Rozdział 34

Annabelle

Wzięliśmy wspólny prysznic, ubrałam się w bardziej wygodne ciuchy i pojechaliśmy na drugą stronę posiadłości. Nie miałam pojęcia, że w budynku, w którym chłopaki trenują, jest również strzelnica. Raphael chciał, żebyśmy na wszelki wypadek poczekali do jutra, ale ja byłam uparta. Zbyt mało czasu zostało by czekać kolejny dzień. I tak już mieliśmy odjęte kilka minut, na chwilę przyjemności w jego gabinecie, ale zdecydowanie nie żałowałam.

Nie mogłam się na niego wściekać, że nagiął zasady. Wiedziałam, że chce dobrze, ale lekko ukłuło, gdy się dowiedziałam o jego małym kłamstwie, jednak i tak miałam zamiar go przeprosić za swoje słowa.

Raphael zatrzymał się przed budynkiem. Wyszliśmy z auta, wypuściłam Romeo, który pojechał z nami i jak tylko weszliśmy na halę, zaczął warczeć.

- Spokój.

Powiedziałam do wilka. Wiedziałam, że kilka osób mu się tu nie podoba, ale miałam cichą nadzieję, że to tylko przez to, że wcześniej pracowali dla Lorenzo. Żaden z żołnierzy się nie odezwał. Raphael również nie, więc ja tym bardziej. Szłam obok niego, a koło mnie Romeo. W końcu weszliśmy na strzelnicę.

- Wypierdalać.

Rzucił Raphael, a gdy wszyscy zorientowali się, że to on przyszedł, od razu wyszli. Podszedł do stołu z bronią, chwycił pistolet i uniósł.

- Zazwyczaj ten zawsze nosimy ze sobą, więc powinnaś umieć się nim posługiwać.

Skinęłam głową i podeszłam bliżej. Romeo uwalił się przy drzwiach i pilnował by nikt nie wszedł.

- Musisz wiedzieć jak odblokować, zablokować, przeładować, zmienić magazynek i strzelić.

Pokazywał tą każdą czynność pokolei, a w momencie strzału, tak po prostu wysunął dłoń w stronę postaci na kartce i strzelił w sam środek.

- Przecież ty nawet tam nie spojrzałeś.

Odezwałam się zrezygnowana. Nie ma szans, że nauczę się strzelać tak jak on. To jest po prostu niemożliwe.

- Nie zawsze musisz patrzeć w punkt, gdy strzelasz. Jeśli widziałaś swój cel i zapamiętałaś gdzie jest, wystarczy odwrócić rękę i strzelić. To musi być szybki i pewny ruch.

Zaśmiałam się na jego słowa.

- To absurd. To jest nielogiczne.

Wziął głęboki oddech i wcisnął mi broń w dłoń i wskazał na tarczę.

- Zablokuj, odblokuj, zmień magazynek, przeładuj i strzel.

Prychnęłam. Stanęłam w odpowiednim miejscu. Zablokowałam pistolet i od razu go odblokowałam. Zmieniłam magazynek, przeładowałam i strzeliłam. Kulka nawet nie dotknęła kartki. Wszystko do momentu strzału było proste, ale sam strzał, już nie.

- Powtarzasz do momentu, aż nie uda ci się strzelić trzy razy pod rząd w cel.

Usiadł na krześle i mi się przyglądał. Więc będziemy siedzieć tutaj całe wieki. A przynajmniej te dwa dni, które nam zostały.

***

Strzelałam już którąś godzinę. Gdy trafiłam dwa razy, za trzecim mi się nie udało i musiałam próbować od nowa. Już mnie ręka bolała od ciągłego trzymania jej w górze. Raphael cały czas milczał, po prostu obserwował, a mnie już nerwica brała.

- Przecież to jest nierealne do wykonania.

Wymamrotałam pod nosem i odwróciłam się w stronę mężczyzny. Zrezygnowany przejechał dłonią po twarzy i wstał. Podszedł do jednej ze ścian na której wisiała kamizelka kuloodporna i hełm. Od razu założył i bez słowa ruszył w pole ognia. Nacisnął jakiś przycisk, przez co tarcze zaczęły się poruszać, a on stanął za nimi.

- Jesteś normalny?

Zapytałam zszokowana.

- Nikt nie lubi strzelać do celu, który jest nieruchomo. Nie ma wtedy takiej zabawy. Masz piętnaście sekund na zabicie ich wszystkich, inaczej to oni zabiją mnie.

Otworzyłam usta i patrzyłam na niego jak na ostatniego wariata.

- Nie mam broni, chcą mnie zabić, a jest ich sześciu.

Powtórzył i zaraz dodał.

- Czas start.

Stał nieruchomo patrząc w moje oczy, a czarne sylwetki mężczyzn po prostu poruszały się na boki. To jakieś żarty. Przecież…

- Strzelaj, Annabelle. Zostało dziesięć sekund.

Zacisnęłam usta. Jak dostanie kulkę, niech nie ma do mnie problemów. Wkurzona zaczęłam strzelać w czarne punkty, nawet nie rejestrując czy faktycznie któryś zestrzeliłam. Zużyłam cały magazynek, więc od razu go wymieniłam i zaczęłam strzelać dalej. Po chwili przerwało mi klaskanie, więc od razu przestałam i spojrzałam na Raphaela.

- Brawo.

Powiedział dumny, a ja zorientowałam się, że wszystkie czarne punkty leżą na podłodze. Wróciłam do niego wzrokiem. Przełknęłam ślinę, widząc, że z jego ręki sączy się krew. Odłożyłam broń i wskazałam na niego dłonią.

- Powinniśmy wrócić do domu i się tym zająć.

Spojrzał na swoją rękę, jakby dopiero teraz zorientował się, że jest ranny. Kiwnął głową, wyszedł z pola strzelania i ściągnął hełm, a zaraz kamizelkę. Bez słowa chwycił moją dłoń i ruszyliśmy do wyjścia. Romeo wstał i gdy tylko Raphael otworzył drzwi, wyszedł pierwszy. Szliśmy do auta. Nie zwracałam uwagi na innych, ale jak tylko weszliśmy w pole ich widzenia, doskonale czułam wzrok ochroniarzy. Wpuściłam Romeo do samochodu, zajęłam miejsce pasażera, a Raphael kierowcy i ruszył w stronę domu.

- Znając mojego ojca i radę, zapytają, czy byłabyś w stanie oddać za mnie życie.

- Zrobiłabym to.

Odpowiedziałam od razu, bo nad tym nie musiałam się zastanawiać.

- Nigdy nie zasłaniaj mnie swoim ciałem, to moim obowiązkiem jest chronienie ciebie, nie na odwrót.

Powiedział pewnie i z nutką wkurwienia.

- Dlaczego?

Zapytałam od razu. On z pewnością też, zasłoniłby mnie swoim ciałem, gdyby była taka konieczność, więc jesteśmy kwita.

- Perché se muori per me, ti raggiungerò prima di quanto vorresti.
Tłumaczenie: Bo jeśli umrzesz za mnie, dołączę do ciebie szybciej, niż byś tego chciała.

Jego Włoski wywołał u mnie coś na rodzaj wspomnień. To jak wyciągnął mnie z piwnicy i nazwał mnie swoją miłością. A może po prostu byłam tak wykończona, że słyszałam to co chciałam usłyszeć? Wolałam o to nie pytać, żeby nie wyjść na wariatkę.

- Więc może powinniśmy nauczyć się razem współpracować? By żadne z nas, nie musiało zasłaniać ciałem tego drugiego?

Skierowałam na niego swój wzrok.

- Nauczymy, ale to w swoim czasie. Na tą chwilę wiesz i potrafisz tyle ile powinnaś, a naprawdę uważam, że powinnaś odpocząć po pobycie w piwnicy. Teraz może czujesz się dobrze, ale nie wiesz jak będzie jutro.

Miałam ochotę go udusić. Od kiedy on się stał taki nadopiekuńczy? Przecież gdybym źle się czuła, na pewno bym mu powiedziała. Nie odpowiedziałam, bo nie miałam zamiaru się z nim sprzeczać. Zatrzymał się przed domem i wyszedł z auta. Wypuścił Romeo, a on od razu pobiegł do ogrodu. Otworzył mi drzwi, więc wyszłam i ruszyłam do wejścia. Wiedziałam, że idzie za mną, bo czułam za sobą jego obecność.

- Odkąd tutaj jesteś, cały czas coś się dzieje. Podejrzewam, że nie wyspałaś się porządnie ani razu, bo nie miałaś na to czasu. Nie możemy po pro…

- Spałam dwadzieścia pięć godzin, wystarczy mi na jakiś czas.

Powiedziałam, gdy weszłam już do domu. Zamknął drzwi i szedł za mną.

- Bo tyle potrzebował organizm po zejściu do piwnicy. Spałaś tyle ile potrzebowałaś po wdychaniu benzyny, ale to nie znaczy, że odpoczęłaś. To są dwie różne rzeczy.

Wiedziałam, że z nim nie wygram, więc się zatrzymałam.

- Więc co proponujesz? Łóżko, jedzenie, laptop  i film? To nie w twoim stylu. Poza tym, zdążyłam zauważyć, że sam mało sypiasz, wi…

- Właśnie to proponuję, dać na luz, bo nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czego jeszcze będą oczekiwać. I tak, zwykle mało sypiam, ale to tylko dlatego, bo gdy śpię dłużej wracam do tamtego pomieszczenia i budzę się zlany potem. Tylko i wyłącznie dlatego.

Zamrugałam parę razy, bo tego się nie spodziewałam. Powinnam odpuścić, a on faktycznie odpocząć. My powinniśmy odpocząć. Wysunęłam dłoń w jego stronę.

- Weźmiemy prysznic, pójdziemy zrobić coś do jedzenia i idziemy do łóżka.

Przytaknął i chwycił moją dłoń. Pociągnęłam go na piętro, weszłam do sypialni, a następnie do łazienki. Odwróciłam się do niego przodem, zsunęłam marynarkę z jego ramion i zaczęłam rozpinać koszulę, dopiero gdy i ją ściągnęłam, spojrzałam wzrokiem na jego ramię. Krew dalej wypływała z rany po postrzale. Bez słowa wyciągnęłam apteczkę i wyciągnęłam jej zawartość.

- Nie wiem co powinnam zrobić…

Westchnęłam, bo naprawdę nie miałam pojęcia jak opatrzyć taką ranę. Ale on wiedział, bo od razu wyciągnął dużą pęsetę i zdezynfekował płynem. Nawet się nie skrzywił, gdy wyciągnął kulkę ze swojej ręki. Zdezynfekował ranę, zszył bez zająkniecia i nakleił opatrunek. A ja stałam jak ten kołek, z otwartą buzią, bo nie wierzyłam, że tak po prostu można zająć się raną postrzałową. Nawet nie drgnął, po prostu robił swoje, jakby robił to już nie raz. Odłożył wszystko do apteczki i dopiero teraz na mnie spojrzał.

- Co z tym prysznicem?

Zapytał jak gdyby nigdy nic. Wzięłam głęboki oddech i ściągnęłam koszulkę, buty, spodnie, a zaraz również bieliznę i weszłam do kabiny prysznicowej. Włączyłam ciepłą wodę, a Raphael po chwili do mnie dołączył. Nalałam trochę płynu na dłoń i zaczęłam myć jego klatkę piersiową. Nie umknął mi fakt, że jego penis stał na baczność. Poczułam jak moje policzki zalewa rumieniec. Schlebiało mi to, tym bardziej, że kilka godzin wcześniej uprawialiśmy seks, ale teraz nie pora na przyjemności. Stanęłam za nim i zaczęłam myć jego plecy. Spinał się i zaraz rozluźniał. Przesunęłam dłońmi na jego brzuch i po prostu przytuliłam się do jego pleców.

- Przepraszam.

Wyszeptałam.

- Rana nie była głęboka, szybko się zagoi.

Westchnęłam i pocałowałam jego łopatkę. Wcale nie mówiłam o postrzelonej ręce.

- Przepraszam, że nazwałam cię egoistą i dziękuję, że nagiąłeś zasady.

Powinnam to zrobić od razu, bo nie zasłużył na takie słowa. Przez moment myślałam, że dałabym radę, ale skoro przez kilka godzin, nie potrafiłam strzelić trzy razy do punktu, nie było mowy, żebym wytrzymała dziesięć minut w benzynie.

Raphael odwrócił się do mnie przodem i pocałował moje czoło.

- I bez tego jesteś niesamowicie silna. Nie powinnaś nic nikomu udowadniać, tym bardziej im…

- Ale to było konieczne.

Kiwnął lekko głową, pochylił się i pocałował lekko moje usta.

- Dlatego niech widzą to, co chcą widzieć, nikt nie musi i nie może znać prawdy.

Tym razem to ja przytaknęłam. Przytuliłam się do niego, a on od razu mnie objął. Doskonale wiedziałam, że zapewne tym kłamstwem sporo ryzykował, ale też udowodnił, jak jestem dla niego ważna, chociaż wcześniej nie miałam co do tego żadnych wątpliwości.

Jak ja bym chciała wam coś powiedzieć, a nie mogę, bo wam wszystkie emocje zepsuje 😭

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top