23. ROZPOCZĄĆ AKT DRUGI

Evelyn, kiedy wracała była cała w skowronkach, co spowodowało u innych osób nawet przerażenie, gdy ją mijali, lecz jej to nie zraziło. Liczyło się tylko to, że Jared zaakceptował jej decyzję i nie naciskał co było trochę do niego nie podobne, ale wolała się w to nie zagłębiać, bo chciała się cieszyć swoim sukcesem i skupić na drugim etapie planu, który dzisiaj chciała wykonać, a nie miała za dużo na to czasu.

Szatynka wparowała do swojego dormitorium, zastając leżącą na brzuchu i najpewniej śpiącą Margot. Przewróciła oczami, po czym podeszła do niej. Nachyliła się do jej ucha i krzyknęła.

— Roules, wstawaj! — Blondynka pisnęła przestraszona i gwałtownie wstała, prawie uderzając przy tym Evelyn.

— Na święte włosy Snape'a, Evelyn! — warknęła ze złością za to, że obudziła ją ten sposób. —Kocham twój słodki głos, ale... mogłabyś mnie obudzić w mniej bolesny sposób. — Skrzywiła się, masując prawe ucho.

— Dobra, dobra — mruknęła lekceważąco i pokręciła głową.

— Czego chcesz? — zapytała marszcząc brwi i poprawiając swoje włosy, które po jej krótkiej drzemce zdążyły się rozczochrać.

— Czas na drugi etap naszego planu. — Szatynka uśmiechnęła się szatańsko i zatarła ręce, jakby planowała coś wyjątkowo mrocznego.

— Już? Ale, że dziś? — Upewniała się Margot.

— Ale, że tak oczywiście, że dziś — odpowiedziała jej szybko Evelyn, kręcąc się po pokoju jakby czegoś szukając. Blondynka otworzyła szeroko oczy, po czym podniosła się z łózka również dołączając się do poszukiwań.

W końcu ku ich wielkiej radości, Margot wyciągnęła spod swojego łóżka zielony radioodtwarzacz, zaś Evelyn postawiła na biurku karton z masą kaset w środku i zaczęła je przeglądać w poszukiwaniu idealnego na tę chwilę utworu. Odstawiła na bok kasetę z piosenkami Lady Pank, jej ulubionego Queen, a jeszcze bardziej ukochanego Depeche Mode, jednak żadne z nich nie nadawało się na tę chwilę odpowiednie. W końcu wyciągnęła lekko przetartą już kasetę z utworem "One Way Or Another" Blondie.

Pokazała ją przyjaciółce, która ochoczo pokiwała głową. Po chwili po ich pokoju rozbrzmiały pierwsze nuty piosenki, którą obie dziewczyny zaczęły śpiewać.

— One way or another, I'm gonna find ya  — zanuciła Evelyn, kiwając się w rytm piosenki. — I'm gonna get ya, get ya, get ya, get ya  — śpiewając podeszła do szafy i wyciągnęła z niej czarną przylegającą do ciała koszulkę na ramiączkach, która odsłaniała trochę brzuch. Po jej założeniu ubrała jeszcze na siebie zieloną spódniczkę w kratę, sięgającą jej do połowy uda.

One way or another, I'm gonna win ya — śpiewała wraz z nią Margot. Podczas kręcenia biodrami, wyciągnęła z szuflad toaletki prawie wszystkie kosmetyki. Wybrała te, które były jej najbardziej potrzebne, by pomalować przyjaciółkę po czym resztę schowała. — I'm gonna get ya, get ya, get ya, get ya. — Okręciła się na środku pokoju i złapała Evelyn za rękę.

— One way or another, I'm gonna see ya. — Szatynka podgłośniła muzykę tak, że zapewne całe lochy mogły ją usłyszeć, ale wielu uczniów było już do tego przyzwyczajonych. — I'm gonna meet ya, meet ya, meet ya, meet ya. — Na nogi wsunęła czarne pończochy w stylu kabaretki i pochyliła się, po czym wyprostowała gwałtownie zarzucając włosami do tyłu w dosyć ponętny sposób.

One day, maybe next week, I'm gonna meet ya. I'm gonna meet ya. I'll meet ya. — Stanęły naprzeciw siebie łapiąc się za ręce, tak jakby chciały tańczyć walca. Zaczęły się w niezbyt stosowny sposób kręcić i udawać, że tańczą do dosyć skocznej muzyki. — I will drive past your house. 

Blondynka posadziła przyjaciółkę na krześle przed toaletką. Obróciła krzesło z dziewczyna w swoją stronę i za pomocą magii wszystkie kosmetyki wzleciały w powietrze.

— And if the lights are all down. I'll see who's around — nuciła ciszej Evelyn, tak by nie przeszkadzać przyjaciółce podczas robienia jej makijażu. Mimowolne zaczęła się kołysać w rytm muzyki za co została uderzona po nodze od blondynki.

— Nie ruszaj się, bo źle zrobię ci kreskę! — krzyknęła Roules starając się brzmieć na złą, jednak za bardzo jej to nie wychodziło, bo po chwili dosłała głupawki i wpadła w chichot. Kiedy w końcu udało jej się opanować, dokończyła robić jej makijaż.

Po skończonym makijażu przyszedł czas na fryzurę. Margot postanowiła tylko lekko podkręcić jej włosy i wpiąć po jednej stronię spinkę z perełkami. Podczas tej całej zabawy Evelyn zdążyła odpalić papierosa i dmuchnąć dymem w twarz przyjaciółki, która skrzywiła się na zapach tytoniu.

— Cholera, mogłabyś nie palić, skoro zaraz masz iść do swojego kochasia i wyznać mu miłość — powiedziała skrzywiona. — Raczej nie poleci na ciebie, gdy będziesz walić papierosami. — Wyrwała jej w połowie skończonego papierosa i odłożyła do popielniczki. — Dawaj mi swoje perfumy. — Kiwając głową, brązowowłosa dziewczyna dotarła do biurka, na którym stały jej ulubione perfumy. Wręczyła je blondynce, która kazała jej się zakręcić, a ona ją nimi spryskała.

— Jeszcze jeden szczegół. — Hopens podniosła rękę, drugą wskazała na swoje czerwone szpilki. Szybko je założyła, a potem się przejrzała w lustrze oceniając swój wygląd. Podczas tego układała swoje ciało w różne dziwne pozycje, śmiejąc się przy tym do rozpuku z Roules.

— Nie ma szans by nie odwzajemnił twoich uczuć kochana, a nawet jeśli nie, to jest duża możliwość, że i tak zaciągnie cię do łóżka — powiedziała złośliwe, stojąca za nią Margot.

— No wiesz co? — Odwróciła się w jej stronę z wrednym uśmiechem. — Ma mi wyznać miłość, a dopiero potem kto wie...  — Poruszyła sugestywnie brwiami. — Ale bez wyznania mi miłości nie będzie deseru! — Pogroziła jej palcem.

Obie głośno zaśmiały się ze swojego zachowania. Margot miała rację, jeśli Snape nie wyzna jej miłości, to na pewno trudno będzie mu się oprzeć jej seksownemu wyglądzie. W taki sam sposób poderwała za pierwszym razem Jareda. Może było to mniej tak wyraziste, jak teraz, ale od tamtego czasu dużo się nauczyła. Była przekonana, że nie odczuci jej.

— Zaczekaj! — Zatrzymała ją blondynka, gdy miała już wychodzić. — Biżuteria! — Szybko chwyciła ją za rękę i z powrotem posadziła na krześle. Ze swojej szkatułki wyciągnęła kolczyki w kształcie pereł po czym dała je Evelyn do założenia. — Chyba kolczyki wystarczą.

— Myślę, że tak.

— Powodzenia, żołnierzu. — Zasalutowała jej rozbawiona. — Widzimy się rano. — Mrugnęła do niej za co dostała kuksańca w żebro.

— Zobaczymy — odpowiedziała w jej stronę po czym zniknęła za drzwiami.


*


Do ciszy nocnej pozostało tylko dwadzieścia minut, więc musiała się trochę streszczać, a dosyć trudno było iść szybko i cicho w szpilkach, które prawie przy każdym kroku robiły rozgłos.

Evelyn zdecydowanie była w swoim żywiole. Od kilku miesięcy nie czuła się tak dobrze, jak dziś. 

Plan był następujący. Niedaleko komnat Snape'a miała się spotkać z Tomem, który miał jej pomóc. Jego zadaniem było na jakiś czas, przynajmniej do momentu zakończenia ciszy nocnej, odwrócić uwagę Mistrza Eliksirów. Dzięki temu ona mogłaby się w tym czasie wślizgnąć do jego komnat i przygotować się na powrót mężczyzny. Potem była rzecz najtrudniejsza, czyli jak miała go przekonać by jej nie wyganiał i się z nią napił.

Tak, na pewno nie zrobi tej całej akcji jako stu procentowa trzeźwa osoba. Może nie chciała się jakoś tak bardzo upijać, ale wiedziała, że alkohol rozwiąże jej język i lekko doda jej odwagi. Dodatkowo Snape może zrobi się bardziej potulniejszy.

Zastała Roules'a stojącego w umówionym przez nich miejscu. W ręku trzymał butelkę wina, którą jej od razu podał, uśmiechając się przy tym zadziornie. Dziewczyna odwzajemniła jego uśmiech i za pomocą zaklęcia zmniejszyła butelkę do rozmiarów długopisu.

— Zakładam, że nie podziękujesz mi za mój jakże wielki trud włożony w to? — powiedział, udając bardzo urażonego. Evelyn przewróciła oczami i pocałowała go w policzek, lekko zostawiając tam ślad swojej szminki. — No takie podzięki to ja rozumiem. — Wyszczerzył się w jej stronę.

— Dobra, siedź już cicho — powiedziała rozbawiona. — Czy Snape jest u siebie?

— Oczywiście, że tak. — Pokiwał głową. — Zaraz się nim zajmę, ale będziesz miała może z piętnaście minut — dodał po zastanowieniu się.

— Wystarczy — powiedziała pewnie. Chłopak zagwizdał ze zdumieniem na jej pewność. Dawno nie widział w niej takiego ognia do walki.

— No to życzę ci powodzenia, Lynnie. — Mrugnął do niej znacząco. — Tylko pamiętaj o bezpieczeństwie, nie chcę być tak młodo wujkiem.

— Prędzej to ja zostanę ciocią. — Uderzyła go w bok, po czym oboje zachichotali.

Kiedy chłopak odszedł, szatynka oparła się o zimną ścianę i nasłuchiwała w oczekiwaniu. Po chwili usłyszała dosyć szybką wymianę słów pomiędzy Tomem, a Snape'm o tym, że na dziedzińcu widział jakiegoś podejrzanego typa, a Snape, choć niezbyt mu w to uwierzył, to zgodził się z nim iść. Potem szybkimi krokami oddalili się od komnat Mistrza Eliksirów, a Evelyn mogła działać dalej.

Najciszej, jak tylko mogła przekradła się pod drzwi i pociągnęła za klamkę. Nie była pewna czy profesor był dzisiaj tak rozkojarzony, czy po prostu miała cholerne szczęście, bo drzwi się otworzyły.

Delikatnie przymknęła je, a potem szybkim krokiem zerwała się w stronę salonu. Gorączkowo zaczęła się rozglądać, szukając najlepszego miejsca dla siebie. Przy okazji powiększyła z powrotem do swoich rozmiarów butelkę wina i otwarła ją. Jej wzrok spoczął na kanapie przed kominkiem. Uśmiechnęła się diabelsko. Tak, to było idealne miejsce.

Usadowiła się na kanapie i wyczarowała na stoliczku dwa kieliszki na wino. Do obu wlała  alkohol, a z jednego pociągnęła solidnego łyka. Wzruszyła ramionami, czując całkiem dobry smak po czym dopiła do końca. Słysząc kroki dobiegające z zewnątrz kroki i głos profesora, szybko z powrotem nalała wina do swojego kieliszka, a butelkę odstawiła na stolik.

Wygładziła spódnicę i poprawiła swoje włosy. Założyła nogę na nogę, położyła jedną rękę na oparciu kanapy, zaś w drugą chwyciła kieliszek wina, którym lekko zakręciła. Odetchnęła i przywołała na swoją twarz kokieteryjny uśmiech. Czas rozpocząć akt drugi.




*

*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top