Część 8
Mikkel uznał, że powinien być z Polą. Myśl o tym, dręczyła go przez resztę dnia. Dowódca na siłę chciał go uszczęśliwić. Wiedział, że przez ostatni rok nie należał do najszczęśliwszych osób na świecie, ale teraz wcale nie czuł się lepiej, wręcz przeciwnie. Ostatnie miesiące tworzył swoją codzienność, asymilował się z otaczającą go rzeczywistością, a pojawienie się księżniczki to zniszczyło. Dlaczego miał wrażenie, że wszyscy wkoło uważają to za lepsze rozwiązanie? Nie miał pojęcia. Jakby to jej obecność miała dopiero nauczyć go kontroli. Może o to chodziło... Jak Mikkel, który pił królewską krew nauczył się nie pragnąć jej najbardziej w świecie? Jak kontrolował głód? Czy to rozczarowanie Götildą pozwoliło mu otrzeźwieć? W takim razie on był skazany na porażkę, bo Pola była na wskroś dobra. Gdy zrozumiał, że podczas posiłków będzie skazany na kontakt z ukochaną, postanowił na nie nie chodzić. Zamiast tego szedł do kuchni i prosił o swój przydział krwi. Dostawał tam jedną butelkę. Zaledwie pół litra odżywczego napoju. Wiedział, że krew podczas posiłków jest rozwadniana, by bardziej przypominała w swej konsystencji wino, ale nie sądził, że jest to zaledwie pół litra dziennie. Był przekonany, że jest to pół litra na posiłek. Wtedy zrozumiał, że będzie musiał więcej kombinować.
W chwili, gdy słońce zaczynało chylić się ku zachodowi, szedł do klubu, zamiast do swojej komnaty. Sven zawsze znajdzie mu dodatkowe zajęcie, ale był tam ktoś jeszcze – Ula, barmanka. Gęste, ciemne włosy opadały jej na jedno ramię, a duże, piwne oczy okalały czarne rzęsy. Kochała muzykę. W młodości uczyła się grać na klarnecie, ale dopadło ją życie i teraz pracowała w nocnym klubie za barem. Nigdy się nie skarżyła i była urocza. Laurentius darzył ją szczególną sympatią i teraz też, po rozładowaniu towaru, podszedł od zaplecza do jej miejsca pracy, gdzie oznaczała poziom alkoholu w butelkach, by nad ranem się z niego rozliczyć. Nie zauważyła, jak do niej podszedł. Ujął ją w pasie i delikatnie pocałował w odsłoniętą szyję.
– Dobry wieczór... – mruknął jej do ucha, a ona wplotła dłoń w jego włosy.
– Zawsze jesteś kokieteryjny, gdy czegoś chcesz, Laurentius. Co dzisiaj cię do mnie sprowadza? – zaśmiała się melodyjnie.
– Daj mi na boku cztery butelki krwi – szepnął jej do ucha, lekko muskając wargami płatek jej ucha.
– Dam ci dwie – westchnęła i wyswobodziła się z jego objęć.
Poszedł za nią na zaplecze, gdzie stały skrzynki z butelkami z przyciemnionego szkła. Poczuł głód. Przez myśl mu przebiegło, by ogłuszyć Ulę i wypić całe zapasy, ale tego nie zrobił. Żył w społeczności, z której nie chciał być wyklęty. Dla wampira najgorsza jest samotność. Słyszał opowieści, o takich którzy oszaleli z tego powodu. Zdziczeli i zaczęli zachowywać się jak zwierzęta, a przez to szybko ginęli. Samotność oznaczała śmierć w męczarniach, dlatego chwycił za dwie butelki i patrząc zalotnie na barmankę, sięgnął po trzecią.
– Trzy – zaczął się targować.
– Dwie – odparła ze śmiechem.
Wsadził dwie butelki do plecaka wchodzącego w skład jego stroju i znowu kokieteryjnie uśmiechnął się do dziewczyny.
– Dwie i pozwolisz mi się napić...
Zaczął zbliżać się do dziewczyny, a ona swobodnie oparła się o ścianę pomieszczenia magazynowego mieszczącego się na zapleczu. Zrozumiał, że jest to zgoda, więc podszedł do niej i ponownie ją objął. Zaczął całować jej szyję, a ona jęknęła z zadowoleniem.
– Podobno ktoś jest w twoim życiu – szepnęła mu do ucha.
– Czy to coś zmienia?
Nie odpowiedziała, za to oplotła go zgrabnym udem i wyciągnęła mocniej szyję. Ula była jedną z tych dziewczyn, które podniecały kontakty z wampirami, a jego ugryzienia traktowała, jak akt seksualny. Wykorzystywał to, aby się na niej pożywiać. Naturalna krew była lepsza niż syntetyczna. Ciepła, prosto z tętnicy szyjnej. Wprawiła go w lekką ekstazę, gdy zanurzył w niej swoje kły. Mocniej na nią naparł, a jego dłoń powędrowała z pasa na jej biust. Jego głód malał coraz bardziej, a satysfakcja rosła. Jeszcze trochę, a będzie syty...
Wtedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i spojrzał w ich kierunku. W progu stała Pola, jej oczy były szeroko otwarte.
– Przepraszam... – wyszeptała.
Odwróciła się na pięcie i zniknęła z powrotem za drzwiami. Oderwał zęby od barmanki i spojrzał zaskoczony na Ulę. Miała wystraszoną minę, jakby właśnie ktoś ją zaatakował. Bała się go. Osunęła się na podłogę z wycieńczenia i chwyciła za rozdarte ramię.
– Przepraszam... Nic ci nie jest?
Chciał podać jej rękę, ale ją odtrąciła.
– Wynoś się! Jesteś potworem... Nie wiedziałem, że jesteś potworem...
– Nie chciałem, przepraszam – powiedział tylko i ruszył do wyjścia.
Za drzwiami natknął się na barowe lustro i dostrzegł swoją twarz. Wyglądał jak bestia. Jego szczęka była poszerzona, a jego kły przypominały zębiska dzikiego wilka. Tylko oczy wciąż miał ludzkie, nie błyszczały jak przy Poli.
Pola... Musiał znaleźć Polę. Zobaczył Svena, być może będzie wiedział, gdzie poszła. Podbiegł do niego i chwycił za ramię. Manager klubu odwrócił się i spojrzał wąskimi, niebieskimi oczami, a haczykowaty nos zadarł do góry.
– Co zrobiłeś? – zapytał go.
– Ula, ugryzłem Ulę... – przyznał skrępowany i czując, jak jego twarz wraca do poprzedniego kształtu.
– Porozmawiam z nią. Dam jej kilka dni wolnego na uspokojenie, ale nie gryź więcej moich pracowników...
Odgarnął długie, jasne pasmo włosów za ucho i ruszył w stronę baru. Laurentius poczuł, że traci szansę na uzyskanie informacji. Chwycił go za ramię, a ten się ponownie do niego odwrócił.
– Pola... Widziałeś ją?
– Poszła w stronę wyjścia.
Manager wskazał na dwuskrzydłowe, metalowe drzwi z dużym, neonowym napisem „Exit". Laurentius kiwnął Svenowi na znak podziękowania i pobiegł w wyznaczonym kierunku. Wybiegł na zewnątrz i rozejrzał się dookoła. Nie mógł sobie przypomnieć, czy Ula protestowała, czy odpychała go, albo próbowała się wyszarpnąć. Czuł jedynie mijający głód, a świat jakby się dla niego zatrzymał. Był on i tylko on.
Dostrzegł ruch na ścieżce prowadzącej w kierunku zamku. Pola szła szybkim krokiem, ale on był szybszy. Dogonił ją i chwycił za rękę. Usłyszał, jak nabiera powietrza w płuca, odwracając się w jego kierunki.
– Pola... – szepnął, nie wiedząc, co właściwie chce jej powiedzieć.
Popatrzyła na niego dużymi, załzawionymi oczami w kolorze intensywnego turkusu. Ujął go ten widok i sprawił mu niewyobrażalny ból. Dotknął dłonią jej policzka i delikatnie otarł łzę spływającą z kącika jej oka.
– Możesz robić, co chcesz... – szepnęła, zamykając powieki i lekko odrywając twarz od jego dłoni. – I z kim chcesz...
Chciała odejść, ale mimo że pragnął tego, odkąd się pojawiła, poczuł napływ paniki. Strach, że ją straci, opanował całe jego ciało, jak dreszcze w trakcie wysokiej gorączki. Bał się ją ponownie utracić. Instynktownie klęknął przed nią na kolana i objął ją w pasie. Spodziewał się, że go odepchnie, ale poczuł jej dłoń wplatającą się w jego włosy.
– Nie płacz, Polu... Błagam, nie płacz... Zrobię wszystko, ale nie płacz...
Wypowiadał słowa z głębi serca, których nie chciał, by usłyszała. Wiedział, że jej w ten sposób szkodzi, a jednak nie potrafił się powstrzymać. Chciał ją zachować przy sobie. Pragnął tego okrucha ludzkiego życia, bo wiedział, że jest jedynym takim na świecie.
– Nie rozumiem cię – przyznała.
Przyszedł czas na prawdziwą szczerość. Wtulił twarz w jej brzuch i zachłysnął się jej cudownym zapachem.
– Głoduję... Przy tobie czuję nieustający głód. Jesteś dla mnie jak afrodyzjak. Pragnę cię, ale wiem, że nie mogę cię mieć, bo obawiam się, że przy mnie stanie ci się krzywda... Jak wtedy na zamku. Wiedziałem, że cię zabiję dlatego, gdy zobaczyłem Mikkela, poprosiłem go o śmierć. To był jedyny sposób, by cię ocalić... a teraz jesteś tu znowu, a ja nie potrafię opanować głodu. Zjadłem wszystkie zapasy i nie wiem, co zrobię potem... Już zaatakowałem Ulę i nawet tego nie pamiętam...
– Ufam ci.
– Nie powinnaś.
– A mimo to mam pewność...
Uklękła przed nim i sięgnęła po ostry kamień leżący na ziemi. Z początku nie wiedział, co zamierza zrobić, ale gdy podwinęła rękaw bluzy, przeraził się, chciał zaprotestować. Nie był jednak w stanie. Ostra krawędź prowizorycznego narzędzia dotknęła jej skóry i spowodowała krwawe zatarcie. Pola przysunęła rękę bliżej jego twarzy. Jej krew była jak narkotyk, dawała poczucie spełnienia i sytości. Fizycznie czuł, jak jego ciało się zmienia. Jak jego oczy płoną, a zmysły szaleją. Czuł chrobotanie szczęki, gdy wysuwał ostre jak brzytwa zęby bestii. Był potworem i nie mógł o tym zapominać.
– Nie patrz na mnie, jestem...
Usiłował odwrócić głowę, ale jej zraniona ręka dotknęła jego twarzy i delikatnie odwróciła jego głowę z powrotem tak, aby spojrzał jej w oczy.
– Jesteś sobą i jesteś doskonały.
Zapragnął ją pocałować, ale zapach dochodzący z jej przedramienia był bardziej intensywny i zagłuszał jego ludzkie pragnienia. Chwycił ją za nadgarstek i instynktownie oblizał jej ranę na ręce. Eksplozja, jaka zapanowała w jego umyśle, nie miała granic. Jakby na nowo zasmakował życia, jakby jego mózg wybuchł niczym bomba nuklearna. To było porażające uczucie. Pragnął więcej. Przysunął kły do jej przedramienia i z nadzieją spojrzał jej w oczy. Nie bała się. Wtedy oprzytomniał. Przypomniał sobie obietnicę Egila i zrozumiał, że chociaż jej krew była najdoskonalszą i najsmaczniejszą, jakiej kiedykolwiek próbował, to jednocześnie była dla niego niedostępna. Nie tylko chodziło o jej ojca, a o nią samą. Pola nie była dla niego żywnością, nie chciał jej tak postrzegać i nie chciał nadużywać jej dobroci. Odsunął się od niej i zaskoczony swoją postawą i samokontrolą spojrzał jej w oczy. Ona jakby wiedziała. Uśmiechała się do niego subtelnie. Przysunął się do niej. Pola zarzuciła mu ramiona na szyję, rozumiejąc jego intencje i pocałowała go namiętnie. Jego szczęki zaczęły powracać do pierwotnej postaci. Mimo krążącej w nim adrenaliny potrafił zachować ludzką postać, ale to nie był koniec jego dylematów.
– Obiecaj mi coś... – wyszeptał, odrywając od niej usta.
– Co tylko zechcesz! – zaśmiała się, uradowana sytuacją.
– Obiecaj mi, że jeśli cię kiedykolwiek skrzywdzę, to odejdziesz.
– Nie... – jęknęła.
– Tylko pod tym jednym warunkiem jestem gotowy zaryzykować.
Laurentius zobaczył, jak dziewczyna przed nim posmutniała. Chwycił ją za dłoń i pomógł wstać z ziemi. Sam też się z niej podniósł. Pola pokiwała głową na znak zgody i wczepiła się w niego, szukając pocieszenia. Objął ją i pocałował w czubek głowy, gdzie nieznośnie plątały jej się kosmyki gęstych włosów. Kochał u niej ten nieład i czekał, aż odrosną długie i piękne, jakie miała w czasach nastoletnich.
– Kocham cię – szepnął w jej czuprynę.
– To ja cię kocham bardziej, przybyłam ci na ratunek...
Uniosła brodę i uśmiechnęła się z satysfakcją.
– Zginąłem dla ciebie! – zażartował, choć była to prawda.
– Tylko dałeś się zabić – mruknęła i tym razem oboje się zaśmiali.
Wsunął dłoń w jej dłoń i po raz pierwszy szli za rękę niczym prawdziwa para narzeczonych. Miał nadzieję na udany wieczór, ale przy tylnym wejściu do posiadłości Mikkela, stał Egil z założonymi rękami i zwiastował kłopoty. Odruchowo wypuścił dłoń Poli, jakby był winny nadużycia.
– Idź do naszej komnaty, kochanie... – polecił Laurentius do dziewczyny.
Odpowiedziała mu coś niezrozumiałego pod nosem, być może tylko wydała jakiś dźwięk i ruszyła korytarzem w stronę wieży, gdzie znajdowały się komnaty Egila, a teraz również i ich. Laurentius został i zaczekał na jej ojca, który wyglądał na niezadowolonego.
– Widziałem – burknął, rozkładając ręce i podchodząc do niego.
– Nie ugryzłem jej... – usprawiedliwił się.
– Pamiętaj, co ci obiecałem – zagroził mu spokojnym głosem.
Przez chwilę chciał mu odpowiedzieć coś nieprzyjemnego, ale się powstrzymał. Rozumiał go. Chwycił go za ramię i zmusił do spojrzenia wprost na niego.
– Obiecaj mi coś, Egil... – Mężczyzna zmrużył oczy, oczekując kontynuacji. – Obiecaj mi, że jeśli kiedykolwiek ją ugryzę, to mnie zabijesz.
Ojciec Poli skinął głową na znak zgody, więc Laurentius odwrócił się od niego i również udał się w stronę swojej komnaty. Słyszał za sobą kroki i ciche posapywanie Egila.
– Zmielę cię na papkę. – Usłyszał w końcu coś na kształt postanowienia.
– Miałbyś satysfakcję – odparł mu Laurentius.
– I to jaką! – zaśmiał się mężczyzna i zniknął w jednym z bocznych korytarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top