Szalik
[TP] - twój patron (Godryk, Helga, Salazar, Rowena)
Black Syriusz:
- Masz wszystko? - zapytał łapiąc za sznurówki swoich łyżew.
- Tak, wzięłam łyżwy, pieniądze i rękawiczki, wszystko jest. - zapewniła uśmiechając się.
- O czymś zapomniałaś. - stwierdził przypatrując się jej.
- To znaczy? - zapytała zdziwiona.
Syriusz tylko się uśmiechną, zdjął swój szalik i opatulił [TI] szczelnie.
- Teraz masz wszystko. - pocałował ją w czoło. - Nie chcemy przecież, by pani Black się rozchorowała. - powiedział czule.
Lupin Remus:
- Mam dla ciebie herbatę. - powiedział wchodząc do salonu i postawił ją na stoliczku obok fotela, w którym siedziała jego miła.
- O dziękuję Remi. - uśmiechnęła się do niego przerywając na chwile pracę i wzięła kubek, który przyjemnie ogrzewał ręce.
- Co ty tam tak dziergasz? - zapytał zainteresowany widząc bordową wełnę na jej kolanach.
- Niespodzianka. - stwierdziła z zagadkowym uśmiechem.
- Przecież widzę, że coś robisz, nie będzie niespodzianki. - zszedł z fotela i na czworakach niczym wilk podszedł do niej, co wywołało kobiecy śmiech.Oparł głowę na jej kolanach. - Powiedz mi, proszę. - miał nadzieję, że był teraz uroczy, a nie głupkowaty. [TI] śmiała się i pogłaskała go po włosach całując w czoło.
- W sumie, to już skończyłam. - pokazała mu swoje dzieło, czyli szalik. - Tutaj jest R.L, a tu [I].[N]. - pokazała oba końce szalika, na którym były wyszyte złotą nicią ich inicjały. Opatuliła go nim. - Proszę. - powiedziała rozbawiona.
- Moja zdolna dziewczyna. - ucałował jej dłonie uśmiechając się szeroko.
Potter James:
- Gdzie on jest?! - wołał przerzucając wszystkie szafki i rękawy kurtek, czy czasem tam nie zapodział się jego bezcenny skarb.
- Święty/a [TP]. - powiedziała zaskoczona wchodząc do holu. - James, co ty wyprawiasz?
- Gdzie on jest?... - nie wiadomo czy pytał ją, czy siebie.
- Ale co?
- Szalik! - spojrzał na nią spanikowany i bliski histerii. - Mój szalik Gryffindoru.
Kobieta westchnęła z ulgą i uśmiechnęła z politowaniem.
- Suszy się w łazience, musisz go czasem prać Huncwocie.
- Godryku, [TI] nie strasz mnie tak więcej. - uśmiechnął się z ulgą.
- No, to skoro kryzys zażegnany, to posprzątaj ten bajzel.
- Ale jaki? - nie zrozumiał
- Ten. - wskazała porozrzucane ubrania.
Podrapał się po kręconej czuprynie.
- Ojć...
Snape Severus:
- Idę do sklepu.
- Jak idziesz? - wychyliła się z sypialni.
- Normalnie, na nogach. - wywrócił oczami idąc do kominka.
- O nie, nie mój drogi, tak nie pójdziesz. - stwierdziła zatrzymując go.
- Czego ty znowu chcesz kobieto? - warknął zły odwracając się do niej.
- Na dworze jest zimno. - zauważyła i stanęła na palcach, by opatulić go szalikiem.
- Nie jestem dzieckiem, żebyś mi szalik wiązała... - burknął zły.
- No już, nie marudź Gburku, przecież jest szary. - uśmiechnęła się i cmoknęła go w nos. - Jak mi zrobisz dziecko, to będę jemu wiązać. - mrugnęła. - Kup czekoladę! - zawołała odchodząc i zostawiając zupełnie skołowanego Snape'a
Macie pomysły na kolejne słowo?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top