Rozdział 5

Isabelle POV

Jedynym miejscem, które przychodzi mi do głowy jest dom dziadka Tobiasa. Gdzie indziej miałabym się podziać? Nie pójdę przecież do Instytutu. Nie mam ochoty nigdzie iść, najlepiej zapadłabym się pod ziemię, przestała w ogóle istnieć, żeby nie musieć myśleć.

- Isabelle... - zaczyna Clary, która wciąż za mną idzie.

- Nie chcę o tym rozmawiać - przerywam jej ostro.

- Ale...

Zatrzymuję się gwałtownie i patrzę na nią gniewnie.

- Co chcesz mi powiedzieć? Że ci przykro? Wiem o tym. Że powinnam porozmawiać z Alekiem? Nie ma takiej opcji. Nienawidzę jego i Tiffany, są oboje siebie warci.

- To do ciebie podobne - Clary wzdycha. - Zamykasz się na inne możliwości, dla ciebie istnieje tylko jedna odpowiedź.

- Bo na to jest jedna odpowiedź. Sama widziałaś, mój chłopak bzyknął moją matkę, zresztą kiedyś ze sobą byli, więc postanowili odświeżyć sobie wspomnienia z dawnych lat. Świetnie nie? Większej patologii w życiu nie widziałam.

- Ale to twoja matka, nawet jeśli popełniła błąd...

- Nie zaczynaj ze mną - czuję, że coraz bardziej się gotuję. - Ona już nie jest moją matką. Zresztą nigdy nie zachowywała się jak matka, zawsze ze mną rywalizowała, jakby chciała pokazać, że jest lepsza od swojej córki. Ma jakiś kompleks na moim punkcie, cały czas stara się udowodnić swoją wyższość nade mną. Po prostu nasze drogi muszą się rozejść. Ojciec jej się znudził, więc może być z Alekiem - stwierdzam gorzko.

Jestem wściekła. Zawiedziona. Zraniona. Ale to nie sprawi, że będę słaba, każda porażka doda mi jeszcze więcej siły. Muszę pokazać wszystkim, że nie tak łatwo mnie złamać. Niech Tiffany zobaczy, że może odbierać mi to, co kocham, ale nigdy nie zabierze mi mojej siły. Nikt nie zobaczy moich łez.

- Łzy nie są oznaką słabości - mówi Clary. Widocznie musiałam wypowiedzieć swoje myśli na głos.

- Dla mnie są, tak zostałam wychowana. Płaczesz? Jesteś słaba. Zaciśnij mocno zęby i daj sobie czas, a ból minie. To mi wpajano.

- Ale to reakcja na smutek. Przecież jesteś smutna, musisz ten ból jakoś z siebie wyrzucić...

- No właśnie. Mogę to wyrzucić na treningu, a nie mazać się jak małe dziecko.

- Izzy...

- Nie - kręcę głową. Jesteśmy już niedaleko domu dziadka, więc przyspieszam kroku. - Nie musisz za mną iść.

- Ale chcę.

Prycham. Wkrótce wchodzę na ganek i pukam do drzwi. Przez dłuższą chwilę nic się nie dzieje, aż w progu staje zaspany dziadek.

- Izzy? Clary? Co wy tu robicie? - Pyta zaskoczony. Trochę dziwnie się czuję, widząc go w samych bokserkach, mógłby założyć na siebie koszulkę. Kto chciałby oglądać swojego dziadka w pełnej krasie?

- Muszę tu zamieszkać przez jakiś czas - wpycham się do środka.

- Dlaczego? Oczywiście, nie mam nic przeciwko, możesz tu mieszkać tak długo jak chcesz, ale dlaczego nie jesteś w domu?

Bo twoja córka to kurwa, mam ochotę mu odpowiedzieć, ale się powstrzymuję. Ledwo.

- Dziadku, może innym razem... - zaczyna Clary, ale we mnie znowu kumuluje się złość, którą muszę jakoś rozładować. Czuję, że podniosło mi się ciśnienie.

- Nie, Clary. Powiedzmy mu - odwracam się znów do dziadka. - Nie będę mieszkać pod jednym dachem z twoją córką.

Dziadek robi zmieszaną minę.

- Znowu się pokłóciłyście? Izzy, to się zdarza w każdej rodzinie, ale nie znaczy to, że musisz się od razu wyprowadzać z domu...

- Przed chwilą zastałam ją z moim chłopakiem w łóżku, w środku namiętnego seksu - wyrzucam z siebie. - Nadal sądzisz, że to nie jest wystarczający powód?

- Co takiego?

- Clary też to widziała, więc z pewnością mi się nie przywidziało. Dziadku, powiedz mi jedno... Dlaczego wychowałeś swoją córkę na dziwkę? - Pytam i nie czekając na odpowiedź, kieruję się pospiesznie na górę, do pokoju gościnnego.

CDN.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top