Część 19

W poniedziałek świat był już zasypany białym puchem, a Pola całą niedzielę myślała nad tym, co począć i co czuć w obecnej sytuacji. Uznała, że z samego rana uda się do Stajni, bo Laurentius – odkąd wróciła ze Skoghörn – nie pojawił się na zamku ani razu. Powie mu, że mu wybaczyła. Zrozumiała, że po części była to również jej wina. Nieświadomie na niego naciskała, nie znając jego nowej sytuacji. Powie mu to i poprosi, by zaczęli znajomość od nowa, z czystą kartą i czystymi sumieniami. W tym celu założyła ciepłe spodnie z koziej wełny i pożyczoną od Ane narzutkę z futra, w której była razem z Laurentiusem w karczmie Leifa. Nie chciała epatować wyglądem i jednocześnie chciała dobrze mu się kojarzyć – z chwilą radości.

Idąc, dostrzegła w oddali Håkana. Również ją zauważył, ale był zbyt daleko, by się przywitać. Zignorowała go, mimo że ruszył w jej kierunku. Poszła wprost do pokojów, gdzie spali adepci Akademii. Miała nadzieję zastać tam Laurentiusa.

Weszła i zobaczyła, że sala jest pusta i tylko w jednym łóżku ktoś wciąż śpi. Rozpoznała go bez problemu, ale gdy się zbliżyła, zrozumiała, że nie śpi samotnie. Obok niego leżała naga Mallena. Wtulała głowę w jego szeroki tors. Wojowniczka otworzyła oczy i szepnęła z cichym triumfem w głosie.

– Witaj, Pola.

Pola chciała się odwrócić i wybiec z pomieszczenia, ale na dźwięk jej imienia Laurentius zerwał się z łóżka i nagi stanął tuż przed nią.

– To nie jest tak, jak myślisz – powiedział spanikowany.

– To jest dokładnie tak, jak myślę! – warknęła, a jej oczy nabiegły łzami. – Przyszłam ci wybaczyć! Dać ci drugą szansę, a zastaję cię w łóżku z inną kobietą! Po tym, jak dzień wcześniej sama ci odmówiłam tego, co Mallena była gotowa dać ci od ręki! Myślałam, że to była chwila słabości, ale ty wykorzystałeś nas obie!

– Nie! Ona nic nie znaczy! Jest dla mnie nikim! Przysięgam, Pola! Kocham cię!

Laurentius nie widział tego, co widziała Pola. Nie widział, jak Mallena podnosi się z łóżka. Jak owinięta prześcieradłem i rozwścieczona jego słowami podchodzi od tyłu. Nie widział, więc nie zdążył zareagować. Jej pięść opadła na policzek chłopaka, a gdy się odwrócił ponownie, wylądowała na nosie. Ona sama, w przeciwieństwie do kochanki Laurentiusa, nie była wojowniczką i również nie zareagowała, gdy zachwiał się na nogach i wpadł prosto na nią. Zrobiła dwa niezgrabne kroki w tył i chwyciła się twardego parapetu okna, na którym leżało ostrze. Poczuła ostre pieczenie w dłoni i wypuściła przedmiot z ręki. Był to sztylet, którym walczyła Mallena. Niewielki i zakrzywiony, ostry jak brzytwa z ostrzem umiejscowionym na zewnątrz knykci. Pola spojrzała na swoją dłoń i zobaczyła na niej gęsto sączącą się krew. Wystraszony Laurentius zatrzymał się, po czym zbliżył do niej. Ostrożnie chwycił ją za nadgarstek, żeby obejrzeć ranę, ale po chwili wyprostował się, jak rażony prądem.

– Zabierz ją! – wrzasnął i zrobił dwa kroki w tył. – Mallena! W tej chwili zabierz Polę z dala ode mnie!

– Słucham?! – krzyknęła, oburzona, popychając swojego kochanka.

– Uciekajcie! – warknął już nie jak człowiek, ale jak zwierzę.

Jego oczy zamieniły się w płynne złoto, a szczęka poszerzyła, ukazując wilcze zębiska zakończone dwoma kłami. Mallena otworzyła szeroko oczy i pobiegła w kierunku Poli. Chwyciła ją za rękę i wybiegły na zewnątrz, mijając Thorvalda.

– Szybko, dziewczyny! Uciekajcie! Długo go nie utrzymam! – zawołał wojownik, zatrzaskując drzwi przed rozszalałym Laurentiusem.

Thorvald oparł się barkiem o drewnianą powierzchnię, a one pobiegły przez śnieg. Pod ich stopami, pod cienką warstwą białego puchu, w zamarzniętym błocie pojawiały się czarne ślady ich stóp. Po chwili usłyszały huk i odwróciły się, aby zobaczyć, co się stało. Rudowłosy mistrz Wtajemniczonych podnosił się z ziemi, a Laurentius wybiegł na zewnątrz, wyjąc niczym dzika bestia. Mallena zasłoniła ją swoim ciałem i przybrała postawę bojową. Prześcieradło, którym była owinięta opadło na śnieg, ukazując jej nagie ciało. Była gotowa walczyć pomimo braku broni i w całkowitym negliżu. Na szczęście nie musiała.

Zza Laurentiusa wyłonił się Håkan i z całej siły uderzył przyjaciela w głowę klingą swojego miecza. Chłopak zachwiał się, a z jego twarzy zniknęły objawy przemiany. Nieprzytomny zwalił się prosto w kałużę błota, rozchlapując je na wszystkie strony.

– Co to, na bogów, było?!

Håkan rozejrzał się dookoła i spojrzał na Thorvalda, który już znajdował się przy nim.

– Szybko! Pomóż mi go przenieść, zanim się obudzi! Musimy go związać! – krzyknął wojownik do syna Pera i spojrzał w kierunku, gdzie stała Mallena, gotowa bronić Poli własnym ciałem.

– Do zamku! Już!

Gdy tylko pojawiły się na korytarzu, od strony kuchni wybiegła Nanna. Widząc nagą siostrę, otworzyła szeroko oczy.

– Co się stało na dziedzińcu? Dlaczego księżniczka jest ranna?

– Nie interesuj się – warknęła Mallena i rozejrzała niepewnie dookoła.

– Jesteś zmarznięta! Masz sine usta i... dlaczego jesteś goła? – dopytywała służąca zatroskanym głosem.

– Nanno, proszę, przygotuj z Ane kąpiel dla Malleny w mojej komnacie. Powiedz jej, żeby przyniosła jakieś ubrania, bo u mnie wszystko będzie za małe – poleciła Pola i wskazała wojowniczce kierunek, w którym mają się udać.

Nanna skinęła głową i odwróciła się, aby pobiec z powrotem do kuchni, ale Mallena ją powstrzymała.

– Ej, Nan! Weź też butelkę wina i coś do jedzenia!

Pierwsze, co zrobiła Pola po wejściu do komnaty, to podbiegła do łóżka, zerwała z niego narzutę z wyszytym drzewem Yggdrasil i narzuciła ją na ramiona Malleny. Ta opatuliła się nią, jakby pierwszy raz poczuła wstyd z powodu swojej nagości i podeszła do drzwi prowadzących na balkon. Wyjrzała na niego, jakby nigdy nie obserwowała widoku z takiej wysokości.

– Co wydarzyło się między tobą a Lauro? – zapytała poważnym i lekko onieśmielonym głosem.

– To znaczy?

Pola nie była pewna kontekstu pytania, a nie chciała opowiadać o nieprzyjemnościach z soboty.

– W söndag przybiegł do mnie do domu portowy chłopak. Leif dał mu miedziaka w zamian za to, żeby mnie przyprowadził do jego karczmy, bo Lauro siedział tam od kilku dni i wyglądał żałośnie. Pomagałam Cilli, mojej siostrze, w obowiązkach domowych, więc wszystko było lepsze niż gotowanie potrawki z karczochów i ciecierzycy dla tego pijanego knura... Zaprowadziłam Lauro do Stajni. Płakał. Pierwszy raz widziałam, jak to robi, więc musiało stać się coś strasznego, ale powtarzał jedynie, że stracił cię bezpowrotnie. Gdy go pocieszałam... No cóż, zawsze się w nim kochałam, to nie tajemnica. Chciał się kochać, to mu nie odmówiłam. – Umilkła na chwilę i prychnęła pod nosem. – Ale bez przesady! Też mam swoją godność! Lauro, którego znałam, nigdy by mi nie powiedział, że jestem dla niego nikim!

– Nie sądzę, by naprawdę tak myślał.

Pola próbowała go usprawiedliwić i nie rozumiała, dlaczego wciąż czuje taką ogromną potrzebę, by jego dobre imię było zachowane.

– Może nie myślał, ale to powiedział – obruszyła się.

W tym czasie Nanna i Ane w milczeniu nalewały gorącej wody do balii, a ich miny wskazywały, że aktywnie przysłuchują się rozmowie. Stara służąca imieniem Birgit wjechała z wózkiem i w komnacie zapachniało pieczonym mięsem i świeżym pieczywem. Na dole wózka miała miękkie ręczniki i staranie złożoną sukienkę służącej, a także kubełek z lodem, w którym umieszczona została butelka wina różanego z dodatkiem żurawiny i czerwonej porzeczki. Birgit wzięła bandaż i z wyraźnym namaszczeniem owinęła nim dłoń Poli, uprzednio smarując ją maścią odkażającą.

Mallena odwróciła się od okna i bez skrępowania zrzuciła z siebie narzutę, która opadła na podłogę. Dostojnym krokiem weszła do balii i chwyciła butelkę wina. Birgit była obruszona, że nie pozwolono jej wykonywać obowiązków, więc Pola podziękowała jej za pomoc i poprosiła, by powróciła do swoich wcześniejszych zajęć. 

– Mam do ciebie prośbę, Ane – powiedziała, gdy z komnaty wyszły niechciane uszy. – Proszę, idź i dowiedz się, co służba mówi o wydarzeniach na dziedzińcu. Zainteresuj się szczególnie tym, co i kto mówi o „dziwnych zjawiskach".

Zrobiła palcami gest cudzysłowu, a Ane skinęła głową i udała się na zwiady.

– Lauro wyglądał, jakby jego przejście nie przebiegło pomyślnie. Jakby dostał za dużo mocy. Ale co ja tam wiem... – powiedziała Mallena.

Rozsiadła się wygodnie w balii, sięgnęła po pieczone udko z kurczaka i wgryzła się w nie zachłannie.

– Dobrze, że Thorvald tam był – przyznała Pola.

Nie chciała kontynuować rozmowy. W głowie pojawiła się jej myśl, że to ona jest wszystkiemu winna. Gdyby lepiej studiowała księgę swojej matki, być może wiedziałaby, że jej krew jest szkodliwa, a tak... Popełniła błąd, bo jego oczy nie świeciły podczas przemiany i nie rozumiała, co to oznacza. Zbyt mało rozumiała.

– Thor... – szepnęła nagle Nanna i poruszyła się nerwowo. – Pani, czy mogę...?

– Tak. – Uśmiechnęła się delikatnie do służącej, przerywając jej pytanie. – Idź do niego.

Nanna zerwała się i pobiegła w pośpiechu do wyjścia. Jej siostra obróciła się i spojrzała za nią z zainteresowaniem.

– Nan i Thorvald? – zapytała zaintrygowana wojowniczka.

– Być może on coś szepnął, a ja szepnęłam coś jej...

Pola wzruszyła ramionami z miną niewiniątka.

– No proszę! – zaśmiała się Mallena. – W sumie to całkiem przystojny mężczyzna – skwitowała i rozejrzała się dookoła.

W pomieszczeniu zostały tylko we dwie. 

– Wykąp się ze mną – zaproponowała.

– Ja? – zdziwiła się Pola, zaskoczona nagłą zażyłością wojowniczki.

– W domu zawsze kąpałam się z siostrami, w Stajni też dziewczyny nie zostawiają się same, dla bezpieczeństwa. Niby jesteśmy równe, ale mężczyźni są różni.

– W sierocińcu też siostry zakonne kąpały nas zbiorowo – przyznała Pola.

Rozpięła pasek podtrzymujący futro od Ane i rozebrała się z lekkim poczuciem wstydu. Mallena nie miała powodu do skrępowania. Jej ciało było zgrabne, a kształty miała kobiece – spory biust i owalne biodra. Pola pod warstwą odzieży skrywała chłopięcą sylwetkę i malutkie piersi, więc po ściągnięciu ubrań i zanurzeniu się w wodzie zwinęła się w kłębek, a kolana podciągnęła pod brodę.

– Co to jest sierociniec? – zapytała zaintrygowana Mallena.

Wojowniczka nie znała zewnętrznego świata. Laurentius dobrze się w nim odnajdował. Zawsze tłumaczył jej rzeczy, które były rozbieżne i nie potrzebował wyjaśnień, gdy ona się wypowiadała. Pola zastanowiła się przez chwilę, jak najlepiej jej to wytłumaczyć.

– Jak jakieś dziecko nie ma rodziców i nikt nie chce się nim zaopiekować, to trafia do ośrodka, w którym znajduje schronienie, by nie tułało się po portowych dokach i nie musiało kraść i zarabiać w sposób mu uwłaczający. Może skończyć szkołę, pójść na Uniwersytet lub do Akademii i usamodzielnić się z godnością.

– Hmm – mruknęła Mallena.

– Ale potem trafiłam do rodziny zastępczej.

– Lauro u Leifa mówił o jakimś... kalece? – dociekała wojowniczka, jakby chciała poznać każdy element jej życia, a może próbowała zestawić swoje wyobrażenia o jej życiu z rzeczywistością i chciała lepiej ją zrozumieć.

– Państwo Zarębscy mieli biologicznego syna, Marcina, który urodził się z porażeniem mózgowym. W swojej głowie był normalnym człowiekiem, ale jego ciało było niesprawne. Nie umiał mówić ani się ruszać – wyjaśniła.

– Dlaczego go nie zabili? – zdziwiła się dziewczyna, jakby to było całkowicie normalne.

– Kochali go – odparła Pola z pewnością w głosie.

– Dlatego powinni go zabić! – prychnęła wojowniczka. – Gdyby go zabili, to by trafił do Heli i zasilił jej armię szkieletów. Lepsze to, niż więzienie na ziemi. Mógłby chociaż walczyć podczas Ragnaroku, a tak?

– Oni nie wierzyli w bogów, oni wierzyli w Boga Wszechmogącego i cierpienie jego syna, Jezusa.

– Ojciec tego całego Jezusa mógł wszystko, a pozwolił na jego cierpienie? To jakiś okrutnik czy co?

Pola zaśmiała się z wniosków Malleny i pokiwała przecząco głową, ale nie chciała wchodzić w kwestie religijne. Sama nie potrafiła zadeklarować swojej wiary i nie chciała popierać żadnego z wierzeń, których podobno w Isstad nie było, a i tak wszyscy o nich wspominali. Wychowała się w wierze chrześcijańskiej, ale nie przykładała do niej wagi. Skierowała więc rozmowę na inne tory.

– Chciałabym zorganizować sierociniec dla portowych sierot, zbudować zegar miejski, zaprzestać egzaminu na Smoczym Kle...

– Co masz do egzaminu? – przerwała jej zaskoczona Mallena, dławiąc się kolejnym kęsem mięsa.

– Jest niebezpieczny i stwarza zagrożenie chorobowe. Ale wszyscy reagują tak samo jak ty, więc nie wiem, czy powinnam to zmieniać. Chyba muszę zrozumieć, co w tym jest takiego wyjątkowego, by tak się narażać. Byłaś wtedy z Laurentiusem. Powiedz mi, co tam się wydarzyło?

– Hmm – zamyśliła się wojowniczka. – Pod warunkiem, że ty mi powiesz, co zaszło w lördag.

– Nie wiem, czy chcę o tym mówić. – Pola objęła swoje kolana ramionami i położyła na nich brodę. – Właściwie, to chciałabym o tym zapomnieć.

– Skrzywdził cię? – zainteresowała się dziewczyna i wyprostowała w balii.

Odłożyła nawet jedzenie, którego nie odstępowała od początku rozmowy.

– Nie czuję się skrzywdzona, ale mnie wystraszył.

– Nie rozumiem.

Spojrzała Mallenie w oczy i zrozumiała, że może jej zaufać. Była zaintrygowana i chciała odpowiedzi, ale nie było w tym ani krzty złośliwości czy podstępu.

– Pojechaliśmy do Skoghörn. Było uroczo, a wieczorem Laurentius przygotował romantyczną kolację przy kominku i wszystko było idealnie, więc zaczęliśmy się całować. Pragnął czegoś więcej, ale ja nie czułam się gotowa. Chciałam zrobić krok, a nie wskakiwać na głęboką wodę. Rozumiesz mnie, prawda?

Mallena skinęła głową, ale jej mina nie wskazywała na to, by w pełni wiedziała, o czym do niej mówiła. Prawdopodobnie, jak siostra, miała nieco inne doświadczenia. Jednak w przeciwieństwie do Nanny, nie wyraziła swoich wątpliwości.

– Zaczął napierać na mnie, a ja prosiłam, by przestał, ale nie przestał. Dopiero Thorvald mu przerwał. Potem mnie przepraszał, ale Thorvald zabrał mnie do domu. W poniedziałek, to znaczy w måndag przyszłam do Stajni, bo chciałam z nim porozmawiać. Po części czułam się winna i...

– Czego? – przerwała jej. – Gdy mówisz nie, to mówisz nie! W takich sytuacjach daję facetowi po ryju, a ty co? Wiatr cię przewróci... Nie znałam wcześniej Lauro z tej strony. Zawsze był tym... – Pstryknęła palcami, jakby szukała odpowiedniego słowa. – Romantykiem.

– Mówiłaś, że Laurentius ma za dużo mocy – wspomniała, chcąc zrozumieć, co miała wtedy na myśli.

Teraz czuła, że może z nią szczerze porozmawiać, ale musiała pamiętać, by ograniczać się do ogółów i nie zdradzić sekretu jej i Astrid.

– Widziałaś, co się z nim stało. Jest niestabilny. Podobno było kilka takich przypadków w historii, że podczas Ceremonii Przejścia wojownik zamienił się w wampira. Nie wiadomo, jak do tego dochodzi. Niektórzy mówią, że to kwestia emocjonalności. Lauro nie potrafi się przeciwstawić temu, co w nim siedzi i dopuszcza to do głosu, zamiast wykorzystać w walce. Nie potrafi opanować pożądania. No dobra! – zaśmiała się rubasznie i przeczesała dłonią włosy. – Jak Håkan przeszedł rytuał, to nawet ja się z nim pieprzyłam. Był jak rozbuchany ogier, któremu stawał na widok kobiecej pipki, ale Laurentius połamał Håkanowi rękę i był gotowy zgwałcić dziewczynę, za którą dałby się zabić. Coś tu nie pasuje.

– A twoja Ceremonia Przejścia jak przebiegała? – zapytała zainteresowana i zarumieniona, bo usłyszała o synu Pera zbyt dużo intymnych szczegółów.

– Moja Ceremonia Przejścia? – Mallena była zaskoczona pytaniem. – Chcesz wiedzieć, jak wyglądała moja Ceremonia Przejścia?

– To chyba nie jest dziwne pytanie?

Zawstydziła się, że powiedziała coś niestosownego. Wojowniczka upiła duży łyk wina i odłożyła kielich z powrotem na przenośny stolik.

– Królowa Gitta oddała swoją krew najdzielniejszym wojownikom, by mogli stać się równie silni, co potwory nocy. Wojownikom, nie wojowniczkom. Potem elita poczuła się zagrożona, więc nie chcąc być gorsza, sama zaczęła przekazywać sobie dar. Z czystej zawiści, nie dla pożytku. Od tej pory nic się nie zmieniło – prychnęła.

– Czyli nie przechodziłaś tego rytuału?

Pola była zdziwiona słowami Malleny.

– Póki nie będę mieć wija między nogami, to mogę zapomnieć!

– To nieuczciwe.

Chciała powiedzieć, że musi to zmienić, ale struga wody uderzyła ją w twarz, a Mallena zaczęła się głośno śmiać.

– Przestań tyle myśleć, ptaszyno!

Pola popatrzyła na nią zaskoczona i zobaczyła, jak wojowniczka nalewa sobie kolejny kielich wina. Nalała też do drugiego kielicha i podała go jej do ręki.

– Co chcesz wiedzieć o Smoczym Kle?

Okazało się, że życie na wyspie polegało na zwykłym i bezsensownym przetrwaniu w skrajnie surowych warunkach. Smoczy Kieł to kawałek kamienistej skały wystającej z morza, skorodowanej przez prądy morskie, pełnej grot i szczelin, w których ukrywało się robactwo i pomniejsze stworzenia. Przeżycie zapewniały wodorosty i mech, które były bogate w czystą wodę. Niestety, oznaczały wysoką wilgotność, a dostęp do drewna był ograniczony, zdobycie suchej rozpałki było wręcz nierealne. Niezbędny był ruch, by nie zamarznąć, a noce spędzali tak, jak mówił wcześniej Laurentius, w swoich ramionach. Ogrzewali tak swoje ciała, by nie doprowadzić do hipotermii. To, czego Laurentius jej nie powiedział, to że w tym czasie wyznawali sobie swoje najskrytsze tajemnice i tworzyli więź, która dla Malleny była bardzo znacząca. Po powrocie wszystko dla niej przepadło, pękło jak bańka mydlana. Chłopak z marzeń wojowniczki znów powrócił do uganiania się za księżniczką ze świata zewnętrznego, choć podczas egzaminu ani razu o niej nie wspomniał. Za to wspominał o swoim największym lęku i traumatycznym przeżyciu. Pola dowiedziała się, że Laurentius panicznie boi się Egila, gdyż był naocznym świadkiem śmierci królowej. Jako dwuletnie dziecko widział, jak ojciec Poli, Urlik, wybiega ze swoim dwuręcznym mieczem na korytarz, a następnie wraca, zataczając się, z zatrutym, czerwonym grotem w piersi, po czym upada martwy na posadzkę, a mężczyzna w szkarłatnej pelerynie wchodzi pewnym krokiem i zmierza w jego kierunku. Na nadgarstkach miał zamontowane mini kusze własnej konstrukcji, by jak tchórz zabijać wrogów z ukrycia, strzelając do nich spod szerokich rękawów płaszcza. Laurentius ze strachu posikał się w spodnie i zamknął przerażony swoje dziecięce oczka, a gdy je ponownie otworzył, Egil ucztował w ciele królowej, które zalało się krwią, jakby zakwitła na niej gigantyczna piwonia. Wygnaniec i zdrajca już na zawsze zagościł w snach Laurentiusa jako demon. Pola usłyszała również od Malleny miłe historie. Dowiedziała o marzeniach chłopaka. O jego romantycznych planach na przyszłość i chęci założenia wielkiej, szczęśliwej rodziny, której sam nie miał. Siedziały w wodzie tak długo, aż zrobiła się lodowata, a ich ciała stały się pomarszczone jak rodzynki. Potem wojowniczka założyła strój służącej i wyśmiała swój wygląd w lustrze. Następnie wyszła ze słodko-gorzkimi słowami na ustach:

– Być może nigdy cię nie polubię, ale z pewnością przestałam cię nienawidzić.

Pola stała przez chwilę w drzwiach w osłupieniu, analizując jej wypowiedź, aż przyszło jej do głowy coś szalonego. Pobiegła na sam szczyt zamku, do komnaty małżeńskiej swoich rodziców. Wbiegła po schodach na taras bez barierek, z którego wcześniej, z pomocą Laurentiusa, weszła na dach. Teraz, nie zważając na brak asekuracji, wdrapała się na sam szczyt i opierając się na kolanach, wytężyła wzrok patrząc w kierunku Stajni.

Tak, jak się tego spodziewała, zobaczyła Mallenę idącą do pomieszczenia, w którym spał syn Astrid i Sigurda. Może Mallena jej nie nienawidziła, ale z pewnością to ona teraz przy nim usiądzie i weźmie go za rękę. Za to Pola poczuła do niej nutkę nienawiści i zgasiła w sobie promyk sympatii, jaki niedawno zapaliła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top