Rozdział 15


Alec POV

- Daj znać jak będziesz wiedział coś więcej - mówię do jednego z Nocnych Łowców.

Postawiłem na nogi cały Instytut kiedy okazało się, że Isabelle i Tris zaginęły. Gdyby chodziło tylko o Izzy, pomyślałbym, że po prostu się przede mną ukrywa, ale jest też Tris, którą jakiś czas temu zaczęliśmy  podejrzewać.

Nie wiem, czy ich zniknięcia są ze sobą powiązane, ale wiem na pewno, że to moja wina. Przeze mnie chciała stąd uciec i teraz nawet nie wiem gdzie jest.

Mam swoje podejrzenia, ale wciąż liczę, że się nie potwierdzą. Isabelle nie jest na tyle lekkomyślna, żeby w pojedynkę wybrać się do Chicago. Wiedziała, że miała tam pojechać większa grupa.

- Alec - słyszę głos Lydii i czuję jej rękę na ramieniu. - Nie przejmuj się tak. Wszystko będzie dobrze, Isabelle się znajdzie.

- Tak? Skąd to niby wiesz? - Odsuwam się od niej. Nienawidzę gdy ktoś mówi mi, że będzie dobrze, skoro wszystko się zjebało, a ja nie widzę żadnego sensownego rozwiązania sytuacji.

- Bo wiem, że jak sobie coś postanowisz to to osiągniesz.

- Proszę cię - prycham. - Postanowiłem już dawno, że nie spieprzę sobie życia, a cały czas tkwię po rękawy w gównie.

- I tak w ciebie wierzę. Jesteś najsilniejszym człowiekiem jakiego znam - ciągnie blondynka.

- Chyba mało ludzi znasz - kwituję. Nie obchodzi mnie to, że jestem niemiły. Najważniejsze jest to, że muszę dowiedzieć się gdzie jest Izzy.

Do pomieszczenia wpada Jace, który wygląda na zmieszanego.

- Myślałem, że wpadnę na was w trakcie gorącego seksu - uśmiecha się szyderczo, a ja mam ochotę posłać mu kulkę między oczy. - W każdym razie, masz gości Alec. Są na górze.

- Dlaczego ich nie przyprowadziłeś? - Pytam znużony.

- Przyziemni - Jace wzrusza ramionami.

Wzdycham i wychodzę, kierując się na górę, do swojego domu. Na moment zamieram, widząc kto czeka na mnie w salonie.

Pierwszą osobą jest Tobias, a drugą... Tyler. Nie spotkałem się z nim jeszcze po tej nieszczęsnej sytuacji z Tiffany. Kiedy podchodzę bliżej, niespodziewanie dostaję pięścią w twarz.

- To za moją córkę - warczy Tyler. - A teraz powiedz, czy wiesz coś o zaginięciu jej i Tris.

- A niby skąd...

- Daj spokój, Alec - wtrąca Tobias. Na jego twarzy widać zmęczenie i zmarszczki jakby się pogłębiły. Wyraźnie widać, że przejmuje się zaginięciem żony i wnuczki. - Wiemy co to jest - wskazuje na runy.

- Słucham? - Udaję głupiego.

- W Agencji - zaczyna Tyler. - Można znaleźć książki z legendami o niejakich Nocnych Łowcach, którzy chronią Przyziemnych przed demonami i korzystają z run, które rysują sobie na ciele. Nie wierzyłem w te brednie dopóki nie zobaczyłem run na ciele swojej córki. Zrobiłeś z niej Nocną Łowczynię.

- I z Clary - dorzuca Tobias.

Dlaczego akurat teraz? Jakbym nie miał na głowie wystarczająco problemów. Jednak o czymś mi to przypomina. Dziwiłem się skąd Tiffany zna Magnusa Bane'a... Zastanawiałem się, czy zna nasz świat. Skoro wychowywała się w Agencji, mogła spotkać się z tymi samymi legendami... Mam wrażenie, że wciąż brakuje mi kilka elementów układanki, ale przynajmniej zdobyłem nowe.

- Tak, jesteśmy Nocnymi Łowcami. Teraz jesteście zadowoleni? - Odpowiadam w końcu.

- Gdzie jest Isabelle i Tris? - Pyta Tyler.

- Nie wiem. Postawiłem na nogi cały Instytut, ale jeszcze nic nie znaleźliśmy. Isabelle chciała wyjechać do Chicago, żeby zająć się nowym eksperymentem, ale nie mam pewności, że właśnie tam się udała.

- Więc dlaczego tam nie pojedziesz i tego nie sprawdzisz? - Tyler patrzy na mnie z pogardą.

- Myślisz, że to takie proste? Gdybym mógł, już bym tam był - warczę.

- Gdybyś nie zajmował się moją żoną to...

- Pewnie Tiffany przekręciła wszystko na swoją korzyść, ale pozwól, że zapytam. Gdzie jest? Szuka swojej córki jak na kochającą matkę przystało?

Tyler markotnieje.

- Nie. Zajmuje się Maxem, to ja szukam Izzy.

- Wiem, że ponoszę winę za jej zaginięcie i nie spocznę, póki jej nie znajdę. Jej i Tris. Macie moje słowo - dodaję.

CDN.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top