nadzieją, że będzie dobrze.
Kiedy dojechałyśmy do centrum i zaparkowałyśmy auto na podziemnym parkingu, pierwszym sklepem do jakiego udałyśmy się był River Island. Stresowała mnie ta cała sprawa, a myśl o przymierzaniu tych wysokich ciuchów, powodowała chęć ucieczki.
-Okej, jeszcze to i z dwie pary tego.- Ru podawała mi coraz więcej ubrań do rąk. Nawet nie patrzyłam jakich. Wolałam tego nie wiedzieć. Razem z wielkim stosem ubrań, przeniosłyśmy się do przymierzalni. Moja przyjaciółka doniosła mi jeszcze kilka par butów i rozsiadła się wygodnie na jednej z puf. -Przymierzaj w zestawach i pokazuj się.-nakazała, pokazując mi kciuki w górę, co chyba jej zdaniem miało mnie zachęcić. Kiedyś lubiłam tego typu ciuchy, ale aktualnie przerażał mnie fakt, że mogę ubrać niektóre z nich.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i westchnęłam. Zabrałam z wieszaka pierwszy zestaw składający się z czarnych rurek, butów na lekkiej platformie i jakiejś dziwnie krótkiej bluzki. Przerażona tym faktem, by się upewnić ubrałam na siebie cały zestaw, nawet naszyjnik dobrany do niego i przeglądnęłam się. O mało nie zemdlałam. Nie myliłam się bluzka była o wiele za krótka. Miałam na sobie spodnie z wysokim stanem, ale co z tego skoro widać było trochę mojego brzucha.
-Długo jeszcze?- usłyszałam zniecierpliwioną Ruby.
-Nie ma mowy nie wyjdę w tym.- Zaprotestowałam, na co usłyszałam jej westchnięcie. Dam głowę, że w tym momencie przewracała oczami. Nie usłyszawszy odpowiedzi już miałam się przebrać, kiedy zasłona nagle została odsłonięta, a zza niej wyłoniła się dziewczyna.
-Rany dziewczyno wyglądasz zajebiście! Jakie ty masz ciało!- chwaliła mnie oszołomiona. Podeszła do mnie i pozbyła się koka pozwalając by moje włosy opadły na ramiona.
-Wyglądam dziwnie i ten brzuch goły.- Powiedziałam.
-Stello spójrz na siebie.- obróciła mnie przodem do lustra. Spojrzałam na swoje odbicie. W tym stroju i z rozpuszczonymi włosami, w ogóle nie przypominałam siebie. -Wyglądasz jak marzenie każdego faceta uwierz mi i wcale nie jesteś wyzywająca kochanie. Kusisz tym brzuszkiem, ale to jest miłe dla oka i niewiele go widać.-Przekonywała mnie. Chyba miała rację nie jest tak źle, możliwe, że bym się tak ubrała.
-Okej bierzemy.- poddałam się, wiedząc, że tym razem nie wygram.
Ru zadowolona opuściła przymierzalnie, a ja zabrałam się za kolejny zestaw, tym razem była sukienka do połowy ud, co mnie bardzo martwiło, ale nie była jakaś super krótka, więc to przeboleje. Ubrałam na siebie jeszcze skurzaną kurteczkę i czarne botki. Poprawiłam włosy i opuściłam przymierzalnie. Ruby przyjrzała mi się uważnie, a jej usta się rozchyliły. Nie dziwił mnie jej szok sama byłam w nim byłam i nie wiem czy jutro się przemogę i wyjdę w tych ubraniach publicznie.
-Zdecydowanie jutro rano Styles musi cię w tym zobaczyć.- przyznała z uznaniem Ruby. Jak tak dalej pójdzie to twój wygląd odwali za nas połowę roboty.- Klasnęła w dłonie.
Przez resztę popołudnia i wieczora, chodziłyśmy po sklepach i kupowałyśmy przeróżne rzeczy. Powątpiewałam, że odważę się założyć niektóre z nich. Wspólnie z Ru ustaliłyśmy, że jutro rano założę tę sukienkę, którą kupiłam jeszcze na samym początku. Dostałam również zakaz rozpuszczania włosów i liczne groźby, śmierci jeśli nie ubiorę zaplanowanych ubrań. Dla pewności moja przyjaciółka zapowiedziała, że o siódmej przyjdzie mnie pomalować i sprawdzić czy wyglądam tak jak miałam. Mam nadzieję, że Harry mnie nie wyśmieję. Nie byłam pewna tego stroju i nie czułam się w nim komfortowo. Cóż wszystko okażę się jutro.
Hej skarby Xx Co sądzicie o przemianie Stelli?
Kocham was
Camila Xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top