×13×
//Zaha//
To był najgorszy powrót do domu w moim życiu.
Trzy dni po tamtym jakże niefortunnym zdarzeniu. Świeża sprawa, której wciąż nie zdążyłem przetrawić.
Świat się na mnie uwziął, gdyż właśnie w tamtym dniu w autobusie był zbyt duży ścisk, a on był...zbyt blisko mnie.
Jednakże to wciąż nie było gorsze od ciszy, która towarzyszyła nam po opuszczeniu pojazdu.
Gdybym jednak znał przyszłość, ta cisza wcale nie wydawałaby się taka zła.
- Unikasz mnie - powiedział nagle Marcel. Po moim karku przeszły nieprzyjemne dreszcze.
- Nieprawda - wywróciłem oczami, patrzą przed siebie.
- To było stwierdzenie faktu - prychnął. Nie potrafiłem określić, czy jest zły, czy go to bawi. A patrzeć mu w twarz zdecydowanie nie chciałem.
Znaczy, chciałem...ale jednak nie.
- A to było zaprzeczenie.
Usłyszałem jego cichy śmiech, co zdecydowanie uspokoiło moje sumienie.
- Mój wychowawca mnie nienawidzi - westchnął. Szybka zmiana tematu, huh? Nie będę narzekać.
Uniosłem jedną brew ku górze, lekko się uśmiechając.
- Chcesz wdrożyć mnie w szczegóły?
Rozmowa zaczęła się kleić, jak to dawniej bywało. Niezręczność (przynajmniej na moment) opadła, przez co opadł również mój stres. Aczkolwiek, jak to w moim życiu bywa, miłe chwile zawsze muszą się spieprzyć.
Dotarliśmy do rozstaju naszych dróg, mimo to Marcel nie zatrzymał się. Ruszył jedynie w stronę mojego domu, ewidentnie mając w głowie jakiś tajemniczy plan. Już miałem zwrócić mu uwagę, lecz gdy dotarliśmy do bardziej odludnej alejki, chłopak przystanął.
Z jego kieszeni rozległ się dźwięk messengera. Marcel wyjął go i odblokował, a na ekranie pojawiła się wiadomość od Dzuniora, której treść całkiem mnie zainteresowała.
"Powiedziałeś mu już?"
- O kogo chodzi? Co miałeś powiedzieć? - zaczynałem dopytywać, bawiąc się w Sherlocka. Chłopak schował telefon i przerzucił na mnie wzrok, poczym podszedł do mnie powoli. Moje zaniepokojenie narastało z każdym kolejnym pokonanym przez niego centymetrem.
W końcu spróbował przybliżyć się do mojego ucha, jednak odruchowo odskoczyłem. On jedynie uśmiechnął się ironicznie.
- Boisz się mnie od trzech dni, czy jakoś dłużej? - wyszczerzył się z wyższością i uniósł podbródek, wprawiając mnie w jeszcze większy dyskomfort.
- Weź przestań - wyciągnąłem ręce z kieszeni, następnie pocierając je o siebie.
Był już grudzień. Nie wiem jakim cudem to tak szybko zleciało. Na dworze robiło się coraz zimniej, a słońca mało co było widać w ostatnich dniach. Wiatr nieustannie bawił się ostałymi jeszcze liśćmi, przy okazji psując uroczy klimat kończącej się jesieni.
W tamtym momencie, z gęstych, kłębiastych chmur zaczęły niemrawo spadać kolejne białe, delikatne płatki. Spojrzałem w górę, lecz po chwili spuściłem głowę, mrużąc oczy, gdyż jedno z tych cudeniek zaatakowało moje oko.
Znów usłyszałem śmiech Marcela, który dobiegał z dość bliska. Otworzyłem oczy, dowiadując się, że ciemnowłosy stoi tuż przy mnie, wpatrując się we mnie z lekko zmarszczonymi brwiami i nieco uniesionym kącikiem ust. Pojedyncze płatki śniegu okryły jego twarz i kruczoczarne włosy, nadając mu jeszcze większego uroku.
Nagle jakby bardziej spoważniał. Zbliżył się do mnie powoli, tak, bym mu znów nie uciekł. Nie mogąc dłużej znieść jego przenikliwego spojrzenia, spuściłem wzrok nieco niżej, analizując resztę skrawków jego twarzy.
- Nie bój się mnie, młody - zadrżałem, gdy niespodziewanie jego lodowata dłoń zetknęła się z kącikiem moich ust. Przesunął ją wzdłuż mojej żuchwy, następnie zabierając rękę i oczekując mojej jakiejkolwiek reakcji.
Ja natomiast toczyłem batalię z własnymi myślami. Z jednej strony tak cholernie chciałem złamać tą granicę, która dotąd była nienaruszona, ale z drugiej strony...
Bałem się.
- Nie boję - podniosłem na sekundę na niego wzrok, by za chwilę znów go opuścić.
On tylko cicho parsknął.
- Ja mówię serio - odparł krótko. Chwilę później poczułem, jak jego dłonie owijają się delikatnie wokół mojej talii. Niepewnie oddałem dość krótkiego przytulasa, następnie patrząc z niechęcią jak powoli się oddala.
Wziął do rąk swój telefon i zaczął coś przy nim robić, a ja w tym czasie starałem się opanować palpitację serca.
- Mam trening za pół godziny - rzucił, odsuwając się jeszcze bardziej. - Muszę lecieć, ale jeżeli chcesz...rodziców raczej nie będzie wieczorem - uśmiechnął się.
Oddałem lekko uśmiech, poczym zrobiłem chyba najodważniejszy ruch w moim życiu.
Podszedłem do chłopaka i wtuliłem w niego mocno.
Co zrobiłem zrozumiałem dopiero, kiedy zaskoczony oddał uścisk. Poczerwieniałem na twarzy, szukając dobrego momentu, aby się odsunąć.
- Idę - szepnął mi na ucho, przyprawiając mnie o szereg jakże długich dreszczy na większej części mojego ciała. Odsunął mnie od siebie, poczym naciągnął mi czapkę na oczy, następnie odchodząc.
O. Mój. Boże.
Jest źle.
***
Serwus
Krótszy, bo jamafi taki chciała
¯\_(ツ)_/¯
Postaram się jeszcze przed świętami coś z tym ogarnąć, tylko jak coś mnie za słowo nie trzymajcie...
I trzymajcie kciuki za moją dzisiejszą kartkówkę z fizyki, bo muszę przynajmniej 2 dostać, żeby nie być zagrożoną :v
Do next!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top