2. szczenięce lata tae i guka
Nim Hyeon doszedł do siebie po tym, jak został dziadkiem, i to jeszcze chłopca, którego miał połączyć z wnuczkiem swojego najlepszego przyjaciela, minęło sporo czasu. Za oknami zniknął śnieg, zaczęły pojawiać się pierwsze kwiaty oraz liście, a pogoda coraz bardziej dopisywała, przez co Minju częściej wpadała do rodziców wraz z małym Taehyungiem, którego z czasem dziadek pokochał najbardziej na świecie. Jego żona wraz z córką oglądały tylko z kuchni, jak w salonie, w głębokim fotelu siedział Jun, a obok niego, w wózku spał Tae, jednak gdy tylko malec się poruszył, jego dziadek zaraz wyciągał rękę i trzepał delikatnie wózkiem, żeby ukołysać malca do snu.
Minju nie mogła być bardziej szczęśliwa, wreszcie i ojciec był zadowolony, jej matka ciągle powtarzała, że synek jest prześliczny, chociaż wciąż nie było wiadomo, do kogo jest podobny, miał małe oczka, które ledwo wystawały zza powiek, rzadkie włosy na głowie i jeszcze pomarszczoną buźkę oraz malutkie paluszki. Hyeon nie dawał nikomu podejść do wnusia, gdy ten słodko spał, przytulony do swojego kocyka i przez sen uroczo marszczył nosek, na co stary Kim reagował głośnym, rozczulonym westchnieniem. Coraz bardziej zakochiwał się w swoim urokliwym maluszku, którego nie mógł już nie kochać.
Tym razem to Jeongwu miał już coraz bardziej dość Kima, który wciąż opowiadał mu o tym, że jego wnuczek pokazał język przez sen albo tym razem nie wypluł niczego z buzi podczas jedzenia, że mu się nie ulało, kiedy Minju trzymała go na ramieniu, by mu się odbiło, że spał grzecznie większość nocy, że zrobił zdrową kupkę, że często sika i tak dalej, i tak dalej. Wu jedynie kiwał głową, kiedy tak spotykali się na jakimś soju czy zwyczajnie, żeby porozmawiać, kiedy akurat Jeon nie musiał zajmować się swoim wnukiem. Między chłopcami były te mniej więcej dwa lata różnicy, przez co Jeong miał już dość gadania kumpla, bo sam przechodził przez to samo, tylko jakieś półtora roku wstecz.
- Za ile będziemy mogli ich poznać? Mam dość tego twojego ciągłego paplania o cudownym Taehyungu, który nawet siedzieć nie potrafi – mruknął wcześniejszy dziadek, wypijając resztę alkoholu z kufla.
- No jak ma siedzieć, jak ma dopiero cztery miesiące, zastanów się może trochę. No chyba że ten twój cudowny Jeongguk jak się urodził, to już potrafił siedzieć, mówić, a może i nawet kurwa stepować.
Jeongwu obrzucił przyjaciela wściekłym spojrzeniem, który tamten zaraz odwzajemnił, warcząc jeszcze na niego, jakby był psem. Może był, zresztą, podobno zaczynał wariować i czasem wydawał dziwne odgłosy, żeby zabawić Taehyunga. Ostatnio udawał nawet wronę i dzieciak tak się na niego z zainteresowaniem wpatrywał, że Hyeon postanowił otworzyć zoo.
- Został mistrzem Korei juniorów w kategorii najlepszego wnuczka świata, a co u twojej kochanej wnusi? Oh sorry, wnuczka, zapomniałem, że ci się nie udało i naszą obietnicę szlag trafił!
- Hola, hola – parsknął Jun, unosząc brew i uśmiechając się pod nosem. – Przecież nikt nie powiedział, że obietnica została zerwana, mamy ich połączyć? To połączymy, chociażbym miał przy tym ducha wyzionąć, nasi wnukowie będą razem.
- Co ty pierdolisz, Hyeon. – Jeongwu pokręcił głową, przesuwając palcem po krawędzi kufla. – Przecież to kraj homofobów, zaraz nam spalą ich na stosie, myśl no trochę, chyba że ci wszystkie komórki mózgowe wyjadło od tej miłości do Taehyunga.
- Mów za siebie, pierwszy sikałeś po nogach, jak tylko Jeongguk trafił siusianiem do nocnika, byś się zamknął chociaż raz, bo już mnie łeb boli od tych twoich pierdół. – Jun założył ręce na tors i wciąż patrzył groźnie na przyjaciela, który nic nie robił sobie z jego słów.
- Bo to był ważny krok w jego życiu, jak twój wnuk zacznie sikać na nocnik, to zrozumiesz, a jak mu pójdą pierwsze zęby, to będziesz pod sufit skakać, dopóki cię nimi nie ugryzie, wtedy będzie wyć, ale z bólu. – Widać było, że Jeongwu był zaprawiony w bojach i lubił pouczać swojego mniej doświadczonego przyjaciela.
No ale Hyeon tego nie lubił, więc gdy tylko Wu zaczynał swoje wykłady na temat tego, co robią dzieci w danym przedziale wiekowym, a co robił wtedy Jeongguk i jak to wkładał sobie klocki do buzi albo prawie zabił się przez słonecznik w nosie, to tak Kim się wyłączał i tylko kiwał głową, żeby udawać, że go słucha. Już tyle razy to słyszał, praktycznie przy każdej ich rozmowie, że praktycznie znał na pamięć każdą opowieść, bo widocznie albo Jeonowi zacięła się płyta, albo super wnuczek już przestał być takim super wnuczkiem.
- No w tym roku będzie miał trzy latka i już ładnie chodzi, nawet za jakiś czas Seoyeon chce go wysłać do żłobka, żeby zaczął się bawić z innymi dziećmi, a nie tylko przebywał z samymi dorosłymi – zaczął opowiadać Jeongwu, uśmiechając się przy tym, jakby wspominał o ukochanej osobie. – Chociaż ja się boję, bo to jest mazgaj mały i jak coś mu zrobią, to potem nie będzie chciał tam wracać.
Hyeon wzruszył jedynie ramionami, dopijając swoje soju, po czym otarł usta rękawem i odstawił kufel, wzdychając pod nosem. Zmarszczył na chwilę brwi, rozmyślając najwidoczniej, by zaraz wskazać palcem na przyjaciela i potrzeć nim następnie czubek nosa. Zawsze tak robił, kiedy chciał zapamiętać coś, co planował powiedzieć i dodatkowo zrobić przerwę czy zbudować napięcie.
- Poznamy ich, tak wracając do twojego pytania, jak będą już starsi, nie wiem, może jak Taehyung skończy cztery lata, a może więcej? Teraz się nawet nie opłaca, przecież oni o sobie zapomną albo Jeongguk jeszcze coś mu zrobi, bo będzie myślał, że to lalka.
- To jest bardzo inteligentny dzieciak, jak mu powiesz, że to dziecko, to zrozumie, przecież nie jest ułomny.
- Niczego takiego nie powiedziałem, uspokój dupę – warknął znów Kim, pocierając lekko powieki.
Czasem coraz bardziej brakowało mu sił na tego człowieka, który był tak cholernie zaślepiony swoim wnukiem, że świata poza nim nie widział.
- No dobra, więc kontynuuj.
- Nie mam czego kontynuować, powiedziałem, co miałem powiedzieć. Spotkają się, jak będą więksi, bo przecież teraz i tak nic z tego nie wyjdzie. Zdjęcie im zrobimy? To co nam potem z tego wyjdzie, przecież nic. – Wzruszył kolejny raz ramionami, zbierając się do wyjścia.
- To tyle? Już się zbieramy? – Jeongwu zmarszczył lekko brwi, również podnosząc się z miejsca.
- Możesz zostać, jak chcesz, ale ja muszę iść, bo Minju dzisiaj wpada z Taehyungiem na kolację. No, to trzymaj się i pozdrów tego swojego utalentowanego wnuczka, tylko żeby nie zaczął na tobie stepować.
I rzeczywiście, Taehyung z Jeonggukiem nie mieli ze sobą styczności przez wiele lat, dopóki jeden nie zaczął chodzić do szkoły, a drugi do żłobka. Dopóki Tae nie skończył czterech latek, a Jeongguk był w drodze do siódmych urodzin. Dopiero wtedy mogli się spotkać, poznać i pobawić.
Oczywiście przez te wszystkie lata ich dziadkowie nie stracili kontaktu, a wręcz przeciwnie, spotykali się nadal co tydzień, by opowiadać co tam u nich i u ich pociech, że Taehyung już nauczył się zwierzątek, że Jeongguk zaczął chodzić do przedszkola, gdzie uczy się angielskiego, ale mu to nie idzie. Taehyungowi o wiele lepiej szły języki, koreański załapał bardzo szybko i mówił płynnie, bez seplenienia, co było korzystne dla dziadków oraz rodziców, bo nie musieli zabierać go do logopedy. Jeon natomiast bardziej wolał zajmować się matematyką i gdy dostał na szóste urodziny kolorowankę, w której były też zadania na dodawanie i odejmowanie, od razu zaczął się nimi zajmować, ignorując to, co powinien w pierwszej kolejności zrobić, czyli pokolorować obrazki.
Jeongwu znów nie był zadowolony, bo przecież jego wnuk powinien być mówcą, oratorem, powinien zajmować się historią, sztuką, koreańskim, a nie cyferkami. Natomiast reszta rodziny była pod wrażeniem, przecież młody Jeon miał objąć stanowisko prezesa rodzinnej firmy, przecież powinien interesować się matematyką, musiał mieć w głowie wszystkie rachunki oraz potrafić postawić na swoim, a on to rzeczywiście potrafił. Był denerwującym dzieckiem, które gdy czegoś nie dostało, zaraz tupało nogami i zaczynało płakać albo wszystkich bić, mieli iść z nim nawet do lekarza, ale jednak im się odechciało.
Taehyung był bardziej spokojny, chociaż on nadrabiał pyskowaniem do wszystkich, jak mu się coś nie podobało albo mama mu czegoś zabroniła. Czterolatek potrafił zrobić aferę na pół sklepu z zabawkami, bo mama nie chciała mu kupić nowej figurki Power Rangers, chociaż miał już takich pełno i żadną się nie bawił. No bo ona nie rozumiała, że on kolekcjonuje, a dopiero potem zacznie się bawić, jak już będzie miał całą drużynę, bo przecież jeden Power Ranger sobie nie poradzi z przeciwnikami, no ale przecież kobieta i to jeszcze mama tego nie zrozumie. Czteroletni Taehyung jednak rozumiał i tylko kręcił główką, kiedy ta mu tłumaczyła, że ma już takich pełno, tylko w innych kolorach. Rzeczywiście nie uważała, gdy razem oglądali bajki.
Jeongguk nie potrafił bronić się głosem czy słowami, bo gdy tylko ktoś na niego krzyknął zbyt głośno, ten zalewał się łzami, a na Taehyunga to nie działało. Guk umiał zastraszać domowników swoją postawą i tupaniem nogami, a Tae był bardziej spokojny i tylko wywracał oczami albo ciągnął zbyt mocno za kurtkę i krzyczał, skacząc przy nodze matki. Kim i Jeon zaczynali się różnić i było to widać na pierwszy rzut oka, nawet gdy dobrze się ich nie znało, a widziało gdzieś przypadkiem.
Tae był bardziej szczupłym, chociaż dość niskim chłopcem, który zapewne z czasem skoczy do góry, a Guk był wysoki, ale i gruby do tego, ledwo co mieścił się w spodniach, a buzię miał tak okrągłą, że przypominała księżyc. Pracował nad tym razem z tatą i z dziadkiem, bo mama z babcią ciągle go dokarmiały i nawet jak już nie chciał, to wmuszały w niego jedzenie. Sześciolatek miał coraz bardziej dość tego traktowania, wystarczyło, że dzieci już się z niego śmiały.
Do ich pierwszego spotkania doszło wiosną, prawie równe cztery lata od momentu, w którym Hyeon zakochał się po uszy w swoim wnuczku. Przyprowadził go na plac zabaw, gdzie czekał już Jeongwu ze swoim wnukiem, który nerwowo bawił się sznurkami od bluzy, w którą ubrała go mama. Na głowie miał czerwoną czapeczkę z daszkiem i małymi śmigiełkami na czubku, a Tae ubrany był w niebieskie ogrodniczki z chustką na głowie, która była biała w małe kwiatuszki, najwidoczniej lubił się tak ubierać i Jeongguk nie powinien się z niego śmiać.
Dziadkowie usiedli na ławce pod jednym z drzew, a dzieci poszły do piasku, bo Kim przyniósł swoje wiadereczko z dinozaurami (było zielone, jak jeden z dinozaurów, ale ono było mniej zielone, niż dinozaur, bo on był bardzo zielony – tak tłumaczył Taehyung), a Jeon zabrał ze sobą swoje niebieskie grabki i łopatkę. Mieli jeszcze wiatraczek, który znaleźli w piasku, bo pewnie jakieś dziecko je zostawiło oraz kilka foremek, które zakopane były w piaskownicy. Jeongguk patrzył na młodszego swoimi bystrymi oczkami, kucając na piasku z owiniętymi rączkami wokół nóg.
- A czemu ty tak nie możesz? – spytał zaciekawiony, kiedy zauważył, że chociaż Taehyung próbował usiąść tak jak Guk, na całym stopach, jego pięty i tak wisiały w powietrzu, a on musiał opierać swój ciężar na palcach.
- Mama mówi, że mam za krótkie ścięgna – wymamrotał chłopiec, wsypując piasek łopatką do swojego wiadereczka, wysuwając w tym samym momencie język z buzi.
- Ojej, a co to znaczy? – zapytał przejęty Guk, otwierając szeroko oczy i buzię. Pierwszy raz słyszał coś takiego, nawet nie wiedział, czym jest ścięgno, a co dopiero ścięgna, ciekawe gdzie one są.
- Nie wiem, tak mi mama powiedziała, a ja nie pytałem.
- Może to dlatego jesteś taki malutki? Bo nie pytasz? Mnie tata mówił, że jak się więcej wie, to jest się mądrzejszym i większym. – Uśmiechnął się szeroko sześciolatek, jednak kiedy czterolatek usiadł na chłodnym piasku i popatrzył na niego uważnie, uśmiech zszedł mu z buzi.
- A mnie mama powiedziała, że jak będę dużo jeść, to się zrobię gruby, tobie tego nikt nie powiedział?
- Ej, ja chciałem być miły, a ty co?! – obruszył się brunet, nabierając powietrza w pulchne policzki.
- Nazwałeś mnie małym i głupim! – krzyknął Taehyung, zaciskając swoje malutkie piąstki.
- Wcale nie!
Hyeon zerknął na zegarek i westchnął cicho, opierając się wygodniej o ławkę. Jeongwu obserwował szybujące po niebie ptaki, a ten obserwował, jak trawa rośnie. Mógł zabrać sobie jakąś książkę albo przynajmniej krzyżówki by zrobił na kolanie.
- Dziadku! – po placu zabaw rozległ się stłumiony krzyk, a mężczyźni popatrzyli na siebie.
- Słyszałeś to? – Kim uniósł lekko brew, a Jeon pokiwał delikatnie głową, nasłuchując. – Brzmiało jak jakieś dziecko.
- Właśnie, aż zbyt znajomo.
- Dziadziu, ratunku!
Jeongwu zmarszczył lekko nos i rozejrzał się, aż wreszcie dostrzegł w piaskownicy, na drugim końcu placu zabaw, jak jego wnuk został dociśnięty do piachu, oczywiście głową w dół.
- Kurwa mać, Jeongguk! – wrzasnął i ruszył pędem do dzieci, a za nim poleciał także i Jun, który dopiero po chwili ogarnął, co takiego się stało.
Taehyung siedział na Jeongguku i okładał go po głowie plastikową łopatką, a mały Jeon płakał w piasek, który wchodził mu już do buzi, jednak nie chciał się poddać, o nie. Przekręcił ich tak, że teraz to Tae leżał plecami na piasku i zaczął wysypywać mu na głowę całą zawartość jego wiadereczka, przez co i Kim miał pełno piachu w buzi. Następnie zaczęli się szarpać za włosy, plując ziarenkami piachu na siebie, za siebie, obok siebie, no wszędzie.
Nim dziadkowie mogli dobrze do nich dopaść, obaj byli cali umazani w ślinie drugiego, w mokrym piachu, we łzach i z bolącymi brzuchami, ale nadal się bili, jakby od tego zależało ich krótkie życie. Taehyung zamachnął się łopatką i uderzył Jeongguka w policzek (chyba nawet została mu po tym szrama, bo zepsuli zabawkę i była pęknięta), a Jeon nie był mu dłużny i uderzył go w czoło z wiaderka. Dziadkowie jedynie patrzyli na nich, starając się podejść delikatnie, nie dostać niczym i rozdzielić dwójkę bijącym się dzieciaków.
Tak zakończyło się pierwsze spotkanie Tae i Guka oraz zaczęła ciągnąca się przez wiele lat nienawiść.
od przyszłego rozdziału powinno być trochę lepiej, no i wreszcie zacznie się akcja
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top