3

- Dobrze, więc... zanim przejdziemy do pytań... Luke. W tym domu panują pewne zasady... wiesz dobrze co napisałem w ogłoszeniu, prawda? - młodszy pokiwał głową. - Dobrze... dostaniesz te tysiąc dolarów... - uśmiechnął się. - Ale nie możesz mnie pytać o to ile mam lat, co robię na codzień i tak dalej... zaczynajmy się.

Luke zakaszlał cicho. Wziął dyktafon i włączył go. Położył go na stole. Michael zmarszczył brwi i spojrzał na urządzenie.

- Masz zamiar mnie nagrywać?

- No... tak.

Clifford pokręcił głową. Podniósł się i poszedł na górę. Luke przełknął głośniej ślinę. Czyżby to był jego koniec? Nie zdążył się nawet pożegnać z mamą. Ani bratem! Ani Ashtonem. Czy Ashton by się martwił? Albo go szukał?
Niestety nie dostał odpowiedzi, bo po chwili na jego kolanach z hukiem wylądował notatnik, a zaraz potem długopis. Dyktafon został zabrany przez gospodarza i wyłączony.

- Będziesz pisać. Masz nadążać za tym co mówię albo nici z zaliczenia i będziesz powtarzać rok. - uśmiechnął się Michael.

Blondyn wziął drżącą dłonią długopis. Z minuty na minutę był coraz bardziej przerażony gwałtownością swojego rozmówcy.

- No, pytaj. - Michael zaczął się niecierpliwić. - Ale im szybciej zaczniemy tym szybciej skończymy i przejdziemy do przyjemniejszej części.

- Przyjemniejszej...?

- Mam wszystkie części Zmierzchu. Obejrzymy, zapłacę ci za przetrwanie i nigdy się nie zobaczymy.

Nigdy się nie Zobaczymy...

No Luke miał nadzieję. Czuł się coraz bardziej niekomfortowo w jego towarzystwie. Pomimo uśmiechu Clifforda i jego aparycji, elegancji, no nie mógł już tu siedzieć.

- W porządku... więc...

- A! No i nie podawaj mojego imienia.

- Ale muszę podać, by wywiad miał sens. - westchnął młodszy.

- Będzie miał sens. No dawaj, zadawaj mi już pytania.

- No... dobrze... więc... jesteś seryjnym mordercą...?

- Zgadza się. - kiwnął głową. - Poczekaj! Gdzie moje maniery? Chciałbyś coś do picia?

- Nie, dziękuję. Możemy już przeprowadzić ten wywiad...? - sapnął zniecierpliwiony blondyn.

Drugi blondyn pokręcił głową.

- Lucas... nie bądź taki niecierpliwy... może ja chcę się napić? - westchnął ciężko. Poszedł od razu do kuchni, zostawiając skołowanego Luke'a. Nawet nie miał odwagi zwrócić mu uwagi o przekręcenie imienia.

Gdy czekał na Michaela, zaczął się rozglądać po pomieszczeniu. Wielki regał z książkami był chyba jego ulubioną rzeczą albo ten piękny, puchowy, czarny dywan, na którym były jego stopy. Tak, on też był jego ulubioną rzeczą tutaj.
Ale na pewno jego ulubioną rzeczą nie była kamera w rogu. Czyli był cały czas obserwowany. Poczuł się jeszcze bardziej nieswojo. Zaczął ruszać szybko nogą, chcąc już stąd wyjść.

Na szczęście albo i nie, Michael przyszedł z dwoma kieliszkami. Położył je na stole, a potem usiadł na kanapie.

- Ja nie chciałem...

- Ale zrobisz przyjemność gospodarzowi i wypijesz. - uśmiechnął się.

- Ja nie piję alkoholu.

- Dobrze, zobaczymy. - westchnął Clifford. Sam napił się ze swojego kieliszka. - Zacznijmy już.

- Dobrze... więc jeśli byłeś kogo zabiłeś?

- Ojca. - mruknął od razu i znowu napił się alkoholu.

- Czemu...? - zapytał niepewnie.

Michael westchnął głęboko. Spojrzał na sufit zamyślony.

- Wiesz, Luke... miałem naprawdę straszne dzieciństwo... - westchnął. - Mój ojciec mnie molestował. - spojrzał na niego, przez co Luke'owi zmiękło serce. - Moja mama nie zwracała na to uwagi, bo chciała to zamieść pod dywan. No cóż... kiedy byłem starszy... wiedziałem, że to tak nie powinno być... tak nie powinna działać relacja ojciec-syn. Gdy zwierzyłem się swojemu jedynemu przyjacielowi... on mnie wyśmiał. - prychnął. Spojrzał na Luke'a. - Czemu nie piszesz? No już.

Hemmings spojrzał na niego, a potem na notes. Pokiwał szybko głową i zaczął szybko bazgrać.

- Pisz ładniej...

- Przepraszam... - szepnął i pisał odrobinę starannie.

- Wracając... czułem się podłe, wiesz? Tyle lat myślałem, że tak powinna wyglądać ojciec-syn... a się pomyliłem tak bardzo. Nawet nie wiesz jaki wstyd czułem. - zaśmiał się Clifford bez żadnych emocji. - Już się chyba domyślasz kto był moją pierwszą ofiarą.

- Czyli... nie masz ojca?

- Nie mam. Matki też, bo zmarła na raka. - napił się znowu alkoholu. - Napij się, Luke. To moje najlepsze wino... czekało na ciebie. - uśmiechnął się.

- Ja naprawdę nie powinienem. I przykro mi...

- Ale to tylko mała lampka wina... - zaśmiał się z kpiną, Kompletnie ignorując młodszego. Hemmings poczuł się jeszcze gorzej. Westchnął i powoli zamoczył usta w czerwonej cieczy. - I co? Było tak strasznie?

- Nie...

- No właśnie. - uśmiechnął się. - Przejdźmy dalej. Podoba mi się mówienie o sobie.

I pewnie, by kontynuowali dalej, gdyby nie to, że Luke stawał się coraz bardziej senny.

***

macie jeszcze jeden

byłam dzisiaj na wrotkach
i nie rozmawialiłam sobie bardziej kolana jak ostatnio

to chyba na dzisiaj już koniec

widzimy się jutro xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top