Rozdział 2

Isabelle POV

Chciałabym powiedzieć, że jestem szczęśliwa, ale to stanowczo za mało opisuje to, co czuję. Mam wrażenie, że unoszę się kilka centymetrów nad ziemią, wszystko wydaje się piękne, a najpiękniejsze jest to, że znalazłam się w tym miejscu, w którym nawet nie marzyłam się, że się znajdę. Mogę tak po prostu pocałować Aleca, nie mając poczucia winy. Teraz nic nie jest w stanie nam przeszkodzić.

Nie znaczy to, że chodzę rozkojarzona i ze szczęścia odbijam się od ścian. Jestem raczej osobą, która twardo stąpa po ziemi, ale nie zaszkodzi mi to, jak pozwolę sobie nieco odbiec od mojej zasady.

- Potrenujemy? - Proponuje Alec, który właśnie wrócił do Instytutu. Udaję, że się zastanawiam i podchodzę do niego. Wygładzam zmarszczki na jego ciemnej koszuli, przy okazji dotykając przez materiał jego imponujących mięśni.

- To, że jesteś moim chłopakiem nie znaczy, że możesz liczyć na taryfę ulgową - oświadczam, co sprawia, że zaczyna się śmiać.

- To samo chciałem powiedzieć - odpowiada, siląc się na powagę. Przewracam oczami i zaczynam rozpinać guziki jego koszuli. - Co robisz? - Pyta zdziwiony Alec.

- Chyba nie będziesz trenował w koszuli? - Unoszę brew.

- Skoro chcesz mnie rozebrać, to ja powinienem rozebrać ciebie.

- Chcesz żeby inni oglądali mnie nagą?

- Hmm, masz co pokazać, ale wolę, żeby to był widok zarezerwowany tylko dla mnie - uśmiecha się znacząco. Rzuca koszulę za siebie, po czym ciągnie mnie w stronę sali treningowej. Stajemy naprzeciwko siebie. - Bez bransoletki - mówi jeszcze Alec, a ja kiwam głową. W mojej głowie już zrodził się plan... Alec może być najlepszym Nocnym Łowcą, ale ja też jestem dobra. I sprytna.

Unikam ciosu, który wymierza mi Alec i odskakuję. Wyciągam nogę, którą szybko unoszę i go kopię. Alec nie daje po sobie poznać, że go to zabolało i dalej próbuje mnie uderzyć, ale wciąż robię uniki.

- Jestem dla ciebie za szybka - tańczę wokół niego, jakby był moją ofiarą, a ja bym się z nią bawiła. - I za sprytna.

- Tak sądzisz? - Unosi brew, a ja ląduję na plecach. Z moich ust nie wydobywa się żaden dźwięk, nie dam mu satysfakcji. W swoim życiu płakałam może z dwa razy. Nauczyłam się, że nie mogę nikomu pokazywać, że jestem słaba, bo w to uwierzą. Lub, co gorsza, sama w to uwierzę. A łzy są oznaką słabości.

Podnoszę się szybko z ziemi i tym razem Alec doskakuje do mnie bardzo szybko. Oboje jesteśmy dobrzy w walce i żadne z nas nie odpuszcza, chcąc wygrać.

W końcu, kiedy Alec po raz kolejny pada na ziemię, uruchamiam swoją bransoletkę, która owija się wokół nogi Aleca i ciągnę go do siebie.

- Miałaś jej nie używać - przypomina mi.

- Ale wtedy nie mogłabym zrobić tego - odpowiadam i ląduję na nim, po czym całuję go w usta. Chyba nigdy mi się to nie znudzi, zawsze czuję, że to stanowczo za mało. Chcę go czuć całą sobą.

- Fuj, czy na każdym kroku muszę być świadkiem tego jak wymieniacie się śliną? - Pyta z obrzydzeniem Jace.

Niechętnie schodzę z Aleca.

- Może zrozumiesz to, kiedy sam się zakochasz - odpowiadam.

- Ale ja jestem zakochany.

- W kim? - Prycha Alec, ale ja dokładnie wiem jaka będzie odpowiedź.

- W sobie. Polecam - szczerzy zęby. - Jestem swoją jedyną miłością.

- Przynajmniej nie musisz bać się odrzucenia - stwierdzam.

- Czasami sam ze sobą zrywam, żeby coś się działo - wzrusza ramionami Jace. - Dobra, ale nie chciałem o tym gadać. Możemy iść do twojego gabinetu, Alec? Mam wam do powiedzenia nowe wiadomości na temat Tris. Tylko przestańcie się migdalić, okej? To odrażające.

CDN.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top