13
*Park Me Rin*
-Co?- Suga wyszczerzył oczy.
-Co?- zrobiłam to samo.
-No tak.. kocham cię Rin.- Jin posłał mi uśmiech.
W pokoju nastała niezręczna cisza, widać było, że Suga ma ochotę coś powiedzieć ale ostatecznie się poddał.
-No więc? Wyjdziesz?- Jin podniósł brwi i spojrzał na Suge.
-Teraz tym bardziej nie mam ochoty wychodzić.- wsadził ręce do kieszeni.
-Wyjdźcie oboje.- przykryłam się kołdrą pod samą szyję.
-Rin.- Jin chwycił moją rękę.
-Nie martw się. Na pewno przemyśle twoje wyznanie.. oppa.- uśmiechnęłam się.
-A co ze mną?!- Suga skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
-Z tobą chyba już skończyłam.- syknęłam ostro.
~~~
Co ja mam niby z tym zrobić?! Przytulić ich obydwóch i powiedzieć "Kocham was! Kochajmy się wszyscy razem!"?! To nie drama aby działy się takie akcje.
Do pokoju wszedł staruch.
-Co ty znowu wyczyniasz?!- chwycił mój kołnierz i podniósł mnie lekko.
-Hm?- przerażona spojrzałam na niego.
-Skłóciłaś cały zespół. Jak Jin przyznał się, że cię kocha okazało się, że kocha cię cały zespół! Jak kobietę nie przyjaciółkę!- szarpnął mną.
-J..ja.. to nie moja wina!- krzyknęłam.
-Jak to nie! Gdybyś się nie pojawiła wszystko było by idealne.. albo gdybyś leżała sobie w rowie!- przez bliskość naszych twarzy poczułam jak jedzie mu z pyska.
-To twoja wina. Gdybyś nie ściągnął mnie do tego cholernego apartamentu, żyła bym normalnie!- opuściłam głowę.
Dlaczego nie można cofnąć czasu? Poczułam jak po skroni coś mi spływa.
Staruch momentalnie zamilknął.
Sięgnęłam ręką aby sprawdzić co to.
Krew.
Sięgnęłam wyżej aby znaleźć źródło krwawienia. Pod palcami wyczulam bandaż. Spojrzałam na palce.
Krew.
Była wszędzie. Kapała wolno na moje ramię przy okazji chlapnęła na nieskazitelnie czystą podłogę.
-Menadżerze.. Rin!- przez drzwi wbiegł Taeś.
Staruch opuścił mnie szybko na łóżko i cofnął się parę kroków.
Tae szybko zaczął działać. Przyłożył rękę do źródła krwawienia.
-Menadżerze proszę wołać pielęgniarkę!- podniósł głos. -Ten bandaż już nam się raczej nie przyda.- uśmiechnął się aby trochę mnie uspokoić.
No tak. Jak inaczej miało się to skończyć?
Uśmiech Tae był naprawdę przyjemny. Jak zwykle.
-Menadżerze?!- Tae odwrócił głowę w jego kierunku.
Staruch siedział sobie na kanapie śmiejąc się z nas.
-Daj jej się wykrwawić. Nasze problemy znikną a ona w końcu trafi do obiecanego rowu.- prychnął.
-Pomocy!- Tae szybko krzyknął.
Położyłam mu ręce na policzkach przez co umazałam go krwią.
-Staruch ma rację. Nie tylko wasze problemy znikną ale moje też.- uśmiechnęłam się serdecznie.
-Co ty pieprzysz?!- krzyknął na mnie. -Pomocy!
Uśmiech momentalnie znikł.. tak samo jak Tae i staruch.
~~~
Wybaczcie, że taki krótki ale strasznie ciężko było mi to napisać. Nie wiem dlaczego. xdd
Pozdrawiam, Haru.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top