Rozdział 16
Annabelle
Ślub miał być w tą sobotę, a mamy cholerny poniedziałek. Uspokoiłam kaszel, ale serce wciąż waliło mi jak szalone. Spojrzałam na kobietę i zaraz na Raphaela, który był wyraźnie dumny z siebie.
- Pani na pewno nie ma tak szybko wolnego terminu.
Zauważyłam, chcąc dać kobiecie znać, by skłamała, nawet jeśli by ten termin miała.
- Dla pana Barricelli będzie wolny.
Odpowiedziała organizatorka, a ja szybko przeniosłam na nią wzrok. To chyba żart. Bała się go, wiedziała kim jest. Musiała, to na pewno dlatego.
- Cudownie, więc w piątek może pani działać od samego rana, żeby zdążyć ze wszystkim na czas.
Rzucił Raphael i uścisnął jej dłoń na do widzenia. Kobieta wyszła z domu, a ja stałam jak słup, nie potrafiąc się nawet poruszyć. Nie sądziłam, że ten ślub miałby być tak szybko. Poza tym, jego słowa, że nie zrobi nic do ślubu… Wcześniej sądziłam, że mu się podobam, i to o to chodziło. Ale teraz po jego słowach, miałam wątpliwości. Bo co jeśli dopiero po ślubie pokaże swoją prawdziwą twarz, a ja swoim zachowaniem doprowadzam go do szaleństwa i odpłaci mi się za wszystko po ceremonii? A jak skończę jak Florence, albo gorzej? Czułam, że zaczynam panikować, dlatego natychmiast pobiegłam do swojego pokoju. Chwyciłam słuchawki, wsunęłam do uszu i włączyłam muzykę z telefonu. Odetchnęłam głęboko, spojrzałam na zdezorientowanego Romeo, który cały czas czekał aż wrócę. Pogłaskałam go i uśmiechnęłam się lekko.
- Pobiegasz sobie trochę, a ja zrobię coś do jedzenia, zgoda?
Na moje słowa ruszył do wyjścia. Zapewne poszedł do ogrodu, bo drzwi tarasowe były cały czas otwarte. Przebrałam się w spodenki dresowe i top, bo sukienka nagle stała się niewygodna. Ściągnęłam również szpilki i zmyłam makijaż, a włosy związałam w niesfornego koka. I tak nie zwraca na mnie uwagi, więc po co się starać? A gdy chcę go wyprowadzić z równowagi, to jak widać nie idzie to na moją korzyść, a odwrotnie. Schowałam telefon do kieszeni spodenek i poszłam do kuchni. Skoro faktycznie Raphael chciał zacząć trening już dziś, wolałam nie trenować o pustym żołądku. Wolałam się zrzygać, gdy wszystko mi się cofnie, niż zemdleć z wycieńczenia i być nieprzytomną, a biorąc pod uwagę, że po małej głodówce mój żołądek jeszcze nie wrócił do formy, tak właśnie mogło być.
Postanowiłam, że zrobię zapiekane naleśniki ze szpinakiem i kurczakiem. Robiła je moja mama, we Włoszech ponoć też były popularne. A miałam cichą nadzieję, zobaczyć Raphaela i to jak cieknie mu ślinka przez zapach i widok dania. Wyłożyłam wszystkie potrzebne produkty. Zrobiłam ciasto na naleśniki i zaczęłam je smażyć. Nuciłam pod nosem piosenkę Death Wish Love - Benson Boone, ale zamilkłam gdy kątem oka zobaczyłam Raphaela. Otworzył szafkę z przyprawami, wyciągnął jedną i dosłownie szczęka mi opadła. Nie zaczął przygotowywać innego jedzenia, a robić farsz do naleśników z produktów które wyciągnęłam. Gdy pokroił kurczaka, włożył go na patelnię i stanął obok mnie. Włączył płytę, zamieszał mięso i odszedł by zająć się resztą.
Chciałam chwycić drewnianą łyżkę, by zamieszać w jego patelni, ale zrobił to sam. Nie wiem czy robił to celowo, czy nie, ale nie omijał mnie. Po prostu wyciągał rękę zza moich pleców, co jakiś czas, niby przypadkiem dotykał mojej odkrytej skóry. Za każdym razem gdy to robił, przez moje ciało przechodził dreszcz, a w moim brzuchu, motylki znów przez chwilę trzepotały skrzydłami. Jednak nie odezwał się ani razu, ja również nie miałam zamiaru ściągnąć słuchawek. Może dlatego, że gdy dzisiaj już otwierał usta, to tylko po to, by mi dopiec?
Skończyłam robić naleśniki w podobnym czasie, co on farsz. Zaczęłam je zwijać, a on układać w naczyniu żaroodpornym. Na koniec posypał wszystko serem i włożył do piekarnika. Odwróciłam się w stronę zlewu, by umyć ręce i zobaczyłam Romeo, który leżał na podłodze w kuchni i miał ściągniętą obrożę. Miałam ochotę piszczeć, rzucić się w ramiona Raphaela, podziękować, bo wiedziałam, że to on musiał ją ściągnąć. Ale zamiast tego po prostu umyłam dłonie i odwróciłam się do niego przodem. Oparłam się o blat i patrzyłam w oczy Barricelli. Nadal cały czas miał założoną maskę gbura. Był niewzruszony, jakby nie wiedział ile to dla mnie czy Romeo znaczy. Ale znaczyło wiele. I musiał o tym wiedzieć, skoro widział nas w ogrodzie. Tylko jak powinnam to traktować? I co jeśli Romeo zobaczy kogoś, kto mu się nie spodoba?
Raphael wyciągnął naleśniki z piekarnika i nałożył na dwa talerze. Wyciągnęłam słuchawki z uszu, mając nadzieję, że się odezwie, ale tego nie zrobił. Usiadł przy wyspie, więc zrobiłam to samo. Zaczęliśmy jeść. Może nie powiedział słowa, ale czułam na sobie jego wzrok, jak rzuca mi ukradkowe spojrzenia. Rodzice nigdy nie gotowali razem, ba, nigdy nie jedli razem, więc to było dla mnie coś nowego i zdecydowanie mi się podobało. Zjadł pierwszy, ale nie wstał. Czekał aż ja skończę jeść. Dopiero gdy mój talerz był pusty, postanowił się odezwać:
- Za godzinę zaczniemy trening w ogrodzie. Przez ten czas, wytłumacz Romeo, że nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy, bo nie wiem czy dotarło do jego łba, gdy sam to mówiłem podczas ściągania obroży.
Odchrząknął po chwili.
- Podczas treningu, nie zrobię ci krzywdy.
Doprecyzował by było wszystko jasne. Uniosłam brew. Więc poza nim może robić co chce? Właściwie mógł, ale na jego miejscu bałabym się reakcji wilka. Nie odpowiedziałam, po prostu wstałam i zaczęłam sprzątać brudne naczynia. Nie wstał od stołu i nie wyszedł. Wciąż tam siedział i się gapił.
- Możesz mi powiedzieć, o co ci chodzi?
Zapytałam gdy wszystko było w zmywarce. Odwróciłam się do niego przodem, a ten dalej siedział z zaciętą miną.
- Nie rozumiem o co ci chodzi, Belle.
Srelle, a nie Belle.
- Robisz jedno, mówisz drugie, a zapewne myślisz trzecie. Raz zachowujesz się tak, a raz tak. Jesteś dwubiegunowy, czy co? Jeśli chcesz traktować mnie jak zabawkę, rób to cały czas, a nie w przypadkowych momentach. Nie mąć mi w głowie, rozumiesz?
Wstał z krzesła i ruszył pewnie w moim kierunku, pokazując, że to on ma tutaj władzę. I nie wątpiłam w to, ale mógłby powiedzieć jasno, co mu na wątrobie leży. Wtedy bym się zamknęła. Oparł dłonie po obu stronach blatu, przez co przywarłam tyłkiem do mebla. Pochylił się w moją stronę. Spojrzał w moje oczy, powoli przejechał wzrokiem na usta i zaraz znów wrócił do oczu. Przez jego bliskość przestałam na chwilę oddychać. Położył jedną dłoń na moim biodrze. Zadrżałam lekko gdy zaczął nią sunąć w dół. Przymknęłam powieki gdy przysunął się jeszcze bliżej. Czułam jego oddech na swoich ustach. Niemal dotykał moje wargi swoimi. Jego dotyk nagle zniknął i powiedział oschle:
- Lepiej załóż te słuchawki, bo wolę jak kaleczysz muzykę, niż gadasz od rzeczy.
Usłyszałam jak położył dwie słuchawki na blacie i zaraz łkanie. To motylki w moim brzuchu płakały, bo tym razem to on złamał im skrzydełka. Otworzyłam oczy, bo wciąż był przede mną. Miałam wrażenie, że wszystko zaczyna mnie piec z nerwów.
- Gdybyś chciał, już zdążyłbyś zauważyć, że sięgam po nie w stresujących dla mnie momentach. To jest coś co mnie wyłącza i potrafię normalnie funkcjonować. I wolę to, niż bycie chamem, który sam nie wie czego chce.
Cały się spiął na moje słowa. Odwrócił głowę w bok i szepnął do mojego ucha.
- Doskonale wiem czego chcę i będę to miał, w pieprzoną noc poślubną.
Jak ten człowiek działał mi na nerwy… Odwróciłam głowę w bok i postanowiłam nie zostać dłużna.
- Wielki Capo, ale przez twoje buractwo, jaja ci się kurczą.
Widziałam jak wściekły zaciska szczękę, ale mimo to, przesunęłam się bliżej jego ucha i wyszeptałam:
- Myślałam, że tacy ludzie jak ty, biorą to czego chcą i n…
Nie dokończyłam. Momentalnie chwycił mnie za biodra, odwrócił tyłem do siebie i przyszpilił do blatu. Przywarł kroczem do moich pośladków, a klatką do pleców. Romeo od razu wstał z podłogi, ale nie zrobił nic poza tym. Nawet nie zawarczał.
- Jeśli tak bardzo chcesz, mogę wziąć tu i teraz.
Zacisnęłam usta w cienką linię i wysyczałam:
- Więc na co czekasz?
Zaśmiał się bez krzty wesołości, puścił mnie i ruszył w stronę schodów.
- Za dziesięć minut w ogrodzie.
Rzucił na odchodne. Wyprostowałam się, chwyciłam słuchawki i ruszyłam za nim. Z tą różnicą, że on wszedł do gabinetu, a ja do swojego pokoju. Ubrałam adidasy i poprawiłam koka. Odłożyłam telefon i słuchawki na komodę i ruszyłam na parter, a z niego do ogrodu.
Przysięgam, do dupy mu na kopie. Może najpierw to on nakopie mi, ale chociaż raz musi mi się udać, powalić go na łopatki. I co z tego, że jest ode mnie znacznie wyższy. Dam radę. Muszę, inaczej dostanę kurwicy. Może i w moim marnym życiu nie miałam okazji poznać zbyt dużo osób, ale on zdecydowanie trafia na miejsce pierwsze listy osób, które działają mi na nerwy. Ba, on mnie nie denerwował, a wkurwiał, irytował i… Ugh. To ten typ, którego chcesz udusić poduszką podczas snu. Może go otruje, skoro zaczął jeść jedzenie które zrobiłam? Właściwie razem zrobiliśmy, ale przyszedł w połowie, więc spokojnie zdążyłabym dosypać coś do ciasta naleśnikowego. Muszę przemyśleć, bo pomysł nie jest głupi.
Zeszłam z tarasu na trawę. Romeo uwalił się w cieniu. Czekałam na Raphaela, a gdy zobaczyłam go w drzwiach, uśmiechnęłam się szeroko.
- Nie skończymy, jak nie nakopie ci do dupy.
Powiedziałam pewnie, a on uniósł brew.
- Uwiń się do piątku, bo organizatorka będzie potrzebowała spokoju, żeby wszystko przygotować na ceremonię.
I nawet teraz musiał wspomnieć o tym cholernym ślubie. Ściągnął marynarkę i rzucił na ławkę. Ruszył w moim kierunku i zatrzymał się z metr przede mną.
- Zawsze staraj się zlokalizować słabe punkty przeciwnika. Możesz grać nieczysto, ale musisz wygrać. Jeśli przegrasz, w tym świecie skończysz martwa.
Wytłumaczył, a ja kiwnęłam głową w geście zrozumienia.
- Masz myśleć o tym co robisz, nie możesz się wyłączyć, bo chwila twojej nieuwagi i przeciwnik to wykorzysta.
Znów przytaknęłam. To głupi by wiedział, ale niech mu będzie.
- Słabe punkty…
- Przepona, tchawica i krocze.
Przerwałam mu od razu. Wyglądał na zdziwionego. On naprawdę miał mnie za idiotkę? To wie każdy, kto wie cokolwiek na temat budowy ciała. Tak?
- Nie będziesz miała słuchawek, więc nie ma mowy o ataku pan…
Jeszcze słowo o słuchawkach, a mu kij w dupę wsadzę. Momentalnie podniosłam nogę chcąc go kopnąć w krocze, ale chwycił moją kostkę, przez co przewróciłam się na trawę i cholera wie skąd, wyciągnął pistolet i wycelował w moją głowę.
- Jesteś martwa.
Zacisnęłam usta i wskazałam palcem na spluwę.
- Dziś chyba miało być bez zabawek.
Rzucił broń na trawnik i wyciągnął w moją stronę dłoń, chcąc pomóc mi wstać. Nie chwyciłam jej. Wstałam bez jego pomocy. Niech mnie w tyłek pocałuje.
- Próbuj dalej.
Podnosił mi ciśnienie. Wściekła chciałam go uderzyć w przeponę, ale chwycił mój nadgarstek, odwrócił do siebie tyłem i założył dźwignie na szyję. Odchyliłam głowę do tyłu próbując złapać oddech.
- Kończysz ze skręconym karkiem.
Zacisnęłam dłonie w pięści i gdy mnie puścił, zrobiłam krok do przodu.
- Ze słuchawkami byłoby łatwiej.
Wymamrotałam.
- Ale nie zawsze możesz je mieć. Naucz się funkcjonować bez nich.
***
Nie mam pojęcia ile czasu minęło, ale było już ciemno. Ogród oświetlały tylko lampki. Byłam wściekła, spocona i obolała. A Raphael miał satysfakcję, bo za każdym razem to on powalał mnie na łopatki, ja jego ani razu, a gdy byłam już blisko, on zrobił jeden chwyt i już leżałam.
Wstałam z trawnika i wkurzona ruszyłam w stronę drzwi tarasowych. Mam już dość.
- Nie skończymy, jak nie nakopie ci do dupy. Pieprzenie. Rezygnujesz zbyt szybko. W tym świecie nie możesz pozwolić sobie na ból i zmęczenie. Jeśli na szali jest twoje życie, powinnaś być zdeterminowana, a nie się poddawać.
Zatrzymałam się i zaczęłam się śmiać. Chciał mnie wyprowadzić z równowagi? Jeśli tak, to udało mu się. Odwróciłam się do niego i od razu szłam pewnie w jego kierunku. Popchnęłam go, przez co zrobił mały krok w tył.
- To jest twój świat, do cholery, nie mój. Nigdy nie chciałam w nim być.
Wycedziłam wściekła. Znów chciałam go popchnąć, ale chwycił moje oba nadgarstki. Przyciągnął do siebie i spojrzał w moje oczy. Nie wiem kto był bardziej wkurzony, ja czy on.
- To od początku jest twój świat, a gdyby tak nie było, urodziłabyś się w innej, normalnej rodzinie. A sądząc po tym co mi powiedziałaś, jak zmarła twoja matka i co zrobił z nią twój ojciec, to zdecydowanie nie miałaś sielanki.
Nie zagrał fer, a uderzył w czuły punkt. Zacisnęłam usta, a paznokcie wbiłam w jego dłonie. Nawet nie drgnął. Wręcz przeciwnie, pochylił się do mojego ucha, a czubkiem nosa przesunął po moim policzku.
- Jesteś tak samo zepsuta jak ja.
I w tym momencie mnie oświeciło. Skoro nie potrafiłam dotrzeć do jego trzech podstawowych słabych punktów, zagram nieczysto, tak jak on. Odwróciłam lekko głowę w bok, a gdy moje usta lekko dotknęły jego, przymknął na chwilę oczy. Podniosłam i zgięłam nogę, natychmiast wzięłam zamach i uderzyłam go kolanem w piszczel.
- Kurwa.
Puścił mnie i się wycofał. Od razu podłożyłam mu nogę, przez co w końcu to on się zachwiał i padł na ziemię. Usiadłam na nim okrakiem i pochyliłam się w jego stronę. Przyłożyłam niewidzialny nóż do jego gardła.
- Sei morto.
Tłumaczenie: Nie żyjesz.
Wyszeptałam w języku włoskim. Zszokowany patrzył prosto w moje oczy, pod pośladkami czułam jego rosnącą erekcję. Moje serce biło jak szalone, a w okolicach podbrzusza czułam dziwne, ale przyjemne mrowienie. Chwycił mnie za kark, przyciągnął do siebie, a gdy miał mnie pocałować, usłyszeliśmy odchrząknięcie. Spojrzałam tamtym kierunku, a zaraz zrobił to wkurzony Raphael. Carlo stał na tarasie i się nam przyglądał.
- Naprawdę nie chcę wam przeszkadzać, ale wszyscy już są na miejscu.
Momentalnie zeszłam z Barricelli. Wszyscy są na miejscu… Jak to wszyscy? Domyśliłam się, że faktycznie przywiózł tych mężczyzn, ale faktycznie każdego z nich?
- Za godzinę masz być gotowa.
Raphael wstał z trawy i ruszył do domu, tak jakby nic się nie stało chwilę wcześniej, jakby nie chciał mnie pocałować. A ja zrozumiałam, o co mu chodziło, gdy mówił, że będę mu w nocy towarzyszyć. Zabiera mnie na rzeź.
W następnym rozdziale będzie się dziać.😈 Jeśli ktoś jest wrażliwy, polecam zaopatrzyć się w miskę na czas czytania, tak w razie w.😂
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top