Rozdział 24

Annabelle

Nie miałam pojęcia jak działa Raphael. Wydawało mi się, że im bardziej się na niego otwieram, im bardziej go chcę, on bardziej się zamyka. Gdybym wiedziała co siedzi w jego głowie, byłoby znacznie łatwiej go zrozumieć. Sądziłam, że spędzimy ten dzień razem, skoro już jutro miało zacząć się zamieszanie związane ze ślubem, ale on nawet na chwilę nie wyszedł z gabinetu. Siedział tam cały dzień, a ja nie miałam odwagi by tam wejść. Nie po tym, gdy znów kazał mi czekać. Nie wiem właściwie co czułam. Czy byłam urażona, bo odmówił czułości, czy było mi wstyd, bo ich pragnęłam. Ale jego dłonie… To były jedyne dłonie, jakie chciałam na sobie czuć.

Raphael siedział zamknięty w biurze, a ja cały dzień spędziłam z Romeo. Chociaż jemu nie przeszkadzała moja bliskość i towarzystwo, bo gdy go przytulałam, on wtulał głowę w moje ciało, czy gdy szłam chociażby do kuchni, on szedł za mną jak cień.

Leżałam na podłodze i gapiłam się w sufit. Romeo leżał obok mnie. Odwróciłam się na bok i spojrzałam w jego duże oczy.

- Możemy zawrzeć umowę?

Zapytałam, chociaż wiedziałam, że mi nie odpowie.

- Nie założę ci obroży, Raphael też nie, ale nie zjesz nikogo. Zgoda?

Milczał. Oczywiście, że milczał, bo co miałby powiedzieć.

- Może to głupie, ale chciałabym, żebyś poprowadził mnie do ślubu. Pójdziesz przodem, albo obok. Z tobą będę czuła się pewniej… Ale musisz być grzeczny, okej?

Podrapałam go za uchem, a on polizał moją rękę. Uśmiechnęłam się lekko i przytuliłam się do niego. Wcześniej o tym nie myślałam, ale chciałam by Raphael na mnie czekał przy “ołtarzu”, ale nie miał kto mnie prowadzić. Sama nie dam rady iść, skoro dookoła będzie tyle nieznajomych i niebezpiecznych ludzi. Do Beatrice nawet nie napisałam i nie napiszę z zaproszeniem. Wiem, że potrzebuje trochę czasu by sobie wszystko poukładać. Florence nie żyje. A mój ojciec… Też jest dla mnie martwy. A Romeo? Romeo był najlepszą i jedyną opcją. Ale nikt nie da mi gwarancji, że faktycznie nikogo nie zagryzie. Jest tylko zwierzęciem.

- Jutro przez cały dzień będzie zamieszanie. Pewnie będzie kręcić się po ogrodzie sporo ludzi, więc zostaniesz w domu, zgoda? Nie chcę, żebyś się denerwował.

Tłumaczyłam spokojnie. Może nie odpowiadał, ale wierzyłam, że rozumie. Musnęłam go lekko w czubek głowy i wstałam z podłogi.

- Wykąpię się i idziemy spać.

Nie byłam zmęczona, nie miałam czym. Ale nie miałam nic innego do roboty. Mogłabym rozpakować zamówione ubrania i ułożyć w garderobie, ale nie było sensu, skoro i tak miałam się przenieść do sypialni Raphaela, za dwa, albo aż dwa dni. Już miałam iść do łazienki, ale drzwi mojego pokoju się otworzyły i stanął w nich Barricelli. Uniosłam brew, bo po całym dniu samotności, nie spodziewałam się, że jeszcze przyjdzie. Milczał. Po prostu na mnie patrzył, ale w końcu przemówił:

- Na jutro szykuję dla ciebie niespodziankę.

Obie moje brwi powędrowały do góry. Jaką niespodziankę? Co on kombinuje?

- Ale obawiam się, że będziesz potrzebowała słuchawek.

Niespodzianki zwykle były przyjemne. Ta miała taka nie być, skoro wspomniał o słuchawkach, a przecież doskonale wiedział, kiedy ich używam.

- Jednak nie chciałbym, żebyś je zakładała. Więc czy wystarczy muzyka z głośników?

- To zależy od rodzaju niespodzianki. Skoro wspomniałeś o muzyce, sądzę, że nie będzie ona z tych dobrych.

Wydusiłam, a on od razu zaprzeczył.

- Wydaje mi się, że jednak jest z tych dobrych.

Zmarszczyłam brwi.

- Więc dlaczego miałabym używać słuchawek?

Zapytałam zdezorientowana. Już nic nie rozumiałam.

- By czuć bardziej.

Odpowiedział spokojnie. Przy muzyce zazwyczaj się wyłączam, więc jak mam czuć bardziej? Miałam sieczkę w głowie.

- Nie chcę niespodzianki. Chcę wiedzieć o co chodzi, bo nie będę potrafiła spać i…

- Za trzy godziny, Carlo przyjedzie z twoim ojcem.

Wypalił, a ja cała zesztywniałam.

- Zaprosiłeś Alessandro na ślub?

To było pierwsze co przyszło mi do głowy. Carlo wiedział, jakie mam podejście do mojego ojca, więc może powiedział Raphaelowi i… A jeśli to wszystko było kłamstwem i… On i Alessandro… Czułam jak zaczynam panikować. Odwróciłam się do niego tyłem, podeszłam do szafki nocnej i gdy już miałam chwycić za słuchawki, Raphael chwycił moją dłoń.

- Alessandro nie dożyje do piątku, Belle.

Momentalnie spojrzałam w jego oczy. Chciałam doszukać się kłamstwa. Czegokolwiek, ale był jak pieprzony głaz.

- Chcę żeby zginął z twoich rąk. Możemy zagrać w grę, ale to ja będę rzucał kostkami, możesz zrobić z nim cokolwiek zechcesz, możesz nawet kazać go wypuścić, a ja to zrobię, bo będziesz tego chciała. Ale wszystko musi wyjść od ciebie, każdy cios, każde słowo.

Ja. Ja miałam zabić Alessandro? Mojego ojca? To ostatnia osoba na ziemi, którą nienawidzę całym sercem. Ale czy będę w stanie to zrobić? A jeśli sparaliżuje mnie strach? Ale przez to co robił matce… Zasługuje na śmierć. I fakt, nie mogłam się wyłączyć. Musiałam czuć bardziej.

- Mogą być głośniki i chcę to zrobić, jak już tutaj będzie. Nie chcę czekać do jutra wieczora. Jutro muszę się wyspać, bo w piątek wychodzę za mąż.

Przytaknął na moje słowa i szybko zmienił temat.

- Mam kawałek plaży, więc może masz ochotę…

- Teraz?

- Teraz, mamy jeszcze dobre trzy godziny.

Ta propozycja była naprawdę kusząca i na pewno skutecznie odwróci to moją uwagę od Alessandro.

- Mam ochotę, ale muszę się przebrać.

- Przyjdę za dziesięć minut.

Wyszedł z sypialni, a ja natychmiast podbiegłam do kartonu z rzeczami. Zaczęłam szukać, cholera wie czego, bo przecież nie zamawiałam stroju kąpielowego, co z tej perspektywy było cholernie głupie, skoro byliśmy na pieprzonej Sycylii. Ale to chyba swojego rodzaju randka. Chyba. Albo po prostu chciał mnie stąd wyciągnąć, żebym nie zwariowała przez te trzy godziny. Wyciągnęłam beżowy, lniany komplet, który składał się ze spódniczki i krótkiej koszulki. Przebrałam się od razu. Bieliznę miałam białą, więc lekko prześwitywała, ale nie miałam czasu by i ją przebrać. Rozpuściłam związane włosy, a na stopy założyłam sandałki. Ruszyłam do drzwi, a gdy już miałam nacisnąć klamkę, one się otworzyły. I szczęka mi opadła. Raphael miał na sobie jeansy i czarny, dopasowany t-shirt. Nie był ubrany garnitur. I teraz nie wiedziałam, w którym wydaniu podoba mi się bardziej. W jednej ręce trzymał koc, więc wiedziałam, że faktycznie trochę tam posiedzimy.

- Gotowa?

Kiwnęłam głową, bo bałam się, że jeśli się odezwę to zajęcze z wrażenia. Chwycił moją dłoń i pociągnął lekko w stronę wyjścia. Wyszliśmy na podjazd i zaraz skręciliśmy na jedną ze ścieżek. Nawet przez chwilę mnie nie puścił. Słońce już zaszło, a drogę oświetlały tylko małe lampki.

- Chcesz iść przodem czy ja mam iść?

Zapytał, a ja nie miałam pojęcia o co pyta. Uniósł nasze dłonie i wyciągnął palec wskazujący, od razu spojrzałam w tamtym kierunku. Było zejście na dół. A na dole mała zatoka, plaża i morze.

- Jak pójdę pierwsza, to mnie złapiesz jak polecę do tyłu. Ale jak polecę do przodu to złapiesz mnie, jak będziesz szedł przodem, więc… Nie mam pojęcia.

Zejście było wąskie i dość strome, więc wiedziałam, że znając moje możliwości, na pewno się wywrócę i nici z bycia damą.

- Tak myślałem.

Puścił moją dłoń i dosłownie wcisnął mi koc w ręce. Nie zdążyłam zareagować, czy się odezwać, bo momentalnie mnie podniósł jak pannę młodą i zaczął powoli schodzić w dół. W myślach błagałam, żeby się nie wywrócił, bo wtedy polecimy razem. Ale szedł tak, jakbym nic nie ważyła, jakbym była lekka jak piórko. Postawił mnie gdy byliśmy na dole. Od razu ściągnęłam buty, poszłam kawałek dalej i rozłożyłam koc, a sandałki rzuciłam obok niego. Raphael do mnie dołączył i od razu zaczął się rozbierać. Najpierw pozbył się koszulki, później adidasów, skarpetek i spodni. Przełknęłam ślinę, bo miałam wrażenie, że zaschło mi w gardle. W świetle księżyca, wyglądał naprawdę cholernie dobrze. Chwycił gumkę bokserek, od razu zamknęłam oczy i zakryłam je dłońmi.

- W noc poślubną też tak będziesz reagować?

Wyczułam w jego głosie nutkę rozbawienia. Noc poślubna to noc poślubna. A teraz po prostu się tego nie spodziewałam. Opuściłam dłonie i otworzyłam powieki, ale jego już nie było. Spojrzałam w stronę morza i cholera. Wiedziałam, że jest umięśniony, ale nie wiedziałam, że nawet tyłek taki ma. Dopiero gdy woda przykryła jego pas, odwrócił się do mnie przodem.

- Dołączysz?

Zaprzeczyłam ruchem głowy.

- Nie umiem pływać.

Wzruszyłam lekko ramionami. Nikt nigdy mnie nie nauczył, a nawet jakbym chciała nauczyć się sama, nie miałam jak i gdzie.

- Będę cię trzymał, chodź.

A jeśli mnie utopi? Albo sama się utopię? Nie byłam przekonana do jego pomysłu.

- Przyjdź do mnie, albo ja przyjdę do ciebie. Twój wybór.

Doskonale wiedział, że zamknę oczy gdy tylko woda nie będzie go zakrywać, więc to nie było fair. Wzięłam głęboki oddech. Ściągnęłam koszulkę i spódniczkę. Skoro on był nagi, ja również mogłam być. Bo czemu nie. Rozpięłam stanik i go zsunęłam. Pozbyłam się również majtek. Naga ruszyłam w jego stronę. Starałam się utrzymywać z nim kontakt wzrokowy, ale patrzył na mnie jakoś inaczej. Patrzył na mnie faktycznie jak na kobietę. A nie skrzywdzoną dziewczynę. I może to mnie krępowało i jednocześnie schlebiało? Czułam się seksowna, ale jednocześnie się tego wstydziłam. Wyciągnął dłoń, więc od razu ją chwyciłam. Woda sięgała mi prawie do piersi i była naprawdę ciepła. Chciałam podejść bliżej, ale dopiero po chwili zorientowałam się, że on się cofa, a woda sięga mi coraz wyżej.

- Raph…

Nie dokończyłam bo przyciągnął mnie do siebie. Ułożył dłonie na moich pośladkach i mnie podniósł. Miał zakrytą prawie całą klatkę piersiową, więc wiedziałam, że zapewne zaraz straciłabym grunt. Objęłam go nogami w pasie, a dłońmi jego szyję.

- Dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś?

Zapytałam ciekawa. Było tutaj naprawdę pięknie. Wzruszył lekko ramionami.

- Bo nie chciałem, żebyś siedziała przez te trzy godziny i czekała jak na skazanie.

Czyli bym nie zwariowała. To nie randka. A czasozapychacz. Ukłuło.

- Bo nie miałem dla ciebie czasu w ciągu dnia i chciałem ci to zrekompensować.

Dodał, a ja nie wiedziałam co jest gorsze. Rekompensata czy czasozapychacz. Bo tak naprawdę, gdyby chciał, znalazłby ten czas, albo po prostu przyszedł i powiedział, że jest zajęty, ale jeśli chcę, to mogę z nim posiedzieć. Byłabym niewidoczna. Potrafiłam być niewidoczna. Ale on nie przyszedł ani razu, przez cały dzień.

- Mogłeś przyjść i chociaż zaprop…

- Nie mogłem.

Czyli ma tajemnice. A mówił, że ich nie będzie miał.

- Dlaczego?

Byłam pewna, że nie dostanę odpowiedzi, ale i tak musiałam zapytać.

- Po prostu, nie mogłem.

Uśmiechnęłam się słabo. Straciłam ochotę na to miejsce.

- Chyba jednak wolałabym wrócić do pokoju.

Wyszeptałam. Przez chwilę się nie odezwał, ale w końcu przesunął się kawałek i mnie odstawił. Od razu poszłam na plażę i zaczęłam się ubierać.

- Belle

Odezwał się, a ja czułam jak pod powiekami zbierają mi się łzy. Mógł po prostu powiedzieć, że chciał spędzić ze mną czas, dlatego mnie tutaj zabrał. Tylko tyle. Nie czekałam na niego, ubrana już ruszyłam w drogę powrotną.

Chciałam założyć słuchawki, wyłączyć się i znów przestać czuć. Dlaczego to wszystko było tak skomplikowane, popieprzone? Dlaczego nie mógł chociaż raz pokazać mi prawdziwego siebie, bez tej maski? A może to nie była maska? Może po prostu taki był?

Jestem ciekawa co myślicie o sytuacji z tego rozdziału.🤔

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top