Część 23
Otworzyła oczy. W jej wspomnieniach wciąż powtarzał się sen, który ją nawiedził. Laurentius leżał martwy w kałuży krwi na białym śniegu, a ona pochylała się nad nim i szarpała jego ciało zębami jak sęp, który zleciał z wysoka, by pożywić się padliną. Po przebudzeniu wciąż miała wrażenie, że czuje smak żelaza w ustach. Chciała unieść głowę, ale poczuła rwący ból w szyi i obojczyku. Spojrzała na siebie i zobaczyła duży, biały opatrunek na swoim ramieniu. Leżała w prostej, czystej koszuli nocnej. Była w swojej komnacie, a obok niej spała spokojnie czarna kotka, Blue Moon.
Wstała z trudem i zorientowała się, że wokół panuje nienaturalna cisza, a za oknami jest ciemno. Był środek nocy. Usiadła na łóżku i wspomnienie tragedii wróciło do niej. Widok Laurentiusa przebitego mieczem i jego pokiereszowane ciało na brzegu klifu. To wszystko była jej wina. Tylko jej. Gdyby nie podała mu swojej krwi, ta tragedia nie miałaby miejsca. Gdyby się nie narodziła, jej cudowny obrońca żyłby beztrosko, spędzając czas na walce i zabawie, wypełniając swe królewskie obowiązki. Żyłby. Ta myśl nie dawała jej spokoju. Żyłby, gdyby nie ona. Wstała i nałożyła na stopy wygodne pantofle. Wyszła z komnaty i udała się tam, gdzie poprowadziło ją serce. Nie była przekonana, że tam dotrze, ale ostatecznie stanęła przed czerwoną plamą krwi na śniegu. Nie czuła chłodu, pomimo zimowej pogody i lekkiego ubioru, ale serce rozdzierało zimno. Przejmująca lodowata aura, która wdarła się do wnętrza coraz mocniej uświadamiała jej, jak puste teraz będzie życie. Nie było już nadziei. Patrzyła, jak księżyc odbija się refleksami na płatkach śniegu i nagle dostrzegła coś jeszcze, co również błyszczało pośród czerwieni. Podeszła i sięgnęła po to. W ciepłej dłoni rozpuścił się czerwony śnieg, ukazując jej oczom metalowy łańcuszek. Pociągnęła za niego i ujrzała zawieszony na nim Mjolnir – młot Thora, który służył Laurentiusowi jako talizman odziedziczony po ojcu. Pola przycisnęła go do piersi i miała ochotę się rozpłakać.
– On żyje.
Usłyszała za sobą głos Astrid. Kobieta stała zapatrzona w wody zatoki, jakby sama chciała się utwierdzić w swoich słowach.
– Nie będzie mógł wrócić i na zawsze pozostanie w tamtym świecie, ale żyje.
– Skąd wiesz?
– Egil mu pomoże...
Pola nie znała mężczyzny, który był zdrajcą. Jego wygląd nie budził w niej strachu. Nie potrafiła pojąć jego intencji, ale wiedziała jedno: Astrid znała go lepiej, niż to okazywała i miała przed nią tajemnice.
– Kim on dla ciebie jest, ten Egil? – zapytała, mając nadzieję, że kobieta dobrze rozumie, że to nie czas na kłamstwa. – Dlaczego nie pozwoliłaś mi go zabić? Zabiłabym go...
Jej nauczycielka nabrała powietrza w płuca i zapatrzyła się w przestrzeń.
– Nie jest istotne, kim on jest dla mnie. Ważne, kim on jest dla ciebie. Nieważne, co zrobił i jakim jest człowiekiem. Nie pozwoliłabym ci zabić własnego ojca...
Ojca? Co to wszystko miało znaczyć? Pola zastanawiała się nad jej słowami i musiała przyznać, że nic dla niej nie znaczą. Próbowała też przypomnieć sobie, czy Astrid kiedykolwiek nazwała Urlika jej ojcem. Nie potrafiła, ale teraz żądała tylko wyjaśnień.
– Skąd wiesz?
– Nie wiem, jak udało im się utrzymać romans w tajemnicy, ani ile on trwał. Erika była moją najlepszą przyjaciółką, ale nigdy nie dała po sobie nic poznać. Dopiero tamtej nocy... Urlik zawsze gnębił Egila. Może coś przeczuwał, nie wiem. Erika zawsze na to przyzwalała, choć nigdy się z tego nie śmiała. Było mi go żal. Urlik często w swoich żartach śmiał się, że Egil kocha się w Erice. Patrzyłam na niego i widziałam w jego oczach, że to prawda, ale nie sądziłam, że ona odwzajemnia to uczucie. Dopiero miesiąc przed ślubem Eriki i Urlika odkryłam, że coś ich łączy, choć nie sądziłam, że to miłość.
Byłam wtedy w ciąży z Laurentiusem, więc w nocy schodziłam do kuchni, żeby podjadać resztki z kolacji. Zawsze budziłam się w środku nocy. Wtedy ich usłyszałam. Kłócili się. Ona mówiła, że musi wyjść za Urlika, on się upierał. Chciał, by z nim uciekła, chciał odejść i zabrać ją ze sobą, ale ona stanowczo odmówiła. Kazała mu odejść i nigdy więcej się nie pokazywać. Była roztargniona i rozgniewana, więc weszłam do pokoju, w którym trwała awantura i kazałam Egilowi go opuścić. Erika się popłakała, a on wyminął mnie bez słowa.
Kilka dni później Egil zniknął. Zabrał tylko swoje notatki, swoje badania. Nie zabrał ze sobą nawet porządnego płaszcza na zimę. Jak gdyby rozmył się w powietrzu. Wszystkie ślady jego istnienia się zatarły. Erika była bardzo rozkojarzona. Mówiła, że denerwuje się ślubem i wyznała mi, że przespała się z Urlikiem dzień wcześniej. Miała zaczekać do nocy poślubnej, ale się pospieszyli i pytała, czy da się to ukryć, gdyby przedwcześnie zaszła w ciążę. Kazałam jej się nie martwić, tłumaczyłam, że zawsze jest parę tygodni różnicy, a czasem nawet więcej niż parę.
Potem zachowywała się, jakby nigdy nic się nie stało. Była promienna i radosna, tylko do mnie co jakiś czas przychodziły wiadomości od Egila. Prosił, bym zachowała korespondencję w tajemnicy. Za każdym razem pytał o Erikę. Szczególnie o to, czy jest szczęśliwa. Bardzo zależało mu na jej szczęściu. Aż w końcu popełniłam największy błąd w całym swoim życiu. Odpisałam mu. Poinformowałam go, że Erika jest brzemienna i napisałam na kiedy ma termin porodu. Chciałam zapewnić go, że cokolwiek między nimi było, skończyło się, a ona jest szczęśliwą żoną i przyszłą matką. To moja wina, śmierć tych wszystkich ludzi, to moja wina... – Astrid wsunęła ręce we włosy i przeczesała je, oddychając ciężko. – Sigurd, Urlik, Erika i masa innych. Zrozumiałam wszystko w dniu Wielkiego Najazdu na Isstad, gdy Egil szedł z armią na królestwo, a Erika rodziła. Wzięłam niemowlę na ręce i chciałam pokazać Urlikowi, ale kazał podać cię najpierw Laurentiusowi. Powiedział: „Dajcie ją najpierw chłopcu, niech narodzi się między nimi więź. Niech pierwszym mężczyzną, którego pozna, to będzie jej przyszły mąż". Wykonałam jego polecenie, a wtedy ty, na rękach mojego syna, otworzyłaś swoje piękne, niebieskie oczy... oczy Egila i wszystko do mnie dotarło. Ich kłótnia, obawy Eriki związane z terminem, przedwczesny stosunek z Urlikiem. Nie byłaś jego, a ona starała się za wszelką cenę to ukryć. Do dziś pamiętam, jak mocno Sigurd ścisnął moją dłoń i jak starał się osłonić cię swoim ciałem przed wzrokiem Urlika. A potem nastał chaos. Mój mąż był Dowódcą Armii, więc sięgnął po swoje miecze i wybiegł z rozkazem na ustach, by król ochraniał kobiety.
Urlik stanął na straży przed drzwiami, a ja podeszłam do Eriki i podałam jej dziecko. Nie spodziewałam się po niej takiej reakcji, jaką wtedy okazała. Poleciła mi cię natychmiast zabrać i ukryć przed... – zawahała się. – Do tej pory nie mam pojęcia, kogo miała na myśli. Powiedziała mi, jak uruchomić tajemne przejście i kazała natychmiast uciekać z dzieckiem. Wtedy myślałam, że chodziło jej o Egila, więc porzuciłam wszystko i uciekłam. Na końcu korytarza znalazłam ukryty samochód, a w nim spakowaną walizkę. Pewnie gdyby nie zaszła w ciążę, to uciekłaby z Egilem albo przygotowała ją, bo bardzo tego chciała... Wtedy o tym nie myślałam. Wsiadłam w samochód i jechałam przed siebie, a w mojej głowie kołatało się wspomnienie twarzy wystraszonego Laurentiusa. Miałam już nigdy więcej go nie zobaczyć i żyć z poczuciem, że zostawiłam go na pastwę potworów. Gdybym wtedy miała jasny umysł, gdybym zabrała go ze sobą, to wychowałabym was jak rodzeństwo, z dala od królestw i wojen, trzymając w niewiedzy, kim jesteście i jakie nosicie brzemię. Bylibyście zwykłymi nastolatkami. Takimi, jakimi powinniście być zawsze. Ale go nie zabrałam, więc cię porzuciłam przy klasztorze. Teraz nie jestem pewna, czy twojej matce chodziło o Egila. Być może właśnie tego chciała, bym zabrała cię do niego, z dala od Urlika?
Nigdy nie przestałam się obwiniać. Tak wiele mogłam zmienić, tak różne decyzje podjąć. Dlaczego mi nie powiedziała? Moja najlepsza przyjaciółka ani przez chwilę mi nie zaufała...
– To już nie ma znaczenia – mruknęła Pola.
Może powinna wykazać się większą empatią, jakimkolwiek zrozumieniem, ale tak naprawdę nie było to dla niej istotne. Wychowała się bez rodziców i nieważne, kto by się okazał jej ojcem, jej życie pozostawało niezmienne. Zmieniło się za to jej serce, bo krwawiło przez utratę ukochanego.
– Weź. – Wystawiła do Astrid rękę z naszyjnikiem. – Należał do Laurentiusa, powinnaś go mieć.
Astrid przyjęła od niej Mjolnir, ale zamiast go schować, delikatnie odpięła zapinkę i przełożyła łańcuszek przez głowę Poli.
– Laurentius chciałby, byś go miała, by cię strzegł. Gdy będziesz go nosić, on zawsze będzie przy tobie. Nieważne, gdzie będzie, na zawsze pozostanie w twoim sercu.
– Nie mogę – zaprotestowała, ale po chwili dotknęła metalowego młota na dekolcie i poczuła, że bardzo pragnie go zatrzymać, bo cokolwiek się stanie, ona pozostanie wierna swoim uczuciom, a słowa, które wypowiedziała Astrid były tymi, które ona sama już kiedyś wypowiedziała do Laurentiusa.
– Chodźmy. – Astrid objęła ją ramieniem. – Jest potwornie zimno, a ja bym chciała ci jeszcze coś dać.
Poszły korytarzami do komnaty, w której była tylko raz i z której wyszła bardzo zawstydzona. Pamiętała z niej królicze futerka na łóżku i srebrną narzutę z wyszytym białym wilkiem, ale nie przyglądała jej się wtedy szczególnie dokładnie. Obecnie komnata wydawała jej się zupełnie nowym pomieszczeniem. Dopiero teraz była go w pełni ciekawa. Czego nie wiedziała o chłopaku, którego nie będzie już w stanie bardziej poznać? Rozejrzała się i dostrzegła pewne elementy nowoczesności. W rogu nad niewielką komodą przyklejony był plakat Wormwood Dream, ich ulubionego zespołu. Czy Laurentius lubił go, bo faktycznie mu się podobał, czy może dlatego, że ona go lubiła, a może po prostu nie znał niczego innego? Już się nie dowie. Na komodzie ułożone były w idealnym porządku: telefon komórkowy, wyciągnięta bateria i karta SIM. Dalej leżały: dowód osobisty i prawo jazdy – zapewne podrobione – oraz kluczyki od motocykla. W rogu znalazła też kask motocyklowy ustawiony na niewielkim taborecie. Gdy Pola oglądała pomieszczenie, Astrid wyciągnęła z szuflady nocnej szafki zdjęcie.
– Zobacz.
Opiekunka podała jej ramkę, w którą oprawiona była jej fotografia. Dobrze znała to zdjęcie. Zostało zrobione w centrum handlowym przez jej przyrodnią siostrę – Karolinę, gdy Pola miała zaledwie trzynaście lat. Długie do ramion włosy opadały jej na seledynową bluzkę wetkniętą w proste jeansy, a grzywka przysłaniała jedno oko. Pamiętała też, jak pani Zarębska szukała winnego bałaganu w rodzinnym albumie i twierdziła, że kilka zdjęć jej przepadło. Nikt jej wtedy nie uwierzył. Mąż mówił o tym, że na pewno przełożyła je gdzieś, a Adam, jej młodszy brat, śmiał się, że nie są przecież nic warte. Najwyraźniej mylił się tak samo, jak pan Zarębski.
– To ja – szepnęła zaskoczona Pola, choć tak naprawdę nie powinno jej to dziwić.
– Tak. Laurentius uwielbiał cię w długich włosach. Zawsze się nimi zachwycał, więc zdziwiłam się, gdy przestał o nich opowiadać. Dopiero, gdy cię przywiózł, zrozumiałam dlaczego.
– Chciałam czuć się niezależna – przyznała.
Przeczesała krótkie włosy, które ku jej zaskoczeniu okazały się dłuższe, niż sądziła.
– Laurentius chciał ci coś dać, ale nie zdążył – szepnęła.
Podeszła do szafy i wyciągnęła z niej pudełko w złotej folii z czerwoną kokardą. Pola wzięła je do rąk i rozwiązała wstążkę. Wewnątrz było kolejne pudełko, a w nim buty. Na wierzchu znajdowała się świąteczna kartka z wizerunkiem Świętego Mikołaja. Krótkie życzenia napisane były odręcznie jego zgrabnym pismem:
Otworzyła pudełko i zobaczyła parę fioletowych trampek z seledynowymi sznurówkami. Nigdy nie wpadłaby na pomysł zakupu takich. Były krzykliwe i słodkie. Zupełnie do niej nie pasowały, a jednak rozpłakała się na ich widok, bo były drogie i z pewnością niezwykle wygodne. Koniec z odciskami i otarciami na stopach.
– Skąd wiedział? – zapytała przez łzy. – To było zaledwie wczoraj...
– Jakiś czas temu Laurentius spotkał mnie na zamkowym korytarzu, jak niosłam ci maść aloesową na odciski. Może ostatnio mieliście bardzo trudne chwile, ale on zawsze o tobie myślał i troszczył się o ciebie. On bardzo cię kochał...
Pudełko z trampkami wypadło Poli z rąk, a po jej policzkach popłynęły strugi słonych kropli. Wpadła w ramiona Astrid i płakała – sama nie wiedziała jak długo, ale płakała, aż opadła z sił, a w jej sercu zabrakło miejsca na dalszą rozpacz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top