5. Czarodziejska pieśń - część 19. - Gniewni chłopcy
– Sekretni wojownicy – powtórzył Severus stanowczym tonem.
Harry bezradnie wzruszył ramionami.
– Tak powiedział Neville.
Działo się to nazajutrz po okropnej konfrontacji Harry'ego z Neville'em w podziemnym korytarzu. Rankiem Harry'emu udało się przy śniadaniu dać znać Severusowi, a jego kochanek natychmiast przyszedł po posiłku i zganił go przy wszystkich przyjaciołach pod naprędce wymyślonym pretekstem, po czym zaciągnął go do pustej klasy. Mieli dziesięć minut do rozpoczęcia lekcji i Harry nie tracił czasu.
– A ściany mają oczy? – Severus potrząsnął głową. – Nosisz pelerynę–niewidkę. Ja sprawdzam te lochy dwa razy na tydzień na wypadek zabłąkanych zaklęć, a Dumbledore powtarza przegląd raz na miesiąc. Nie wiadomo mi o żadnym "szpiegowskim" zaklęciu. Draco Malfoy zaledwie zgaduje i wciąga w swe spekulacje Longbottoma.
Harry gryzł wargę, chcąc wierzyć Severusowi. Ale coś w jego wnętrzu ostrzegało, że w jakiś sposób Draco Malfoy wie dokładnie, co jest grane. Harry jednak nie miał pojęcia, jak to było możliwe.
– Oczywiście dziś wieczór znów sprawdzę lochy – dodał Severus, marszcząc brwi i wpatrując się w przestrzeń, najwyraźniej już przelatując w myślach katalog możliwych zaklęć. – Bardziej niepokoi mnie, że Malfoy chce się dowiedzieć o miejscu twojego pobytu w wakacje. – Jego oczy zwęziły się nieprzyjemnie.
Harry wzruszył ramionami.
– Więc po prostu upewnię się, że Neville nie dowie się o nim – rzucił. – Skoro sam jeszcze nie wiem, nie powinno to być zbyt trudne.
– Będę miał oko na Malfoya. Zobaczymy, co z tego wyniknie, o ile coś wyniknie. Przyjdziesz dziś wieczorem?
– Myślisz, że powinienem? – spytał Harry.
Severus marszczył brwi przez kolejną chwilę, ale pokiwał głową.
– Prześlę ci zwykłą wiadomość, jeśli znajdę coś podejrzanego – powiedział. – W przeciwnym wypadku przyjdź. Egzamin z eliksirów masz za niecały miesiąc. Pomogę ci powtórzyć.
– Rany – stwierdził Harry, w duchu przyrzekając sobie, że nie spędzi kolejnej nocy w lochach na nauce. Popracuje dziś ciężko z Ronem i Hermioną, a potem przekona Severusa, by wieczorem robili coś przyjemniejszego. Ostatni raz kochali się ponad tydzień temu i Harry zaczynał się trząść. Podejrzewał, że Severus również.
Teraz jednak Severus rzucił mu długie, zamyślone spojrzenie.
– Co? – spytał Harry.
– Naprawdę zagroziłeś, że ujawnisz prawdę o rodzicach Longbottoma? – spytał cicho Severus.
Część Harry'ego chciała spojrzeć w podłogę ze wstydem. Druga część nie mogła jednak przestać wracać do obrazu, który dręczył Harry'ego przez całą noc – obrazu Severusa wyrzuconego z Hogwartu, zgładzonego przez aurorów i śmierciożerców, tak jak przewidział Neville. I nie miał żadnych skrupułów.
A świadomie zignorował tę małą część, która cieszyła się strachem Neville'a.
– Tak – odparł, spoglądając niemal buntowniczo w oczy Severusa. – Tak. I zrobiłbym to.
Ale Severus nie potępił go; zamiast tego jego wargi wykrzywił ledwie dostrzegalny uśmieszek i pokiwał głową.
– Bardzo sprytnie, panie Potter – powiedział. – I bardzo bezwzględnie. Ośmielę się powiedzieć... niemal po Śliz...
– Muszę iść – wyrzucił Harry, szybko odwracając wzrok z twarzy Severusa na własny zegarek. – Spóźnię się na... na obronę. – Poprawił torbę na ramieniu. – Chciałem ci tylko powiedzieć... W każdym razie do zobaczenia wieczorem...
Severus znów zmarszczył czoło, ale nie zaprotestował.
– Dobrze. Nie zapomnij najpierw poszukać notki.
– Nie zapomnę – obiecał Harry.
Wyciągnął rękę, uścisnął dłoń Severusa i wyszedł.
* * *
Notka tego wieczoru oznajmiała Przyjdź. Harry tak zrobił, choć nie bez obaw. Skulony pod peleryną, wciąż czuł się odsłonięty, i poszedł do lochu jedną z alternatywnych dróg, którą zapamiętał wcześniej. Ale wszystkie drogi kończyły się pod drzwiami Severusa i to czekając pod nimi Harry odczuwał największy niepokój. Nie mógł pozbyć się uczucia, że jest obserwowany, i kiedy drzwi otworzyły się na jego dotyk, wśliznął się do środka z cichym westchnieniem ulgi.
Severus siedział przy stoliku i czytał książkę, ale odłożył ją, gdy wszedł Harry.
– Znalazłeś coś? – spytał Harry, zanim jeszcze zdążył rozebrać się z płaszcza.
– Nie – odparł Severus. – Nie znalazłem też żadnych tego typu zaklęć we własnym mieszkaniu, choć potrzeba by o wiele potężniejszego czarodzieja niż Draco Malfoy, by przełamać moje zabezpieczenia. Ale sprawdziłem. Nic tu nie ma, Harry – powiedział niemal łagodnie, gdy Harry wciąż gryzł wargę. – Byliśmy ostrożni. Musimy po prostu to kontynuować i trzymać oczy szeroko otwarte – i to podwójnie, skoro Longbottom coś podejrzewa. Aczkolwiek wątpię, by po twojej groźbie odważył się otworzyć usta.
Harry skinął głową, wiedząc, że w racjonalny sposób nie wytłumaczy swego niepokoju. Prawdopodobnie był po prostu wytrącony z równowagi krzyczeniem na Neville'a, to wszystko.
– W porządku – stwierdził.
Severus zmarszczył czoło.
– Nie widzę twojego podręcznika do eliksirów – powiedział znacząco.
Harry zrobił, co mógł, by wyglądać niewinnie.
– Ups.
Severus nachmurzył się. Harry rzucił szybko:
– Uczyłem się dziś przez całe cztery godziny w bibliotece, z Ronem i Hermioną. – I całą poprzednią noc samemu, choć to raczej nie pomoże mu podczas egzaminów – Nie jestem w stanie uczyć się więcej, Severusie. Mój mózg eksploduje. – A jeśli szybko nie pójdą do łóżka, eksploduje też coś innego, pomyślał nieznośnie.
– Ograniczona pojemność? – zasugerował figlarnie Severus, nie podnosząc się z krzesła.
– Coś w tym stylu – odparł Harry, nie przejmując się, po czym podszedł bliżej i klapnął na kolana Severusa. Kołysał się tak łagodnie, jak mógł, naprawdę pragnąc tak podniecić Severusa, aż obaj będą dyszeć i wczepiać jeden w drugiego, i dojdą na krześle, ale wiedział, że lepiej najpierw wybadać grunt.
Severus nie strząsnął go z kolan. Raczej obrzucił Harry'ego chłodnym spojrzeniem, co – jak Harry zdążył już poznać – było równie dobre jak pozwolenie. Pochylił się i pocałował, a potem jeszcze raz. Ponad tydzień! Co oni myśleli? Kogo obchodzi, czy Harry zda egzaminy? W niektórych mugolskich szkołach jeśli się obleje, trzeba zostać w szkole na lato. Hogwart powinien też tak zacząć, pomyślał Harry z zawrotem głowy, czując, że spodnie zaczynają go uwierać, czując w odpowiedzi wybrzuszenie pod szatami Severusa.
Wiercił się na kolanach Severusa, czując erekcję swego kochanka naciskającą jego pośladki i nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy biodra Severusa drgnęły, gdy Severus jęknął i warknął, i kurczowo ścisnął jego biodra, unieruchamiając go.
– Złośliwiec – wydyszał Severus w jego usta, a jego oczy zamglone były pożądaniem.
– Ja? – spytał Harry z oburzeniem. – To nie ja nalegałem, by cały tydzień się uczyć...
Severus nabrał głęboki, drżący oddech, po czym zepchnął Harry'ego z kolan. Harry poczuł ostre ukłucie straty, nie wspominając o obawie, że Severus naprawdę każe mu się uczyć czy nawet go wyrzuci, ale zamiast tego Severus wskazał głową na drzwi sypialni.
Harry poczuł, jak szeroki uśmiech rozlewa się na jego twarzy. Ujął dłoń swego kochanka i pozwolił się poprowadzić. W drzwiach Severus zatrzymał się i spojrzał na niego, podnosząc brew w dziwnej mieszance pożądania i wyzwania.
– Nie sądzę, byś miał siły na małą rywalizację? – spytał cicho. – Albo może myślisz, że nie będziesz w stanie wytrzymać tym razem, skoro jesteś tak bardzo ochoczy?
Harry znów się wyszczerzył, tym razem pokazując zęby. Wiedział, co to oznacza.
– Stoi – powiedział.
Drzwi cicho zamknęły się za nimi. Harry niemal zaplątał się we własne nogi, gdy w pośpiechu ściągał z siebie ubranie. Severus uśmiechnął się na to, ale Harry nie mógł nie zauważyć, że jego palce poruszają się przy guzikach nadzwyczaj szybko. Dobrze mu tak, skoro nosi ten strój. Zazwyczaj Harry'emu największą przyjemność sprawiało, gdy rozbierali się nawzajem, ale tym razem za bardzo mu się spieszyło. Ponad tydzień! Doprawdy!
Ale Severus wydawał się spieszyć równie mocno i w zadowalająco krótkim czasie rozciągnęli się na łóżku. Kilka chwil spędzili na subtelnościach: całowaniu i ocieraniu, i tego typu rzeczach, ale Harry nie rozkoszował się tym jak zazwyczaj i po chwili wysunął z objęć Severusa, i zwrócił twarzą w przeciwną stronę, układając się w ten sposób na ciele kochanka. Potem, zanim Severus miał okazję zorientować się w sytuacji i go ubiec, Harry pochylił głowę i objął ustami członek kochanka. Severus cicho krzyknął, po czym mocno złapał biodra Harry'ego i zwrócił przysługę z pewną determinacją.
Następne kilka chwil upłynęło w cudownym oszołomieniu.
Harry cicho jęknął. W odpowiedzi poczuł w lędźwiach drżenie przyjemności i przez całe jego ciało przebiegł dreszcz.
Teraz było o wiele łatwiej. Na początku, gdy on i Severus próbowali pozycji sześćdziesiąt dziewięć (czy soixante–neuf, jak nazywał ją Severus ze swym znakomitym francuskim akcentem, który mógł rywalizować z Delacour), Harry uważał to za katastrofę: za każdym razem, gdy udało mu się porządnie uchwycić albo miał stały rytm, Severus zaczynał ssać albo mruczeć, i Harry musiał się odsunąć, chowając twarz na udzie kochanka i cicho krzycząc. Czuł uśmieszek Severusa wokół swego członka. Ale wreszcie nauczył się sztuczki recytowania w głowie statystyk quidditcha i składników eliksirów, i jego upór zwyciężył; i nalegał, by ćwiczyli. Severus nie sprzeciwiał się.
Teraz nie smakowało ani w połowie tak źle, stwierdził Harry, chciwie liżąc czubek, czując, jak jego język przesuwa się gładko po zbierającym się tam płynie. Już się przyzwyczaił. Nie miał też już nic przeciw przełykaniu całości. A Severus tak bardzo to lubił, i to było tak cholernie przyjemne, gdy robił to Harry'emu w tym samym czasie... nie, nie, nie, nie wolno mu o tym myśleć albo przegra! Płasko przyciskając język, przebiegł w górę i w dół, zatrzymując się przy podstawie i przesuwając palce z ud Severusa, by popieścić jego jądra, po czym wrócił językiem na górę, by zająć się tym wrażliwym miejscem tuż pod koniuszkiem.
Kolejny cichy, słodki jęk zawibrował wokół jego własnego członka. Harry westchnął cicho przy wilgotnym, drgającym organie, a biodra Severusa szarpnęły się. Któregoś razu, gdy naprawdę świetnie im szło, żaden nie ustąpił, aż Harry zaczął jęczeć, więc Severus jęknął w zamian, wyzwalając reakcję łańcuchową dźwięków i doznań, która zaowocowała niezwykle nieporządnym i zadowalającym końcem. Dobrą sprawą było, że Severus tak mocno trzymał biodra Harry'ego; Harry nigdy nie potrafił kontrolować swego własnego pragnienia, by zanurzyć się w to głębokie, przyjazne gardło – coś, na co wciąż jeszcze nie znalazł sposobu.
Och, to cudowne, cudowne. Dotykali się nawzajem. W tym samym czasie. I obaj musieli być tak ostrożni, i to było takie przyjemne, i Harry nie czuł, jakby dostawał coś od Severusa i nie dawał nic w zamian. Znów ssał delikatnie wokół czubka, po czym pozwolił mu powoli wysunąć się z ust z cichym dźwiękiem. Severus gwałtownie nabrał powietrze na ten nagły dotyk chłodnego powietrza – Harry poznał już, że lubi chwilowe kontrasty – a jego biodra znów drgnęły, po czym bardzo umyślnie zaczął ssać wokół Harry'ego.
Tym razem Harry musiał schować twarz na ciepłej skórze biodra Severusa, wbijając paznokcie w uda kochanka, i wydawał krótkie, wysokie okrzyki, desperacko starając się nie dojść.
– Och – dyszał ekstatycznie, pieszcząc skórę przed sobą, całując i skubiąc, cokolwiek mógł złapać – o Boże, kocham to, kocham to...
Ku jego zdziwieniu łagodne ssanie wokół niego ustało, Severus zdjął usta i Harry poczuł chłodne powietrze na ciele. W przeciwieństwie do Severusa nieszczególnie za tym przepadał.
– Przestań – sapnął Severus.
– Co...? – wydusił Harry, ale Severus ciągnął jego biodra, próbując go obrócić. Harry zgodził się niechętnie, oblizując wargi, tęskniąc za dotykiem i smakiem, i, dobry Boże, ssaniem. Severus przyciągnął Harry'ego, by leżał tuż przy nim, jego oczy były odrobinę dzikie, i pocałował go, i znów, i znów. Harry zapomniał o niechęci i entuzjastycznie oddał pocałunek, czerpiąc przyjemność z niespokojnych drgań ciała kochanka pod sobą. – Co było źle? – wydusił, gdy zatrzymali się, by złapać oddech.
– Ja... Nic – powiedział Severus, a jego oczy wciąż były zamglone. Policzki miał zaczerwienione, wargi nabrzmiałe i szybko łapał powietrze, co brzmiało niemal nerwowo. – Ja tylko... nie chciałem... – Urwał.
– Już dojść? – spytał Harry, próbując ukryć własny uśmieszek.
– Dojść w ten sposób – powiedział Severus cicho.
Harry zmarszczył brwi i zamrugał. Co?
– Zrobiłem coś nie tak? – spytał niepewnie.
Robił, co myślał, że podoba się Severusowi, a Severus na pewno wydawał wszystkie prawidłowe odgłosy...
– Nie – odparł Severus i przesunął dłonie wzdłuż wilgotnych od potu pleców Harry'ego, zsuwając palce na dół, by musnąć tyłek Harry'ego. – Nie. Ja tylko...
Harry czuł, że jego oczy robią się bardzo duże.
– O–och – wychrypiał, czując, że ciepło w jego brzuchu nagle, zdumiewająco ulatnia się, zastąpione niemal strachem. Co oczywiście w ogóle nie miało sensu. Severus kilka razy wsuwał w niego palec, raz nawet zdołał dwa i było w porządku, i nigdy nie zrobił Harry'emu żadnej krzywdy, nigdy, więc nie było powodu się bać. Harry po prostu wolałby zostać trochę bardziej ostrzeżony, to wszystko. – Ty... ee, chcesz...
Oczy Severusa były niewiarygodnie skupione na twarzy Harry'ego. Jego dłoń zacisnęła się na pośladku.
– Chcę tego – wymruczał.
Harry czuł, jak krew napływa do jego policzków.
– Och – powiedział znów i tym razem był to pisk.
Racja. Oczywiście. W końcu Severus nie był jakimś dzieciakiem w jego wieku. Był dorosłym mężczyzną i Harry powinien był o tym wcześniej pomyśleć – że Severus może znudzić się, robiąc wciąż to samo. To, że Harry lubił wszystko, co robili, że dla niego jeden sposób wydawał się równie dobry jak inny, nie oznaczało, że Severus odczuwa podobnie. Trochę głupio z jego strony, naprawdę, nie oczekiwać.... Dobra, bardziej niż trochę głupio...
Nie chodziło o to, że nie chciał, Harry bronił się w myślach. Po prostu... Nawet teraz, nawet po tym wszystkim, nawet gdy czuł tak głęboko, wydawało się, że to oznacza poddanie się tak wielkiej... kontroli. Książka mówiła, że oczywiście wcale tak nie jest. A... Severus nie chciałby zrobić niczego okropnego...
Harry przełknął ciężko.
– W porządku – powiedział odważnie.
Potem zdał sobie sprawę, że kompletnie oklapł i że Severus patrzy na niego z przerażeniem.
– Dziękuję, przez ciebie czuję się jak ostatni zboczeniec – oznajmił Severus.
– Nie! – rzucił Harry szybko. – Nie, chcę. Jeśli ty chcesz. Chyba. – Po czym skrzywił się. – Znaczy się... nie! – Severus powoli zaczął się od niego odsuwać z wyrazem głębokiego niepokoju na twarzy. Cholera. – Przestań. Proszę. Jeśli chcesz tego... możemy... znaczy się, po prostu muszę się trochę przyzwyczaić. – Znów się skrzywił. W końcu przez całe miesiące ze sobą spali. Potter, ty idioto!
– Dlaczego cię to przeraża? – spytał stanowczo Severus, nie odsuwając się bardziej od Harry'ego, ale i nie przysuwając bliżej.
– Ja... nie przeraża – odparł Harry, czując bezradność, że musi się tłumaczyć. Nie wiedział, dlaczego ta idea, tak, okej, przerażała go tak bardzo, więc jak mógł powiedzieć Severusowi? Mógł powiedzieć, że boi się, że będzie to bolesne; ale był pewien, że przedtem zadano mu o wiele silniejszy ból. To na pewno nie mogło być gorsze od złamanej ręki czy zaklęcia Cruciatus.
To było... to znaczyło być przytrzymanym. To oznaczało być wziętym. To była wiedza, że gdy zostanie przyszpilony i Severus będzie we środku, nie będzie w stanie zrobić niczego, by to powstrzymać, aż będzie po wszystkim. Nie wiedział dokładnie, dlaczego pomysł ten tak bardzo go trwożył. Wiedział, że Severus będzie delikatny, nie wykorzysta go, sprawi, by Harry'emu też było dobrze albo przynajmniej spróbuje.
I Severus pragnął tego. Harry był dziecinny. I egoistyczny. Severus czekał na to przez cały ten czas, miesiącami, zanim choćby poruszył temat – a Harry widział w jego oczach, jak bardzo pragnie tego teraz. Rok szkolny dobiegał końca. Harry mógł zostać w Hogwarcie, ale nigdy nie wiadomo, i powinien najlepiej wykorzystać czas, jaki miał. Severus był cierpliwy. I zasługiwał na to. Harry tak bardzo chciał go uszczęśliwić...
– Możemy – powtórzył usilnie, gramoląc się na ciało Severusa, by jego kochanek nie mógł się znów wywinąć. – Przepraszam, jestem głupi, możemy. Nie boję się. Po prostu byłem zaskoczony. – Zdobył się na uśmiech. – Możemy nawet użyć tej twojej niebieskiej maści. – Pochylił się po pocałunek.
Severus powstrzymał go, chwytając pewnie za ramiona. Harry zmartwiony popatrzył na twarz swego kochanka. Ale wyraz Severusa nie był zagniewany, tylko zaniepokojony, a jego głos bardzo cichy, gdy się odezwał:
– Cicho, Harry. Uspokój się. Nie będziemy. Nie dziś. Ćśś.
Harry żałośnie zagryzł wargę. Prawdopodobnie jego postawa nie była wcale tak przekonująca.
– Ale...
– Cicho, powiedziałem. Chodź tutaj.
Ku jego zaskoczeniu, i wdzięczności, Harry poczuł, jak Severus ściąga go i kładzie obok siebie. Cóż, przynajmniej nie wyrzucono go na zbity pysk. To było coś.
Niemniej jednak czuł się zmuszony, by znów spróbować.
– Jeśli naprawdę chcesz, byśmy...
– Moje gusta nie biegną do krzywiących się, dziewiczych męczenników – powiedział z irytacją Severus. – Przestań natychmiast.
– Przepraszam – rzucił Harry cichutko.
Zauważył niepocieszony, że żaden z nich nie ma już erekcji. To tyle, jeśli chodzi o przerwanie tygodniowej abstynencji. Myślał też, by zaprotestować, że tak naprawdę nie uważa się już za prawiczka, no może jedynie w najbardziej technicznym znaczeniu, ale prawdopodobnie nie zaimponowałoby to Severusowi za bardzo.
– Powiedz mi dlaczego.
Przyszpilony, wzięty, bezradny.
– Nie wiem – stwierdził znów Harry. – Wydaje się... Znaczy się, książki piszą, że to nie jest tak naprawdę, ale wydaje się, jakbyś poddawał się tak dużej kontroli. Ja... prawda? Znaczy się, no wiesz.
– Częściowo tak jest, owszem – powiedział cicho Severus. – Ale nie możesz myśleć, że celowo cię skrzywdzę. Przynajmniej modlę się do Merlina, że nie możesz...
– Wiem to – rzekł sfrustrowany Harry. – Nigdy mnie nie skrzywdziłeś i wiem, że tego nie zrobisz. I chcę, żebyś był pierwszy. – I ostatni. We wszystkim. – Chcę, byś to był ty. I wiem, że byłeś cierpliwy, i nie naciskałeś mnie. Nie wiem, co jest ze mną nie tak.
– Wolałbyś najpierw być na górze?
Harry patrzył na niego w szoku.
Severus właściwie nieco się zarumienił.
– Byś mógł sam zobaczyć, jakiej to wymaga troski i że ból nie musi być komponentem.
Tylko Snape mógł powiedzieć "wymagać" i "komponent", gdy mowa o seksie. Harry zaśmiałby się, gdyby nie był tak pogrążony w myślach. To było kuszące. Jego członkowi z pewnością podobał się ten pomysł – by odkryć, jak ciepło i miękko, i ciasno by czuł, móc zanurzyć się w czyimś wnętrzu...
Ale nie mógł przestać myśleć, co czuł, gdy przyparł Neville'a do ściany. Przytrzymać kogoś, zmusić kogoś, by coś robił, widzieć płonący w jego oczach strach. I czerpać z tego przyjemność. Dlaczego go to radowało? Nie był taką osobą, prawda? I nie czułby tej samej gorącej, dzikiej gwałtowności, gdyby to był Severus, prawda? Kochał Severusa, a tu nie chodziło o groźby, nie byłoby w ogóle tak samo, nie mógłby...
...nie chciał ryzykować.
– Dzięki – powiedział, próbując pokonać zimne dreszcze strachu, który nie miał nic wspólnego z seksem. – Ale naprawdę, wolałbym, byś ty był pierwszy. – W tym momencie czuł, że może ufać Severusowi bardziej niż ufał samemu sobie, gdyby zawiodło wszystko inne.
– Rozumiem – stwierdził Severus, patrząc znacząco na penis Harry'ego leżący spokojnie na jego udzie.
– Jest po prostu zaskoczony – rzucił szybko Harry. – Daj mu minutkę, a będzie gotów na wszystko. Eee. A ty?
Sięgnął po Severusa, pragnąc przyjemnością zmazać wspomnienie kilku ostatnich, niezręcznych minut.
– On? – spytał Severus, unosząc sardonicznie brew, choć jego biodra poddały się chętnie uściskowi Harry'ego. – Po raz pierwszy słyszę o takiej... personifikacji. Ma swoje imię?
Harry oblał się czerwienią.
– Nie.
Czasem myślał o nim jak o trzonku miotły, ale tego nie zamierzał Severusowi mówić. Musiał podchwycić to nazywanie go "on" pod prysznicami... Chłopaki zawsze w ten sposób rozmawiali o swoich cudach i czasem to było naprawdę krępujące...
– W takim wypadku – wymruczał Severus w ucho Harry'ego, biorąc przedmiot dyskusji w swą własną dłoń – myślę, że nazwę go "Mój". – Ścisnął lekko i Harry jęknął, zamykając oczy i szybciej poruszając własną dłonią. Tak, tak było lepiej. Doznanie, uczucie, działanie bez słów. W tym był najlepszy.
– Cóż – drażnił się bez tchu – prawdopodobnie nie powinienem ci mówić, że czasem nazywam go "Profesor"... – Severus mocno uszczypnął go w tyłek i Harry zaśmiał się głośno, czując, że zniknął ostatni z dreszczy. – Twój zaczął działać – wymruczał i złożył delikatny pocałunek na szyi Severusa.
– Istotnie – powiedział władczo Severus, ale drżał. Powstrzymał dłoń Harry'ego. – Niech ci pokażę...
Wciągnął Harry'ego znów na siebie, a potem przesunął tak, że jego członek, znów dość twardy, usadowił się pomiędzy pośladkami Harry'ego; potem polecił Harry'emu zbliżyć nogi, tworząc dla siebie dobrze dopasowany kanał. Harry zastosował się, zaintrygowany przymkniętymi oczami i błogością na twarzy Severusa. Czy tak będzie dość dobrze? Wtedy Severus owinął nogi wokół talii Harry'ego, zbliżając ich do siebie tak, że penis Harry'ego był ciasno przyciśnięty między ich brzuchami, ocierając się o ciepłą skórę, i Harry zapomniał, by martwić się o cokolwiek. Potem zaczęli się kołysać i gdy tym razem Harry pochylił się po pocałunek, Severus pozwolił mu na to.
Nie trwało to długo. Ulga, w połączeniu z dotykiem sprawiła, że Harry eksplodował przy swoim kochanku w przeciągu minut, krzycząc z przyjemności w usta Severusa, zacieśniając uścisk ud. Severus gwałtownie nabrał powietrza, jęknął i po kilku coraz gładszych pchnięciach, spuścił się ciepłym, lepkim strumieniem, który Harry czuł spływający aż do jego kolan. Westchnął z zadowoleniem. Severus poczochrał jego włosy.
– W porządku teraz? – spytał ochryple.
Kocham cię, pomyślał Harry.
– Dziękuję – powiedział.
Znów się pocałowali i Harry usiłował przekonać samego siebie, że wszystko jest teraz okej.
Ale później tej nocy, kiedy wyszedł, wciąż czuł się nieco niespokojny. Pamiętał wyraźnie desperacki uścisk Severusa na jego ciele, gdy kołysali się razem, jego jęki, spojrzenie jego oczu, gdy Harry usiadł mu na kolanach – Severus nazwał go złośliwcem. Czy naprawdę za takiego uważał Harry'ego? Który zawsze mówi Dotąd i nie dalej? Ale Harry nie chciał. Po prostu był bezmyślny, pomyślał nieszczęśliwie, nie okrutny.
Nie podobała mu się idea, że Severus pragnie czegoś, czego Harry nie może mu dać.
Ale bardziej niż tego, Harry'emu nie podobało się, że się boi. Nie podobała mu się myśl, że może mieć jakąś nieracjonalną seksofobię. Kochał seks z Severusem. Chciał radować się wszystkim, co było związane z seksem, nie chciał się cofać albo bać. Musi z tym skończyć, w ten czy inny sposób.
Pobiegł do wieży Gryffindoru, nie zastanawiając się dłużej, że ktoś może patrzeć, ale jak rozwiązać ten ostatni problem. Wydawało się, że zawsze były jakieś problemy, gdy przychodziło do niego i Severusa. Nie mógł się doczekać, kiedy wszystko wreszcie się uporządkuje.
Ale kiedy prześliznął się obok Grubej Damy do pokoju wspólnego Gryfonów, pojawiła się kolejna komplikacja: na jednej z czerwonych, pluszowych sof siedział Ron, w piżamie i oczekiwaniu.
– Hej, Harry – powiedział, gdy portret odsunął się, choć Harry wciąż był w pelerynie–niewidce.
Cóż, Ron wiedziałby, prawda? Uznając, że nie było sensu udawać czegoś innego, Harry poczekał, aż obraz zamknie się, po czym zdjął płaszcz, już przeglądając w myślach możliwe wymówki. Może Ron uwierzy, że po prostu wyskoczył do ubikacji? Tyle że wciąż miał na sobie ubranie, nie piżamę...
– Okropnie często wychodzisz – stwierdził Ron. – Nocą. – Przełknął ciężko. – I zauważyłem, że zawsze wracasz o tej samej porze. Około wpół do czwartej.
Serce Harry'ego podskoczyło do gardła. Przełknął, usiłując wepchnąć je na swoje miejsce.
– Ee...
– Wykradasz się do Hogsmeade? – spytał Ron, nerwowo przygryzając wargę. – Spotykacie się z George'em?
Harry ledwo powstrzymał się od głębokiego westchnienia ulgi.
– Um, tak – rzucił ostrożnie. – Czasami. Nie za każdym razem. – Teraz tylko musi się upewnić, że poinformuje George'a o tym małym postępie w ich znajomości.
Ron wyglądał, jakby czuł się nieswojo. Zupełnie jakby myślał, że jego najlepszy przyjaciel biega głuchą nocą i rżnie jego brata. Prawdopodobnie publiczne pocałunki w policzek to jedno, pomyślał Harry, ale to było co innego.
– Cóż – odparł Ron i przełknął. – Więc to chyba na poważnie.
Żołądek Harry'ego skurczył się nieprzyjemnie.
– Chyba tak. – I było. Tyle że nie z George'em.
Ron zdobył się na uśmiech.
– No, to... dobrze – powiedział. – Tak myślę. Wiesz, jesteś już praktycznie moim bratem, więc to chyba nie zrobi dużej różnicy, nie?
Harry usiadł w fotelu naprzeciw Rona, szybko mówiąc:
– No, nie, znaczy się, to nie tak poważne, Ron!
Ale mimo to słowa Rona napełniły go ciepłem. Praktycznie moim bratem. Ron nigdy właściwie tego nie powiedział, choć Harry zawsze z tęsknotą myślał o Weasleyach jak o rodzinie, której częścią najbardziej by pragnął być. Uświadomił sobie gwałtownie, że gdyby naprawdę umawiał się z George'em, marzenie to bez wątpienia byłoby w jego zasięgu.
Uświadomił sobie jeszcze gwałtowniej, co by Ron o nim pomyślał, gdyby poznał prawdę: nie tyle że Harry rżnie Snape'a, ale że tak naprawdę w ogóle nie kocha George'a. A co Harry mógłby na to powiedzieć? "W porządku, Ron, George też o mnie nie dba, kocha się we Fredzie"? Nie, Ron już więcej nie chciałby go jako brata, to było pewne. Jakoś bolało to jeszcze bardziej, niż gdy wyobrażał sobie reakcję Syriusza. O wiele bardziej. Przyszło to Harry'emu do głowy już wcześniej, ale zawsze robił co w jego mocy, by nie myśleć o tym, uznając, że nie jest dobrze tak się nad tym zastanawiać; ale teraz, gdy Ron siedział tutaj we własnej, rudowłosej osobie, nie było możliwe odgonić tę myśl.
– To nie jest tak poważne – powtórzył, gapiąc się na własne ręce.
– Jasne, jasne – stwierdził Ron, najwyraźniej mu nie wierząc, przez co Harry poczuł się jeszcze gorzej. – Więc... wobec tego gdzie indziej chodzisz? Nigdy mnie ze sobą nie bierzesz. – Brzmiało to, jakby czuł się zraniony.
Harry cieszył się za zmianę tematu, choć wymagało to z jego strony nieco szybszego myślenia.
– Ach... przepraszam, Ron. Tylko... czasem nie mogę spać. I idę do biblioteki i czytam. Nie myślałem, byś był tym zainteresowany. – To przynajmniej była prawda, choć nie mógł powiedzieć Ronowi, co dokładnie czyta.
Choć Ron oczywiście spytał.
– Chodzisz do biblioteki? I CZYTASZ? Co, na niebiosa?
– To mnie odpręża – powiedział Harry bezradnie. – No wiesz. Materiał szkolny.
– To tłumaczy twoje stopnie... Ale nigdy nie wracasz przed trzecią trzydzieści. To chyba za bardzo ci nie pomaga. Czemu nie pójdziesz do pani Pomfrey i nie poprosisz o eliksir? Przez coś takiego nie śpisz wystarczająco dużo! Powinieneś powiedzieć George'owi...
– Nie, nic mi nie jest – rzucił Harry szybko. – Naprawdę, Ron. Nie chcę eliksiru, następnego dnia zawsze jestem jak odurzony. A poza tym nie potrzebuję dużo snu. – To przynajmniej było prawdą. Nieważne, czy był z Severusem czy w bibliotece, czuł się z każdym dniem coraz mniej zmęczony.
– Pewnie potrzebujesz więcej, niż go masz – burknął Ron.
Harry wyszczerzył się.
– Mówisz jak twoja mama.
– Nieprawda! – zawołał z oburzeniem Ron. Potem ziewnął rozdzierająco. – Ale podejrzewam, że masz rację – wymruczał. – Wiesz, co możesz, a czego nie. Choć kiedy zaśniesz i spadniesz z miotły na finałowym meczu w piątek i Dumbledore znów będzie cię musiał łapać, będę pierwszym, który powie "A nie mówiłem?".
– Zgoda – przystał na to Harry, wciąż się uśmiechając. Potem sam ziewnął. – Jak długo czekałeś?
– Niedługo. Jakieś dwadzieścia minut temu obudziłem się, by iść do kibelka, sprawdziłem twoje łóżko i zauważyłem, że znów cię nie ma. Stwierdziłem, że niedługo wrócisz. Pomyślałem, że mogę równie dobrze spytać.
Ron zauważył, że przez cały ten czas go nie było?
– Ktoś inny coś mówił? Dean albo Seamus, albo... albo Neville?
– Jasne, że tak – powiedział Ron. – A czego oczekiwałeś? Chyba pozwolę wyciągnąć im własne wnioski. Wszyscy myślą, że wymykasz się do George'a... Przynajmniej Dean i Seamus, Bóg jeden wie, co ostatnio o czymkolwiek myśli Neville. Cóż, w połowie mają rację. Uczyć się. Huh!
Harry ziewnął znów.
– Cóż, jutro padniesz szybciej niż ja – powiedział. – Chodźmy i prześpijmy się trochę.
* * *
Piątek, dzień finału Pucharu Quidditcha, zaświtał jasny i ciepły. Harry odpuścił sobie zarówno Severusa, jak i naukę, by przespać całą noc, choć gdy przebierał się tego popołudnia w szatni, naprawdę nie widział żadnej różnicy. Czuł się tak raźny i czujny jak zawsze; gotów, by łapać znicz; niecierpliwy, by znów poczuć wiatr na twarzy.
Lekcja eliksirów tego dnia była straszna. Severus był w okropnym nastroju z powodu słabej postawy drużyny Ślizgonów w tym roku i jak zwykle wyładowywał się na Gryfonach. Harry podejrzewał, że kolejny tydzień bez seksu nie poprawia mu humoru. Zaprosił Harry'ego na dł poprzedniego wieczora, ale Harry niezupełnie ufał, że Severus nie spróbuje wymęczyć go jakąś ekstra gimnastyką. Byłoby to rozkoszną zabawą, nie miał wątpliwości, ale Harry równie się cieszył, że nie musi radzić sobie z obolałymi mięśniami.
Może mogli to nadrobić dziś wieczór? Nie mieli chwili dla siebie od wtorkowej nocy, gdy Severus poprosił o to, czego Harry nie mógł mu dać. Harry wciąż to rozpamiętywał. Miał nadzieję, że wkrótce spotka się z Severusem, może dzisiaj, i jego niepewność zostanie odegnana przez dotyk kochanka. Powiedział sobie, że Severus nie przestanie go pragnąć z tego powodu, niemniej jednak miło by było dodać sobie otuchy.
Ponieważ... ponieważ, jeśli kiedyś się mną znudzi...
Harry uparcie otrząsnął się z tak ponurych myśli. Imogena zebrała drużynę na ostatnie przemówienie i spróbował uważać, ale słyszał to już tysiąc razy. Kiwał głową i mruczał we wszystkich odpowiednich miejscach, ale było to nudne, i zamiast rozmyślać o Severusie, postanowił rozważyć w głowie ostatnie ustawienie pałkarzy. Krukoni byli w tym roku szczególnie agresywni i nie miał ochoty dostać w czaszkę tłuczkiem. A jeśli Ellen znów się dziś rozkręci, ryzyko było podwójne, szczególnie że Imogena nie wydawała się jakoś poważnie przyjmować skarg na Ellen.
Wreszcie obie drużyny wmaszerowały na boisko. Harry zauważył, że gdy Slytherin nie grał, tłum miał tendencje dzielić się w swych sympatiach bardziej sprawiedliwie: Gryfoni i Krukoni oczywiście kibicowali swoim, a Ślizgoni naturalnie wspierali każdą drużynę, która grała przeciw Gryfonom, ale Puchoni rozłożyli się po równo. Harry wiedział, że niektórzy z nich, mieli nadzieję, że zwycięży Ravenclaw, ku pamięci Cedrika Diggory'ego – dla Cho, która go kochała, i Harry'ego, który go zawiódł.
Ale Harry wypchnął tę myśl z głowy, dosiadając Błyskawicy, i wzniósł się ponad stadion. A przynajmniej próbował: ciężko było zapomnieć o wszystkim, co między nimi istniało, gdy zobaczył, jak Cho podaje dłoń Imogenie, a potem wzbija się w powietrze, by spojrzeć na niego poprzez szerokość boiska. Nie tylko śmierć Cedrika; Harry miał wiele okazji, by stawić czoło temu szczególnemu demonowi podczas innych meczy. Ale on i Cho nie rozmawiali ze sobą od czasu tego fatalnego spotkania w Hogsmeade w październiku i Harry wiedział, że to nic przyjemnego: umówić się z chłopakiem – sławnym chłopakiem – a jeszcze tego samego wieczora dowiedzieć się, że jest on gejem. Też byłby zdenerwowany na jej miejscu. Wciąż uśmiechała się, gdy mijali się na korytarzach, ale Harry'emu czasem wydawało się, że jej uśmiech ma w sobie mniej ciepła. Nie mógł jej winić.
Harry szybko rozejrzał się po tłumie. Dostrzegł Rona i Hermionę siedzących obok wielkiego kształtu Hagrida na trybunie Gryffindoru; Severus siedział w pierwszym rzędzie sektora Slytherinu, jego czarna postać była łatwo widoczna w morzu zieleni i srebra. Najwidoczniej Ślizgoni nie zdecydowali się przybrać barw Krukonów.
Pani Hooch dmuchnęła w gwizdek i mecz się rozpoczął. Tłum zawył, a Harry poczuł, że jego umysł wskakuje na najwyższy poziom skupienia. Nie musiał już nawet myśleć o swoich reakcjach; quidditch był teraz dla niego tak naturalny jak oddychanie. Najmniejszą częścią uwagi obserwował, jak kafel jest podawany w przód i w tył, śledząc jedynie wynik; kolejny poziom jego koncentracji zarezerwowany był dla tłuczków; najwyższy – oczywiście dla samego znicza. Cho, jak zauważył, chyba nie skupiała się w ten sposób. Starała się obserwować wszystko naraz (cóż, była kapitanem) i w rezultacie cierpiały jej zdolności wypatrywania znicza; zazwyczaj oznaczało to, że w zamian próbuje śledzić ruchy Harry'ego, musiał więc być ostrożny.
Mecz trwał już dość długo i Harry wciąż nie miał nic do roboty. Po półtorej godzinie, bez śladu znicza, Harry zaczął się zastanawiać, czy nie popełniono jakiejś pomyłki. Zerkając na Cho, zobaczył, że sprawia wrażenie tak samo zdumionej jak on; złapała jego spojrzenie i bezradnie wzruszyła ramionami. Ale wtedy, właśnie gdy rozważał zasugerowanie Imogenie krótkiej przerwy, zobaczył plamkę złota nad murawą boiska, dokładnie pod Cho. Nie mogła tego przegapić.
I nie przegapiła. Dostrzegła znicz od razu – nie było szansy, by odwrócić jej uwagę – i śmiało zanurkowała, kierując miotłę dokładnie na ziemię. Harry, z sercem w gardle, pognał naprzód tak szybko, jak pozwalała na to Błyskawica, wiedząc, że nie jest w stanie dostać się tam przed nią. To nie będzie jego wina, po prostu pech, ale będzie ich to kosztować puchar. Cóż... Może nie byłoby tak źle... Może w jakiś dziwaczny sposób był to Cho winny i...
Ku szokowi Harry'ego znicz odfrunął od Cho i poderwała się w sam raz, by uniknąć zderzenia z ziemią. Ku jego jeszcze większemu szokowi znicz skręcił i ruszył dokładnie w jego stronę. Leciał prosto w jego twarz! Musiał jedynie wyciągnąć rękę i wpadnie prosto w jego dłoń, jakby chciał, by to on go złapał, a nie Cho... Co za niewiarygodny łut...
Jego dłoń wyciągała się, koniuszki palców drżały z podniecenia, znicz był tuż tuż, gdy zarejestrował uczucie niepokoju. Coś nie było w porządku. Coś było nie tak... Czuł, że łaskocze to jego zmysły, ale nie mógł ustalić, czym by mogło być... Nie miał czasu, by o tym myśleć, znicz był praktycznie pod jego nosem i musiał... jeszcze... jeden... cal... i...
Błyskawica nagle oszalała. Szarpnęła się w powietrzu, odciągając go od znicza i niemal pozbawiając Harry'ego równowagi. Czuł, jak zaklęcie Severusa ożywa wokół niego, owijając go ochronnymi więzami, tak silnymi, że praktycznie zgniata jego żebra. Krzyknął z szoku i gniewu, gdy miotła odskoczyła w tył wbrew jego woli, wycofując się poza zasięg znicza. Co do diabła? Czy zaklęcie źle działało? Czy to może wypaczone poczucie humoru Severusa? Czy celem gwiazdkowego prezentu naprawdę był sabotaż gry Harry'ego?
Zmieszany tłum momentalnie się uciszył, po czym wybuchnął paplaniną. Harry wiedział, że musi wyglądać jak kompletny idiota, uciekając od znicza. Cho pędziła przez długość boiska, była prawie przy nich... Desperacko Harry wyciągnął rękę, po raz kolejny chcąc złapać, i wydał okrzyk frustracji, gdy Błyskawica znów szarpnęła się w tył.
Ale wtedy znicz rzucił się po raz kolejny ku Harry'emu. Dokładnie jakby chciał być złapany. Harry popatrzył na niego oniemiały... Popatrzył na Cho, zbliżającą się tak szybko... Znów miał to uczucie, że coś jest źle, mrowiące jego zmysły...
– Cho! – wrzasnął nagle, łapiąc Błyskawicę i każąc jej lecieć w kierunku Cho tak szybko, jak to możliwe. Miał tylko kilka sekund. – Cho! NIE! Uciekaj od znicza! Uciekaj od znicza!!
Zobaczył, że ciemne oczy Cho rozszerzają się ze zdumienia, gdy leciał pomiędzy nią a zniczem, ale nie było czasu powiedzieć nic więcej, i za sobą usłyszał brzęczenie małych skrzydełek, usłyszał nagły, nieoczekiwany trzask...
BUM.
Świat obrócił się do góry nogami. Odrzucony wprzód potężną faląuderzeniową, Harry wpadł na Cho i usłyszał jej krzyk, zanim ryczący odgłosprzesłonił wszystko inne. Ale osłonił ją przed uderzeniem wybuchu i przyjąłcałość na siebie, chroniony tłumiącym zaklęciem, i miał najdziwniejsze uczuciedeja vu, zanim zacząłpikować ku ziemi.
Czuł, że zaklęcieSeverusa przylega do niego kurczowo niczym uścisk, trzymając go na miotle, iodbija się łagodnie, zamiast rozplasnąć w masę krwi i kości, jak oczekiwał.Przez chwilę był po prostu wdzięczny, że żyje, a potem popatrzył i ujrzałczarne, poskręcane resztki znicza, upadające z brzękiem na darń kilka metrów od niego. Chozeskoczyła z miotły, blada i drżąca, i lekko posiniaczona, ale bez innychobrażeń. Pozostali gracze gwałtownie opadli z nieba, a pani Hooch wbiegła naboisko tak szybko, jak niosły ją nogi, dmuchając w gwizdek z każdym oddechem.
Na stadionie panowałopandemonium. Harry słyszał, jak profesor McGonagall wyrywa megafon ColinowiCreeveyowi i wydaje polecenie, by wszyscy uczniowie natychmiast wrócili do swych dormitoriów pod opieką prefektów. Wtedy Harry'egootoczył mur ludzi i nie słyszał niczego poza zmartwionym paplaniem kolegów z drużyny. Pomiędzyczerwono–złotymi strojami Gryffindoru dostrzegł też kilka szat Krukonów, a potem usłyszał wuchu głos Cho.
– Dobrze się czujesz,Harry? – sapnęła. – Uratowałeś mi życie! Przyjąłeś ten wybuch... Nie mogę w touwierzyć, nie masz nawet siniaka...
Pani Hooch przedarła sięprzez tłum.
– Potter! Nie wierzę wto! – krzyknęła z taką ulgą, że Harry bał się, że zacznie płakać. – Natychmiastdo skrzydła szpitalnego...
– Nic mi nie jest –powiedział Harry, drżąco stając na nogach. – Naprawdę...
– Mój Boże, ten znicz... Niemogę uwierzyć, że... – ciągnęła pani Hooch – wybuchł na kawałki... Wy wszyscy,ruszcie się, do szkoły, musimy gruntownie sprawdzić boisko... Nie kłóć się zemną Potter, idziesz do skrzydła szpitalnego i niech to będzie jasne.
Na skraju boiska Harryspotkał Rona i Hermionę, którzy zignorowali nakaz powrotu do dormitoriów i nalegali, byodprowadzić go do skrzydła szpitalnego wraz z całością drużyny Gryffindoru.Rozejrzał się, próbując znaleźć Severusa, ale nie mógł wypatrzyć go wfalującym chaosie. Cho wróciła do swojego dormitorium z pozostałymi Krukonami,ale wcześniej jeszcze raz szczerze podziękowała Harry'emu, a w jej oczachlśniły łzy. Harry przypuszczał, że teraz między nimi wszystko będzie wporządku, ale naprawdę nie mógł o tym myśleć, gdyż pani Pomfrey uparła się, byobejrzeć i obmacać go gruntownie, po czym oznajmiła, że może iść.
– Musi pan byćnajwiększym szczęściarzem na ziemi, panie Potter, i taka jest prawda –oznajmiła. Potem pociągnęła nosem. Ron wciąż był bardzo blady, a oczy Hermionyrównież były nieco zbytjasne.
– Nie mogę uwierzyć, żenic ci nie jest – powiedział Ron po raz chyba setny. – Powinniśmy sprawdzić,czy nie ma żadnych zaklęć... Może dostałeś czymś, czego nie widać...
– Wierzę – dobiegł cichygłos zza tłumku otaczającego łóżko Harry'ego – że panu Potterowi nic niebędzie.
Wszystkie głowy obróciły się i zobaczyłyprofesora Dumbledore'a, który stał z założonymi ramionami i wyglądał naprawdępoważnie.
– Pani Pomfrey –kontynuował Dumbledore – jeśli skończyła pani z Harrym, obawiam się, że muszęgo pożyczyć.
– Cóż... Tak mi sięwydaje, dyrektorze, ale chłopiec jest w szoku...
– Jak my wszyscy –stwierdził Dumbledore. – Przykro mi, Poppy, ale nalegam.
Wyraz malujący się natwarzy Dumbledore'a sprawił, że wnętrzności Harry'ego skręciły sięnieprzyjemnie. Dyrektor wyglądał na nieco zmęczonego i bardzo smutnego. Harrywiedział bez pytania, że stało się coś złego – coś gorszego niż wybuch znicza.
Wszyscy pozostali teżchyba zdali sobie z tego sprawę, gdyż grupka rozstąpiła się i bez sprzeciwów pozwoliła mu opuścić łóżkoszpitalne. Ron niezręcznie poklepał go po ramieniu, a Hermiona ścisnęła za rękęi oboje obdarzyli go zatroskanym spojrzeniem, gdy wyszedł.
– Rozmawiałem z paniąHooch, Harry – powiedział ciężko Dumbledore, gdy on i Harry wspinali się pokamiennych schodach prowadzących do jego biura. – Potwierdziła, że jedna osobamiała możliwość majstrować przed meczem przy sprzęcie. On się przyznał.
– On? – spytał Harry,gdy wkroczyli do gabinetu. – Kto... – Potem urwał oszołomiony.
Neville Longbottomsiedział z pochyloną głową na jednym z krzeseł przed biurkiem Dumbledore'a.Profesor McGonagall stała i patrzyła na niego, ściskając dłonie tak mocno, żeprzez skórę było widać kości, ajej twarz była maską niedowierzania. Pani Hooch stała w kącie ze skrzyżowanymiramionami, ze smutkiem potrząsając głową.
– Neville – wyszeptałHarry, czując, że zdrada uderza go niczym pięść w brzuch. Nawet po ichkonfrontacji w korytarzu, to było szokiem; wiedział, że Neville jest wściekły inie ufał mu zupełnie, ale ani przez moment nie sądził, że Neville spróbuje czegoś takiego...
– To musi być pomyłka –powiedział Harry tępo. Neville zadrżał na dźwięk jego głosu, ale nie podniósł wzroku. – Musi być –powtórzył Harry głośniej, aleDumbledore jedynie potrząsnął głową.
– Panie Longbottom –odezwała się McGonagall napiętym głosem – myślę, że powinien pan przynajmniejwyświadczyć swej niedoszłej ofierze tę uprzejmość i spojrzeć mu w twarz.
– Minerwo – zacząłDumbledore, ale Neville powoli popatrzył na Harry'ego. Jego twarz byłaczerwona, a usta zaciśnięte i drżące. Harry oczekiwał, że będzie płakał,przepraszał albo robił coś... Neville'owego. Ale jego jasne, szare oczy płonęływściekłością i nie wyglądał, jakby mu było przykro; w rzeczywistości wyglądał,jakby nie pragnął niczego, jak tylko drugiej szansy na zabicie Harry'ego. Niewydawał się być zupełnie zdrów na umyśle.
Dumbledore usiadł przybiurku, wskazując Harry'emu, by również usiadł; Harry pozostał w drzwiach. Dumbledorechyba nie miał nic przeciwko.
– Neville – powiedział –powiedz nam, dlaczego to zrobiłeś.
Neville znów popatrzył w swojekolana i gwałtownie potrząsnął głową.
– Nie powiem – wydusiłcienkim głosem.
– Ależ tak, powie pan...– zaczęła wściekle McGonagall, ale Dumbledore uciszył ją gestem ręki.
– Pani Hooch? – spytał. –Zechce pani powtórzyć Harry'emu, co powiedziała pani mnie?
Pani Hooch zacisnęłausta, po czym odpowiedziała:
– Zostawiłam drzwi domojego gabinetu otwarte... To tam trzymam piłki na mecz. Kilka minut przedpoczątkiem meczu zobaczyłam, że Longbottom opuszcza biuro, ale powiedział, żeschody się zmieniły i znów się zgubił w przejściach, i w ogóle nie zamierzał wchodzićdo mojego biura. Jako że zdarza mu się to co tydzień w tej czy innej formie,nie zastanawiałam się nad tym wiele, a kiedy zobaczyłam, że pudło ze sprzętemwciąż jest zamknięte na kłódkę, w ogóle nic nie pomyślałam. Ale łatwo jest odczarować kłódkę, a potem zamknąć jąna nowo... Powinnam była sprawdzić... Ale nigdy bym nie pomyślała, dyrektorze,tak mi przykro...
– Nikt z nas tego nieprzewidział, Rolando – powiedział łagodnie Dumbledore. – A Harry'emu, dziękiBogu, nic się nie stało, tak jak i innym uczniom.
– Jak to możliwe,Albusie? – wypaliła McGonagall. – Widziałam, jak wybuch uderzył chłopaka, iwedług wszelkich praw powinien rozerwać go na kawałki! A on nawet nie spadł zmiotły!
– Harry zawsze miałnieprzeciętne szczęście – odpowiedział spokojnie Dumbledore. – Podejrzewam, żemiały z tym coś wspólnego również zaklęcia, jakie są na jego miotle. – SerceHarry'ego podskoczyło, zanim zorientował się, że Dumbledore ma na myślizaklęcia, które on i pani Hooch saminałożyli na Błyskawicę.
McGonagall ustąpiła,choć wyglądała na pełną wątpliwości. Potem znów spojrzała na Neville'a, a jej dłonie zacisnęły się wpięści; przez szaloną chwilę Harry zastanawiał się, czy ma zamiar uderzyćNeville'a, po czym usłyszał swój własny głos:
– To Malfoy, panieprofesorze – powiedział do Dumbledore'a, zanim choćby zdążył pomyśleć. – Jestemtego pewien! On namówił do tego Neville'a!
Troje nauczycielipopatrzyło na Harry'ego.
– Draco Malfoy? – spytałDumbledore. – Dlaczego tak twierdzisz, Harry?
– Bo... bo – Harryplątał się – oni, oni byli w tym roku przyjaciółmi, a... a Neville po prostu niezrobiłby czegoś takiego, wiem, że nie zrobiłby, sir...
– Zrobiłbym – odezwałsię cicho Neville, spoglądając na swe dłonie. – I zrobiłem. Draco nic o tym niewiedział.
– Neville – powiedziałHarry słabo – nie musisz go kryć...
– Zrobiłem to sam!– krzyknął Neville, podnosząc wzrok na Harry'ego, a jego oczy byływytrzeszczone na czerwonej twarzy. Ręka McGonagall szarpnęła się w kierunkuróżdżki, ale Dumbledore powstrzymał ją. – Nie jestem taki głupi, by nie nauczyćsię zaklęcia detonacji! One są proste! Prawie tak proste jak zielarstwo!Albo eliksiry, Harry, są prawie tak proste jak ELIKSIRY!
Dumbledore podniósł się z krzesła.
– Panie Longbottom,wystarczy – stwierdził absolutnie spokojnym głosem. – Myślę, że przedyskutujemyto sami. Minerwo, masz coś przeciwko?
– Nie, dyrektorze –wyszeptała McGonagall, patrząc na Neville'a wzrokiem, jakby nie wiedziała, czykrzyczeć czy płakać.
– Dziękuję. Poinformujęcię, kiedy skończymy, i prawdopodobnie znów wezwę Harry'ego. Pani Hooch, pójdzie pani i pomożeprofesorowi Flitwickowi i profesorowi Snape'owi sprawdzić boisko quidditcha nawypadek innych zbłąkanych zaklęć? Pan Longbottom zapewnił mnie, że nie mażadnych, ale wolałbym mieć pewność.
– Oczywiście – zapewniłapani Hooch. – Ja... Tak bardzo mi przykro, dyrektorze...
– To nie twoja wina,Rolando.
– Nie? – spytała paniHooch i wyszła.
Harry poszedł zaprofesor McGonagall, czując, jakby to wszystko było złym snem. Czy Nevillenaprawdę chciał go zabić? Czy Harry naprawdę tak go rozwścieczył? Albo takprzestraszył?
Zadrżał ze strachu.Neville prawdopodobnie powie Dumbledore'owi wszystko. O Draco, o groźbieHarry'ego... Co pomyśli Dumbledore, co zrobi?
Niemal wpadł naMcGonagall, gdy zatrzymała się w samym środku korytarza. Spojrzał na jej twarzi zobaczył, że po jej policzkach płynął łzy.
Sięgnął do wewnętrznejkieszeni swego stroju do quidditcha i z wahaniem podsunął jej chusteczkę. Naszczęście była czysta.
– Dziękuję, Potter –zaszlochała i wydmuchała nos. – Nasz własny dom... Pan Longbottom... Niemogę w to uwierzyć...
– Ja też nie – przyznałcicho Harry.
– Masz jakieś pojęciedlaczego, Potter? Pokłóciłeś się z Longbottomem? Albo... Nie, nie, po prostunie mogę w to uwierzyć. Byłeś dla niego taki dobry w tym roku. Chyba nawetprzez jakiś czas pomagałeś mu w nauce? – Przełknęła głośno.
Harry również.
– Tak.
Może gdyby nie był takzajęty własnymi problemami, może gdyby po prostu zwracał większą uwagę na to,co robi Neville... Ale nikt inny też tego nie robił. Kiedy ktokolwiekzwracał uwagę na Neville'a? Ale gdyby tylko zauważył... to mogłoby się niewydarzyć...
Popatrzył w twarzMcGonagall i zdał sobie sprawę, że cokolwiek czuł, ona musiała odczuwać togorzej. W końcu była opiekunem domu i Neville pozostawał pod jej opieką.
– Nikomu nie powiedział –wypalił, pragnąc rozgrzeszyć ich oboje. – Nikt nie wiedział, że to się zdarzy.Nikt nawet nie podejrzewał!
Nie wyglądała napocieszoną i prawdę mówiąc, Harry wcale sam nie poczuł się wiele lepiej.Zawsze będzie się zastanawiał, czy coś mógł zrobić inaczej. Podejrzewał, że ona też.
Właśnie wtedy ponurywątek jego myśli został zakłócony przez stukający odgłos kroków, które bardzo szybko się donich zbliżały. Odwrócili się i Harry zobaczył Severusa maszerującego wkierunku ich obojga, jego czarne szaty powiewały niczym skrzydła nietoperza,oczy były dzikie, a twarz blada. Jego wzrok niezachwianie na twarzy Harry'ego.
– Profesor Snape –powiedziała ostro McGonagall, szybko osuszając policzki chusteczką Harry'ego inajwyraźniej bardzo starając się wyglądać na nie poruszoną.
Severus chyba jednak niezauważył; a jeśli tak, nie skomentował.
– Przychodzę zobaczyćsię z dyrektorem – oznajmił niemal nieobecnie, odwracając się, by popatrzeć naMcGonagall, choć wciąż rzucał Harry'emu szybkie spojrzenia. – Sprawdziliśmyboisko.
Nastąpiła pauza, gdy znów spojrzał na Harry'ego.
– I? – spytałaniecierpliwie McGonagall.
Severus wzdrygnął się ipowiedział:
– Nie znaleźliśmyżadnych oznak zagrożenia. Znicz był najwidoczniej jedynym... elementem. – Jegogardło drgnęło.
– Cóż, przynajmniej to –stwierdziła McGonagall słabo.
Jej oczy znów zwilgotniały i znów przetarła jechusteczką. Severus obrzucił Harry'ego kolejnym długim spojrzeniem, a kolorwreszcie zaczął wracać na jego policzki, choć wyraz jego oczu wciąż byłdesperacki – przynajmniej dla Harry'ego, który znał oznaki.
Harry pragnął z całegoserca, by McGonagall była gdzieś indziej, by on i Severus byli bezpiecznieukryci w sypialni w lochach. Pragnął objąć ramionami Severusa i przycisnąćgłowę do spowitej w czerń piersi, odetchnąć głęboko i słyszeć bicie serc ichobu.
Zaklęcie Severusauratowało mu życie, bez wątpliwości. Harry pragnął mu odpowiednio podziękować.Podejrzewał, że po takim strachu obu im przydałoby się trochę odpowiedniegopodziękowania.
Ale oczywiście nie bylisami. Cięty głos McGonagall przerwał ich wzajemne spojrzenia.
– Jak pan widzi,profesorze Snape – powiedziała drażliwie – pan Potter przeżył ten niefortunnywypadek w najwyraźniej dobrej formie. – Jej ton wskazywał, że oczekiwała poSeverusie, że będzie rozczarowany.
Oczy Severusa rozbłysływściekłością, co bez wątpienia podtrzymało jej podejrzenia, choć Harrywiedział, że oznaczało to zupełnie coś innego.
– Profesor Dumbledore powiedział,że prawdopodobnie uratowało mnie zaklęcie na miotle – oznajmił cicho, wciążpatrząc na Severusa. McGonagall spojrzała na niego zdziwiona, ale Harry uważnieutrzymał obojętny wyraz twarzy.
Severus tylko uśmiechnąłsię szyderczo w jego kierunku – choć Harry widział głębsze uczucie wciążpłonące w jego oczach – i podążył w stronę chimery, która znaczyła wejście dobiura Dumbledore'a.
– Dyrektor jest zajęty,Severusie – rzuciła szybko McGonagall, zaciskając dłoń na chusteczce. –Polecił, by nikt mu nie przeszkadzał.
– Co? – spytał Severus zniedowierzaniem. – Teraz? Czy nie... – Urwał, a jego oczy zwęziły się. –Dowiedzieliście się, kto to zrobił?
– O tym zadecydujedyrektor – powiedziała McGonagall głosem niemal opanowanym.
– Kto? – spytał Severus,bardzo cicho i bardzo spokojnie.
– Idź do mojego biura,Potter – poleciła McGonagall, nie odrywając wzroku od Severusa, a jej twarzbyła zarumieniona i poruszona. – Wkrótce tam przyjdę. Hasło brzmi "flora".
Harry powiódł wzrokiem od jednego dodrugiego nauczyciela, skinął i wycofał się, aż widział Severusa ponad ramieniemMcGonagall. Przywołał, miał nadzieję, dodający otuchy uśmiech i ułożył usta wsłowa "Dziękuję", po czym odwrócił się i skierował do gabinetu McGonagall.
Biuro mieściło się u stóp schodów prowadzących do wieżyGryffindoru. Nasłuchując, Harry słyszał odgłosy dzikiego zamieszania na górze, setki głosów rozwodzących się nadwydarzeniami popołudnia. Zadrżał, podał hasło i chętnie wsunął się do pustegogabinetu, pewnie zamykając drzwi za sobą.
Biuro McGonagall, jakmożna było się spodziewać, było urządzone surowo i elegancko. Ani jedna książkaczy stos kartek nie znajdowały się poza swoim miejscem. Były tu nie mniej jakcztery zegary, z których jeden pokazywał pozycje pozostałych członków personelu. SerceHarry'ego podskoczyło paskudnie na ten jeden, póki jego zdrowy rozsądek nie uświadomił mu, żenajwidoczniej nie było opcji "W łóżku z uczniem", bo on i Severus jużby się o tym dowiedzieli. Dwa z zegarów pokazywały normalny czas, każdy z nich patrzył w innykoniec gabinetu, a czwarty zegar, stojący na biurku McGonagall, wydawał się byćjakimś kalendarzem osobistym. W tej chwili, gdy Harry pochylił się nadbiurkiem, by lepiej widzieć, pisało: "Kłótnia z Severusem Snape'em". Skrzywił się.
Rozglądając się popokoju, zobaczył sztandar Gryffindoru udrapowany ponad kominkiem, ogromne,przewiewne okno, przez które widział w oddali boisko quidditcha (pani Hoochnajwyraźniej wróciła i latała wokół na swej miotle), oraz, możenajbardziej zaskakujące, wielki bukiet świeżych, różowych róż w cudownym,porcelanowym wazonie stojący na parapecie. Zachodzące słońce przeświecało przezpłatki, czyniąc z każdego półprzezroczystą komórkę światła.
Od drzwi dobiegł dźwięki niewyraźnie usłyszał kobiecy głos podający hasło. Harry szybko usiadł najednym z twardych krzeseł stojących przy biurku, ale to nie była McGonagall; tobyła profesor Delacour.
– Minerwo? – spytałacicho Delacour, powoli otwierając drzwi. – Jesteś tu? Wszisci rozmawiają.Prziszlam zapitać, czi moglabiś... – Zobaczyła Harry'ego siedzącego na krześlei urwała. – Pan Potter! – zawołała z zakłopotaniem. – A gdzie jest profesorMcGonagall?
– Um, w drodze, paniprofesor – powiedział Harry. – Chyba rozmawia z profesorem Snape'em.
– Och. No cóż. – Kuzaskoczeniu Harry'ego Delacour nie wyszła, ale wkroczyła do środka i zaczęła wkącie krzątać się z puszką do herbaty, jakby to miejsce należało do niej. –Zaczekam... Sliszalam, że ledwo uszedleś dziś z żiciem! Niesteti, nie moglambić na meczu, poprawialam wipracowania pierwszoklasistów. Oni są tres horrible! Ale wkrótce zacząl się 'alas i wszisci prziszli, wszisci tacipodnieceni i mówili o niczim innim jaktilko, jak wi to mówicie, o mali wlos.
– Tak – przyznał Harry,patrząc na ręce na swoich kolanach. – Naprawdę miałem szczęście. – Świetnie,znowu wszyscy o nim gadają, tylko tego potrzebował...
Szczupła biała dłońpojawiła się przed nim, trzymając delikatną, porcelanową filiżankę i talerzyk.
– Miślę, że przida cisię coś przijemnego i cieplego – powiedziała Delacour z otuchą. – Ta pogoda!Nie wierzę, że naziwacie to wiosną. Jak marzlam calą zimę! Pamiętam todokladnie choćbi z turnieju! – Jej śmiech rozbrzmiał wdzięcznie w powietrzu. –Ale Minerwa zawsze ma dzbanek tej okropnie mocnej 'erbati. Widaje mi się, że topomaga.
– Dzięki – odparł Harryi ostrożnie nabrał łyk. To była rzeczywiście bardzo mocna, niesłodzona, czarnaherbata. Dumbledore musiał wreszcie zamówić coś innego niż ten miętowy napój, który lubił Severus. Uznał,że bardziej smakuje mu miętowa, ale nie chciał wydać się niegrzecznym.
Delacour usiadła nakrześle obok niego, popijając z własnej filiżanki.
– Ale, ocziwiście, nicci nie jest?
– Tak. Tak, wszystko wporządku, dzięki.
Delacour otworzyła usta,by coś powiedzieć, ale w tym momencie drzwi do gabinetu rozwarły się gwałtowniei wpadła McGonagall; jej twarz była czerwona jak pomidor, a usta wykrzywionewściekłością. Harry w tej chwili bardzo chciałby zerknąć na jej osobisty zegar.Zastanawiał się, co ona i Severus powiedzieli sobie nawzajem, ale podejrzewał,że nigdy się nie dowie. Ona mu na pewno nie powie, a Severus nigdy nierozmawiał o innych nauczycielach.
Delacour wstała.
– Min... ProfesorMcGonagall – zaczęła, a w jej srebrzystym głosie pobrzmiewała troska.McGonagall zatrzymała się w pł kroku i popatrzyła tępo na Delacour, jakbyniezupełnie rejestrowała fakt, że ona tu jest. – Dopiero prziszlam zobaczić,jak... Pan Potter i ja poczęstowaliśmi się 'erbatą. – Delacour sprawiaławrażenie niecodziennie niepewnej. Harry obserwował je obie zafascynowany. – Czimogę jakoś pomóc?
Harry był prawie pewien,że McGonagall, w nastroju, w jakim wydawała się być, wyrzuci Delacour na zbitypysk, ale ona zaledwie powiedziała:
– Jeśli mogłaby pani iśćdo wieży Gryffindoru, profesor Delacour, i uspokoić uczniów. Ostatnia rzecz, jakiejpotrzebuję, to by zrzucili nam na głowy ten zamek, a słyszałam ich przez całykorytarz. Prefekci są w tym momencie chyba tak bezużyteczni jak cała reszta. –Harry podejrzewał, że Hermiona, słysząc to, nie ucieszyłaby się bardzo. – Gdybyzechciała pani – ciągnęła McGonagall, nabierając głęboki i drżący oddech, iuspokajając się widocznie – powiedzieć im, że sprawca tego okropnego...wybryku... został schwytany i że z pewnością się przejmą, jeśli Gryffindor poraz pierwszy w historii wpadnie w punkty ujemne. Zwrócę się do nich, gdy tylkopan Potter i ja skończymy tutaj.
Harry mrugnął. Nawet otym nie pomyślał – ile punktów Gryffindor straci po tym, jak jeden z jego członków próbował popełnić morderstwo?Przypuszczalnie wszystkie. Jednak w tym momencie ciężko mu było troszczyć się oto. Nie ma Pucharu Quidditcha, nie ma Pucharu Domów, ale kogo to obchodzi, skoro o mało nie zginął, aNeville wyraźnie postradał zmysły?
Delacour skinęła głową.
– Jeśli znajdzie paniczas – powiedziała uprzejmie do McGonagall – proszę wieczorem zajść do mnie nafiliżankę 'erbati, professair. Jestem pewna, że będzie pani potrzebować.
– Być może zajdę –odparła McGonagall z dziwnym wyrazem twarzy: teraz to ona wyglądała naniepewną.
Drzwi zamknęły się cichoza Delacour. McGonagall otrząsnęła się z oszołomienia i popatrzyła naHarry'ego.
– Dziękuję zapoczekanie, panie Potter – oznajmiła. – Jestem pewna, że twoi przyjaciele zniecierpliwością cię oczekują, ale pomyślałam, że może zechciałbyś użyć mojegokominka, by skontaktować się ze swoim ojcem chrzestnym w ministerstwie. Zpewnością lepiej, żeby dowiedział się o tym, co zaszło, od ciebie, niżprzeczytał w Proroku Codziennym.
– Och, tak – zawołał zwdzięcznością Harry. O wstydzie; o Syriuszu też nie pomyślał. Cóż, nie miałwłaściwie szansy, by pomyśleć o czymkolwiek. To wszystko działo się tak szybko.– Dziękuję, pani profesor.
McGonagall pokiwałagłową i wzięła z kominka garnuszek z delikatnej, niebieskiej porcelany. Gdynabierała garść proszku, Harry spytał z wahaniem:
– Ee... czy musiała panipowiedzieć profesorowi Snape'owi o Neville'u, pani profesor?
McGonagall zatrzymałasię w pół ruchu, z ręką pełną proszku, i popatrzyła, jakby znów miała się rozpłakać.Harry pożałował pytania.
– Wydaje mi się, że nie musiałam– odparła – ale nie ma sensu tego ukrywać... Ludzie wystarczająco szybkoodkryją prawdę... Potter, co miałeś na myśli? – spytała, nagle odwracając się,by spojrzeć na Harry'ego. – Kiedy oskarżyłeś Draco Malfoya o wpływanie naniego? Masz na to jakiś dowód? – Brzmiała niemal z nadzieją.
– Nie, pani profesor –powiedział Harry bezradnie.
Nie miał dowodu. MożeNeville nawet myślał, że działa z własnej woli? Ale nie można zadawaćsię z taką szują jak Malfoy przez rok i nie zostać przez to dotkniętym. DawnyNeville mógłby być wściekły naHarry'ego, ale nigdy nie zachowałby się w taki sposób. Prawda?
Nie. Na pewno nie.
– Wiem tylko, że w tymroku nieco się zaprzyjaźnili – ciągnął Harry. Nie powiedział, dlaczego sięzaprzyjaźnili. – I... tak trudno uwierzyć, że Neville mógłby zrobić to sam zsiebie...
– Tu się zgadzamy –stwierdziła ponuro McGonagall. – Ale obawiam się, że potrzeba o wielepoważniejszych dowodów niż poszlaki i twoja osobista niechęć do panaMalfoya. – Wzięła głęboki oddech. – Bóg wie, że nigdy nie podejrzewałam... w tym roku tak sięodsunął, ale kiedy próbowałam z nim porozmawiać, przysiągł, że wszystko jestdobrze... Powinnam była... – Nagle potrząsnęła energicznie głową. – Niepowinnam była tego mówić przy tobie, Potter. Proszę, zapomnij o tym ioczywiście nikomu nie wspominaj.
– Oczywiście. – W końcumiał sporo praktyki w chowaniu sekretów profesorów.
– Boję się spotkanianaszego domu za kilka minut, Potter, szczerze ci to wyznam...
McGonagall rzuciłalśniący proszek w podskakujące płomienie i wymruczała coś, czego Harry niezrozumiał. Proszek nie wyglądał dokładnie jak proszek Fiuu; nie był zielony, aw turkusowym kolorze. Chwilę później w kominku pojawiła się głowa mężczyzny, którego Harry nie znał.
– Mówi Minerwa McGonagall,wicedyrektor Hogwartu – powiedziała rzeczowo McGonagall do głowy. – HarryPotter koniecznie musi uzyskać zgodę na rozmowę z Syriuszem Blackiem i tonatychmiast. Wierzę, że dyrektor Dumbledore już poczynił kroki w tej sprawie.
Naprawdę? Harry pierwszesłyszał. Zastanawiał się, czy Syriusz też wie o tych krokach. Prawdopodobnieużywano ich tylko w sytuacjach nagłych.
Głowa skinęła i znikła.Chwilę później na jej miejscu pojawiła się w płomieniach głowa Syriusza, który sprawiał wrażeniezaniepokojonego.
– Harry?
Syriusz wyglądał o niebolepiej niż ostatnim razem, gdy Harry go widział, pod koniec Turnieju Trójmagicznego dwa latatemu. Wtedy zmuszony był ukrywać się w grotach i jeść szczury, by przeżyć –wszystko to, by uniknąć złapania tak przez czarodziejskie, jak i mugolskieprawo; teraz, gdy od kilku tygodni był prawie wolnym człowiekiem, prezentował owiele lepiej. Jego czarne włosy były starannie przystrzyżone, twarz gładkoogolona i już nie tak chuda, a wyraz głodu zniknął z jego oczu.
Wyglądał również na bardzozmartwionego i Harry szybko pochylił się, by go uspokoić.
– Nic mi nie jest,Syriuszu.
– Harry, dzięki Bogu,kiedy powiedzieli mi, że McGonagall wzywa w twojej sprawie... Mój Boże, ale tywyrosłeś. – Oczy Syriusza rozszerzyły się. – Zapomniałem, ile przez dwa latamoże się zmienić w twoim wieku. Ale czemu mnie wezwałeś?
Harry spojrzał naMcGonagall. Skinęła głową, wskazując, że może śmiało mówić, i dyskretnie sięusunęła, siadając za biurkiem.
Harry nabrał głębokopowietrza, spoglądając na Syriusza, i wydarzenia dnia wytrysnęły z niegogwałtownie: mecz, dziwne zachowanie znicza, świadomość niebezpieczeństwa i jegoudana próba ratowania Cho. Nie mógł oczywiście pominąćzaklęcia na Błyskawicy, ale upewnił się, że zabrzmiało to, jakby został ocalonyzaklęciami, które już położyli na niejDumbledore i Hooch.
To było zabawne, wniezupełnie zabawny sposób: wiadomość, że Snape tak dobrze ochronił Harry'ego,mogła być jedyną rzeczą, przez którą Syriusz mógł go tolerować. Ale Harry nie mógł powiedzieć Syriuszowiprawdy o miotle, z obawy przed wszystkimi pytaniami, które nieuchronnie by podniósł.
Zanim skończył mówić, brwi Syriusza byłyna linii jego włosów.
– Neville Longbottom?– spytał. – Syn Franka Longbottoma? – Potem, po bezgłośnym skinięciu Harry'ego,zamilkł.
Harry czekał na następnepytanie: jak myślał, dlaczego Neville to zrobił, a Harry musiałby znów zacząć kręcić znadzieją, że Syriusz go nie przejrzy. Ale Syriusz jedynie patrzył na niegopoważnie przez dłuższą chwilę.
– Przykro mi, Harry –powiedział wreszcie cichym głosem. – Tak mi przykro. Jesteś pewien, żewszystko dobrze? Nie fizycznie.
Harry poczuł w gardletwardą grudę. Pokiwał głową.
Syriusz wyglądał nazasmuconego.
– Dzieci jak Neville... –zaczął – Cóż... Wyobrażam sobie, że spotkało go wiele zła. Nie że to gousprawiedliwia – gdybyś nie siedział tu i nie rozmawiał ze mną, zupełniezdrowy, z pewnością nie byłbym tak wyrozumiały – ale idę o zakład, że przezbardzo długi czas był bardzo zły. Nie mam pojęcia, dlaczego nienawidzi cię takbardzo, ale wiem, jak to jest czuć się tak zagubionym, że można myśleć jedynieo tym, by rzucić się na najbliższy cel. – McGonagall cicho zakasłała przybiurku, ale Harry i Syriusz umyślnie na nią nie patrzyli. – Gniew to potężnasiła, Harry – ciągnął Syriusz. – Dzięki Bogu, że nic ci nie jest.
Harry mógł jedynie znów pokiwać głową, gdynagle przypomniał sobie, że kiedy Syriusz był w wieku Neville'a, teżnienawidził kogoś tak mocno, że próbował go zabić.
Syriusz Black wykazał,że jest zdolny do morderstwa, kiedy miał szesnaście lat.
Zasłużył sobie na to...Węszył, podsłuchiwał, żeby tylko się dowiedzieć, dokąd się wymykamy... bomiał nadzieję, że nas wyleją...
A czy Harry również nie czuł tegogniewu? Czy nie chciał zabić Draco Malfoya tak mocno, że niemal czuł tego smak?Czy wciąż tego nie pragnął? Tak, och tak. Nawet teraz, gdyby Malfoy byłtutaj... Harry po prostu wiedział, że jakoś skorumpował Neville'a... nawetteraz...
– Harry?
Harry gwałtownie wrócił do życia,uświadamiając sobie, że za długo siedział cicho.
– Co? Och. Przepraszam,Syriuszu...
– Może powinieneś iść itrochę odpocząć – poradził łagodnie Syriusz. – Miałeś ciężki dzień.
Harry przełknął ciężko.
– Myślę, że profesorDumbledore zechce ze mną znów porozmawiać.
Syriusz zmarszczył brwii Harry zastanowił się, czy też przypomina sobie koniec turnieju, kiedy również pragnął, by Harryodpoczął, a Dumbledore sprzeciwił mu się. Ale Syriusz powiedział jedynie:
– Uważaj, byś się nieprzemęczył. Chciałbym tam być.
Harry uśmiechnął się,wdzięczny Syriuszowi za troskę, i przez moment pragnął, by Syriusz mógł być tu osobiście.
– Tęsknię za tobą –wyznał zgodnie z prawdą.
Bo tęsknił: zapomniał,jak łatwo jest rozmawiać z Syriuszem, nawet jeśli za dużo się nie widywali.Nigdy tak naprawdę nie wywnętrzał się Ronowi czy Hermionie, nie chcąc ichniepokoić, a jakaś część jego wciąż czuła, że gdyby spróbował z Severusem,wyszedłby na marudzące dziecko. Ale z Syriuszem było inaczej – z jakiegośpowodu, którego Harry nie potrafił wpełni wyrazić. Może dlatego, że nie widywali się za dużo.
Syriusz uśmiechnął siędo niego.
– Cóż, będę tam takszybko, jak tylko zdołam się stąd wydostać, Harry. Masz na to moje słowo.
McGonagall odchrząknęła.
– Pora kończyć, Potter.
– Pa, Syriuszu –powiedział Harry.
– Pa, Harry. – Syriuszznów się uśmiechnął, ale tymrazem z większą ulgą. – Wiem, że wciąż to powtarzam, ale tak się cieszę,że nic ci nie jest.
– Ja też – odparł Harry.
Głowa Syriusza zniknęłaz płomieni i Harry odwrócił się do profesor McGonagall. Popatrzyła na drzwiswego biura z czymś przypominającym trwogę na twarzy.
– Chodźmy więc, paniePotter – wymruczała.
Chyba wszyscy Gryfoniścisnęli się w pokoju wspólnym. Teraz uczniowie mruczeli do siebie cicho wgrupkach pod surowym wzrokiem profesor Delacour, która stała przy kominku zeskrzyżowanymi ramionami. Ron i Hermiona siedzieli osobno, cicho rozmawiając.Popatrzyli, gdy Harry wszedł z McGonagall, a w całym pokoju zapadła cisza.Delacour skinęła na McGonagall i cicho wyśliznęła się przez portret.
McGonagall szturchnęłaHarry'ego w ramię i pełen wdzięczności dołączył do Rona i Hermiony przy oknie.Poczuł na plecach ciepłe promienie zachodzącego słońca, co ciut poprawiło munastrój. McGonagall otworzyłausta i zabrakło jej słów – po raz pierwszy – po czym je zamknęła. Gryfonispoglądali po sobie z niepokojem. Nigdy nie widzieli, by opiekunka ich domuwyglądała na tak zmieszaną.
Z wahaniem wystąpiłaprefekt naczelna Rosemary Wilkinson.
– Wszyscy tu są, paniprofesor – oświadczyła – za wyjątkiem Neville'a Longbottoma... Nikt nie może goznaleźć...
Harry skrzywił się, aRon i Hermiona popatrzyli na niego osobliwie. McGonagall zagryzła mocno wargę izacisnęła dłonie, po czym zdawała się odzyskać panowanie.
– Pan Longbottom jestobecnie u dyrektora, panno Wilkinson – odezwała się z wyraźnym trudem. – W tejsprawie mam coś do powiedzenia wam wszystkim, co nie będzie łatwo usłyszeć...albo zrozumieć.
Hermiona głośno nabrałapowietrza, rozszerzając oczy, i Harry wiedział, że zgadła, co nadejdzie. Ronwyglądał na zmieszanego.
– Tak, dokładnie, pannoGranger – powiedziała posępnie McGonagall. – Okazuje się, że... bomba, której celem był pan Potterpodczas dzisiejszego meczu, została przygotowana przez Longbottoma. Przyznałsię.
W pokoju podniosła sięwrzawa.
– Co?! – krzyknąłz niedowierzaniem Ron ponad hałasem.
Wszystkie oczy zwróciły się na Harry'ego popotwierdzenie, a on skinął, czując, że głowa bardzo ciąży na jego ramionach.
– Cisza! Proszę o ciszę!– zawołała McGonagall, unosząc dłonie, i hałas przeszedł w poruszone mruczenie.– Nie wiemy, dlaczego tak się stało. Nikt chyba nie był świadomy tej urazyLongbottoma do Pottera, włączając samego pana Pottera.
Harry próbował nie wyglądać nawinnego. Ron, wyraźnie wściekły, wybuchnął:
– Harry pomagałmu w tym roku! Wszyscy to wiedzą, wszyscy to widzieli! Co, do diabła...
– Panie Weasley! –warknęła McGonagall i Ron umilkł. – Gryffindor – ciągnęła – jest w tej chwilipozbawiony wszystkich punktów, jakie zdobył. – Podniósł się przerażony krzyk. – Nagradzam pana Pottera setkąpunktów za odwagę w chronieniuCho Chang, więc nie jesteśmy tak zupełnie ogołoceni; zamiast jednak jęczeć nadutratą Pucharu Domów, zajmijcie się lepiej myśleniem o Neville'uLongbottomie... Dlaczego postanowił popełnić ten straszny czyn i jak mogliśmygo powstrzymać. Jesteśmy... byliśmy... jego domem, byliśmy za niegoodpowiedzialni. Nie chcę, by coś takiego kiedykolwiek się powtórzyło.
– Byliśmy jego rodziną.Wszyscy go zawiedliśmy, gdy nas potrzebował... Ja może najbardziej. W... wprzyszłości... – McGonagall musiała przerwać, by znów przycisnąć do twarzychusteczkę Harry'ego. Kilka dziewcząt też zaczęło płakać, włączając GinnyWeasley. – W przyszłości...
McGonagall nigdy niedokończyła zdania; przynajmniej nie w obecności Harry'ego. W tym momencie drzwistanęły otworem i do środka wkroczył Severus.
Gryfoni patrzyli naniego w szoku. Harry nie przypominał sobie, by kiedykolwiek przedtem widział,jak profesor Snape stawia stopę na terytorium Gryffindoru, choć podejrzewał, żemiało sens, że nauczyciele znali hasła do pokojów wspólnych wszystkich domów na wypadek kłopotów. Wyglądał bardzo dziwnie: wysoka, szczupła postaćubrana całkowicie w czerń pośród tak czerwonego i złotego wystroju.
– Dyrektor posłał poPottera – było wszystkim, co powiedział Severus. Wyraz jego twarzy był jakzawsze chłodny i szyderczy. – Ma mi towarzyszyć natychmiast.
McGonagall skinęła głowąna Harry'ego, który zauważył, że nauczycielka niezupełnie patrzySeverusowi w oczy. Ron i Hermiona, wyglądając na strapionych, poklepaliHarry'ego po plecach. Wychodząc, Harry dostrzegł, że Ron posyła w stronęSeverusa bardzo srogie spojrzenie, jakby ostrzeżenie. Severus uśmiechnął siędrwiąco w odpowiedzi i portret Grubej Damy zamknął się za nimi.
Harry podążył zaSeverusem w dół schodów. Żaden z nich nie powiedział ani słowa.
Potem, gdy szli pustymkorytarzem, który wiódł do chimery, Severus naglepociągnął Harry'ego do pustej klasy, zamknął drzwi i pocałował go brutalniemocno. Harry objął ramionami Severusa i mocno go złapał, czując bicie sercaSeverusa w jego piersi.
Rozdzielili się podługiej, kradnącej oddech chwili. Severus nie puścił Harry'ego, ale stali,opierając się czołami. Harry mgliście zauważył, że ta pozycja przyprawi ich oskurcz karku, ale nie bardzo się tym martwił.
– Ta eksplozja... –zaczął Severus i urwał, jeszcze mocniej obejmując Harry'ego.
– Nic mi nie jest –odpowiedział Harry. – Uff. – Severus nieco poluźnił uścisk. Wiedząc, że niemają dużo czasu, Harry spytał niepewnie – Neville...?
Severus odsunął się, ajego twarz ściągnęła się w tak dzikim grymasie, że Harry był zaskoczony.
– Nie wiem. Dumbledorenie wpuścił mnie do niego.
W głębi duszy Harry niewinił Dumbledore'a ani trochę; dzień był wystarczająco straszny bez wysyłaniaSeverusa do Azkabanu. Ale nic nie powiedział, tylko oparł głowę na piersiSeverusa, jak bardzo pragnął tego wcześniej. Było przyjemnie. Westchnął.
– Przyjdź dziś wieczór – wymruczał Severus wjego włosy. Słowa wypowiedziano z potrzebą, z ponagleniem, i Harry pragnął sięzgodzić. Ale nie mógł, po prostu nie mógł.
– Jestem zmęczony –wyszeptał w czarną tkaninę kamizelki Severusa. To była prawda: pęd adrenalinyminął, zostawiając go wyczerpanym i drżącym. Syriusz miał rację, mówiąc mu, by odpoczął. –Przepraszam, nie wydaje mi się, bym mógł nawet...
– Więc śpij – powiedziałSeverus szorstko, wciąż nie puszczając Harry'ego. – Przyjdź na dł i śpij...
Serce Harry'ego wezbrałoi zabolało w piersi. To brzmiało cudownie – kilka godzin, po prostu kilkagodzin, skulony obok Severusa na łóżku, bezpieczny, w cieple i nie zważając naświat na zewnątrz. Ale...
– Nie będę mógł – orzekł z frustracją.– Wszyscy będą do późna na nogach, gadając. Będą też chcieli ze mną pogadać. –Severus znów ścisnął go mocno iHarry się skrzywił. – Nie musisz porozmawiać ze Ślizgonami i powiedzieć im, cozaszło?
Severus wreszcie gopuścił i odszedł na krok.
– Tak zrobię – oznajmił –ale pozostanie to między mną a moim domem.
Doprowadził swe szaty doporządku, a jego maska nauczyciela opadła na swe miejsce i sprawiał wrażenieniemal tak opanowanego jak wtedy, gdy wszedł do pokoju wspólnego Gryffindoru. OdSeverusa do Snape'a w jednej chwili; Harry'ego nigdy nie przestał fascynowaćten proces, choć różnica między nimi dwoma była teraz zatarta w jego umyśle. Próbował nie żałować utratyciepłych ramion wokół siebie.
– Bez wątpieniazabawiliśmy już zbyt długo – stwierdził Severus. – Dyrektor czeka.
– Przepraszam – odparłHarry. A potem – Ocaliłeś mi życie.
Severus tylko na niegospojrzał.
– Wiem – powiedziałcicho.
Harry przypomniał sobie,co Dumbledore powiedział mu w trzeciej klasie: że kiedy jeden czarodziej ratujeżycie drugiemu, tworzy się między nimi głęboka, magiczna więź. Do tej pory on iSeverus ratowali sobie nawzajem życia kilka razy, jeszcze od pierwszej klasy.Ile więzi to stworzyło? Czy więź staje się silniejsza, im bardziej się kogośchroni? Czy on i Severus na zawsze zostaną tak powiązani? Harry uznał, że możnamieć gorszy los. O wiele gorszy.
Z drugiej strony Harryuratował życie i Neville'owi, i Pettigrew, a z tego niewiele dobra mu przyszło.Może Dumbledore się mylił.
Po sprawdzeniu, że korytarzjest wciąż pusty, Severus skinął na Harry'ego, by wyszedł, i skierował się dokamiennej chimery.
– Babeczki – rzucił ichimera ustąpiła miejsca. Ku zaskoczeniu Harry'ego Severus nie wszedł naschody, tylko odsunął się na bok, by Harry mógł przejść. – Chce rozmawiać z tobą na osobności –oznajmił Severus, gdy Harry popatrzył na niego pytająco.
Harry przełknął ciężko ipokiwał głową. Nie wiedział, czy jest w tej chwili na siłach spotkać się zDumbledore'em na osobności – miło by było mieć tam w tle Severusa, nawet jeślinic by nie mówił.
– Ja... zobaczę się ztobą tak szybko, jak będę mógł – powiedział cicho.
– Co do tego maszcholerną rację – odparł Severus, wciąż obrzucając go spojrzeniem.
Harry obdarzył gozmęczonym, ale płynącym z głębi serca uśmiechem i zaczął wspinać się poschodach. Wiedział, że Severus obserwuje go, póki nie zniknie mu z widoku.
Gdy wszedł do biura,nigdzie nie było śladu Neville'a. Dumbledore siedział za swym wielkim biurkiem,patrząc w zamyśleniu na Fawkesa. Feniks wyglądał na lekko zmęczonego, jegoupierzenie zaczynało linieć. Harry oceniał, że dzień spalenia nie jest zbytodległy.
– Sir? – spytałniepewnie.
– Usiądź, Harry –powiedział Dumbledore.
Harry usiadł, a jegożołądek kręcił się żałośnie. Neville mógł powiedzieć Dumbledore'owi wszystko – o spotkaniu wkorytarzu, o wściekłej groźbie Harry'ego. A Dumbledore będzie tak rozczarowanyHarrym. W końcu to on prosił Harry'ego w czwartej klasie, by był miły dlaNeville'a.
Dumbledore odwrócił wzrok od Fawkesa iprzez dłuższą chwilę patrzył na Harry'ego. Harry próbował nie wiercić się nakrześle, a zmusił się, by przyjąć wprost to nie–migające, błękitne spojrzenie.
– Neville odmówił wyjawienia, dlaczegocię zaatakował – oznajmił Dumbledore.
Harry patrzył na niego wszoku.
– Jestem głębokozasmucony dzisiejszymi wydarzeniami, Harry – ciągnął Dumbledore. – Jak mywszyscy, oczywiście. A jako dyrektor naturalnie ponoszę osobistąodpowiedzialność. Gdy Neville tu był, skontaktowaliśmy się z jego babcią. Niebyło to miłe przeżycie.
Harry nie był pewien,dlaczego Dumbledore mu to powiedział, ale zachęciło go, by spytać:
– Co się stanie zNeville'em, sir? Na pewno nie zostanie wysłany do Azkabanu ani nic takiego?Neville ma dopiero szesnaście lat...
– Po naszej rozmowie –zaczął Dumbledore – przekonałem się odnośnie tego, co, muszę przyznać,podejrzewałem wcześniej: że Neville Longbottom jest bardzo niezrównoważonym młodymczłowiekiem. Zarówno jego rodzina, jak i ja mieliśmy nadzieję, żenormalne życie pośród rówieśników pomoże mu ustabilizować się, i przez jakiś czas na towyglądało. Nie wiem, co było przyczyną, że z nieszczęśliwego przemienił się wmorderczego – mam nadzieję, że może ty będziesz w stanie mnie oświecić w tejsprawie – ale wydaje mi się, że na razie najlepiej będzie posłać go do ŚwiętegoMunga celem diagnozy.
Więc Neville dołączy dorodziców. Do swych obłąkanychrodziców. Harry poczuł kolec bólu wbijający się w jegownętrzności. Nie chciał... nie wiedział...
– Zamierzacie gozamknąć? – wypalił z przerażeniem.
Dumbledore popatrzył naniego spokojnie.
– Powiedziałem"diagnoza", Harry – zauważył łagodnie. – Nie odosobnienie. Nevillejest niezrównoważony, ale nie choryumysłowo. Wierzę, że profesjonaliści w Świętym Mungo będą w stanie wielce mu pomóc – a skoro o tym mowa,mogę zorganizować konsultacje ze specjalistami zdrowia psychicznego ze światamugoli, którzy z nami współpracują –ale może to zabrać trochę czasu. Może kilka lat. Problemu Neville'a nie da sięłatwo rozwiązać. Tak jednak pokierowałem sprawami, że nie zostanie uwięziony, amuszę przyznać, że to nie lada wyczyn, gdy ktoś usiłuje zamordować najbardziejznanego chłopca na świecie.
– Co prowadzi do moichpytań, Harry – kontynuował Dumbledore, patrząc na Harry'ego przenikliwym wzrokiemponad okularami. – Dlaczego Neville próbował cię zabić?
Harry czuł się jak motylprzyszpilony w gablocie. Oczy Dumbledore'a, w ogóle nie błyszczące czy wesołe, były niczym szpilki.Wiedział, jak winnym czuł się Harry, że w jakiś sposób była to też jego wina,musiał wiedzieć...
Nie wie.
W jego głowie przemówił głos, uporczywy,niemożliwy do zignorowania.
Nie wie, co się stało.Blefuje. Chce, byś się przyznał. Tak postępuje. Tak chwyta ludzi w pułapkę.
Niedorzeczne, pomyślałHarry i otworzył usta, by wyznać całą tę straszną rzecz, jak zagroził, żeujawni prawdę o rodzicach Neville'a, że to musiało być dość, by Nevilleprzekroczył granice.
I usłyszał, jak mówi:
– Nie wiem, panieprofesorze.
I zamrugał.
Dumbledore wciąż patrzyłna niego spokojnie i nie odezwał się. Harry mówił, zdumiewając się, co też wychodzi z jego ust.
– Ja... powiedziałempanu, że w tym roku przyjaźnił się z Malfoyem, a wie pan, jak bardzo Nevilleboi się profesora Snape'a... no... nie jestem pewien, co się dokładnie stało,ale myślę, że Malfoy mógł... ee... insynuować, że profesor Snape i jajesteśmy... ee... blisko. Wie pan. Jak pisało w gazecie...
Dumbledore pokiwałgłową, wyglądając na zaniepokojonego.
– Po prostu usłyszałemich, jak rozmawiali o tym jednego dnia, i powiedziałem potem Neville'owi, że tonieprawda – Harry nie patrzył Dumbledore'owi w oczy, gdy to mówił – ale mi nieuwierzył. Był taki wściekły.
– Kiedy to było? –spytał Dumbledore.
– W zeszłym tygodniu –wyszeptał Harry. To była prawda. Wszystko, co do tej pory powiedział, byłoprawdą, ściśle mówiąc. To nie było kłamstwo, nie było. Pewnie dlategoDumbledore nie dostrzegał, że coś ukrywa. Ośmielił się zadać pytanie, które go przede wszystkimmęczyło – Eee, sir? Jak pan myśli, czemu Neville nie chce panu powiedzieć,dlaczego próbował mnie zabić?
– Ponieważ mi nie ufa –stwierdził Dumbledore.
Harry patrzył na niego.
– A jeśli o to chodzi –ciągnął Dumbledore – obawiam się, że nie mam w ogóle odpowiedzi.
Harry pomyślał, że onma. On wskazał, że Dumbledore powiedział Harry'emu prawdę o rodzicach Neville'a– to z pewnością było dość, by Neville zamknął się w sobie przy Dumbledorze.Och, nie. Ja to zrobiłem... Zrobiłem to...
Chciał skrzywdzićSeverusa,odezwał się znów szepcący głos. Chciało wszystkim opowiedzieć. Severus umarłby na schodach Hogwartu... i wtedypokazał się ten okropny obraz Severusa padającego pod gradem zaklęć, imusiałeś wybrać, prawda?
Tak. Harry musiałwybrać. Tak się dzieje, gdy dorastasz. Wybory. A jeśli przychodziło do Neville'ai Severusa, nie było ogóle żadnego wyboru.
Zrobił to, co musiałzrobić, a Neville dokonał własnego wyboru, i tyle.
Dumbledore wciąż patrzyłna Harry'ego. Tym razem Harry popatrzył mu w oczy.
– Mam nadzieję, żeNeville wkrótce poczuje się lepiej,sir – powiedział.
Oczy Dumbledore'apatrzyły ostro, poszukując, oceniając. I Harry zdał sobie sprawę, cowstrząsnęło nim aż do kości, że nie znajdują tego, czego szukają.
Potrafię ukryć prawdęprzed Dumbledore'em.
Nie potrafiłwytłumaczyć, jak to robił ani nawet skąd o tym wiedział, ale tak było.
– Harry, powiedz mi coś –poprosił Dumbledore i Harry próbował nie tężeć. – Jak zdałeś sobie sprawę, że zniczjest niebezpieczny?
Harry musiał pomyśleć. Oile mu się zdawało, nie było powodu, by nie odpowiedzieć na to pytanieszczerze.
– Nie jestem pewien, sir– odparł. – To znaczy, Błyskawica zachowywała się jak szalona i nie wiedziałem,co się dzieje... Ale wiedziałem, że coś jest nie w porządku, jakoś. Niewiem jak – przyznał.
Dumbledore pokiwałgłową.
– Podejrzewam, że panteż to czuł – dorzucił Harry. – To wszystko działo się tak szybko, niezauważyłem, aż prawie wybuchł, miotła wiedziała to przede mną...
– Obawiam się, że niebyło mnie na meczu – powiedział łagodnie Dumbledore. – Chciałem być,oczywiście, ale mamy szalenie pracowite czasy.
– Och – stwierdziłHarry. – Cóż... ee... Mam więc nadzieję, że będzie pan mógł przyjść na rewanż. –Gdy jeszcze to mówił, zdał sobie sprawę, jak głupio i trywialnie tozabrzmiało.
– Nie będzie rewanżu –oznajmił Dumbledore. – Roztropniej będzie ogłosić zakończenie sezonu. Niewydaje mi się, by jeden rok bez Pucharu Quidditcha zabił kogoś z nas.
W głębi duszy Harry niebył taki pewien odnośnie Imogeny. Ale skinął głową. Gdyby mecz został powtórzony, musiałby się odbyćw przyszłym tygodniu lub podobnie, bo zbliżały się egzaminy – a wspomnieniebędzie zbyt świeże, możliwość kłopotów zbyt wielka. Prawdopodobnie lepiej niczego nieryzykować.
– Jeszcze jedna rzecz,Harry, i możesz odejść – powiedział Dumbledore. – Zdaję sobie sprawę, że topopołudnie musiało być dla ciebie straszne. Ale muszę spytać: wierzysz, żeta... postrzegana więź między tobą a profesorem Snape'em tak rozzłościłaNeville'a? Dość, by cię zabić?
– Neville nienawidziSna... profesora Snape'a – odparł wymijająco Harry. – Kiedy próbowałem o tym z nimrozmawiać, sprawiał wrażenie trochę wytrąconego z równowagi. Zawsze się gobał i wydaje mi się, że wierzył, że profesor Snape miał coś wspólnego z jego... jegorodzicami...
Dumbledore naglewyglądał na bardzo zmęczonego.
– Nienawiść tozdumiewająca rzecz, Harry. Otwarcie ci wyznaję, że po tak wielu latach na tymświecie wciąż jej nie rozumiem... Tak jak nie rozumiem w pełni miłości. – Znów spojrzał prosto naHarry'ego. – Zmieniając temat, powiedziano mi, że byłeś dziś nadzwyczaj dobrzechroniony przez swą miotłę.
Harry zaczerwienił sięwbrew sobie.
Smutek zniknął z oczuDumbledore'a i zdobył się on nawet na bardzo blady uśmiech.
– Możesz iść.
Harry wyszedł.
Tak jak oczekiwał, wieżaGryffindoru rozbrzmiewała tej nocy szeptami, a Ron, Seamus i Dean byli nanogach przez cały wieczór, rozmawiając i od czasu do czasu spoglądając z obawąna puste łóżko Neville'a. Jego rzeczy już zostały zabrane. Zupełnie, jakbynigdy tu nie mieszkał.
Harry położył się spaćkrótko po północy, podługiej, szeptem prowadzonej rozmowie z Ronem i Hermioną, podczas której starał się byćmożliwie cicho, słuchając spekulacji Rona na temat, czy eksplozja kociołkaNeville'a we wrześniu był jeszcze jedną próbą morderstwa, i patrząc na Hermionę, która siedziała blada inieruchoma ze smutku.
– McGonagall ma rację –powiedziała w którymś momencie. – Powinniśmy byli mu pomóc.
– Pomóc mu? – spytał Ron zewstrętem. – Próbował zabić Harry'ego!Przyjaźnił się z Malfoyem! Ludziom takim jak on nie powinno się pomagać,powinno się ich zamykać!
– I tak będzie – mruknąłHarry. Hermiona posmutniała jeszcze bardziej.
Później tej nocy, gdyleżał w łóżku, gapiąc się na skryty w cieniu baldachim i słuchając szeptów pozostałych chłopców, Harry pomyślał, żewie, jak ona się czuje. Ale uznał, że Ron też ma rację. Neville wiedział, corobi, i zapłacił swą cenę. Tak to już było. Za wszystko trzeba jakoś zapłacić,prawda?
Harry pomyślał oSeverusie, na dole w lochach, i zastanowił się, co on teraz robi, jak sięczuje.
Niektóre ceny, zdecydował,warto zapłacić.
Harry obrócił się na bok i zamknąłoczy, ale pomimo jego ogromnego zmęczenia, sen nie chciał przyjść.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top