2/39
- Jesteś w ogromnym niebezpieczeństwie.- zaczyna zmartwionym głosem. Patrzę rozmarzonym wzrokiem na jego twarz i gładzę idealnie wygolony policzek. Sama nie wiem, co się ze mną dzieje. Potrzebuje go. Chce jego dotyku i chce go teraz.
-Jak ci się udało? Skąd się tu wziąłeś? Gdzie tyle byłeś?!- zalewam go falą pytań. Niecierpliwie wpatruje się w te cudowne, błękitne oczy. Wyczekuje racjonalnych odpowiedzi. Co to ma wszystko znaczyć? Przecież to niemożliwe... To, co się teraz dzieje jest niemożliwe.
-Mavis...- zaczyna i delikatnie łapie mnie za obydwie dłonie. Podnosi je i zamyka w szczelnym uścisku. Jakby prosił o wybaczenie.
-Dlaczego nie wróciłeś? Wcześniej? Nie mogłeś nas znaleźć? Jakim cudem trafiłeś tutaj? Do Podziemia?
-Dla ciebie.- kończy sucho.
-Dla mnie?- prycham.
-Tak.
-Jakim cudem, zrobiłeś to dla mnie? Cały ten czas tak mi cie brakowało. Myślałam, że nie żyjesz przeze mnie! Że ja cie zabiłam! Byłeś ciągle gdzieś z tyłu mojej głowy. Cały ten czas!- zaczynam płaczliwym tonem.- Myślałam, że nie żyjesz...
-Żyje...
-Myślałam, że...- chłopak ponownie mnie całuje szybko i bardzo czule. Te sekundy są sekundami w niebie. Jest taki ciepły. Znajome uczucie lekkości wypełnia całą mnie. Odsuwa się ode mnie powoli, pozostawiając mnie w całkowitym osłupieniu.
-Co się z tobą działo?- pytam ponownie żałośnie łkając.
-Uciekałem na wschód, żeby polecieli za mną. Mówiłaś, że wrócisz po tym wszystkim do ciotki, na zachód. Chciałem dać ci tę możliwość. Chciałem, żebyś była bezpieczna i udało mi się to. Śledzili mnie. Byli krok w krok za mną i czekali, aż dołączę do waszej grupy. Do tego miało nigdy nie dojść. Mogłem dla ciebie uciekać tak całe swoje życie, byle byś ty była bezpieczna.- czuje w moim sercu nagły ścisk. Równocześnie ogarnia mnie uczucie euforii, spełnienia. Skazałam Logana na tułaczkę. Wieczną ucieczkę. Czuje się taka smutna, winna. Równocześnie jednak jestem podekscytowana.- Nie spodziewałem się, że paradoksalnie uciekając od ciebie, wpadnę właśnie na ciebie.- chłopak odsuwa się ode mnie i staje bokiem. Spuszcza głowę i marszczy brwi. Jakby nad czymś głęboko myślał.
-Wpadniesz?
-W lesie. Uciekaliście przed statkiem, który szukał właśnie mnie. Nie wiem, jakim cudem się tam znaleźliście. Naprawdę nie wiem. Tysiące mil na wschód. W tak szybkim czasie. Zobaczyłem cie...
-To ty wciągnąłeś mnie pod to drzewo. Ty mi wtedy pomogłeś. Schowałeś mnie...- przypominam sobie moment, który teraz zamazuje się w mojej pamięci, jak wczesnoszkolne wspomnienie.- Dlaczego wtedy nie dołączyłeś!?- pytam naiwnie, jakby cała poprzednia wypowiedź chłopaka nie miała miejsca.
-Miałem nie robić nic.- patrzy gdzieś w głąb ciemnego pokoju.- Miałem zniknąć. Jeżeli byś mnie zobaczyła nie dałabyś mi odejść, a ja naraziłbym was na ogromne niebezpieczeństwo. Jestem ich pierwszorzędnym celem. Kluczem. Szukają mnie, bo chcą znaleźć ciebie. Dlatego miałem nie ingerować, ale gdy cie tylko zobaczyłem... Znowu. Minęło tyle czasu, Mavis. Nie mogłem... Musiałem cie dotknąć. Mieć. Chwilę. Być potrzebnym. To była świetna okazja. Nie zobaczyliby cię. Uciekłabyś, ale ja musiałem. I to był największy błąd, jaki zrobiłem. Wtedy, gdy znowu miałem cie w swoich ramionach, wszystko się rozbudziło. Zacząłem za wami podążać, aż trafiłem tu.
-I to ten błąd?- robię krok w przód i chwytam go za rękę.
-Mavis, nie mamy dużo czasu.- chłopak odwraca się do mnie przodem. Jest wyższy o głowę. Dostrzegam w nim coś innego. Coś co przegapiłam. Zmienił się. Zmężniał.- Ziemia nie jest taka, jaką ją pamiętamy. Strony również. Muszę stąd uciekać. Nie zostanę, bo tylko prowokuje problemy.- na te słowa zamieram całkowicie. Jakby uderzona młotkiem tracę grunt.
-Ale.. Tu cie nie znajdą! Logan, już jesteś bezpieczny, my też!
-Nie, Mavis. Nie rozumiesz. Oni mnie już naznaczyli. Wiedzą, gdzie jestem. Co robię. Jeżeli spędzę w tym miejscu za dużo czasu, a oni nie będą mogli mnie zobaczyć, domyślą się. To nie jest nic, co znamy.
-Jak to cię naznaczyli?
-Nie sądzisz, że uciekłem od nich sam?- chłopak patrzy na mnie z troską.- Złapali mnie. Zabrali. Wszczepili coś, czego nie mogę się pozbyć. To coś mówi im, gdzie jestem. Wypuścili mnie, żebym ich prowadził. Nie wiedzą jednak, że wiem o nadajniku.
-Czemu się go teraz nie pozbędziesz?
-Nie potrafię go nigdzie zlokalizować, w swoim ciele. Muszę się oddalić od Podziemia. Dawać im złudne sygnały, iż dalej ich prowadzę. Gdy tylko ich odwiodę od tego miejsca, pozbędę się nadajnika i wrócę po ciebie.
-Logan..- zaczynam, chcąc zaprotestować, lecz brunet mi nie pozwala.
-Wysłuchaj mnie. To najważniejsze..- mówi i oplata moją twarz swoimi, zimnymi dłońmi. Patrzy mi prosto w oczy. Jest taki... inny? Tak bardzo za nim tęsknie.- Mavis, ja muszę stąd odejść inaczej zniszczą całe Podziemie. Już się tu wdzierają i zakładam, że wiedzą o twojej obecności. Nie jesteś bezpieczna. W każdej chwili może dojść do inwazji. Ludzie, z którymi się sprzymierzyłaś nie są twoimi przyjaciółmi. Zanim uciekłem, pokazali mi coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Ta inwazja, muty... Nic nie jest takim, jakim się wydaje. Oni nie są przyjaciółmi. Nie zostawaj tutaj zbyt długo. Widzę to wszystko z innej perspektywy i wiem. Jesteś zagrożona. Obecnie, tylko cię narażam. Jedyne co mogę zrobić to cię ostrzec. W cytadeli jest klon, wróg i fałszywy przyjaciel.
-Ale.. O czym mówisz?
-Nie mam czasu.. Mei.- na dźwięk tego przezwiska przez moją głowę przelatują, jak ptaki wspomnienia. Wspomnienia dzieciństwa. Mei? Nie nazywał mnie tak od kiedy skończył 10 lat. Od ostatniego momentu, w którym się tolerowaliśmy. Moje serce łamie się na kawałki, gdy widzę jego zmartwiony wzrok. Czeka go tak okropny los. Musi uciekać dla mnie.- Nie możesz tu zostać, ale nie możesz też brać udziału w misji.- dodaje.
-Dlaczego nie?- pytam oburzona.
-Bo zginiesz. To zasadzka. Zaplanowano to. Oni wiedzą. Oni wiedzą wszystko, Mavis.- Czuje się, jak w pułapce. Nie mogę odejść, ani nie mogę zostać, a on nie chce mi nic powiedzieć. Jestem celem? Szukają mnie? Szukają Serum? Oczywiście.
-Dlaczego pojawiasz się dopiero teraz? Dlaczego nie wcześniej?
-To ja podałem ci Belladonnę. Przychodziłem do ciebie w nocy i w końcu nie byłem wystarczająco ostrożny. Obudziłaś się, a ja nie byłem gotów. Zrobiłem cokolwiek mogłem, żebyś zasnęła. Nie wiedziałem, że to tak cię osłabi. Czułem się winny i chciałem wszystko wyjaśnić...- tłumaczy Logan, a ja widzę, że bardzo się tym denerwuje. Patrzy mi prosto w oczy, ale robi to ze smutkiem i żalem.
-Przyciągam za dużo uwagi Mei, ale wrócę po ciebie. Obiecuje. Muszę tylko znaleźć nam bezpieczne miejsce. Na powierzchni. Gdy tylko to wszystko przygotuje wrócę po ciebie. Obiecuje...
'Wróg, klon i fałszywy przyjaciel...''
Do następnego ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top