3/26

Lenvie.

Siedzimy w naszym salonie. Rozpaliłam około dziesięciu świec, więc w pomieszczeniu jest naprawdę duszno. Atmosfera również nie zniewala. Przez pierwsze dwie godziny spotkania Nickolas i Holden próbowali nadgonić braki wiedzowe tego drugiego. Blondyn ani razu na mnie nie spojrzał od kiedy wróciliśmy z domu Cat. Nick również raczej unika intensywniejszego kontaktu wzrokowego.

-Czyli Mavis żyje.- pyta po dłuższej chwili milczenia Holden.

-Tak.

-Czyli Edwin chce ją zabić?

-Dokładnie.

-Czyli teraz wraca, żeby zabić nas?

-Coś w tym stylu.

-Dlaczego w takim razie siedzimy w salonie, a ty pijesz herbatę?- Holden wskazuje powolnym ruchem kubek ciepłej cieczy, którą trzyma Nick. Właśnie tego się spodziewałam. Holden zaczyna się unosić i dąć w róg wojownika, tylko co innego mamy robić? Dupree tu wreszcie wróci i to jego rozkaz wykonają żołnierze, nie Holdena.

-Bo my mamy coś do zrobienia w Mendocino. Seroshe, Colton i Adler jadą na front. Będą próbować przekonać wojsko i złapać Edwina zanim dojdzie do kulminacji i zanim strony otworzą ogień.

-Okej. Wytłumacz mi jeszcze raz dlaczego mamy siedzieć w tej dziurze, skoro bitwa ma miejsce gdzieś indziej?

-Sterownia.- mówię cicho. Nickolas podnosi na mnie swoje spojrzenie, a Holden jedynie spina się, jakbym powiedziała coś przykrego.

-Dokładnie. Musimy dostać się do sterowni i sabotować Edwina od środka. Drony, zasilanie, wszelkiego rodzaju komunikacja. Musimy to wszystko zakłócić. I co więcej... dołączy do nas Cat z pewnym... ,,materiałem''. Musimy go odtworzyć. Tak, by każdy żołnierz zaopatrzony w radio i wizjer mógł zobaczyć, albo chociaż usłyszeć to samo.

-Układ Nocy.- mówię znów bardzo cicho, na co Nick ponownie kiwa twierdząco głową.

-Lenvie przeprowadzi nas bezpiecznie przez korytarze, a Cat zajmie się całą elektroniką. My będziemy...

-Tylko ja nie mam już dostępu do sterowni, Nick.- przerywam ten iddyliczny plan.

-Od tego będzie Catalina. Ty jedynie masz ją poprowadzić. Znasz to miejsce, pracowałaś w nim. Będziesz jedynie przewodnikiem, a kiedy Cat dostanie się do sterowni, masz uciekać.

-Żartujesz? Chcesz puścić laskę bez jednej nogi i laskę w dziewiątym miesiącu ciąży, z terminem ,,na za tydzień'' do sterowni, w wir robotów, wrogów i całego tego ustrojstwa?! Załatwimy to sami, Nick.

-Nie, Holden.- Nick spuszcza głowę. Przyglądam się tej wymianie zdań z zainteresowaniem. Holden wygląda, jakby samym spojrzeniem miał wywiercić chłopakowi dziurę w samym środku czoła.

-Słucham?

-Ty i ja jedziemy na front.

-Żartujesz? Nigdzie nie jadę. Przecież sam mówiłeś, że mamy sprawy tutaj...

-Seroshe potrzebuje tylu generałów, ilu to jest możliwe. My będziemy musieli złapać zamachowca, jeżeli wszystko inne zawiedzie.

-Słucham!?- teraz to ja wstaje poddenerwowana, chwytając się pod brzuch.

-Wiem, że to dla was ciężkie, ale to nie mój pomysł. Mimo wszystko, zgadzam się z Seroshe. Jeżeli chcemy to dobrze rozegrać musimy współpracować. Rozstawienie już jest obmyślone.

-Rozstawienie obmyślone? Brakuje pionków?- Holden prycha sucho.- Ona jest w ciąży. Za tydzień, albo za dwa urodzi mi się córka!- przez ułamek sekundy czuje ciepło i rozbawienie. Tylko ułamek, bo zaraz oblewa mnie znowu zimno i ta trwoga. Holden ma racje. Jestem tuż przed porodem i całe moje ciało wyraźnie daje mi o tym znać.

-Holden, za tydzień, albo dwa możemy już nie żyć, jeżeli nic z tym nie zrobimy. Bez was plan się nie uda. Bez was, będziemy musieli się chować po górach i lasach do końca naszych dni.- w pomieszczeniu zapada drugi już raz zupełna cisza. Nikt nic nie mówi przez dłuższą chwilę. Mija wieczność, gdy Nick wstaje z fotela, w którym siedział. Chyba rozumie, że to jest za dużo na jeden raz. Odkłada kubek herbaty na stolik i zatrzymuje się w progu wyjściowym. Stare deski zaczynają skrzypieć, gdy ten odwraca się do nas znowu przodem.

-Zostawiam was. Przemyślcie moje słowa. Wrócę jutro o świcie. Bądźcie gotowi, bo w południe pojawi się Edwin i wszystko się skończy. Jeżeli w to wchodzicie przedstawię wam plan.

Colton.

Zabrał nas w góry. To dziwne miejsce, odosobnione, mroczne i samotne. Jednak czuje się tutaj bardzo dobrze. Baza jest ukryta w granitowym wzgórzu, zasypana śniegiem. Ludzie Seroshe regularnie zasypują przejścia, zacierają ślady. Nawet gdyby Dupree miał po nas wrócić, nie znajdzie nas w tej zawierusze. On nie wróci. Pędzi na złamanie karku do Mendocino. Opieram się o zaśnieżoną poręcz balkonową. Duży zewnętrzy balkon, który ukryty jest, jak gdyby w środku paszczy bestii, pozwala mi podziwiać piękno tej dzikiej krainy. Tutaj czuje, że mogę odetchnąć. Minęło dwie godziny, odkąd przybyliśmy do bazy. Catalina kazała nam odpocząć. Venus potrzebowała tego najbardziej. O zmroku mieliśmy spotkać się w sali jadalnianej z Seroshe. Słońca na niebie już dawno nie ma, a szarość dnia przeobraża się w grafit nocy. Zbliża się godzina narady. Zaciskam dłonie mocno na poręczach, chylę głowę ku przepaści. Nie dam rady tego wszystkiego pociągnąć. Co stanie się jutro? Co stanie się, gdy ruszymy prosto do prawdziwej paszczy lwa? Czy wygramy? Czy uda nam się sabotować plan Dupree? Czy Mavis wróci? A jeżeli wróci, czy będę w stanie spojrzeć jej w oczy? Może niepotrzebnie się tym zadręczam. Jutro mogę być martwy. Coś zawsze może pójść nie tak, prawda?

-Cole...-z zamyślenia wytrąca mnie niski głos Adlera. Odwracam się. Mężczyzna stoi ubrany jedynie w czarny golf i luźne spodnie moro.- Już czas.- kiwam do niego głową i odpychamy się od przepaści. Spoglądam ostatni raz na piękną przełęcz. Moją uwagę mimowolnie zwraca niebo. Jasne, puste i bezkresne.

Idziemy pustym korytarzem, który wyłożony jest ciemnym drewnem rosnących wszędzie świerków. Na ścianach wiszą metalowe uchwyty na świece, a na podłodze wyłożono czerwony dywan, w różne abstrakcyjne wzory. Wreszcie trafiamy do ciepłego serca bazy- jadalni. Znajduje się tutaj wielki, sześcienny stół. Teraz miejsce to stało się salą narad. Uderza mnie wspomnienie z Mendocino. Tam również znajdował się podobny stół, również prowadzono narady i na jego końcu również siedział dowódca.

-Generale Seroshe.- Richard wchodząc do pomieszczenia od razu z szacunkiem kiwa głową i siada po prawicy nowego lidera. Ja trzymam się z boku, z niepewnością rozpoznając się w otoczeniu. W pokoju poza nami znajduje się jeszcze kilka osób. Catalina, wielki człowiek z gór, pomagier Seroshe, kilku szarych szeregowych i generał Loren Oberssen.

-Klan ludzi z gór zatorował, na moją prośbę, główną drogę do Mendocino, a do tego na wschodzie szaleje śnieżyca. Dupree jest obecnie zablokowany przez warunki atmosferyczne i musi poczekać, aż jego robotnicy odkopią drogi ze  śniegu i gruzu, który sturlał się ze szczytów. Moi obserwatorzy donieśli, że rozbili obozowisko w lesie trzydzieści kilometrów od granicy.

-Do tego rozrzuciliśmy pełno truchła w okolicach drogi, co wzmoży aktywność drapieżników i mutów. To powinno kupić nam noc spokojnego snu oraz pozwoli dogonić Edwina jutro.- dopowiada Loren.

-Wszystko sprawdzone?

-Tak, Felixie. Dupree kieruje się główną drogą. Z moich informacji wynika, że chce najpierw zebrać wojsko w Mendocino, później ruszy połączyć się z Hass i Swissem.

-Nie udało się ich przekonać?

-Nie uwierzyli w moje raporty.

-W czasie, gdy Dupree będzie stacjonował w Mendocino i szukał Państwa Fenway, my udamy się prosto pod Phoenix, tak by przeciąć mu drogę.

-Ja udam się do Mendocino i wraz z Lenvie będę sabotować ich od środka, w sterowni...

-Lenvie jest w ciąży.- syczę krótko, przerywając Catalinie. Wszystkie spojrzenia skupiają się teraz na mnie. Sale obiega cisza.

-A ja nie mam nogi.- odrzuca piłkę Cat, co momentalnie wprawia mnie w zakłopotanie.- Jednak nikt nie będzie czekał aż załatwie sobie protezę, a Len urodzi dziecko. Sterownia jest prosta w kontroli i utrzymaniu, wystarczy mieć pistolet i trochę oleju w głowie. Tak się składa, że Len ma olej i wie gdzie co leży, a ja będę mieć pistolet.

-Panie Hadley, wszyscy wyruszą do Phoenix. Sterowania stanie się niestrzeżoną, a jest ważnym celem. Dupree nie spodziewa się, że Panna Oberssen jest w to zamieszana. Nie spodziewa się, że Lenvie wejdzie tam sama, czy że w ogóle tam wejdzie.- milknę.

-Na wysokości Mendocino dojdzie do wymiany.- ,,wymiany''?- Cat ruszy z Len, a do nas dołączą Nickolas oraz Holden.

-Co to za durny pomysł?- wzdrygam się na te plany.

-Nie mamy zbyt wielu ludzi do walki Panie Hadley. Jeżeli chodzi o starcie w ogniu wole nie angażować ani Panny Davis, ani Cataliny. Tak, jak Pan zauważył jedna jest w ciąży, a druga nie ma nogi.

-One nie powinny być w ogóle zaangażowane.- burczę.

-Nie ma nas na tyle, by nie były. Do walki mobilizuje wszystkich. Oczywiście dobrowolnie. Jeżeli Panna Davis i Holden odmówią, do sterowni uda się Nickolas z Cataliną. Równocześnie w pościg za zamachowcem nie wyruszy nikt, co zmusi nas do sytuacji, w której nie ma miejsca na błąd. Jeżeli wypuszczą zamachowca, a my nie będziemy mieć ludzi, którzy będą w stanie go złapać, statek i tak wybuchnie. Nic z tego nie będzie mieć sensu.

-Ja mogę ruszyć za zamachowcem.

-Pan, Panie Hadley ruszy ze mną w pościg za Edwinem, gdy sytuacja przybierze nieprzyjemny obrót. Do tego potrzeba nam kogoś, kto będzie kontrolował moich ludzi, gdy zacznie się walka. I ta misja należy do generała Adlera. Panna Oberssen spróbuje przejść w ofensywe z drugiej strony, by zakleszczyć wojska Hass i Swissa. Musimy ich trzymać z dala od statku, inaczej w sytuacji wybuchu, umrą wszyscy.

-Oni się zgodzą.- mówi cicho Adler chowając głowę w dłonie. Tak, ma racje. Lenvie i Holden poświęcą się, by ratować resztę. Zawsze tak było. Nie mogę się z tym przegryźć. Mamy po 19 lat. Czego oni od nas jeszcze oczekują?

-Co z Venus?- jej kwestia leży mi najmocniej. Jednak spodziewam treści odpowiedzi.

-Jeżeli dojdzie do siebie będzie wspierać generała Adlera. Jeżeli nie, zostanie w bazie.

-Żartujesz- prycham. -Prawie umarała. Chcesz walczyć drewnianą kukłą z gigantami. Obcy mają niezbadane technologię, które totalnie nas zdominowały, a Dupree dostał się w posiadanie rakiet i statków.

-Te bronie są doprawdy śmiercionośne, panie Hadley. Przydatne, gdy chcemy kogoś zabić. My nie idziemy zabijać. Idziemy to wszystko zatrzymać. Do tej misji mamy wszystko, co jest nam potrzebne. Trochę wojska i kilka głównych postaci, które odegrają kluczowe role.- Cat wbija we mnie swoje oskarżycielskie spojrzenie. Robi to od kiedy nie ma przy nas Mavis. Łamie się pod tym wzrokiem. Ona poświęca się za sprawę, która mnie powinna bardziej leżeć na sercu. Czuję się jednak bezradny, bezsilny.

-Postacie? Role? Czemu zaczynasz brzmieć jak Ed?- nie spotykam się z odpowiedzią na swoje pytanie. Seroshe jest inny? Co czyni go innym? Boje się, że historia znowu zatoczy koło, tylko tym razem pod orędziem następnego tyrana.

-To nie będzie łatwe i może się skończyć, tak jak przypuszcza każdy z nas. Ja jednak wierzę, że lepiej spróbować, niżeli siedzieć schowanym w górach, po kres dni. Wydawało mi się, że nauczyłem się tego od pana, panie Hadley.- w gardle czuje ostrą, pulsującą gulę. Zaciskam dłonie w pięści. Ja mówiłem o próbie dostarczenia dowodów, on mówi o otwartym starciu z siłą, która zmiażdżyła nas na 12 lat. Nic z tego nie ma sensu...

-Jutro o świcie wyruszamy. Śpijcie dobrze, bawcie się. Życzę wam tego z całego serca. Obyśmy w ten sposób spędzili jeszcze wiele nocy, nie tylko dzisiejszą.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top