||Pierwsze spotkanie||

Sleepy Ash (Kuro)

Jak to się stało?

To pytanie ciągle krążyło w twojej głowie, w której miałaś niesamowity mętlik. Nie miałaś pojęcia, co się dzieje, ani dlaczego ciągle masz przed oczami ciemność. Nic nie czułaś. Nie mogłaś poruszyć żadną z kończyn, mimo usilnych prób.

Ż... yje?

Głos?

Za... raz... bę... dzie.

Głos? Głosy! Z całych sił próbowałaś otworzyć oczy, a głosy stawały się coraz wyraźniejsze, aż w końcu rozumiałaś wszystko.

– Jak długo to powinno trwać?

– Zazwyczaj chwilę po zamianie. W tym przypadku może to potrwać trochę dłużej, bo dziewczyna umarła. Jeśli człowiek jeszcze nie umrze, to ten proces staje się szybszy.

Umarła? Mówią o mnie? Ale ja żyję! Mam świadomość! Słyszę was! Halo!

Pomimo wewnętrznych wrzasków, żaden dźwięk nie wydobył się z twojego gardła. To było frustrujące, doprowadzało do szaleństwa.

Nagle poczułaś, jakbyś z wielką siłą uderzyła o grunt. Ciemność zaczęła się rozmazywać, a białe, rażące światło zaczęło cię drażnić.

– Hej, Kuro, budzi się!

– Widzę, nie musisz krzyczeć...

W końcu udało ci się unieść powieki. Zamrugałaś kilka razy, by odpędzić migające światełka. Rozejrzałaś się ociężale - twoja głowa pulsowała bólem.

– Co się stało? – wychrypiałaś, niemal nie poznając własnego głosu. Mimo, że świat wciąż wirował ci przed oczami, to udało ci się dostrzec dwie osoby przede tobą. Brązowowłosy chłopak natychmiast kucnął obok ciebie.

– Nazywam się Shirota Mahiru. Jak się czujesz? – zapytał.

W pierwszej chwili nie odpowiedziałaś, wciąż otępiała. W drugiej spojrzałaś na niebieskowłosego osobnika za Mahiru.

I mgliste obrazy tego, co się wydarzyło, zaczęły przelatywać przez twój umysł.

– Dziwnie – odpowiedziałaś, już bardziej trzeźwa na umyśle. Nawet nie próbowałaś się podnieść - i tak byś nie dała rady.

– Będziesz się tak czuć przez jakiś czas, ale to minie.

Odwróciłaś głowę powoli w drugą stronę i zobaczyłaś trzecią osobę, która znajdowała się z nami w dość obszernym, ale zniszczonym pomieszczeniu. Niedaleko ciebie stał... bardzo niski, czarnowłosy chłopiec, przebrany za Draculę?

Ledwo udało ci się powstrzymać zaskoczone 'och'.  Jednak w końcu postanowiłaś to zignorować. I tak coraz więcej rzeczy nie miało tutaj sensu.

– Jakim cudem... ja żyję?

Shirota wymienił z czarnowłosym niepewne spojrzenia.

– Zamieniłem cię w wampira – powiedział w końcu niebieskowłosy, który dotychczas siedział cicho. – Jesteś moją Subklasą.

Wstrzymałaś oddech, wpatrując się w niego intensywnie. To niemożliwe. Gdy przejechałaś językiem po zębach i poczułaś coś ostrego, twoje wszystkie wątpliwości zniknęły. Miał rację.

– Jak się nazywasz? – przerwał twój wewnętrzny konflikt Mahiru.

Otworzyłaś usta by odpowiedzieć, gdy zdałaś sobie z czegoś sprawę. Panika przejęła twoje ciało, gdy przeszukiwałaś najciemniejsze zakamarki swojego umysłu.

Jak się nazywam?

Mahiru Shirota

Byłaś zła.

Dobra, to trochę za delikatnie powiedziane.

Byłaś koszmarnie WŚCIEKŁA. Wiedziałaś, z czym wiąże się bycie w samorządzie uczniowskim - z odpowiedzialnością i częstym brakiem czasu. Nikt jednak nie wspominał ci o tym, że reszta uczniów w samorządzie może olewać swoje obowiązki. Przed samym dołączeniem tam, miałaś nadzieję na naprawdę owocną współpracę. 

Zderzenie z rzeczywistością było dość bolesne.

Gdy tylko zostałaś oficjalną członkinią, reszta nagle zaczęła zrzucać na ciebie całą robotę. Na początku, jako miła i życzliwa osoba, nie zauważyłaś, że cię wykorzystują. Jednak pewnego dnia przegięli.

Wszyscy dostaliście pewne dokumenty do wypełnienia. Oczywiście, twoi koledzy zaczęli się od tego wymigiwać - nie miałaś innego wyboru, jak tylko zrobić to za nich. Spędziłaś nad tym całą noc, w ogóle nie mrużąc oka.

Szłaś korytarzem, ledwo sunąc nogami. Wyglądałaś jak siedem nieszczęść i tak też się czułaś. W pewnym momencie zaczęło ci się robić ciemno przed oczami i nim zdążyłaś cokolwiek zrobić, straciłaś czucie w nogach.

Zanim kompletnie odpłynęłaś, poczułaś, jak na kogoś wpadasz.

. . .

Jęknęłaś cicho, przykładając dłoń do czoła. Otworzyłaś oczy, od razu dostrzegając gabinet pielęgniarki. Podniosłaś się do siadu.

– Och – Pielęgniarka przerwała rozmowę z brązowowłosym uczniem i spojrzała na ciebie z troską. – Jak się czujesz?

– Dobrze. – odpowiedziałaś, rozpoznając w uczniu Mahiru Shirotę - twojego kolegę z klasy, z którym szczerze mówiąc nawet nigdy nie rozmawiałaś. 

– Dziecko, coś ty robiła, że doprowadziłaś się do takiego stanu? – westchnęła kobieta kręcąc głową, a ty poczułaś jak rumienisz się lekko, zażenowana. Potarłaś palcem policzek z zakłopotania.

– To po prostu ze zmęczenia. – wymamrotałaś cicho. Pielęgniarka coś tam jeszcze mówiła pod nosem, ale dała ci spokój. Zamiast tego, do kozetki podszedł Shirota i nachylił się w twoją stronę.

– Widziałem, jak inni członkowie samorządu dają ci jakieś papiery. To robiłaś przez całą noc? – zapytał szeptem, a ty chcąc nie chcąc kiwnęłaś głową. Widząc zbierające się w jego brązowych oczach oburzenie pokręciłaś głową i przyłożyłaś palec wskazujący do warg, nakazując mu nic nie mówić. Nie chciałaś, by ktokolwiek wtrącał się w twoje sprawy. Po krótkiej chwili wyprostował się i niechętnie skinął głową. Uśmiechnęłaś się z ulgą.

Mimo wszystko, to całkiem miłe, że się przejął. 

Lawless (Hyde)

Zawsze miałaś ochotę obciąć komuś język, gdy mówił, że bycie siostrą sławnego pianisty jest ''cool'' . To nie tak, że nie kochałaś Lichta - o nie nie, był ci najbliższym mężczyzną na świecie. Mimo dwuletniej różnicy wieku i różniącego się charakteru, rozumieliście się bez słów. Bardzo tęskniłaś za nim, gdy przebywał w Japonii, ale twoje przyjaciółki, które tak się nim zachwycały, doprowadzały cię do szału. Już wtedy nie miałaś z nimi spokoju, a co dopiero, gdyby wrócił. 

Dlatego bardzo ucieszyłaś się na wieść, że w wakacje, będziesz mogła go odwiedzić. Miałaś nadzieję, że będziecie mogli w końcu sami pocieszyć się sobą i miło spędzić czas.

Gdy jednak na lotnisku nie pojawił się sam, twój dobry humor od razu zniknął. Już z daleka dostrzegłaś drepczącego obok swojego brata nieznajomego blondyna. Nawet po przywitaniu się z Lichtem i uściskaniem go nie spuściłaś z czerwonookiego wzroku. Todoroki przedstawił go jako ''durnego jeża'', na co ten drugi burknął coś pod nosem, następnie podając ci swoje prawdziwe imię: Hyde - współlokator Lichta.

Na myśl ci przyszło, że w sumie to mogą być ciekawe wakacje. 

Licht Jekylland Todoroki

Westchnęłaś zdenerwowana, chowając niesforny kosmyk [Kolor] włosów za ucho. 

Jeszcze niedawno nie dawałaś wiary, że praca dziennikarki może być stresująca. Jednak dopiero gdy czekałaś na osobę, z którą miałaś przeprowadzić wywiad, poczułaś co to prawdziwy stres. Tą osobą był niejaki Licht Jekylland Todoroki - anielski pianista, doprowadzający swą muzyką do płaczu tysiące ludzi. Widywałaś go często w telewizji, a jego gra z miejsca podbiła twoje serce. Jak dotąd nie interesowała cię muzyka klasyczna, tak wraz z poznaniem niesamowitego dziewiętnastolatka wszystko się zmieniło.

Aż w końcu miałaś okazję się z nim spotkać. Kto by się nie stresował? 

Drzwi otworzyły się w końcu, a do pomieszczenia wkroczył Todoroki. Próbowałaś zachować neutralny wyraz twarzy, gdy zajmował fotel naprzeciw ciebie, ale ledwo ci się to udawało. 

Odchrząknęłaś cicho.

– Nazywam się [T/N] [T/I]. Cieszę się, że zgodził się pan na wywiad, panie Todoroki. – Wyciągnęłaś w jego stronę dłoń.

Czarnowłosy patrzył na ciebie przez chwilę, w końcu kiwając po prostu krótko głową. Cofnęłaś rękę, nieco zażenowana i zaczęłaś czuć jeszcze większe zdenerwowanie.

To będzie trudniejsze, niż myślałam.

All of Love (Snow Lily)

Uparcie wpatrywałaś się w podłogę, zaczerwieniona po czubki uszu. Szłaś w milczeniu za wysokim blondynem - bardzo przystojnym blondynem, zresztą. Twoja nieśmiała natura ledwo pozwalała ci na rozmawianie z jakimikolwiek mężczyznami, a co dopiero z takimi! Na swoje nieszczęście(?) miałaś pracować w rezydencji Alicein jako nowa pokojówka i właśnie Lily, jak się uprzednio przedstawił, miał ci pokazać co i jak.

Nagle mężczyzna stanął i prawie na niego wpadłaś - cofnęłaś się kilka kroków.

– C-Coś nie tak, panie Lily? – spytałaś zdezorientowana, gdy się do ciebie odwrócił. Przyglądał ci się chwilę, aż w końcu uśmiechnął się promiennie (miałaś wrażenie, że twoje serce na chwilę stanęło).

– Wyczuwam twoje zdenerwowanie. Nie musisz być taka nerwowa w mojej obecności, wiesz?

Czerwony kolor wrócił na twoją twarz ze zdwojoną siłą. Wątpiłaś, czy uda ci się wytrzymać w tej pracy.

Misono Alicein

Życie arystokraty nie zawsze bywa łatwe. Trzeba się godzić na pewne warunki, czy tego się chce, czy nie. Mimo, że większość z nich przestano w ogóle brać pod uwagę (w końcu żyjesz we współczesnej Japonii), to w niektórych rodzinach dalej pozostał obowiązek zawierania ślubów pomiędzy potomstwem rodów. 

Wraz z tym warunkiem zapadała decyzja:  Alicein Misono weźmie ślub z tobą - [T/N] [T\I]. Było to nagłe i bardzo cię to zaskoczyło. Twój ojciec uprzedzał cię, że to on wybierze ci męża i pogodziłaś się z tym, jednak nie spodziewałaś się, że nastąpi to tak szybko. Byłaś właśnie w drodze do rezydencji Alicein, zastanawiając się, jaki jest twój przyszły mąż. Mimo początkowego szoku, czułaś ciągłe podekscytowanie - i tak nie miałaś nikogo na oku i nie interesowały cię za bardzo miłosne sprawy, więc było ci wszystko jedno, za kogo wyjdziesz. W końcu tu chodzi tylko o majątek.

I przedłużenie rodu.

Na samą myśl zrobiło ci się gorąco i pokręciłaś głową. Jeszcze nawet go nie poznałaś i już masz takie myśli, głupia!

Nareszcie nadszedł czas spotkania i - będąc szczerym - nieco się rozczarowałaś. Alicein Misono był chłodny, gdy ci się przedstawiał jego ton był oschły. Taki obrót spraw sprawił, że byłaś zła. Może nie liczyłaś na super szarmanckiego księcia z bajki, ale miałaś nadzieję, że będzie przynajmniej miły.

Cóż, myliłaś się. Przedłużanie rodu już tak ci się nie uśmiechało.

Mikuni Alicein

– Seenseeei! – jęknęłaś, wieszając się na szyi mężczyzny w okularach, który spojrzał na ciebie kątem oka ze znudzeniem.

– Wróciłaś ze swojej podróży i już zaczynasz? Nic się nie zmieniłaś, [T/I]. Niedługo przyjdzie tu mój znajomy, więc się nie zdziw.

– Znajomy? Ten, który jest właścicielem tego sklepu? – dopytałaś.

Johannes przytaknął i wrócił do mieszania jakiejś cieczy. Westchnęłaś zrezygnowana i dałaś mu spokój. 

Odkąd miałaś pięć lat, twoi rodzice zginęli z rąk wampira, a ciebie odnalazł ten szalony doktorek i wziął pod swoje skrzydła. Johannes Mimir Faustus stał się dla ciebie jak ojciec i wiele mu zawdzięczałaś. Aczkolwiek ostatnio rzadko zaczęliście się widywać. Ty postanowiłaś poświęcić się całkowicie podróżowaniu, a on życzył ci po prostu szerokiej drogi.

Nieraz, gdy się spotykaliście, wspominał o młodym mężczyźnie - Eve Zazdrości. Mogłoby się zdawać, że przez to, że to właśnie wampir zabił twoich rodziców, będziesz żywić nienawiść do krwiopijców. Jednak tyle lat spędzonych z Faustus'em sprawiło, że całkowicie zaraził cię swoją fascynacją do tych stworzeń. 

Uświadomiłaś sobie, że wraz z przybyciem znajomego Johannesa będziesz miała szansę spotkać również jednego z Servampów i przyjrzeć mu się bliżej. Twoje podekscytowanie tylko wzrosło, gdy drzwi od sklepu z antykami się otworzyły.

 – Jestem! – zawołał młody blondyn, wkraczając do środka.

– Witaj z powrotem, Miku-Miku – odpowiedział Johannes, machając zlewką z podejrzanie wyglądającym płynem. – [T/I], to jest właśnie Mikuni.

Mężczyzna spojrzał na ciebie z ciekawością, a ty, nim zdążyłaś cokolwiek powiedzieć, dostrzegłaś na jego ramieniu czarnego węża.

Twoje [Kolor] oczy rozbłysły niebezpiecznie. 

– Myślę, że to będzie początek naprawdę wspaniałej przyjaźni! – zawołałaś. Radośnie klasnęłaś w dłonie, a Johannes tylko pokręcił głową, wiedząc, co czeka biednego Miku-Miku.

Who is coming? (Tsubaki)

Mimo nocy, miasto tętniło życiem. Niebo było bezchmurne, świeciły piękne gwiazdy, a ty stałaś na dachu i powtarzałaś w myślach jak bardzo nie chciałaś tu wracać.

Do tego miasta.

Do tych współczujących ludzi.

Do tych okropnych wspomnień.

''Biedna, bardzo to przeżyła'', ''stracić młodszego brata, coś strasznego...'', ''ona nie ma już żadnej rodziny, prawda?''

Nie mam, pomyślałaś gorzko, a łzy zaczęły rozmazywać ci obraz oświetlonych budynków. Moi rodzice i Lilac mnie zostawili, a wy nigdy moją rodziną nie byliście.

Po śmierci brata starałaś się jakoś wszystko sobie ułożyć, jednak nie udawało ci się. Wyniosłaś się nawet w końcu z miasta, byleby nie przypominało ci o ty wszystkim.

A jednak wróciłaś tu i stoisz na budynku, w którym niegdyś szczęśliwie mieszkaliście.

W końcu łzy przestały się utrzymywać i swobodnie spływały po twoich rumianych z zimna policzkach. Nienawiść do świata była tak cholernie nieznośna. Zawsze uważałaś się za osobę pewną siebie i silną - nigdy byś nie podejrzewała, że staniesz na krawędzi dachu z zamiarem pożegnania tego okrutnego świata. 

Już miałaś zrobić krok ostateczny, gdy nagle coś czerwonego mignęło ci przed oczami. Zatrzymałaś się, spojrzałaś na swoje buty i zamrugałaś kilkakrotnie, odganiając łzy. U twoich stóp leżał czerwony, niewielki kwiat. Kucnęłaś i chwyciłaś go w drżące dłonie, po czym wyprostowałaś się.

– Tak smutna...

Słysząc za sobą głos, natychmiast odwróciłaś się, a wtedy wszystko zdarzyło się zbyt szybko.

Poczułaś jak ktoś cię popycha w ramiona śmierci - zaczęłaś spadać, w dłoni wciąż ściskając roślinę.

Spotkasz się ze swoim bratem... obiecuję. 

Sakuya Watanuki


Nie znałaś wszystkich Subklas Tsubakiego - swojego pana. Prawdę mówiąc obracałaś się tylko w towarzystwie Servampa Melancholii. Odkąd podarował ci nowe życie nie chciałaś z nikim wiązać jakiejkolwiek relacji. Tsubaki wykazywał się duża wyrozumiałością i nie odmawiał, gdy chciałaś spędzić czas w jego towarzystwie. Wiedziałaś jednak, że to musi się skończyć. Byłaś wampirzycą - krwiożerczą istotą o nadprzyrodzonej sile! Musiałaś przestać bać się własnego cienia.

W końcu Tsubaki postanowił przydzielić tobie zadanie. Aczkolwiek nie samej - miał ci towarzyszyć Watanuki Sakuya. Nie wiedziałaś, czy to aluzja, byś w końcu wzięła się w garść, czy Melancholia doszedł do wniosku, że jesteś na to gotowa.

Tak właśnie do tego doszło.

Razem z zielonowłosym wpatrywaliście się w siebie w milczeniu, stojąc na dachu jakiegoś budynku, gdzie mieliście się spotkać. Jakoś ani tobie, ani jemu nie kwapiło się by przerwać ciszę. 

Wreszcie zrobiłaś coś, czego nie robiłaś od bardzo dawna - uśmiechnęłaś się.

– Liczę na owocną współpracę, Watanuki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top