2B/10
Siedzę oparta o zimną ścianę i przyglądam się reszcie. W bladoniebieskim odcieniu gasnącego światła wszyscy wyglądamy martwo. Czekamy już dobre kilka godzin, ale Adler powiedział, że to tylko procedura bezpieczeństwa. Dopiero kwadrans temu gęsta biel nieco opadła. Jesteśmy zamknięci w ciasnej pułapce. W bazie nie ma już osób odpowiedzialnych za systemy obronne. Nikt nie włączy wentylatorów, które szybko pozbyłyby się morderczego gazu.
-Za pół godziny upomnij się o ponowne nasmarowanie. Nie zawijaj niczym tych oparzeń.- spoglądam w kierunku Maishy, która zwraca się do poparzonej, dziwnym gazem, Ines. Ta patrzy pusto w dziewczynę i kiwa smutno głową. Jest blada i spocona. Cierpi fizycznie i psychicznie. Utrata przyjaciela boli. Mai uśmiecha się ciepło do dziewczyny i odchodzi w stronę Len, która wygląda, jakby zaraz miała zwymiotować.
-Wszystko dobrze?- pyta dosiadający się do mnie Colton.
-Jak najbardziej.- mówię wtulając się w jego ciepły tors. Ręką sunę po twardej klatce piersiowej. Czuje się bezpiecznie. Wiem, że teraz nic mi nie grozi.- Widzę, że ci się nie udało.
-Nie odzywa się. Nie patrzy na mnie. To jeszcze nie ten czas. Nie będę go maltretował.- mówi smutno Cole patrząc na siedzącego w kącie Alexa. Chłopak jest odwrócony do nas tyłem. Widzę tylko jego blond czuprynę spowitą siną barwą. Nad nim wisi Nickolas, który usilnie stara się z nim nawiązać jakikolwiek kontakt. Bezskutecznie. Alex patrzy sucho w ścianę. Nie wiem, jak wygląda jego twarz. W oczach Nicka widzę, że nasz drugi generał mocno przeżywa śmierć Roba i Iss. Zapatruje się i zostaje przyłapana na tym. Nick podnosi głowę w górę i powoduje, że nasze spojrzenia spotykają się. Odwracam się błyskawicznie, jakby kopnięta przez prąd. Impuls.
-Powiedz mi kiedy się tu znaleźliśmy. Jak do tego doszło.- mówi bez większych emocji Cole przypominając mi wszystko, co do tej pory przeżyliśmy. Ben, Aspen, muty, poszukiwania Mai, poszukiwania Podziemia, Logan, Anya, klony. I to wszystko teraz jest takie... dalekie, obce, jakby nie miało tak naprawdę miejsca, albo jakby wydarzyło się bardzo dawno temu.
-Nie wiem.- odpowiadam beznamiętnym głosem.
- Jak pomyślę o tych wszystkich, którzy już nie żyją...- na te słowa mój wzrok obiega twarze obecnych w pokoju. Smutne. Śpiące. Przerażone. Niepewne. Kto z nich nie dożyje jutra? Zastanawiam się po raz kolejny. Znów odlatuje myślami.
-Nie myśl o tym skarbie.
-Skarbie?- odsuwam się od chłopaka i spoglądam w jego czekoladowe oczy. Czuje jak w moim sercu zaczyna coś drgać. Chłopak patrzy na mnie zaskoczony.
-Coś nie tak?- pyta niepewnie. Uśmiecham się do niego ciepło, chcąc uspokoić jego niepewność.
-Nie pamiętam, kiedy ostatni raz nazwałeś mnie skarbem.- brunet parska cicho i spogląda w sufit.
-Wiesz, nie miałem specjalnie czasu na czułości przez ostatnie 1,5 roku. Walczyłem o życie, a nawet o los ludzkości.
-Zabawne.- mówię i po raz pierwszy od dawna parskam śmiechem, widząc na twarzy Coltona przejęcie i pewność swojego poświęcenia. Ściąga to uwagę wielu osób. Automatycznie czuję się zawstydzona, gdy piorunujący wzrok Alexa przeszywa moje ciało. Nie powinnam się była teraz śmiać. Są jednak osoby, które uśmiechają się do mnie, ciesząc, że wreszcie jestem choć trochę pogodniejsza. Tylko Cole potrafił mnie otworzyć i wyciągnąć ze mnie wszystko. Co chciał i kiedy tylko chciał. Zapomniałam o tym. Już dawno tego nie robił. Uśmiecham się do Len i Holdena, którzy przyglądają się nam z radością wymalowaną w oczach. Oni rozumieją. Wiedzą, że ten śmiech był zasłużony. Tyle razem już przeszliśmy. Tyle małych nieistotnych rzeczy i tak wiele tych okropnie niebezpiecznych i ważnych. Uśmiech znika mi z twarzy, kiedy moje oczy przesuwają się na niego. Stoi oparty o regał z książkami i bezwstydnie się mi przypatruje. Uśmiecha się, a jego wzrok po raz kolejny mnie osacza. Nic jednak nie mówi. Poprawia swoje włosy, które teraz również świecą na niebiesko. Piorunuje go spojrzeniem i tym razem nie chce ustąpić pierwsza. Wszystko jednak wskazuje na to, że moja walka z Nickolasem jest już przesądzona.
-Wpakowaliście mnie w niezłe gówno.- mówi siadająca naprzeciw mnie i Coltona, Vee. Czuje jak drga. Jego ciało drgnęło. Pochmurnieje błyskawicznie. Staram się jednak niczego nie okazywać, bo też i co? Wydaje mi się, że w moim życiu pojawiło się już za wiele osób. Było dobrze, gdy zostaliśmy w czwórkę. Ja, Len, Holden i Cole. Teraz... teraz jest po prostu tłoczno. Nie lubię tłumów.
-Czy możemy wreszcie wyruszyć? Popatrz za drzwi. Jest już tylko przy ziemi.- pyta znudzona Kaya. Z nieprzyjaznym wyrazem twarzy patrzy na Adlera, który nawet nie odwraca się by to skomentować. Mężczyzna siedzi na niewielkim biurku, zawalonym papierami i garbiąc się patrzy w szybkę drzwi. Faktycznie, mgły już nie widać, co nie znaczy, że zniknęła całkiem.
-Mgła jeszcze nie opadła.- mówię spokojnie, wiedząc że ta wiruje przy samej podłodze.
-Cóż za spostrzegawczość.- odpowiada sucho dziewczyna. Chce już zamilknąć i nie wdawać się w dalszą dyskusje, gdy ta najmniej rozważna część mnie wchodzi do akcji.
-Ewidentnie większa niż twoja, skoro nie potrafisz tego wywnioskować. Póki jest biało, na zewnątrz jest niebezpiecznie.- Dziewczyna na te słowa już otwiera usta. Jej brwi pochylają się do siebie pod tym kątem, który zwiastuje kłótnie.
-Nie można jakoś przyspieszyć procesu zanikania?- pyta Holden podnosząc się do pionu. Adler nie patrząc na chłopaka udziela odpowiedzi.
- Tak jak mówiłem: operator skrzydła mógł to kontrolować, ale jak doskonale wiemy w bazie jesteśmy tylko my i nikt więcej. Musimy poczekać, aż wentylatory samowolnie usuną to cholerstwo z atmosfery.
-Co może potrwać..?- Kaya ponownie naciska, a ja nie mogąc się powstrzymać atakuje.
-Aż tak ci się spieszy?- pytam podnosząc się do góry. Rosjanka nie zwraca jednak na mnie większej uwagi. Ignoruje mnie i wzdycha ciężko. Dla mnie to zniewaga.
-Mav..- zaczyna prosząco Colton i również wstaje.
-To, że tobie się nudzi nie znaczy, że inni nie chcą odpocząć.
-Zamknij już te swoją niezdecydowaną jadaczkę.- syczy lekceważąco Kaya.- Chce mieć to z głowy i zapewne ty również. Nie mam w przyjemności siedzieć z ciężarnymi, psychopatami, beksami i dziewczynkami, które ledwo, co dostały okresu. Ta drużyna to jakaś parodia. Jesteście śmiechu warci, a ty Rich wiesz to najlepiej.
-Kaya..- zaczyna karcąco Adler, lecz dziewczyna nawet nie zwraca na niego uwagi.
-Ty to wiesz Rich.- powtarza i uśmiecha się złowieszczo.-Wiesz doskonale, że żadne z nich nie przeżyje. Dlatego tak dbasz o Alexa, bo tylko on ma odpowiednie przeszkolenie. Oni nie dadzą sobie rady. Wiesz to. Wiesz doskonale. Dlatego ich nawet nie trenowałeś. Jesteście mięsem kochani! Nie wiem czy wiecie, ale jak się ucieka przed czymś to właśnie ci wolniejsi pomagają wam najbardziej.
-To nie prawda.- krzyczy wreszcie Adler i tym samym wprawia w osłupienie wszystkich w pokoju. Nawet Alex odwrócił się na chwilę.-Nie komentuj rzeczy, których nie rozumiesz, Kaya.
-Tutaj już nie ma niczego do zrozumienia. Wszystko jest rolą jednego, wielkiego przypadku. Albo wybiorą ciebie, albo mnie, albo ją, a na kogo finalnie padnie...- dziewczyna bierze głęboki wdech. I ponownie uśmiecha się w ten zły sposób.-... na tego bęc.
-URUCHOMIANIE FILTRÓW GAZOWYCH GHC NASTĄPI ZA 30 SEKUND.- w moich uszach brzęczy głos kobiety. Nie znam jej. Wiem, że nie ma jej tu. To automat. To ogłoszenie. Całe moje ciało się spina. Wiem, co to wszystko oznacza. Patrzę w oczy naszego generała. Czy możemy wreszcie wyjść z tej ciasnoty i ruszyć dalej? Przed chwilą kłóciłam się o to z Kayą, a teraz sama chce uciec z tej klatki. Hipokryzja.
-Jesteśmy wolni?- pyta radośnie Cooper. Adler nie odpowiada jednak na pytanie chłopaka. Stoi całkowicie zamroczony, cały spięty. To nie zwiastuje niczego dobrego. Uśmiech, który przelotem zawitał na mojej twarzy nagle zostaje zmazany. W ogarniętym poruszeniem pokoju panuje wielki gwar. Zaczyna się robić duszno.
-Adler?- pyta ponownie Kaya.- Możemy wychodzić. Mógłbyś łaskawie otworzyć drzwi?
-Tak..- mówi przeciągle generał. Z ciekawością przygląda się głośnikowi, który widnieje nad ,równoległą do drzwi, ścianą.- Jest tylko jedno małe ''ale''...- Mężczyzna mruży oczy i... zaczyna się histerycznie śmiać. Przyglądamy się sobie ciasno usadzeni w niewielkim pokoju. Nikt z nas nie wie, co powiedzieć, jak zareagować. Oszalał? Na zewnątrz słyszalny jest dźwięk pracujących wentylatorów. Czekam na najgorsze.
-Skoro włączona została procedura GHC...- kontynuuje Adler. Jest zaskoczony, niepewny, mimo to uśmiechnięty od ucha do ucha. Przestaje mówić i nie może przestać chichotać. Czy powinnam się również uśmiechnąć? Czy wydarzyło się coś dobrego? Może ten uśmiech nie jest tym, czym go widzimy. Może to nie jest część planu?
-To znaczy, że nie jesteśmy sami.- Przenosimy na niego masowo nasze spojrzenia. Alex podnosi się dumnie. Jego oczy są całe czerwone, twarz blada, spojrzenie silne, pewne.
-Mamy gości.
POZDRAWIAM i ZAPRASZAM do mojego drugiego opowiadania pt. MASKI.
Jeżeli jesteście fanami futuryzmu, wątków miłosnych (w formie brutalnej, realistycznej i nieco bardziej : '' tak jak to w życiu bywa, a nie jak serce pragnie'' /czyli nie jak w SERMU XD/), wielu zgonów i przede wszystkim ogromnej prawdy ( w moich oczach) o naszym wspaniałym świecie, o naszej ''prawdziwej'' władzy (itd.) TO ZAPRASZAM PONOWNIE :D
SERUM rozpoczęłam pisać w 1 klasie liceum? ( BĄDŹ W 3 KL GIMNAZJUM)
Łatwym jest więc wniosek, że moje myślenie, zachowanie i ogólnie pogląd na ''pisarstwo'' jako takie, był bardzo wyidealizowany, dziecinny, wręcz banalny.
Nie wiem, czy mi się to uda, ale chce by MASKI były pisane w sposób o wiele bardziej dojrzały, brutalny, realistyczny.
SERUM jak najbardziej będzie kontynuowane, gdyż doszłam do wniosku, że jest moim dzieckiem, zarodkiem mojej pasji do czytania i pisania. SKOŃCZĘ TO CHOĆBY NIKT Z WAS JUŻ NIE DOTRWAŁ DO FINAŁU ROZTEREK MAVIS / żyć czy nie żyć? Logan czy Colton? Nickolas czy zakon? A może założę farmę.../
Ja poprawie wszystkie jednorożce tej historii, ale do wszystkiego trzeba dojrzeć, a ja nie mam serca pozbyć się Nickolasa, który za nic nie pasuje do tej historii i jest ''skokiem w bok'' mojej wyobraźni, która całkowicie zdradziła główne sedno tej powieści.
CÓŻ tak czy siak, to pasja nie praca XD mogę w następnym rozdziale dodać striptizerki, a za 3 rozdziały Mavis otworzy zakon pobożnych sióstr.
Tak czy siak mam nadzieje, że wy również tak jak ja nie pamiętacie 3/4 walk jakie stoczyła Mavis i w sumie już nawet nie wiecie do czego ten świat dąży. CZUJCIE SIĘ JAKBYŚCIE CZYTALI FERDYDURKE! <3
POZDRAWIAM, N.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top