Rozdział 33
Annabelle
Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Nie potrafiłam otworzyć oczu, bo powieki były zbyt ciężkie. Udało mi się to zrobić dopiero po którejś próbie. Pierwsze co zobaczyłam, to łeb Romeo, a następnie Raphaela siedzącego na fotelu. Uważnie mi się przyglądał. Przełknęłam ślinę i poczułam ból gardła. Dopiero teraz przypomniałam sobie, co się stało. Żyję. Dałam radę.
- Jak się czujesz?
Zapytał Raphael.
- Paskudnie boli mnie głowa.
Odpowiedziałam z lekką chrypką i zaraz dodałam:
- Ile spałam?
Spojrzał na zegarek, który miał na nadgarstku.
- Dwadzieścia pięć godzin i trzynaście minut.
Otworzyłam szerzej oczy i podniosłam się do siadu. Momentalnie zakręciło mi się w głowie, a Raphael znalazł się obok.
- Uspokój się.
Pokręciłam głową.
- Zostały dwa dni, muszę się wszystkiego nauczyć.
Tym razem to on zaprzeczył ruchem głowy i na nowo położył mnie na łóżku.
- Musisz coś zjeść i wziąć tabletki przeciwbólowe. Dojdziesz do siebie, będziemy myśleć co dalej.
Oszalał? Otworzyłam usta by się odezwać, ale nie pozwolił mi na to.
- Nagranie powinno wystarczyć, musisz teraz odpoczywać.
Wstał i ruszył do drzwi.
- Idę zrobić coś do jedzenia, a ty masz tutaj zostać.
Jęknęłam żałośnie i wypaliłam:
- A jeśli nadal nie będziesz miał szacunku, takiego jakbyś chciał? Bo zapytają mnie o coś, o czym nie mam zielonego pojęcia? Jak będą na mnie patrzeć? A jak na ciebie? Znów uznają, że to ty zawiodłeś, bo nie nauczyłeś mnie wszystkiego.
Zatrzymał się na moje słowa i odwrócił się w moją stronę.
- Już nie dbam o to, czy będą mnie szanowali, czy nie. I tak sądzę, że staje się słaby.
Zmarszczyłam brwi nic nie rozumiejąc. Choruje na coś, a ja o tym nie wiem, czy o co chodzi?
- Nie rozumiem…
- Słabością każdego mężczyzny jest kobieta. Ty jesteś moją słabością, dlatego to w ciebie uderzają, nie prosto we mnie, bo wiedzą, że twoje cierpienie zada mi znacznie więcej bólu.
W tym momencie moje serce zrobiło fikołka, ale zamiast wstać na równe nogi, klęczało i zaczęło płakać. Czy on kiedykolwiek zacznie myśleć inaczej? Dlaczego dobre uczucia mają być słabością? Zanim zdążyłam się odezwać, on zniknął za drzwiami. Do czego powinno dojść, by przestał się zadręczać, przestał się bać i chociaż próbował się uśmiechnąć?
Usiadłam, tym razem powoli. W mojej głowie zapulsowało, więc oparłam się o zagłówek. Byłam wciąż naga. Odkryłam się. Spojrzałam na swoje nogi i przedramiona. Nie miałam żadnych śladów po benzynie, co mnie lekko zdezorientowało, bo przecież mówił, że skóra może być podrażniona, więc dlaczego mi nic nie było? Tym bardziej, że przy każdym uderzeniu, czy mocniejszym ściśnięciu na moim ciele pojawiały się siniaki? To nie jest możliwe, żebym wyszła z tego tylko z bólem głowy i gardła. Wstałam z łóżka i się zachwiałam, ruszyłam wolno do garderoby i ubrałam koszulę mężczyzny. Na tą chwilę nie miałam siły, by ubrać coś innego. Pod czujnym okiem Romeo, wróciłam na łóżko. Raphael wszedł do sypialni z tacką jedzenia i położył ją na szafce nocnej.
- Jedz.
- Jakim cudem nie mam śladów na ciele? Mówiłeś, że skóra może być podrażniona… Ja wiem, że skóra dziesięciolatka jest znacznie bardziej wrażliwa, ale to nie jest możliwe.
Zapytałam niepewnie. Przecież nikt nie jest niezniszczalny. Gdybym go nie znała, nie zauważyła bym jak lekko się spiął. Ale zrobił to.
- Czego mi nie mówisz?
Wziął głęboki oddech i przejechał dłonią po twarzy.
- Dałaś radę, tylko to się liczy.
Zaprzeczyłam od razu i wstałam z łóżka.
- Czego mi nie mówisz?
Powtórzyłam znacznie pewniej, bo chciałam znać prawdę.
- Powiedziałem, że nie pozwolę cię skrzywdzić. Oni na nagraniach zobaczą to, co chcą zobaczyć. Jesteś cała i zdrowa.
Zacisnęłam usta, bo to omijanie odpowiedzi zaczęło mnie niesamowicie irytować.
- Czego mi nie mówisz, do cholery.
Wysyczałam. Patrzył uparcie w moje oczy, jakby sądził, że może jednak zmienię zdanie i nie będę chciała znać odpowiedzi. Nie odpuszczę, nie tym razem.
- Gdybyś nie dała rady, nic by się nie stało. Wciąż byłabyś żywa.
Powiedział na jednym wdechu. Zmarszczyłam czoło. Już nic nie rozumiałam.
- Podłogę i ściany wysmarowałem benzyną, zostawiłem otwarte kanistry, żeby smród się unosił, ale na podłodze była wylana woda.
Poczułam się jakbym dostała w twarz. Czułam się oszukana i słaba. Co mi z nagrania, skoro ono było kłamstwem?
- Jesteś cholernie silna, ale… Nie masz pojęcia, co to za ból, Belle. Bałem się, że mógłbym stracić również ciebie. Nie mogłem ryzykować aż tak twojego życia.
Zaśmiałam się gorzko.
- Jesteś pieprzonym egoistą, gdybyś we mnie uwierzył…
Uderzyłam jego klatkę piersiową, a on chwycił moje nadgarstki.
- Jestem egoistą, bo nie chcę cię stracić. Gdybyś nie dała rady, musiałbym kombinować, ukryć cię, a teraz? Teraz możemy być spokojni, oboje.
Pokręciłam głową i wyrwałam dłonie z jego uścisku.
- Nie mam pojęcia, jak mogłeś mówić mi te wszystkie rzeczy, patrząc mi w oczy. Kłamałeś Raphael, kłamałeś, żebym… Żebym właściwie co?
- Żebyś wiedziała i uwierzyła, jakie jest ryzyko. Czy gdybym powiedział ci prawdę, podeszłabyś do tego na poważnie? Sama widzisz, jak zareagowałaś tylko od smrodu.
Tłumaczył, ale do mnie nie docierało.
- Jesteś silniejsza niż niejedna kobieta mafii, Belle. Znosiłaś krzywdę matki, widziałaś ją martwą i to co robił z nią twój ojciec. Trafiłaś do Antonio, odebrali ci dziewictwo. Zostałaś sprzedana. A mimo to, wciąż jesteś wyprostowana i głowę masz uniesioną. Jesteś cholernie silna, ale oni nie wiedzą o tym wszystkim i potrzebowali dowodu. Oni mają swój dowód, a ty masz swój.
Przerwał na chwilę i zaśmiał się bez krzty wesołości.
- Zabiłaś swojego ojca, a ja wciąż nie mam odwagi tego zrobić. Przewyższasz siłą, nawet mnie i naprawdę nie potrafię zrozumieć, dlaczego jesteś na mnie zła, bo nagiąłem zasady. Zrobiłem to dla twojego dobra, bo kurwa zasługujesz na wszystko co dobre, a nie na samą krzywdę. Nie jestem święty, ale jeśli to drobne kłamstwo, robi ze mnie jeszcze gorszego, niech będzie, ale niczego nie żałuję.
Mówił pewnie, a ja po prostu stałam i go słuchałam. Miał rację, ale jej nie przyznam. Okłamał mnie, dlatego mimo wszystko nie rzucę się w jego ramiona.
- Zjem i doprowadzę się do porządku, a ty zadzwoń po Carlo, bo on z pewnością powie mi, czego faktycznie powinnam dowiedzieć się w ciągu tych dwóch dni, by nie być zaskoczoną.
Zacisnął szczękę.
- Przecież nauczę cię wszystkiego.
Kiwnęłam głową.
- Wiem o tym, ale jeśli o czymś zapomnisz, bo uznasz, że powinnam odpoczywać, on ci o tym przypomni.
Wzruszyłam ramionami. Wiedziałam, że był zły, ale miałam to gdzieś. W piwnicy dał mi fory, więc chociaż w tej kwestii chciałam być traktowana normalnie.
- Może być tutaj już za godzinę.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam jeść jajecznicę. Raphael chciał wyjść z sypialni, by zapewne zadzwonić na osobności, więc od razu się odezwałam.
- Niestety, ale przez tą godzinę jesteś na mnie skazany, tak na wszelki wypadek, jakbyś znów chciał nagiąć kilka zasad.
Zatrzymał się od razu. Jego wściekłość rosła, ale kiwnął głową i wyciągnął telefon ze spodni. Wybrał numer i dał na głośnomówiący.
- Co tym razem?
Odezwał się Carlo.
- Za godzinę masz być u mnie.
Rozłączył się od razu i wrócił na fotel, doskonale wiedząc, że nie ma innego wyjścia.
Raphael
Przez godzinę chodziłem za nią jak pies. Gdy poszła wziąć kąpiel, poszedłem z nią, ale kurwa siedziałem na jebanym kiblu, bo nie pozwoliła mi do siebie dołączyć. Gdy poszła się ubrać, poszedłem z nią. Była obrażona. Może nie powinienem jej okłamywać, ale to wyszło na dobre. Wytrzymała, a rada się odpierdoli. Same plusy.
Weszliśmy do biura, już miałem ruszyć na swoje miejsce, jednak Annabelle mnie wyprzedziła i usiadła na moim fotelu. Uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
- Ten wydaje mi się być bardziej wygodny.
Rzuciła zaczepnie. Bez słowa zająłem miejsce na przeciwko. Po chwili drzwi biura znów się otworzyły i Carlo wszedł do środka. Jak tylko zobaczył Annabelle na moim miejscu, zaczął się śmiać.
- Kurwa, naprawdę ci pasuje i wyglądasz jak rasowa żona Capo. A ta kiecka… Cudowna.
Spiąłem się cały. Zaraz naprawdę go odjebie. Czy on musiał mnie tak wkurwiać? Robił to z premedytacją, bo wiedział, że to wyprowadza mnie z równowagi.
- Zamknij mordę i siadaj.
Powiedziałem nawet na niego nie patrząc. Annabelle wydawała się być zadowolona z komplementu Ricciego, ale nie skomentowała. Carlo usiadł obok mnie, ale na wszelki wypadek odsunął się z fotelem nieco dalej.
- No więc po co tutaj jestem? Widzę, że macie jakieś dziwne spięcie, a nie chciałbym być za coś odpowiedzialny.
Wziąłem głęboki oddech i wskazałem dłonią na kobietę. Zanim się odezwałem, Annabelle zrobiła to pierwsza:
- Wytrzymałam dziesięć minut w piwnicy. Chcę wiedzieć wszystko, co powinnam znać czy potrafić, ale boje się, że Raphael nie powie mi o wszystkim, bo jest zdania, że powinnam odpoczywać, więc potrzebuję ciebie.
Uśmiechnęła się szeroko, a Carlo zakrztusil się śliną.
- Już wiem, dlaczego nie odzywałeś się przez dobę. Sądziłem, że zaczęliście jednak od treningów, a na koni…
- Jakbym miała pierdolnąć w kalendarz, to po co byłby mi trening wcześniej?
Wzruszyła ramionami. Ricci wziął głęboki oddech i kiwnął głową.
- Powinnaś znać wszystkie najważniejsze pojęcia jakich używamy. No i powinnaś umieć strzelać z pistoletu, a przynajmniej dobrze go trzymać, każda kobieta mafii potrafi posługiwać się bronią.
Kobieta przeniosła na mnie wzrok i uniosła brew.
- Nauczysz mnie tego wszystkiego, czy jednak ma to zrobić Carlo?
- No ja jestem chętny, jakby co.
Natychmiast uderzyłem go z otwartej dłoni w tył głowy i spojrzałem na Belle.
- Nauczę.
- Cudownie.
Odpowiedziała i wróciła wzrokiem do mężczyzny obok mnie.
- Możesz sobie wziąć wolne, przynajmniej na kolejne dwadzieścia cztery godziny. Jak będziesz potrzebny, odezwę się.
Wyszczerzyła się. Ricci wstał z fotela i ruszył do wyjścia.
- A ty powinieneś popracować nad agresją.
Rzucił do mnie na odchodne. Gdyby był bliżej, dostałby drugi raz.
- Od czego zaczynamy?
Zapytała, gdy byliśmy już sami.
- Od pojęć.
Odpowiedziałem od razu, a ona skinęła głową w odpowiedzi.
- Punciuta to przysięga krwi, którą przeszłaś. Jak mówiłem, gdy mowa o zwykłym członku, wystarczy nakłucie palca wskazującego dłoni, w której trzyma broń i strzela.
- Okej, co dalej?
Westchnąłem.
- Consigliere, to nasz doradca. Udziela się wtedy, gdy jest spór w Cosa Nostra, a sam Capo nie potrafi nic wymyślić.
Przytaknęła, więc mówiłem dalej.
- Pizzini, to ludzie, którzy chodzą z kartkami od nas. Zwykle jest kilka części jednej kartki, wymieniają się z rąk do rąk, by dotarła do odpowiedniego człowieka.
Zmarszczyła brwi.
- Przecież są telefony.
- Tak, ale nie wszystko może iść przez sieć komórkową.
Nie odezwała się, więc kontynuowałem:
- Infame to zdrajca. Pentito, to szczur. Soldato, to żołnierz, taki jak Niccolo.
Mógłbym odpuścić wzmiankę o Niccolo, ale chciałem, żeby zdawała sobie sprawę o tym, że jest w najniższej pozycji. Uśmiechnęła się kącikiem ust i nawilżyła dolną wargę.
- Mhm, dalej.
- Mattanza rozlew krwi, Lupara bianca to morderstwo, w którym szczątki nie są możliwe do znalezienia. Na przykład w betonie czy rozpuszczone w kwasie.
Siedziała w bezruchu i słuchała.
- Uomo d’onore, to człowiek honoru, który wykazał się odwagą, determinacją i lojalnością. Ma możliwość awansowania w hierarchii. Omerta to zmowa milczenia, czyli nie sypiemy policji.
Przytaknęła tylko.
- Sklepy płacą nam trzydzieści procent obrotu, my w zamian dajemy im ochronę. Chronimy też turystów i karzemy złodziei. Na turystach zarabiamy, więc ich nie ruszamy. I najważniejsze, nie ma żadnego wyjścia z Cosa Nostra, jedynie śmierć.
Machnęła dłonią.
- Akurat tego się naczytałam w google.
Zmarszczyłem się, a ona się zaśmiała.
- No co? Trochę tam o was piszą, ale nie wiedziałam, ile to fakty.
Przejechałem dłonią po twarzy i wstałem z fotela. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę drzwi, bo mogłem się domyślić, że zapewne będzie chciała od razu iść się uczyć strzelać. Już miałem nacisnąć klamkę, ale usłyszałem:
- Zmęczyłam się tym wszystkim, a naprawdę spodobało mi się to biurko. No i nie ukrywam, że lubię jak jesteś zazdrosny.
I zrozumiałem o co jej chodzi. Zamiast nacisnąć klamkę, na wszelki wypadek przekluczyłem drzwi. Ruszyłem w jej stronę, dopiero gdy się przed nią zatrzymałem, usiadła na biurku. Rozchyliła nogi, więc stanąłem między nimi. Położyłem dłonie na blacie i pochyliłem się do jej ucha.
- Chyba nie sądzisz, że cię wypieprzę, po tym jak…
Nie dokończyłem, bo naparła dłońmi na moje ramiona.
- Tak sądzę. Co więcej, uważam, że najpierw powinieneś mnie wypieprzyć językiem, za swoje kłamstewko. A jeśli nie, to zrobię sobie dobrze sama.
Uśmiechnęła się triumfalnie, ale skoro chciała tak pogrywać, zgoda. Usiadłem na fotelu przed nią i uniosłem brew.
- Więc zrób sobie dobrze sama.
Uśmiech zszedł jej z twarzy, ale zaraz wkradła się determinacja.
- Przysięgam, że nie pozwolę się dotknąć.
- Oczywiście, że nie.
Pochyliłem się i wsunąłem dłoń pod jej sukienkę. Sunąłem nią wolno w górę, lekko zadrżała, a na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Chwyciłem materiał jej majtek i pociągnąłem, przez co się rozerwały. Wyprostowałem się i na nowo rozsiadłem się na fotelu.
- Możesz zacząć się bawić, Belle.
Powiedziałem patrząc w jej oczy. Zacisnęła usta, wstała, ściągnęła sukienkę i znów usiadła na biurku. Ten widok nigdy mi się nie znudzi. Rozchyliła nogi, przejechała dłonią po swoim ciele, aż w końcu wsunęła dłoń między uda. Śledziłem jej dłoń wzrokiem, dwoma palcami zaczęła się wolno masować. Rozchyliła usta i zajęczała cicho. Zacisnąłem szczękę, nie sądziłem, że to faktycznie zrobi. Wróciłem wzrokiem do jej oczu, bez zastanowienia rozpiąłem spodnie i zsunąłem wraz z bokserkami. Chwyciłem twardego penisa u trzonu i przejechałem dłonią w górę i w dół.
- Kontynuuj.
Odparłem, gdy zobaczyłem w jej oczach zdziwienie i przerwała ruch palców.
- Ale…
- Przecież miałem cię nie dotykać, tak?
Droczyłem się. Determinacja, szybko zmieniła się w złość. Chciała zejść z biurka, jednak od razu się przesunąłem, nie pozwalając jej na to. Położyłem dłoń na jej brzuchu i naparłem, przez co położyła się na blacie. Odsunąłem jej dłoń, którą wciąż miała ułożoną między udami i pochyliłem się. Przejechałem językiem po jej cipce, a dłonią nieco wyżej i ścisnąłem jej pierś.
- Boże…
Wyjęczała. Zassałem się na jej czułym punkcie, natychmiast położyła dłonie na moich ramionach i wbiła w skórę paznokcie. Wirowałem językiem między jej wargami, a ona zaczęła się wić. Zaczęła lekko drżeć, więc przestałem i się odsunąłem. Momentalnie podniosłam głowę i rzuciła mi mordercze spojrzenie.
- Chyba żartujesz.
Tym razem żartuje. Wstałem z fotela, chwyciłem jej biodra i wszedłem w nią jednym pchnięciem. Jęk wydobył się z jej ust. Podniosła się do siadu. Jedną dłonią podparła się blatu, a drugą objęła moją szyję. Wpiłem się w jej wargi i zacząłem poruszać biodrami. Nie byłem delikatny. Pewne, szybkie, mocne pchnięcia. Wchodziłem w nią do samego końca. Wbiła paznokcie w mój kark, tak mocno, że odczułem lekki ból. Syknąłem cicho. Całowałem zachłannie jej usta, a ona starała się nadążyć. Odchyliła głowę do tyłu, więc skorzystałem z okazji i przejechałem pocałunkami na jej szyję. Zaczęła się na mnie zaciskać, jęcząc coraz głośniej. Pocałowałem jej miejsce za uchem.
- Raphael.
Wyjęczała osiągając orgazm. Docisnąłem się do niej i również doszedłem. Normowałem oddech, patrząc w jej oczy.
- Chyba jednak już nie mogę być zła.
Wyszeptała, a ja pokręciłem głową.
- Zdecydowanie nie powinnaś.
Pochyliłem się, pocałowałem jej czoło i wyszedłem z niej.
Lubicie takie mieszane rozdziały? Chodzi o perspektywy, bo było już kilka takich, a pierwszy raz tak kombinuje z perspektywami w rozdziałach.😅
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top