18. UŚMIECHÓW NIGDY DOŚĆ

Nadszedł dzień drugiego zadania. Evelyn szła nad jezioro w towarzystwie Rosier'a, trzymając go za ramię. Na razie wszystko szło dobrze. Może nawet lepiej niż dobrze. Wciąż nie do końca ufała Jaredowi, ale zrozumiał to i nie naciskał. Gorzej było jednak z Tomem, bo może i Caroline była w stanie to zrozumieć, pod naciskiem Margot, to Tom przestał się do niej odzywać. 

— Komu życzysz wygranej, mon amour? — Dziewczyna poczuła ciepło w środku, słysząc jej ulubione pieszczotliwie określenie w jego ustach. Wiedział dobrze jak na to reagowała. To był jeden z jej słabych punktów, o których wiedział tylko on, ale i ona znała jego słabe punkty.

— Nie jestem do końca pewna, ale dużą przewagę ma Krum, cher — odpowiedziała mu niewinnie. Chłopak posłał jej uśmiech i pokiwał głową zrezygnowany.

— Wciąż wiesz, jak mnie podejść.

— Sam zacząłeś — powiedziała złośliwe. Rosier przewrócił oczami i przepuścił ją podczas wejścia do jednej z łodzi, dzięki której dostaną się na platformę dla oglądających. Osoby siedzące z nimi w łodzi zaczęły, szeptać między sobą widząc ich razem. 

— Zobaczysz, jak się za chwilę plotki rozejdą — wyszeptał jej do ucha rozbawionym głosem. Evelyn posłała mu mały uśmieszek po czym oparła się o jego ramię. — Uwielbiają nas.

— Znowu będziemy dwoma Jadowitymi Wężami. Merlinie, jaka głupia ta nazwa była — mruknęła, przypominając sobie dawne określenie ich pary. Brunet pokiwał głową głaszcząc kciukiem jej dłoń. Przymknęła oczy ziewając ze zmęczenia. Przez sen, który jej się dwa dni temu przyśnił nie chciała spać. Nie była pewna, czy obawiała się tego, że mogłoby przyśnić jej się coś podobnego. Jak na razie, to wciąż stała na nogach dzięki eliksirowi pobudzającemu, ale wiedziała, że za niedługo po prostu zaśnie na stojąco, albo gorzej.

— Chyba się prześpisz, po tym jak to się zakończy — zaproponował jej, przyglądając jej się z troską. 

— Z wielką chęcią. — Ułożyła się wygodniej na jego ramieniu i rozkoszowała się chwilową wygodą. Tak naprawdę, to nie miała tego w planach. Najpierw chciała zdobyć eliksir słodkiego snu, co będzie dosyć trudne zważając na to, że najłatwiej będzie jeśli poprosi o niego Snape'a. Przez to tak długo zwlekała z tym, ale sama nie była pewna czemu.

Kiedy dopłynęli do jednej z trzech platform, chłopak wyszedł przed nią po czym podał jej rękę. Hopens z przyjemnością przyjęła jego pomoc. Rozejrzała się po zebranych osobach. Nie dostrzegła jednak swoich przyjaciół, więc najpewniej musieli być na drugiej platformie, albo jeszcze nie przypłynęli.

Spojrzała na uśmiechniętego Jareda i zmarszczyła brwi, widząc jak wchodzi na schody prowadzące na wyższe piętro, dozwolone tylko dla jakiś ważnych gości, albo personelu.

— Jako prefekt naczelny mam pewne korzyści z tego — wytłumaczył brunet mrugając do niej i pomógł jej wejść po schodach.

Wzruszyła ramionami, nawet się ciesząc, że nie będzie musiała tłoczyć się z innymi uczniami na dole. Wspięła się z Rosier'em na najwyższy punkt, gdzie było już kilka osób. Usadowiła się wygonie przy balustradzie, a chłopak objął ją w talii, tym samym ogrzewając jej trochę już zmarznięte od chłodnego wiatru ciało. 

Kiedy po parunastu minutach chyba wszyscy znaleźli swoje miejsca, obok nich stanęli Bartemiusz Crouch Senior i Dumbledore z różdżką przy ustach, by móc wzmocnić głos za pomocą zaklęcia.

— Wczorajszego wieczora nasi zawodnicy zostali czegoś pozbawieni, swego rodzaju skarbu, który jest ukryty na dnie jeziora. Zawodnicy mają godzinę na jego odnalezienie. Powodzenia — oznajmił dyrektor. 

Zainteresowana Evelyn, wychyliła się ostrożnie, chcąc zobaczyć cokolwiek pod wodą. Niestety nic nie dostrzegła oprócz małych fal powstałych od wiatru. Przeszły ją dreszcze na myśl o tym jak zimna mogłaby być ta woda skoro powietrze było już strasznie chłodne. Poczuła jak Rosier kładzie podbródek na jej ramieniu i otula ją ciaśniej. W tym momencie była mu za to wdzięczna bo była taka głupia, że zapomniała nawet rzucić zaklęcie ogrzewające. 

— Jak myślisz, co to za cenny skarb? — zapytała chłopaka, który podniósł kąciki ust w tajemniczym uśmiechu. — Wiesz — dodała, lekko odwracając się w jego stronę. Teraz ich twarze dzieliły centymetry, ale nie przeszkadzało jej to. Ciepły oddech chłopaka łaskotał jej policzek, a jego usta delikatnie dotykały go składając małe pocałunki. 

— Możliwe, że dowiedziałem się o tym od pewnego źródła informacji — oświadczył cicho. — Ale wiesz dobrze, że moje informacje mają swoją cenę.

— Jestem twoją dziewczyną, nie możesz robić wyjątków nawet dla swojej dziewczyny? — Podniosła brew i uśmiechnęła się niewinnie.

— Nie mogę robić wyjątków, zwłaszcza dla mojej dziewczyny — wymruczał rozbawionym tonem. 

— Nie to nie — powiedziała odwracając się od niego i wzruszając ramionami. - Ja mogę poczekać — zaśmiała się krótko, a chłopak przewrócił oczami. 

— Psujesz całą dobrą zabawę.

— Ja? — Urażona wskazała na siebie palcem. — To ty zacząłeś, a nawet nie mogłeś mi obniżyć ceny przysługi. — Wydęła wargę, udając smutną tym faktem. 

— Dobrze, dobrze. — Pokiwał zrezygnowany głową, wiedząc, że z nią przegrał. - Obniżę ci cenę jeśli tak bardzo chcesz — dodał, zachęcając ją. 

— Chciałbyś co? — Prychnęła i posłała mu litościwe spojrzenie. Rosier wzruszył ramionami i pochylił się, by ją pocałować, ale zatrzymał go jej palec na jego ustach, a potem błysk oślepiającego flesza. Oboje dobrze wiedzieli do kogo on należał i oboje mieli ochotę głośno westchnąć. Jeszcze jej tutaj brakowało.

— Panna Hopens i pan Rosier! Dwa Jadowite Węże znowu razem — powiedziała rozmarzona Skeeter obok której stał fotograf.

Evelyn mimowolnie odsunęła się od chłopaka i przybrała obojętną maskę. Znała Skeeter bardzo dobrze oraz wiedziała, że reporterka czekała tylko na jej najmniejszy błąd. Prorok uwielbiał jakieś ploteczki dotyczące, albo Lady Hopens, albo jej córki. Zawsze wtedy było interesująco. Teraz też tak było. Bowiem Skeeter już wiedziała o tym, że Evelyn i Jared wrócili do siebie. Hopens była niemalże na sto procent pewna, że zrobi z tego niezły rozgłos. 

— Pani Skeeter. — Skinęła jej głową szatynka, a Rosier podążył jej śladami. — Czy nie powinna się pani skupić na zadaniu Turnieju Trójmagicznego?

— Mamy co najmniej paręnaście minut zanim pierwsza osoba się wynurzy. — Machnęła lekceważąco ręką. — Chce znać wszystkie szczegóły, jak, kiedy i czemu do siebie wróciliście — powiedziała podekscytowana, a samopiszące czerwone pióro wzniosło się w powietrze wraz z notatnikiem. Cierpliwie czekały na sygnał swojej pani by zacząć pisać. — Może zaczniemy od tego. Czemu do siebie wróciliście? — Zmrużyła oczy i pochyliła się w ich stronę z figlarnym uśmieszkiem.

Szatynka spojrzała na chłopaka, któremu chyba nie przeszkadzał ten wywiad, ale zawsze tak było. Oboje nie dawali po sobie poznać, jak bardzo nie chcieli z nią w tym momencie rozmawiać.

— Wie pani, jak działa prawdziwa miłość, pani Skeeter — zaczął Jared posyłając reporterce wymuszony uśmiech, ale chyba ona tego nie zauważyła bo zachichotała na jego słowa. — Popełniłem błąd zdradzając Evelyn i żałuję tego jak cholera. Jestem naprawdę tak samo szczęśliwy co zdziwiony, że mi wybaczyła. — Objął szatynkę w tali. 

Nie. Nie, był zdziwiony. Ona dobrze wiedziała, że chłopak wiedział, że do niego wróci. Znała go dobrze, na tyle dobrze by wiedzieć, że on nigdy nie jest czymś zdziwiony. Nie powiedziała mu o przysiędze złożonej matce, ale była niemal pewna, że się czegoś domyślił. Cholera, wpędziła sama siebie w kozi róg. No mogła sama sobie pogratulować pomysłowości. Przydałby się tutaj teraz profesor Snape, który uderzyłby ją w głowę i wyzwałby od idiotek. Jej jedyny głos rozsądku jednak zdawał się być gdzie indziej w tym momencie.

— Evelyn? — Kobieta wyrwała ją z zamyślenia. — A ty? 

— Uważam, że powinnam dać Jaredowi drugą szansę. — Ostatnie słowa bardzo trudno przeszły jej przez gardło. — Był pijany, pijani ludzie robią różne rzeczy. Popełniają błędy — Mam, jednak nadzieję, że nie będzie takim głupim dupkiem i mnie nie zdradzi ~ dodała w myślach. Przywołała mały uśmiech, który posłała kobiecie. Uśmiechów nigdy dość jeśli chodziło o wywiady. 

— A nie uważasz, że poprzednia sytuacja się powtórzy i znowu będziesz miała złamane serce? — Blondynka przekrzywiła głowę przyglądając się jej uważnie.

— Nawet jeśli... — Spojrzała z uśmiechem na Jareda, ale on widząc w jej oczach groźbę przełknął ślinę. — Ta sama osoba nie może złamać dwa razy tego samego serca. Ono po pewnym czasie się uodpornia na ten ból — oznajmiła zimno, bez emocji. Jak...jej matka. Spojrzała z powrotem na dziennikarkę. — Jeśli Jared mnie zdradzi ponownie, to będzie miał poważne problemy i on już dobrze o tym wie...



*

*

Spokojnie jeszcze trochę pobędą razem, ale za niedługo nasz Severus wkroczy do akcji ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top