×9×
//Marcel//
- Na pewno nie możesz? - jęknąłem, obserwując błyskawice w oddali.
- Stary, mam robotę - westchnął Dzunior. - Zahy spytaj.
- Nie będę się przed nim błaźnił - zmrużyłem oczy niezadowolony.
- Przecież nie musi wiedzieć.
Westchnąłem głośno. Kolejne wyładowanie rozświetliło niebo na horyzoncie.
- A towar na dzisiaj dostarczyłeś? - dopytał chłopak. Oparłem się o framugę drzwi.
- Wszystko załatwione.
- Masz szczęście - mruknął. - Dobra, lecę. Skaperuj sobie kogoś, albo siedź pod kocykiem całą noc.
- Spadaj - warknąłem. Dzunior jedynie zaśmiał się i rozłączył.
Wpatrywałem się przez moment we włączony ekran telefonu, lecz po chwili zdecydowałem się wystukać wiadomość do Zahy.
***
Zaśmiałem się lekko, patrząc, jak chłopak z trudem usiłuje wejść do domu. Skaczące psiaki skutecznie mu to uniemożliwiały.
Na niebie za otwartymi wciąż drzwiami pojawił się kolejny piorun, na który Zaha w ogóle zdawał się nie reagować. Ja za to spiąłem się cały i podsunąłem się niezauważony do drzwi, prędko je zamykając.
- I? - Zaha podniósł się z kolan, patrząc na mnie - Po co mnie tu zgarnąłeś?
- Nie wiem, ale aktualnie żałuję - Popatrzyłem się na niego zniesmaczony. - Jesteś cały przemoknięty. Będę winny twojemu przeziębieniu, i co?
- Rozpadało się dopiero na końcowym odcinku trasy. Mam mokre tylko bluzę i czapkę, także luz - uśmiechnął się.
Zgrabnym ruchem zdjąłem z niego ową czapkę, poczym rozczochrałem jego włosy. Po chwili spotkałem się z jego wrogim spojrzeniem.
- Bluzę też sobie zdejmij - istruowałem. Przez chwilę poczułem się jak matka.
- Taki był plan - westchnął, następnie podając wilgotne ubranie mi. Gestem zaprosiłem go do głównego pokoju, sam zanosząc części jego garderoby na suszarkę.
- A twoi rodzice gdzie? O tej porze zazwyczaj wracali.
- Wyjechali ze znajomymi na kilka dni. W sumie? Nawet nie wiem gdzie - zaśmiałem się cicho, grzebiąc w szafie.
- I ciebie nie wzięli?
Stanąłem przed chłopakiem, rzucając w niego jedną z moich bluz.
- Wolałem zostać. Masz, ogrzejesz się.
Chłopak popatrzył na mnie zaskoczony i trochę skrępowany.
- Dzięki, ale nie potrzebuję na razie.
- Ubieraj nie gadaj, zmarzłeś - wywróciłem oczami.
Brunet jeszcze chwilę się wahał, lecz po chwili jednak w końcu zdecydował się ubrać moją bluzę.
Na jego policzki wstąpiły lekkie rumieńce. Wpierw wahałem się, czy są one od nagłego przypływu ciepła, czy może po prostu się zawstydził.
Utwierdził mnie w przekonaniu, że prawdziwa jest opcja druga, gdy odwrócił głowę w stronę okna, próbując schować połowę twarzy w rękawie. Patrząc na ten gest, cicho parsknąłem i usiadłem obok niego.
Wtem niebo znów rozświetlił piorun, a zaraz po nim mogliśmy usłyszeć dość głośny grzmot. Wzdrygnąłem się, przez przypadek kładąc dłoń na nogę Zahy.
Chłopak błyskawicznie odwrócił się, patrząc to na moją rękę, to na mnie.
- Sory - westchnąłem, zabierając rękę. - To miało nie wyjść...
- Boisz się? - spytał Zaha, z lekkim, ale nieco życzliwym uśmiechem na ustach.
Jęknąłem niezadowolony, chowając twarz w jego ramię.
- A tylko spróbuj komuś wygadać - ponownie moje ciało zesztywniało, słysząc odgłosy burzy. Zaha niepewnie mnie objął, co wziąłem za pozwolenie, i wtuliłem się w niego delikatnie.
Uśmiechnąłem się na myśl, jak mogła wyglądać jego twarz w tamtym momencie.
- Ej, ale mnie nie denerwuj - odkleiłem twarz od jego ramienia i spojrzałem mu w oczy. - Pod tym względem jeszcze nigdy nikogo nie zawiodłem.
- Gdybym ci nie ufał, wcale byś się nie dowiedział - uśmiechnąłem się, wracając do przytulasa. - Tak tylko, dla zasady mówię.
Chłopak pogłaskał mnie po plecach, gdy niebo ponownie się rozświetliło.
- Może ja rolety zasłonię? Bo ty mi tu zaraz na zawał zejdziesz - zaśmiał się młodszy.
- Nie idź - mruknąłem z wyrzutem. Oderwał mnie od siebie lekko. - Nie zostawiaj mnie.
- Będę metr od ciebie i wrócę za parę sekund - parsknął, wstając z sofy. Wrócił szczęśliwy po chwili, jednakże tym razem byliśmy w większej odległości od siebie.
- Co lubisz robić? - spytał.
Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Grać, spać, jedno przemilczymy, jeść też lubię...
- Co przemilczymy? - dopytał od razu.
- Coś, co ma być przemilczane... - uśmiechnąłem się wrednie, patrząc, jak umiera z ciekawości.
- Rzekomo mi ufasz - Zaha uniósł brew.
- Bo ufam - spoważniałem - ale mimo wszystko.
- No powiedz - chłopak postanowił użyć innej metody. Przysunął się do mnie na tyle, że nasze biodra się stykały, rozszerzył oczy, uśmiechnął się uroczo i przekrzywił głowę w bok.
Okej. To było urocze.
- Rysowanie - odwróciłem wzrok. - Rysować lubię...
- Domyśliłem się - rzuciłem mu ukradkiem podejrzane spojrzenie. - Pamiętasz, jak siedzieliśmy w piętnastce? Tam już się wykazałeś artystycznymi umiejętnościami.
- Może i tak.
Między nami na moment zapanowała cisza. Przy kolejnym gromie, nie pytając o pozwolenie, przytuliłem się do jego szyi. On oddał pieszczotę, tym razem już pewniej.
- Em, to...chciałbyś porysować? Odstresować się, czy coś? - zaczął niepewnie brunet.
Uśmiechnąłem się zadziornie w bok jego szyi.
- Zaha?
- Tak?
- Lubisz tatuaże?
***
//Zaha//
Zamknąłem za sobą drzwi łazienki, zakluczając je. Odetchnąłem głęboko, opierając się o ścianę. Na moje usta ponownie wstąpił uśmiech, gdy tylko spojrzałem na swoje odbicie w lustrze.
Na moim ciele widniało kilka, jak nie kilkanaście autorskich rysunków Kowala, wykonanych za pomocą zwykłego, niebieskiego długopisu.
Zaczynając od płomieni na kostce, kończąc na róży na szyi.
Do tego pomieszczenia nie ściągnęły mnie potrzeby fizjologiczne. Musiałem ochłonąć.
Przez ostatnią godzinę, delikatne palce Marcela rozpalały moją skórę, kreśląc na niej coraz to nowsze wzorki. Dreszcze nie opuszczały mnie przy żadnym jego ruchu.
Mam nadzieję, że tego nie zauważył.
Zbliżyłem się do umywalki i przemyłem twarz lodowatą wodą. To przynajmniej trochę uspokoiło moje rozpalone policzki.
Miałem dość tego, jak reaguję na jego osobę.
Otuliłem się mocniej jego bluzą i wziąłem parę oddechów.
Po kilku chwilach wpatrywania się w swoje odbicie, opuściłem pomieszczenie. Tam czekał już na mnie Marcel, wyraźnie zamyślony.
- Coś cię gryzie? - szturchnąłem go.
- Właściwie to tak - przeniósł na mnie swoje śliczne, zielone tęczówki. - Chciałbyś zostać na noc? Wiesz, na dworze szaleje nawałnica...
Zatkało mnie.
***
Serwus
Zatkało go, udusi się, i będzie koniec książki :)
A tak na serio, teraz powinno mi już pójść z pisaniem gładko, a przynajmniej przez kilka rozdziałów.
Także jest szansa, że wstawię coś jeszcze w tym miesiącu :D
A i jeszcze chciałabym podziękować dobre_myslenie_ za nieumyślne zmotywowanie mnie do napisania tego :3
Do next!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top