36. WIZENGAMOT PRAWDĘ CI POWIE
Margot Roules kroczyła spokojnie korytarzem Ministerstwa. Wiedziała, dokąd idzie i co musi zrobić, ale nie spieszyła się. Miała jeszcze dużo czasu do przesłuchania i wolała nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń.
Stukot jej szpilek został zagłuszony przez fioletowy dywan, więc mogła pozostać niezauważona. Zatrzymała się przed drzwiami z wygrawerowanym napisem "Michael Donavan" i wygładziła czarną spódnicę.
Zapukała krótko, a po chwili drzwi otworzył przystojny, ciemnowłosy mężczyzna o opalonej twarzy. Nie był dużo starszy od niej, miał może dwadzieścia parę lat.
— Margot? — Uniósł brew, kiedy uśmiechnęła się do niego nieśmiało. — Co cię tu sprowadza, moja droga? — Zaprosił ją gestem ręki do małego gabinetu.
— Michael, wiem, że mogę tobie zaufać w takich sprawach. — Podeszła do niego, kiedy zamknął drzwi.
— Możesz mi zaufać we wszystkim — odparł spokojnie. Blondynka przytaknęła i położyła ręce na jego klatce piersiowej. Mężczyzna przełknął ślinę, ale nie odsunął się od niej. — W-W końcu jesteśmy przyjaciółmi... — wymamrotał trochę nerwowo.
— Wiem, że to może dziwnie zabrzmieć... ale... — Oddychała nierówno, jakby miała się zaraz rozpłakać. — Ktoś mści się na mojej przyjaciółce — szepnęła cicho.
— Mówisz o Evelyn Hopens? — zapytał, a ona powoli skinęła głową.
— Najpierw ktoś zamordował jej ukochanego, a teraz została oskarżona. — Pozwoliła Donavan'owi wziąć jej ręce w swoje i zacząć je delikatnie całować. — Nie mogę już dłużej patrzeć, jak moja przyjaciółka popada w depresję — zaszlochała.
— Hej, daj spokój. — Pogłaskał ją po policzku. — Evelyn na pewno sobie poradzi, w końcu to Hopens... — powiedział troskliwie, a Margot przytuliła się do niego.
— Wiem, że jesteś świadkiem oskarżenia, ale... Chcę, żebyś wiedział, że Liliana Farley miała kiedyś nieprzyjemny incydent z Evelyn. Chodziło o mnie, ale Evelyn stanęła w mojej obronie, a teraz Liliana się na niej mści — szepnęła, patrząc prosto w brązowe oczy ciemnowłosego mężczyzny.
— To całkiem podobne do Liliany, ale zemsta aż do oskarżenia kogoś o morderstwo? — Skrzywił się.
— Niektóre kobiety kierowane zemstą nie mają granic. Proszę, bądź ostrożny, Michael — błagała go łamiącym się głosem. Mężczyzna skinął głową i złożył delikatny pocałunek na jej czole.
— Zrobię to, a teraz musisz mi wybaczyć, ale nie zostało wiele czasu do przesłuchania. — Zerknął na zegar.
— Nie będę ci już przeszkadzać. — Otarła łzy spod oczu i odsunęła się od niego. — Mam nadzieję, że sam zdecydujesz, po której stronie masz stanąć. — Uśmiechnęła się lekko w jego stronę i wyszła z gabinetu, pozostawiając mężczyznę z mętlikiem w głowie.
Evelyn z pewnością byłaby dumna z jej umiejętności aktorskich.
*
Opierając się o ścianę, Roules przeglądała Proroka Codziennego. Tak, czytała dzisiejszy numer, ale musiała być czymś zajęta, dopóki Evelyn i Lucjusz nie przyjdą. Zerknęła na zegarek, który wskazywał na dziesięć minut do przesłuchania.
— To twoja robota, Roules. — Usłyszała kobiecy głos dochodzący z końca korytarza. Wciąż spoglądając na gazetę, uśmiechnęła się niewinnie
— Nie mam pojęcia o czym mówisz, Liliano — odpowiedziała jej spokojnie. Kobieta o długich fioletowych włosach, znalazła się przy niej i wyrwała jej gazetę rzucając ją na ziemię. — Po co te nerwy? — Spojrzała na nią niewzruszona.
Farley była niewysoką kobietą o zielonych oczach, które teraz ciskały w jej stronę pioruny. Jej twarz zarumieniła się na czerwono z gniewu, gdy blondynka uniosła brwi.
— Przez ciebie połowa aurorów myśli, że mszczę się na Hopens! — Zazgrzytała zębami.
— Och... to coś nowego. — Poszerzyła swój uśmieszek.
— Wiem, że to twoja sprawka! — syknęła ze złością i podeszła do niej, naruszając jej osobistą przestrzeń. — Tylko ty jesteś na tyle irytująca, żeby rozsiewać te fałszywe plotki!
— Skąd wiesz, że nie są prawdziwe? — zapytała Margot, rozbawiona jej zachowaniem.
— Jak śmiesz! Mścisz się na mnie za to, że wtedy zabrałam ci chłopaka? Byłaś wtedy w czwartej klasie! Myślałam, że już dorosłaś i zrozumiałaś, że wybrał mnie dobrowolnie — powiedziała gorączkowo, na co blondynka prychnęła. — Evelyn została oskarżona tylko dlatego, że znalazłam jej dowody, a nie dlatego, że mszczę się na niej za zabranie mi Peter'a! Poza tym i tak on nie chciał być z żadną z nas.
— Niektóre kobiety kierowane zemstą nie mają granic, a czas nie ma dla nich znaczenia, kochanie — odpowiedziała, śmiejąc się z jej zachowania. — Poza tym po prostu odpłacam się mojej przyjaciółce. — Wzruszyła ramionami.
Zanim zdążyła dodać coś jeszcze, została przygwożdżona do ściany przez kobietę, która była teraz naprawdę wściekła, ale Margot nie bała się jej. Wiedziała, że nic jej nie może zrobić, ponieważ była świadkiem Evelyn.
— Posłuchaj mnie, ty...
— Panno Farley? — spytał głos z końca korytarza. Obie spojrzały na Ministra Knota w towarzystwie pana Malfoy'a, który tu szedł. — Proszę odsunąć się od panny Roules, która jest świadkiem oskarżonej — rozkazał poważnie Lucjusz, podchodząc do nich.
— Co... — Zaskoczona Liliana nie wiedziała, co ze sobą zrobić.
— Proszę — powtórzył chłodno i po chwili jego laska z głową srebrnego węża odepchnęła zesztywniałą Farley. — Czy coś się stało, panno Roules? — Spojrzał na blondynkę, która pokręciła głową i poprawiła marynarkę.
— Nie, wszystko w porządku, dziękuję za troskę, panie Malfoy — odpowiedziała opanowanym głosem, ale jej oczy były zadowolone z obrotu spraw.
Wtedy Liliana zrozumiała, dlaczego Margot była taka spokojna i pozwoliła się pchnąć na ścianę. Zanim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, Korneliusz Knot z nieco zagubionym wyrazem twarzy minął ich i wszedł do pomieszczenia, w którym miało odbyć się przesłuchanie. Lucjusz i blondynka poszli za jego śladami, więc Farley została sama na korytarzu z zaciśniętymi pięściami.
*
Rzadkością było zjawienie się na rozprawę wszystkich członków Wizengamotu. Tym razem jednak sprawa oskarżenia Evelyn Hopens, córki Naczelnego Maga, Kathariny Hopens, była o tyle ciekawa, że przyszli wszyscy.
— Gdzie jest Evelyn? — zapytała Margot nerwowym szeptem, a pan Malfoy zmierzył ją przelotnie spojrzeniem.
Nie miał czasu jej odpowiedzieć, gdyż główne drzwi do sali otworzyły się i przez nie weszła Evelyn w towarzystwie dwóch aurorów. Nie wyglądała na zadowoloną, ale starała się nie okazywać emocji. Była wręcz zirytowana, że ci dwaj aurorzy zatrzymali ją i poprosili o przeszukanie.
— Proszę o zajęcie miejsca — powiedział Knot, który wraz z resztą czarodziejów uważnie przyglądał się brunetce. Evelyn spokojnie usiadła na krześle pośrodku sali i spojrzała na nich wyczekująco. — Dwudziesty trzeci sierpnia, godzina trzynasta. — Siedzący nieopodal rudowłosy chłopak zaczął szybko zapisywać słowa ministra. — Proces w sprawie morderstwa Jareda Rosiera. Oskarżona Evelyn Katharina Hopens, zamieszkała w Caterham, na ulicy Stanstead dwanaście — odczytał z kartki, patrząc na słuchającą go z obojętną twarzą dziewczynę. — Oskarżyciele: Liliana Farley, auror śledczy, Micheal Donavan, również auror śledczy — Farley i Michael wstali, aby potwierdzić swoją obecność na rozprawie, a następnie usiedli w najniższej ławie. — Świadek obrony: Lucjusz Malfoy. — Mężczyzna również uczynił to co aurorzy, ale nie usiadł, tylko stanął obok krzesła, na którym siedziała Hopens. Niektórzy członkowie zaczęli szeptać do siebie, a Korneliusz wymienił kilka słów z Dolores Umbridge. — Oddajemy głos oskarżycielom, którzy mają prawo do zadawania pytań. Panno Hopens, proszę, aby odpowiedzi były krótkie i zwięzłe.
— Panno Hopens, gdzie była pani w sobotę ósmego sierpnia w godzinach wieczornych? —spytała Liliana zimnym głosem, przechodząc od razu do rzeczy.
— Zostałam zaproszona przez Jareda do jego domu — odpowiedziała spokojnie Evelyn, a po sali rozeszły się szepty.
— Została pani zaproszona czy przyszła pani sama? — Farley podniosła brew, stukając irytująco paznokciami w drewno.
— Zostałam zaproszona, na potwierdzenie tego mam list, który do mnie napisał. — Spojrzała wyczekująco na Lucjusza, który wyciągnął pergamin z kieszeni marynarki, a ten za pomocą zaklęcia pofrunął w stronę Knota.
— Podpis nie został sfałszowany, oskarżona mówi prawdę — oświadczył po chwili minister, kładąc list na stosie innych pergaminów obok niego.
— Ślady pani obecności wykazywały, że opuściła pani dom Rosier'ów przed godziną dwudziestą trzecią, zaś Jared Rosier umarł kilkanaście minut po godzinie dwudziestej trzeciej trzydzieści — powiedziała z podniesionym kącikiem bordowych ust, kiedy odczytywała zapisane notatki z kartki. — Czy potwierdzi pani to?
— Tak, ale opuściłam dom, zanim został zamordowany — odpowiedziała, nadal zachowując obojętny wyraz twarzy. Czując na sobie tyle spojrzeń, czuła się prawie jak ryba w wodzie. Dało jej to mały przedsmak występów na scenie, a adrenalina, która jej przy tym towarzyszyła, podobała się jej jeszcze bardziej.
— Czy przyznaje się pani do użycia zaklęć, którymi pozbyła się pani śladów swojej obecności?
— Nie — zaprzeczyła poważnie Evelyn, choć to nie była całkowita prawda. Kilkanaście minut po zabiciu swojego niedoszłego małżonka wysłała skrzata, by pozbył się dowodów o jej obecności z ostatniej godziny. Przynajmniej choć raz jej się na coś przydało to głupie stworzenie.
— Czy potwierdzi pani, że wasze małżeństwo zostało zaaranżowane wbrew pani wiedzy i woli? — spytała niby niewinnym tonem aurorka, wiedząc, że uderzyła w czuły punkt. Szatynka niezauważalnie zacisnęła zęby, ale Lucjusz to zauważył.
— Odmawiam odpowiedzi. Nie dotyczy — powiedział chłodno, patrząc wyczekująco na Knota, który nieco nerwowo poprawił okulary pod siłą jego wzroku.
— Zgadzam się. — Knot skinął lekko głową. — Proszę kontynuować. — Wskazał na Farley, która zacisnęła usta w cienką linię, czując, że ten ruch ze strony Malfoy'a zdecydowanie wymuszał na Ministrze przychylności im poprzez manipulację. Musiała zmienić w takim razie swoją taktykę, jeśli chciała z nimi wygrać.
— Czy przyznaje się pani do zabicia Jareda Rosier'a? — W pokoju zapadła martwa cisza. Wszyscy patrzyli wyczekująco na Evelyn, której twarz nie zdradzała żadnych emocji. Była jak rzeźba, piękna, ale pozbawiona życia. Farley jednak źle ją oceniła, sądząc, że takie bezpośrednie pytanie wywoła w niej jakąkolwiek reakcję, która sprawi, że Hopens się zdradzi. Nie doceniła jej i to był jej wielki błąd.
— Nie. — Jej opanowany głos przeszył ciszę, odbijając się echem.
— Czy potwierdza pani to, że nie układało się pomiędzy panią, a Jaredem Rosier'em? — Szepty wróciły, głośniejsze niż wcześniej i Evelyn czuła, jak stres powoli wkradał się do jej umysłu. Bez względu na to, jak bardzo była utalentowana, stres zawsze jej towarzyszył, a teraz powoli zaczynał przebijać się przez jej barykady.
— Nie, ja i Jared kochaliśmy się...
— Miała pani czerpać korzyści z małżeństwa? — Aurorka pochyliła się lekko do przodu, a kąciki jej ust drgnęły, zdając sobie sprawę, że relacje między Hopens, a zabitym mężczyzną był kolejną słabością tej młodej kobiety.
Lucjusz również zauważył, że Farley odkryła słabość Evelyn, co sprawiło, że ponownie zainterweniował.
— Sprzeciw, gdyby Evelyn miałaby skorzystać na małżeństwie, nie zabiłaby pana Rosier'a przed ślubem — odpowiedział Lucjusz, który zaczął powoli chodzić wokół krzesła, na którym siedziała Hopens, sprawiając wrażenie, jakby był jej groźnym stworzeniem, które ją chroni.
— Zgadzam się. — Minister pokiwał głową, zaś Farley otworzyła zaskoczona usta, odwracając się w jego stronę.
— Ale...
— Dosyć pytań. — Spojrzał poważnie na czerwoną Lilianę. — Głosujmy, bo czasu mamy mało, a nie to jest najważniejsza na dziś sprawa. — Wstał ze swojego miejsca i spojrzał na zebranych. — Kto jest za zarzutem morderstwa Evelyn Hopens? — Kilka rąk nieśmiało podniosło się w górę. — Kto jest za oczyszczeniem ze wszelkich zarzutów? — Reszta zebranych podniosła ręce, co znaczyło tylko jedno. Wściekła Farley wstała ze swojego miejsca i wyszła bocznymi drzwiami. Nikt jednak nie zareagował na jej zniknięcie. — Oczyszczona ze wszelkich zarzutów. Sprawa zamknięta. — Uderzył młotkiem w drewnianą podstawkę, a Evelyn uśmiechnęła się zwycięsko, gdy oświetlił ich flesz aparatu.
Z pewnością jej zdjęcie pojawi się w nagłówku nowego Proroka, w którym i tak była już od miesiąca najważniejszym tematem.
*
*
Pozostały dwa rozdziały do końca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top