Rozdział 8

Isabelle POV

Zrywam się na równe nogi i gorączkowo myślę o tym, co mam zrobić.

- Błagam cię babciu, nie mów mu że tu jestem, nie widziałaś mnie - rzucam i jedyne co przychodzi mi do głowy to zejście do piwnicy.

Wiem, że powinnam się z nim spotkać i powiedzieć mu, co o nim myślę. Tak robią ludzie odważni, nie uciekają od problemów tylko stawiają im czoła. Należę do tych osób, ale teraz... nie potrafię spojrzeć mu w oczy. Wciąż widzę go z Tiffany w łóżku, nie mogę pozbyć się tego obrazu z głowy. Dlatego nie mogę się z nim zobaczyć. Nie jestem jeszcze na to gotowa i nie wiem czy kiedykolwiek będę...

Mogę zaufać tylko raz. Jeśli ktoś mnie bardzo zrani i zdradzi, nie potrafię zaufać ponownie. Taka osoba jest już u mnie skreślona.

Przykre jest to, kiedy zdradzą cię najbliższe ci osoby. Nie widzę szansy na to, żebym kiedykolwiek potrafiła im wybaczyć. Jestem osobą, która nie rozpacza, nie uzewnętrznia swojego bólu. Cierpię w środku i trzymam to w sobie, nie pozwalając uczuciom wypłynąć.

Słyszę stłumione głosy dobiegające z góry. Szybko rysuję sobie runę niewidzialności, kiedy słyszę że drzwi do piwnicy się otwierają.

- Wiesz, że i tak cię widzę? - Słyszę głos Jace'a. - Runa niewidzialności działa na Przyziemnych i niektóre Demony.

- Zamknij się - syczę.

- Spoko, Alec szuka cię na górze. Powiesz mi co się stało?

- A co, twój parabatai ci nie powiedział? - Pytam kpiąco.

- Nie, szukał cię, więc pojechałem z nim - Jace przygląda mi się uważniej. - Widzę, że to jakaś grubsza sprawa.

Mam ochotę zrobić mu coś bardzo nieprzyjemnego. Wygląda na rozbawionego, jakby myślał, że to jakaś zwykła kłótnia zakochanych.

- Czy ja wiem - udaję niewzruszoną. - To chyba nic takiego, że Alec przespał się z moją matką.

Jace wytrzeszcza oczy, patrząc na mnie z niedowierzaniem. No proszę, udało mi się zaskoczyć wielkiego Jace'a Waylanda.

- Ale... jak? To niemożliwe.

- Wróciłam do domu i zastałam ich w łóżku. Zapytaj Clary, była wtedy ze mną.

- Ale Alec nie mógłby... wiem jak bardzo mu na tobie zależy.

- Widocznie na mojej matce bardziej.

- To musi być jakieś nieporozumienie...

- Nie wierzysz mi? - Patrzę na niego gniewnie. - No tak, przecież Alec jest święty...

- Wcale tego nie powiedziałem. Jestem po twojej stronie, okej? Po prostu ciężko mi uwierzyć w to, że on po tym wszystkim mógłby zrobić coś takiego. Naprawdę cię kocha i...

- Skoro jesteś po mojej stronie, zrób coś dla mnie - przerywam mu. - Wróć teraz na górę i powiedz Alecowi, że mnie tu nie ma. A jak wyzna ci prawdę, możesz mu doradzić, żeby mnie nie szukał, bo ja nie chcę mieć z nim nic wspólnego.

- Izzy...

- Idź już - wyganiam go. Rzuca mi ostatnie spojrzenie i wychodzi.

W napięciu czekam, czy może jednak Alec tu przyjdzie, ale tak się nie dzieje. Dla pewności odczekuję jeszcze trzydzieści minut.

Wracam do kuchni, w której nie ma babci. Marszczę brwi i zaczynam jej szukać, jednak w salonie natykam się na Sebastiana.

- Hej - witam się z nim. - Co ty tu robisz? Gdzie jest babcia Tris?

- Kiedy przyszedłem, wychodziła gdzieś, ale poprosiła mnie żebym miał na ciebie oko. Powiedziała mi, co się stało... to przykre.

- Niedługo całe miasto będzie wiedzieć - stwierdzam z niesmakiem.

- Nikomu nie powiem, ona też. Po prostu ciocia Tris martwi się o ciebie.

- Może gdybyśmy mieszkali w Chicago i miałabym dostęp do serum pamięci...

- Wiesz, może nie mam serum pamięci, ale... - zaczyna czegoś szukać w torbie, którą ma na ramieniu. - Jak wiesz, nie nadaję się do walk, więc zająłem się czymś innym w Instytucie - podaje mi szklaną buteleczkę. - To pomoże ci w uśmierzeniu bólu. Zarówno fizycznego jak i psychicznego.

- To jakiś alkohol? Narkotyk? - Odkręcam buteleczkę i wącham zawartość, ale nie ma żadnego zapachu.

- Nie - Sebastian przewraca oczami. - Kiedy poczujesz taką potrzebę, napij się tego. Zaręczam ci, że poczujesz się lepiej.

Ściągam usta i zastanawiam się, czy to wypić. Postanawiam to zrobić. Co mi szkodzi?

- Wystarczy łyk, nie pij tego wszystkiego od razu... w zbyt dużych ilościach może ci zaszkodzić - dodaje jeszcze Sebastian.

Wzruszam ramionami i wypijam odrobinę płynu.

CDN.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top