Prolog
//Marcel//
Serwus.
Ja wiem, że opisywanie siebie budzi w ludziach cringe i jest bardzo oklepane, ale mimo wszystko to zrobię.
Mam na imię Marcel i mam 19 lat. Mieszkam w Poznaniu i jestem w maturalnej klasie liceum. Interesuję się komputerami, grafiką i grą w kosza.
Nigdy nie chciałem być gdziekolwiek rozpoznawalny. Wystarczyło raz ruszyć dupę i przynieść ten durny strój na wf. Na moje szczęście lub nieszczęście, wuefista zobaczył we mnie idealnego koszykarza. Nie żebym miał jakieś szczególne umiejętności w tej dyscyplinie...no może trochę. W ten sposób trafiłem do szkolnej drużyny koszykarskiej, a wszyscy w tej budzie wiedzą, że to równoznaczne z załapaniem się na miano elitarnego ucznia tej szkoły. Jednak mimo tych wszystkich ludzi, którzy tak bardzo chcieli się ze mną zaprzyjaźnić, ja już nie byłem do tego taki chętny. Miałem dwójkę zaufanych przyjaciół i to mi miało wystarczyć.
Poza tym wiedziałem, że gdybym pewnego dnia stracił "popularność", oni wszyscy by o mnie nagle zapomnieli. Szczerze? I tak miałbym to gdzieś.
Żeby nie było, z drużyną też trzymałem sztamę. Co prawda bardziej byłem do tego zmuszony, ale to mały szczegół.
Ta cała "popularność" jest jedną z najlepszych i zarazem najgorszych rzeczy na tym świecie. Nie wiedziałem, dopóki nie odczułem tego na własnej skorze.
Reszta tych idiotów, którzy chcieli przypodobać się choćby dziewczynom szalejącym na moim punkcie, i którzy "udawali" moich kolegów, prawdopodobnie oddałaby wszystko, by być na moim miejscu.
A ja najprawdopodobniej bym im tej posady z chęcią ustąpił.
Może wtedy miałbym wreszcie święty spokój.
A może nie.
Wystarczyłoby tylko wypisać się z tej drużyny i przestać grać w kosza, prawdopodobnie stałbym się legendą i już nikt by się mną nie interesował.
Problem polegał na tym, że ja lubiłem grać w tego kosza. To było całe moje życie.
Poza tym, należenie do elity miało też swoje plusy.
Zawsze miałem zapewnione najlepsze miejsce w ławce, najbardziej funkcjonalną szafkę i miejsce przy stoliku na stołówce wśród drużyny, gdzie i tak prawie w ogóle nie przychodziłem. Nikt mnie nigdy nie zaczepiał, ale domyślam się, że było to spowodowane umięśnioną sylwetką lub - nie oszukujmy się - niezbyt przyjaznym wyglądem.
Może inaczej. Po prostu jak ktoś szuka przyjaciół, to raczej nie podejdzie do osoby wiecznie ubierającej czarne kolory, noszącej rurki z dziurami na kolanach i łańcuchem u boku, kurtkę motocyklową i skórzane rękawiczki.
Chociaż z drugiej strony ten styl bardzo pasował do mojej bladej cery, czarnych włosów i rażących odcieniem swej zieleni oczu.
Tak, zapewne powiecie, że jestem przystojny. Wiem o tym.
Wysokie ego? Niee, skądże.
Wspomniałem wcześniej, że masa dziewczyn się za mną ugania, a ja w przeciwieństwie do innych osób z tym samym problemem (jeśli można to tak nazwać) nic sobie z tego nie robię. To nie tak, że jestem gejem. Bo nie jestem. Ja po prostu czuję, że nie byłbym w stanie kogokolwiek pokochać.
A nawet jeśli, mój styl życia by na to nie pozwalał.
Więc znacie już powód mojego nieprzyjemnego zachowania wobec wielu ludzi? Ja ich po prostu nie chcę narażać.
I dlatego właśnie nie wobec każdego jestem taki potulny i milutki. Podkreślam to, ponieważ ostatnio zdarzało się coraz więcej wyjątków...
Podsumowując.
Mam swoje sekrety, te bardziej mroczne i te mniej. I wolę, żeby nie ujrzały światła dziennego.
***
Serwus :)
Wy źli ludzie...tyle tych wyświetleń pod pierwszym ZxM nabiliście, że zeszłam na zawał kilka razy.
Od razu mówię - ta książka będzie na pewno bardziej bekowa od poprzedniej.
Kiedy rozdziały? Na razie pewnie po jednym na tydzień, ale potem zobaczymy. Będę was informować na ogłoszeniach, więc jak coś, to polecam śledzić ;)
No i nie wiem, co mam tu jeszcze napisać...miłego czytania, czy coś?
O, wiem. Życzę wam, żebyście nie umarli z cringu.
Do next!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top