Rozdział 27
Isabelle POV
Trening z Sebastianem jest strasznie męczący, bo chłopak nic nie potrafi. Nie jest stworzony do bycia wojownikiem i chyba coraz bardziej zaczyna zdawać sobie z tego sprawę. Wcale się nie dziwię - jego rodzice byli Erudytami, więc nie ma w sobie nawet odrobiny krwi żołnierza.
- Możemy zrobić przerwę? - Pyta Sebastian, którzy leży na ziemi, rozpłaszczony jak żaba na liściu, tuż po tym jak go powaliłam.
- Jeśli chcesz - pomagam mu wstać.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że niedawno go spotkałam. Coś mi się w nim nie podoba, ale to raczej moje uprzedzenia względem nowych osób. Nie jestem zbyt ufna.
- Naprawdę dopiero niedawno zaczęłaś trening na Nocnego Łowcę? - Pyta, kiedy obydwoje siadamy pod ścianą. Podaję mu butelkę wody.
- Tak, ale wcześniej trenował mnie dziadek. Wiesz, zawsze byłam ciekawa jak wyglądał nowicjat w Nieustraszoności, więc zrobił mi pierwszy etap.
- Mnie tata wychowywał na Erudytę - wyznaje Sebastian. - Może dlatego tak słabo idzie mi trening z tobą.
- Musisz po prostu bardziej się postarać. W końcu zrobisz postępy - mówię, choć nie za bardzo w to wierzę.
- Alec mówił, że w Instytucie pracują też ci z rodzin Erudytów, więc to zawsze jakaś opcja.
- Twoi rodzice też przyjechali?
- Nie, zostali w Londynie.
- Dlaczego tak rzadko nas odwiedzacie? - Pytam, bo nie mogę zrozumieć dlaczego babcia tak mało widuje się ze swoim bratem. Ja nie mogłabym wytrzymać tyle czasu bez Aleca, czy Maxa.
- Mój tata w przeszłości zrobił kilka złych rzeczy cioci Tris i mimo, że wszystko już sobie wyjaśnili... No wiesz, najlepszymi przyjaciółmi nie zostaną. Cztery nie lubi mojego taty i nawet nie potrafi tego ukryć.
Nie wiem co na to odpowiedzieć. Nie mam pojęcia co takiego złego musiał zrobić Caleb, że nie utrzymuje kontaktu z rodziną.
- Mój tata się zmienił. Jest naprawdę spoko gościem i zamierzam to udowodnić - oświadcza pewnie Sebastian. - Słuchaj, słyszałaś o rekrutacji do nowego eksperymentu w Chicago?
Nie odpowiadam przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, czy mogę podzielić się z nim informacjami. Ale przecież to rodzina...
- Tak, prawie wzięłam w nim udział. Na szczęście w ostatniej chwili uratowali mnie Alec z Jace'm.
- A wiesz kto za tym stoi?
- Nie. Alec miał jakieś podejrzenia, ale okazały się niesłuszne. Nowy założyciel eksperymentu bardzo dobrze się maskuje i niełatwo go zidentyfikować.
- Dziwne - komentuje Sebastian. - Więc zajmujecie się powstrzymywaniem dzieciaków przed wstąpieniem do eksperymentu?
- Między innymi. Chociaż ja jeszcze nie opuszczam instytutu na akcje, chociaż bardzo bym chciała. Raz ucierpiałam po walce z demonem i od tego czasu Alec jest niechętny, żeby wysyłać mnie na akcje.
- Zaatakował cię demon? Jak to jest? - Pyta zaciekawiony Sebastian.
- Było dziwnie. Najpierw pokonałam jednego, zbyt łatwo mi poszło. A potem ten drugi... to był jakoś chłopak, a przynajmniej tak wyglądał. Nie widziałam jego twarzy.
- Musiał mieć wtedy farta, bo na pewno byś go pokonała. Jesteś za dobra.
- Taa, też to sobie tak tłumaczę - wzdycham i patrzę na zegarek. - Koniec przerwy, wstawaj i do pracy!
>>>
Wieczorem natykam się na Jace'a, który trenuje w sali treningowej. Skradam się do niego tak, że nawet nie słyszy moich kroków. A może to zasługa runy.
Przejeżdżam ręką po jego umięśnionych plecach, a on się wzdryga.
- Izzy - wzdycha z ulgą. - Dziewczyno, nie strasz.
- Aż taka jestem brzydka? - Pytam, robiąc smutną minę.
- Nie, wyglądasz ślicznie, jak zawsze zresztą - uśmiecha się.
Przychodzi mi do głowy pewien pomysł... Muszę w jakiś sposób zapomnieć o kiełkującym uczuciu do Aleca. Nie zastanawiam się długo i popycham go na worek treningowy, przyciskając usta do jego ust. Nie odpycha mnie, tylko przyciąga do siebie i całuje jeszcze mocniej.
CDN.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top