14
Znowu musimy się zatrzymać. Zrobić postój. Rozłożyliśmy swoje rupiecie obok jednego z pojazdów. Podczas dnia było upalnie, teraz jest zupełnie odwrotnie. Siedzę na zimnym kamieniu oddalona niewiele metrów od reszty. Przede mną maluje się przesmyk, którym kilka godzin temu uciekła ta dziewczyna. Vess? Jest mi zimno. Kurtka tylko trochę ogrzewa moje ciało. Nie możemy rozpalić ogniska. Nie ma tu drzew. Nie ma drewna. Nie ma ognia. Kilka starych, podartych materiałów znalezionych wcześniej w autach robią nam za koce. Ktoś zasugerował, że możemy użyć ich jako podpałki, ale za szybko by zgasły, a wtedy nie mielibyśmy już całkowicie nic. Oddycham głęboko, a z moich ust wyfruwa szarawy dymek. Mam wrażenie, że zaraz cała okolica zamarznie. Oczy dawno przyzwyczaiły się do ciemności. Pełnia robi swoje i oświetla w niewielkim stopniu okolice. Nie widać mutów, koczowników, dzikich zwierząt i co najważniejsze- obcych. Odwracam się za siebie i spoglądam na towarzyszy. Aspen i Jack mają warte. Chodzą po pustkowiu bacznie obserwując otoczenie. Nie wiem, po co to robią. Jesteśmy na łysym kawałku pola otoczonym skalnymi wzniesieniami. Nie da się do nas podkraść niepostrzeżenie. Niech jednak będzie, jak każe Ben. Ja jestem zbyt zmęczona, by się kłócić, znowu. Logan został opatrzony przez Coltona, który bardzo NIEDELIKATNIE wyjął kulę z jego ramienia. Na szczęście wbiła się płytko w ciało nieszczęśnika. Teraz siedzi oparty o oponę ciężarówki i rzuca skruszonymi kawałkami ziemi przed siebie. Niedaleko niego kręci się Colton, który majstruje coś przy pistoletach. Rozmawia przy tym z Benem, zapewne o Lenvie. A skoro o niej... Holden nie odstępuje jej na krok. Siedzi nad dziewczyną owiniętą stertą materiałów i głaszcze jej czoło. Ta śpi. Tak słodko i niewinnie wygląda. Jak księżniczka, którą ktoś zaczarował. Nie wie, że leży na kolanach blondyna, że jest przez niego głaskana, że jest przez niego obserwowana. Jakby nie spała, to pewnie by zemdlała. Jej kaszel ustał po chwili, która wydawała się wiecznością. Jest źle. Dziewczyna jest słaba, ma gorączkę i kaszle krwią.. dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam? Co to jest i skąd się wzięło? Jakaś choroba? Rana, która źle się zagoiła?
-Mavis.- słyszę wyrywający mnie z zamyślenia głos Bena. Spoglądam na niego z zaciekawieniem. Dalej stoi blisko ciężarówki i rozmawia o czymś z Coltonem. - Pozwól.- powoli wstaję z lodowatego kamienia i ruszam w stronę mężczyzny. Masuje jedną ręką tyłek, który szczypie mnie przez zimno emanujące od kamienia.
-Co jest?- pytam, kiedy znajduję się wystarczająco blisko, by zacząć rozmowę. Mój wzrok spotyka się po chwili z wzrokiem Coltona. Błyskawicznie biorę głęboki wdech. To niezależne ode mnie. Odwracam wzrok i patrzę na twarz mężczyzny.
-Jutro rano wyruszymy tym przesmykiem. Dogadałem się z Coltonem odnośnie śladów. Jednoznacznie stwierdzamy, że twoja siostra tędy przechodziła. Sytuacja ma się tylko tak, że ten przesmyk jest długi. Ma ogromną sieć innych odchodzących od niego korytarzy. Jest tam pełno mutów, bandytów i być może innych grup koczowniczych. Walka tam jest łatwa dla tych, którzy mają przewagę liczebną, a my..- milknie i spogląda to na Logana to na Lenvy.- jej nie mamy. Liczę głównie na ciebie, Aspen i Coltona. Wiesz o czym mowię?
-Chcesz, żebyśmy..
- Będziecie głównymi uszami i oczami. Oczywiście ze mną na czele. Proszę o twoją wzmożoną czujność. Nie chce mówić o tym przy nich jutro, bo wiesz dobrze jak Lenvie znosi takie sytuacje, w których jest bezużyteczna. Spróbuję wyminąć najwięcej zagrożeń, ale cudotwórcą nie jestem.
-No dobrze.. a ślady? Ja tu... widzisz tu coś na pewno?- pytam, bo ja sama nie widzę tu absolutnie nic, a o ślady na takim terenie nie trudno. Nie ma tu traw, podłoże się kruszy pod ciężarem zostawiając trwały odcisk.
-Ślady stóp znajdują się blisko ścian przesmyków. Twoja siostra nie podchodziła do ciężarówek, tylko szła blisko krawędzi..- kończy szybko mężczyzna.
-Nie zainteresowały jej? Przecież to oczywiste, że auta to skrzynie skarbów..- mówię nie dowierzając. To aż dziwne...
-Może szła w dzień, a wiadomo co się dzieje niekiedy na niebie. Zakładam, że był to środek ostrożności.
-My też szliśmy w dzie...- wtrąca się Colton.
-Dziękuje Colton, możesz odejść.- Ben nie daje mu skończyć. Chłopak patrzy na niego obojętnym wzrokiem. Bierze wdech i odchodzi. Widzę teraz, jak ogromny wpływ ma na wszystkich. Przecież Colton jest członkiem naszej grupy od około tygodnia. Wcześniej nie obowiązywała go żadna hierarchia, żadne reguły, nakazy, zakazy. Teraz? Szybko się przyzwyczaił.
-To tyle?- pytam z chęcią udania się ''łóżka''. Nie chce mi się dłużej rozmawiać, o tych wszystkich strategiach, tropieniu i innych. To na swój sposób męczące. Wole im pozostawić tę robotę. Wole im leniwie zaufać.
-Ej, od kiedy nasze rozmowy są takie? Mav tak dawno nie gadaliśmy normalnie, o tym co wcześniej, na luzie.- mówi, a w jego głosie słyszę udawany żal. Uśmiecham się. Stary, dobry Ben. Nie ten, który wścieka się o wszystko, który obmyśla taktyki. To ten, który uczył nas zasady: ''Nie ma zasad.''
-O czym chciałbyś porozmawiać?- mówię i stoję przed nim uśmiechnięta od ucha do ucha. Sen poczeka. Ben zapewne rano znów zacznie zrzędzić. Muszę wykorzystać szansę normalnej rozmowy. Opartej na starej dobrej relacji...
-Sam nie wiem. Trochę tych zaległych tematów jest..- mówi i opiera się o bok auta. Niedaleko obok nas siedzi Logan. Zdaje się nas jednak ignorować. -Co zrobimy jak ją znajdziesz?- Pyta po chwili. Patrzę na jego zmęczoną, starą twarz. Nie spogląda na mnie tylko daleko przed siebie. Przygląda się niezwykłej prostocie tego otoczenia. Księżycowi, który lekkim światłem rozświetla jego ciemne oczy. Jak zawsze. Puste. Nie zdradzające niczego, czego nie chciałby zdradzić. Odwracam głowę i również przyglądam się oddali. Krzyżuję ręce na piersi, by lekko ochronić się od zimna. To miejsce to jedno wielkie okrągłe terrarium, a my chyba będziemy chomikami. Gdzie nasi właściciele? Spoglądam na ciemne niebo, które teraz mieni się milionem gwiazd. Czuję niepokój, bo może któraś z nich, to nie gwiazda, tylko statek obcych.
-Sama nie wiem... Chcę ją znaleźć. Zaopiekować się nią. Wiedzieć, że będzie bezpieczna, bo będzie ze mną.-Nie odpowiada na to.- Jest ostatnim wspomnieniem najpiękniejszych lat mojego życia. Jeżeli będzie chciała dołączy do nas.
-A skąd wiesz, że się na to zgodzę?- pyta mężczyzna, a ja z oburzeniem patrzę na jego twarz. Przez sekundę myślę, że żartuje ale jego mina na to nie wskazuje.
-Odejdę z nią.- mówię obojętnie, chcąc mu troszkę dopiec, choć nie wiem czym tak w zasadzie... Ten w końcu kieruje wzrok na mnie. Nie uśmiecha się. Nie jest zły. Jest nie do rozszyfrowania. Po chwili kącik jego ust się podnosi tworząc uśmiech.
-Przecież żartuje.- cisza.
-Ben?- zaczynam.
-Hmy?
-A ty? Co byś chciał zrobić jeszcze? Tak ogólnie? Będziemy dalej się tak plątać bez celu, jak to się skończy?
-Maiv..- zaczyna. Sapie ciężko i wydaję się zastanawiać.- Na chwilę obecną mam niewielki plan. Jeżeli on się uda, to już nic nigdy nie będę musiał robić, by przetrwać.- mówi i uśmiecha się do mnie szeroko. Jak nie on. Dziwnie i inaczej.
-Jaki to plan?- pytam odwzajemniając uśmiech.
-Nie powiem Ci, bo się nie uda!
-Ej!- mówię z oburzeniem.
-Tak zawsze jest...- sapie i spuszcza wzrok uśmiechając się.- Jak coś opisujesz, mówisz o czymś, układasz sobie to w głowie, to nigdy się nie spełnia... przynajmniej nie bez komplikacji... znaczących komplikacji. Po co nam one?- nie odpowiadam na to. Również opuszczam głowę i zaczynam się przyglądać swoim butom. Ile one jeszcze przeżyją?
-Szkoda, że mówisz o tym teraz, bo ja już ułożyłam cały plan spotkania z Maishą.
-To masz złotko przerąbane...- mówi, a ja zaczynam się cicho śmiać. Nagle ze strony przesmyku do moich uszu dochodzi niepokojący dźwięk. Odwracam błyskawicznie głowę w prawo i patrzę w czarną pustkę, której blask księżyca nie jest w stanie rozświetlić. Zamieram i spinam się cała w sobie. Ben lekko odpycha się od pojazdu i staje przodem do źródła dźwięku, źródła krzyku kobiety. Nikt nic nie mówi. Wszyscy nasłuchują. Zaraz po długim i dramatycznym wrzasku, nawoływaniu o pomoc, której nikt jej nie udzieli, następuje krzyk męski. Krótki, niższy i mniej tragiczny. Nagle zapada cisza. Taka, jaka panowała tu wcześniej. Spokój, jakby nic się nie wydarzyło. Tak, jakby to, co się teraz stało, było czymś normalnym. Moje serce bije jak szalone. Słyszeć takie coś w nocy, w takim miejscu i w takich czasach to nic fajnego. Staram się oddychać normalnie, ale nie wychodzi mi to za dobrze. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam tak dyszeć. Stoję tak jeszcze chwilkę dopóki ciszy nie przerywa inny, znany mi dźwięk.
-Obudziła się..- mówi dość cicho Holden trzymający Len na swoich kolanach. Dziewczyna się rozbudziła i ponownie zaczęła kaszleć. Podnosi się do pozycji siedzącej i pochyla do przodu. Jest blada. Jej oczy są podkrążone, a może to tylko cień? Patrzę na nią z troską. Przed chwilą była taka spokojna, teraz znowu musi się męczyć, dopóki ponownie nie zaśnie. Chłopak przytula ją mocno do siebie, jakby chciał ją ochronić przed całym światem. Co jeżeli, jej choroba jest zaraźliwa? Czy ktoś o tym pomyślał?
-Dajcie jej wody i kawałek chleba. Niech to przepcha...- nakazuje Ben i rusza w stronę dziewczyny. Również robię krok w przód, gdy zatrzymuje mnie syk Logana. Patrzę na krzywiącego się chłopaka, który najwidoczniej poprawiał swoje ułożenie.
-Czekaj, nie ruszaj się..- zaczynam, na co ten zamiera. Podchodzę do niego i klękam. Jestem jakieś pół metra dalej. Chłopak przekręca głowę w lewo, nie chcąc najwidoczniej na mnie patrzeć. Wzdycham ciężko i zabieram się za wymianę bandażu. Trzeba poprawić konstrukcje Coltona.- Jak tam?- pytam uśmiechając się najładniej, jak tylko potrafię. Bądź miła! Uratował Ci życie, albo zdrowie. Musisz być miła. Chłopak wygląda na zdumionego. Przekręca głowę i przygląda mi się dokładnie, ale milczy. Wygląda jak spłoszona sarenka. Śmiesznie uroczo. Spoglądam w jego oczy i stwierdzam, iż moje twierdzenie o pustości jego oczu było błędne. Na chwile zawieszam się i wpatruje w błękit, który aż wciąga. Błyszczy w świetle księżyca.
-To nie twoja sprawa.- wyrzuca po chwili, a ja czuje się jakbym dostała patelnią w czoło.
-Chciałam być miła.
-Nie musisz...- Warczy i wyraźnie daje mi do zrozumienie, że mam odejść. Ponownie odwraca wzrok. Wzdycham i kładę ręce na kolanach. Wpatruje się chwile w jego nogi.
-Logan... Nie chcę, żeby między nami było tak, jak jest. Znamy się długo i chcąc nie chcąc będziemy ze sobą spędzać masę czasu. Mogę Cię denerwować, okej. Ty mnie też! Ale proszę chociaż o minimum miłego nastawienia z twojej strony.- milknę i czekam na odpowiedź chłopaka. Na jego twarzy tworzy się półcień. Mimo to widzę szok w jego oczach. W jego oczach widać wszystko. Jest całkiem przystojny. Jakby ciągle nie marudził i nie miał miny seryjnego zabójcy, Aspen nie dałaby mu spokoju.-Dziękuję.- dopowiadam.
-Za?- mówi wyraźnie speszony. Spuszcza wzrok i błądzi nim po swoich butach.
-Uratowałeś mi życie.- uśmiecham się. Jego wzrok ląduje na mojej twarzy, ale szybko wraca do obserwacji swojego obuwia. Milczy. Krótko.
-Jasne. I tak zrobiłem to dla siebie.
-Chciałeś dostać kulkę?- mówię lekko rozbawiona, na co ten po raz pierwszy w życiu się uśmiecha. Lekko i prawie niezauważalnie, ale to robi. Jestem tak zdumiona, że szybko przestaje się szczerzyć i zamieram dokładnie przyglądając się jego twarzy. Tak jakbym starała się upewnić, że naprawdę to robi. Wpatruje sie w niego z dziwnym uczuciem ulgi.
-Chciałem Cię uratować.- W mojej głowie właśnie pojawił się duży, czerwony napis ''to pułapka!''. Czuję chęć ucieczki. Gadam chyba z obcym, a nie Loganem.- Tego chciałem.- Patrzę na chłopaka w osłupieniu. Nie mógł nic wypić, nie mógł nic wciągać. Może to szok pourazowy? Jego mina wskazuje jednak, że chłopak jest śmiertelnie poważny.
-Mavis!- słyszę krzyk Holdena, który wytrąca mnie z rozmyśleń. Spoglądam na blondyna, który macha do mnie ręką.
-Idź.- szepczę Logan przybierając ponownie minę seryjnego zabójcy. Miło było... Wstaję bez słowa i ruszam w stronę zgromadzenia nieopodal. Co się właściwie dzieje? Co się stanie? Wszystko jest takie głośnie, choć panuje tu całkowita cisza. Co jest grane?
Hejka ^^ Kolejny <3 Przegadany, ale to taki zwiastun następnego, w którym zakładam ( jak mi się uda) będzie się działo ^^ :3
DO NASTĘPNEGO :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top