12. JAK NAUCZYĆ WĘŻE TAŃCZYĆ
Dziewczyna poklepała się po policzkach rękami, na których pozostał różowy eliksir makijażu. Po chwili, na jej powiekach pojawił się ciemny cień, na ustach zagościła czerwień w odcieniu wina, a policzki zaróżowiły się ładnie. Zamrugała po czym zadowolona posłała całusa swojemu odbiciu.
Zakorkowała prawie już pustą fiolkę z różowym eliksirem i zapięła sobie złoty łańcuszek na szyi.
Poprawiając swoje włosy zerknęła na ścienny zegar. Oczywiście, była już trochę spóźniona, ale mówiło się trudno. Zawsze lubiła wejścia z impetem. Była w tym całkiem niezła.
Kiedy upewniła się już, że wygląda idealnie, wyszła ze swojego dormitorium. Nie spiesząc się poszła w stronę klasy, w której się miała odbyć, podobno, nauka tańca. Jej usta rozciągnęły się w podłym uśmieszku. Snape i taniec. To mogło być całkiem ciekawe.
Nie była do końca pewna, czy ta lekcja tańca była im potrzebna. W końcu większość ślizgonów należała do czystokrwistych rodzin, a co za tym szło musieli umieć tańczyć. Ona sama dobrze pamięta jak musiała się uczyć najróżniejszych stylów tanecznych. Jej matka nawet zatrudniła jej nauczyciela, który był tak wymagający, że Evelyn wciąż ma koszmary o bólu mięśni po tańczeniu. Tortury Curciatusem były przy tym łaskotaniem. Zadrżała przypominając sobie odciski od noszenia niewygodnych szpilek. Całe szczęście, tańca uczyła się w miarę szybko więc po dwóch latach mogła zapomnieć o tym bólu. Przynajmniej dużą ilość tańców miała opanowaną do perfekcji.
Przystanęła przed drzwiami do sali lekcyjnej. Wygładziła swoją zieloną spódnicę w kratę, poprawiła czarną bluzkę z długim rękawem oraz swoją ulubioną czarną ramoneskę. Co prawda, profesor Snape powiedział, że mają przyjść w mundurkach, ale nie będzie tańczyć w tak niewygodnym ubraniu jak szkolny mundurek. Miała jeszcze swoją godność.
Odetchnęła i podniosła dumnie podbródek. Z środka sali słyszała już głos opiekuna swojego domu, a także jej partnera na balu. Wciąż się dziwiła, że się na to zgodził. Chwyciła za klamkę i pociągnęła otwierając drzwi.
— Dom Salazara Slytherin'a od lat godnie się prezentuje na tle innych. Muszę zadbać o to by było też i tym razem... — Mężczyzna przerwał swoją wypowiedź, patrząc na Evelyn z założonymi rękami.
— Przepraszam za spóźnienie, profesorze — powiedziała gładko.
Czarnowłosy przewrócił oczami i zmierzył ją oceniającym wzrokiem. Jak zwykle wyglądała perfekcyjnie, pewnie dla tego też się spóźniła, bo raczej wątpiłby w powód, który byłby śmiertelnie ważny. Przynajmniej mógł nacieszyć oczy, bo makijaż ładnie podkreślał jej urodę. Choć może był trochę za mocny, wyglądała jakby dopiero urwała się z jakiegoś spotkania mugolskich punków.
— To nie jest mundurek, panno Hopens — rzucił, z podniesioną brwią.
— Mam jeszcze swoją godność proszę pana i nie będę tańczyła w niewygodnych ubraniach — odpowiedziała zgodnie z prawdą, a osoby ze starszych klas zaczęły nerwowo poprawiać swoje mundurki na te słowa. Trafiła w sedno.
Snape prychnął na te słowa. Niestety dziewczyna miała rację. W mundurkach nie dało się za bardzo tańczyć, a jeśli już to nie wygodnie. Szkoda tylko, że o tym nie pomyślał.
— W takim razie zapraszam. — Wskazał miejsce obok siebie. Dziewczyna rzuciła okiem na zebranych. Jej przyjaciele uśmiechali się głupio i kibicowali jej kolejnej wygranej z profesorem. — Wydaje mi się, że jest pani skora do zaprezentowania swoich umiejętności.
— Z wielką chęcią. — Podeszła do niego powoli, ciągle patrząc mu w oczy. Ściągnęła, równie powoli swoją skórzaną ramoneskę nie odrywając od niego wzroku. Wydawało jej się, że jego oczy w jakiś sposób ją hipnotyzowały. Lubiła to uczucie. Oderwała wzrok w końcu i spojrzała na niedaleko siedzącego Toma. Rzuciła w jego stronę ubranie, które sprawnie złapał z rozbawieniem na twarzy. — Musze mieć partnera.
— Tym się nie przejmuj — odpowiedział jej ze spokojem w głosie. Machnął różdżką, a pierwsze nuty walca zaczęły wybrzmiewać po sali.
Evelyn dopiero teraz zorientowała się, że nie ma na sobie swojej nietoperzej peleryny. Wystawił w jej stronę rękę przez co uśmiechnęła się zadziornie pod nosem. Przyjęła ją, a swoją druga położyła na jego ramieniu. Jego dłoń spoczęła na jej tali, gdzie dziewczyna poczuła dziwne ciepło.
Momentalnie wszystkie lekcje z walca przypominały się jej, a ona ustawiła się w idealnej pozycji, tak jak powinna. Profesor prychnął, ale również przybrał prawie, że perfekcyjną pozę. Wiedziała już, że miała dobrego partnera.
Uczniowie z podziwem patrzyli na tę dwójkę, która łatwością i perfekcją sunęli po parkiecie w rytm muzyki. Evelyn z gracją w ruchach wykonała obrót po czym ponownie wróciła w ramiona mężczyzny.
— Dwa lata nauki tańca, profesorze — powiedziała dumnie. Snape przewrócił oczami po czym ponownie ją okręcił. Jej długa do kolan spódnica wirowała przy każdym obrocie, a szpilki stukały w rytm.
— Szkoda, że te dwa lata nie przeznaczyli na twój niewyparzony język — mruknął, podnosząc ją na krótko.
— Bardzo śmieszne. — Tym razem ona przewróciła oczami. Pozwoliła mu wygrać tą rundę. Chciała się skupić na tańcu, który tak przyjemnie im wychodził. Profesor był całkiem niezłym tancerzem. Była ciekawa w jaki sposób się nauczył tak dobrze tańczyć.
Wykonała ostatni obrót, a muzyka ucichła. Z małą niechęcią odsunęła się od niego i lekko dygnęła przy głośnych oklaskach ślizgonów. Podniosła głowę, posyłając wredny uśmiech mężczyźnie. Wiedziała, że przez ten taniec chciał ją upokorzyć. Niestety musiała zniszczyć jego nadzieję z czego się bardzo cieszyła.
Usiadła obok uśmiechniętej Caroline uprzednio zabierając od Toma swoją ramoneskę. Zarzuciła ją na ramiona po czym założyła nogę na nogę czekając na dalsze słowa profesora.
— Dałaś mu popalić, dziewczyno — wyszeptała do niej Caroline z rozbawieniem. Evelyn w środku skakała z dumy, jaka w tamtej chwili się pojawiła.
— Jak przed chwilą wdzieliście — zaczął Snape, chodząc po sali i spoglądając po innych. — Tak macie się prezentować, co nie znaczy, że macie brać przykład z panny Hopens. Ona akurat jest najgorszym przykładem. — Wspomniana dziewczyna zmrużyła oczy, ale nie odezwała się. — Zakładam, że większość z was miała już styczność z tym tańcem, więc zatańczenie go nie sprawi problemu. Dobierzcie się w pary. Panno Hopens. — Wskazał jej miejsce przy swoim boku.
— Już pan za mną zatęsknił? — zapytała, podchodząc do niego z rozbawieniem na twarzy. Kilka osób słysząc to się zaśmiało.
— Nie mnie trudno było się odlepić od swojego partnera. — Posłał jej litościwe spojrzenie przez co zrobiła się cała czerwona.
— Przypominam panu, że to pan, gdy weszłam się na mnie bezceremonialnie gapił. — Położyła dłonie na biodrach, rzucając mu harde spojrzenie.
— Nie ma pani dowodów, panno Hopens — odpowiedział lekko, jakby mu to było wszystko jedno. — A teraz pokażesz na co przydały ci się te twoje dwa lata nauki tańca.
— Co ma pan na myśli? Kolejny taniec? — Podniosła brew zaintrygowana.
— O nie. — Pokręcił przecząco głową, a w środku poczuła zawód na tę odpowiedź. — Panna Hopens będzie sprawdzała was podczas tańca, macie dwie godziny by się go perfekcyjnie nauczyć. Dom Salazara Slytherina ma się prezentować z czystą perfekcją, dlatego jeśli się nie nauczycie tego tańca... możecie zapomnieć o wyjściu do Hogsmeade — powiedział poważnie.
Wszyscy jęknęli niezadowoleni z takiego obrotu spraw. Evelyn zdziwiona spojrzała na niego.
— Nie może pan nam tego zrobić.
— Nie mogę? To patrz uważnie — powiedział, po czym podszedł do ściany i oparł się o nią wygodnie. — Dwie godziny Hopens, od teraz — rzucił stojąc z założonymi rękami oraz perfidnym uśmiechem.
— Salazarze, jednak może — powiedziała do siebie zdenerwowana dziewczyna. — Dobra ruszać tyłki ludzie! Wiem, że wszyscy tak samo jak ja chcecie iść do Hogsmeade, więc postarajcie się tego nie zepsuć. — Zaczęła chodzić pomiędzy nimi i na szybko łączyła w pary.
— Evelyn. — Usłyszała za sobą charakterystyczny głos, na którego dźwięk wewnętrznie się skrzywiła.
— Tak, Jared? — Odwróciła się do chłopaka z udawanym uśmiechem, który odwzajemnił.
— Potrzebujesz pomocy? — Wyciągnął w jej stronę rękę. Evelyn wiedziała, że chłopak był dobrym tancerzem. Nawet bardzo dobrym. Potrzebowała takiej osoby, żeby jej pomagała. Przecież sama nie da rady ich ogarnąć.
— Niech ci będzie, ale pamiętaj, to nic nie znaczy — zagroziła mu, a chłopak tylko się uśmiechnął pod nosem. — Dobrze, ile osób tańczyło już walca? — zapytała. Prawie wszyscy podnieśli ręce do góry, oprócz czterech osób. — Okej, nie przejmujcie się, pierwszy taniec zobaczycie, potem dostaniecie do pary osobę, której walc jest dobrze znany, by wam pomagała. — Odwróciła się do profesora, który uważnie ją obserwował. — Czy mogę prosić o muzykę? — Pokiwał głową, a ona ustawiła się wraz z Rosier'em w pozycji do rozpoczęcia tańca. Zapomniała już jak to dobrze im się tańczyło. W końcu jeszcze pół roku temu razem chodzili na wszystkie czystokrwiste bale.
— Zatęskniłem za twoimi umiejętnościami tańca — wyszeptał do niej cicho chłopak.
— Nie przyzwyczajaj się — ostrzegła go, czując na sobie palące spojrzenie Toma. Zignorowała je jednak i wraz z Jaredem rozpoczęli taniec. Szykowały się się trudne oraz męczące dwie godziny.
*
*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top