Rozdział XXXVIII
Spojrzałem jeszcze raz na strome schody prowadzące w dół. Przełknąłem głośno śline. Zastanawiałem się czy na pewno tam prowadzi nasza dalsza droga. Jednak kompas cały czas uparcie wskazywał zejście do jaskiń. Nie byłem już w stanie nic więcej przełknąć, więc odłożyłem kanapki na podłogę. Spojrzałem na Jimina, który widocznie był przerażony myślą zejścia w dół. Złapałem go za dłoń i delikatnie pogładziłem jej wierzch. Blondyn przeniósł na mnie spojrzenie swoich brązowych tęczówek. Uśmiechnąłem się starając się dodać mu otuchy.
- Wszystko w porządku?
- Tak tylko... Ja...
- Co takiego?
Blondyn westchnął i spuścił wzrok. Widziałem jak jego policzki przybierają czerwony kolor.
- Ja... Boję się ciemności... - odparł cicho Jimin-ssi.
Stanąłem naprzeciwko niego. Złapałem jego podbródek i uniosłem w górę tak, aby znów na mnie spojrzał. Wyglądał na zawstydzonego. Zdziwiło mnie to. Każdy się czegoś boi. Przecież to całkiem zrozumiałe. Lęk jest naturalną cechą człowieka. Jeśli ktoś twierdzi, że nie boi się niczego to z pewnością kłamie.
Uśmiechnąłem się i położyłem dłoń na jego policzku.
- W porządku. Nie martw się będę przez cały czas przy tobie obiecuję.
- Przepraszam...
- Za co?
- Za to, że się tak strasznie boję...
Spojrzałem z jeszcze większym zdziwieniem na moją moją kuleczke.
Czy on naprawdę przepraszał mnie za to, że się boi?
Wiedziałem, że Jimin-ssi był osobą, która nigdy nie chciała nikogo zawieść. Nie chciał okazywać słabości. Można powiedzieć, że w tym był do mnie podobny. Jednak nie może obwiniać się za coś na co nie ma wpływu. Każdy boi się różnych rzeczy i nie wybiera czego. Od nas zależy tylko czy stawimy im czoło.
- Nie przepraszaj mnie, bo nie masz za co. Przecież każdy się czegoś boi. To normalne.
- Ty także?
Przez chwilę się zamyliłem. Czy była jakaś rzecz, której się bałem? Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to, iż raczej nie ma takiej rzeczy, ale, gdy spojrzałem w jego piękne, brązowe oczy już wiedziałem, że jest.
- Boję się, że mogę cię stracić...
Blondyn spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Po chwili jednak uśmiechnął się i przytulił się do mojej klatki piersiowej. Od razu objąłem go mocno ramionami.
Nie byłem pewien czy to przez mój sen tak bardzo się o niego boję. Na pewno miał na to jakiś wpływ, ale z drugiej strony nawet, jeśli nie miałbym tej zdolności to i tak bałbym się o niego.
- Powinniście już ruszać. Im szybciej tym lepiej. - odparła staruszka.
Jimin-ssi odsunął się ode mnie i wziął do ręki różdżke. Zrobiłem to samo uśmiechając się. Cokolwiek nas czeka tam na dole niech lepiej ma się na baczności.
- Powodzenia chłopcy. Mam nadzieję, że wam się uda.
- Oczywiście, że się uda. W końcu, co może pójść nie tak? - zaśmiałem się choć wiedziałem jak bardzo poważna jest ta sytuacja.
- Dużo rzeczy może pójść źle. Jednak módlmy się, żeby wam się nic nie przytrafiło.
Nie wiem czemu, ale wciąż nie do końca ufałem tej kobiecie. Gdyby nie to, że kompas wskazywał nam drogę do jaskiń to nigdy w życiu nie uwierzył bym jej, że właśnie tam prowadzi droga. Coś dziwnego było w tej staruszce.
Złapałem Jimina za rękę. Wziąłem od niego kompas i jeszcze raz na niego spojrzałem. Niestety on wciąż nieubłaganie kazał nam iść w dół. Westchnąłem i spojrzałem na blondyna.
- Gotowy?
- Cóż... Chyba można tak powiedzieć. - uśmiechnął się delikatnie.
- Ach! Jeszcze jedno! - zawołałem odwracając się w stronę staruchy.
- Tak?
- Po czym rozpoznamy ten cały Kamień Snów?
- Gdy go ujrzycie będziecie wiedzieć.
Świetnie... Bardzo dużo mi to pomogło. Zapewne będzie tam tysiące różnych kamieni, a ona mi mówi, że go rozpoznam. Przecież nie mam bladego pojęcia jak wygląda! Aygoo...
- W porządku... W takim razie dziękujemy za pomoc. - odparł Jimin-ssi.
Oczywiście, że musiał podziękować. W końcu był znacznie lepiej wychowany ode mnie i wiedział co oraz kiedy powiedzieć. Znając życie to ja nie powiedziałbym nic więcej tylko ruszył przed siebie. Cóż... Dobrze, że mam go przy sobie.
- Lumos.
Różdżka moja jak i Jimina po wypowiedzeniu zaklęcia rozbłysnęła światłem. Postanowiłem stopę na pierwszym stopniu upewniając się, że jest stabilnie. Po czym obaj zaczęliśmy coraz bardziej zagłębiać się w dół. Mogłem usłyszeć jak starucha zamyka z hukiem klapę.
Słowo daje, że jeśli nas oszukała i mojej małej kuleczce coś się stanie to ją zabiję.
Schody prowadzące do jaskiń były dość wąskie i strome. Przez co Jimin-ssi prawie z nich spadł. Na szczęście mocno trzymałem go za rękę. Byłem zaskoczony, że to nie ja prawie zleciałem w dół. Jeśli miałbym wybierać z dwojga złego to wolałbym, żebym to ja spadł z tych schodów. Nie mogłem pozwolić, żeby Jiminowi stała się krzywda.
Jeszcze przez kilka minut schodziliśmy w dół. Byłem bardzo zaskoczony tym jak głęboko w dół prowadziły. Rozejrzałem się po dość sporej jaskini, w której się znaleźliśmy. Poświeciłem trochę mocnej, żeby zobaczyć więcej, ale przypomniałem sobie, że nie wiedzieliśmy co takiego znajduje się w tych ciemnościach, więc po chwili moja różdżka znów świeciła delikatnym światłem. W momencie, gdy to zrobiłem tuż przed moją twarzą przeleciał nietoperz. Powstrzymałem się w ostatniej chwili od krzyku. Jimin-ssi pisnął i wskoczył mi w ramiona. Zaśmiałem się cicho i pogłaskałem go po główce, żeby się uspokoił.
- Spokojnie jestem tutaj. Nic ci się nie stanie. - szepnąłem, a blondyn pokiwał tylko głową i po chwili znów szliśmy przed sobie.
Zastanawiałem się jak długo będziemy musieli iść zanim uda nam się w końcu znaleźć ten cały Kamień Snów. Miałem nadzieję, że Dumbledore mówił prawdę i on naprawdę istnieje.
Wyciągnąłem z kieszeni kompas chowając do niej na jakiś czas różdżke. Światło z tej Jimina musiało nam na razie wystarczyć.
Skręciłem w lewy korytarz. Jednak już niedługo przekonałem się, że chowanie różdżki to był błąd.
Szedłem wpatrując się w tarcze kompasu i śledząc wzrokiem jego wskazówkę. Nie patrząc gdzie idę nagle robiąc następny krok nie znalazłem pod stopą podłoża i wpadłem prosto do wody. Wynurzyłem sie po chwili łapiąc powietrze. Jimin-ssi stał na brzegu śmiejąc się cicho. Gdy spadałem ręka blondyna wysunęła się z mojej dłoni, więc jego ominęła kąpiel. Schowałem kompas do kieszeni i podpłynąłem z powrotem do brzegu.
- I jak woda? - zaśmiał się.
- Cóż... Może sam sprawdzisz? - odparłem i chwyciłem go za ramiona ciągnąc do siebie.
Blondyn wpadł do wody i po chwili tak jak ja wynurzył się łapiąc powietrze. Spojrzał na mnie morderczym wzrokiem jednak ja tylko się zaśmiałem. Jimin-ssi wziął zamach i ochlapał mnie wodą. Zbliżyłem się do niego i pocałowałem czubek jego noska. Następnie rozejrzałem się dookoła.
- Skąd tutaj się wzięła ta woda? - zapytałem zastanawiając się nad tym.
- Cóż... Zapewne tworzyła się tutaj od jakiegoś czasu. Około kilkunastu lat. Poprzez skraplanie ze skał lub z podziemi.
Spojrzałem na Jimina uśmiechając się szeroko. Wiedziałem, że jest inteligentny, ale wciąż potrafił mnie zaskoczyć.
Znów wyciągnąłem kompas. Wyglądało na to, że musieliśmy przepłynąc to małe jeziorko, żeby dostać się na drugi brzeg.
Na szczęście nie zajęło nam to zbyt dużo czasu. Płynąc cały czas trzymałem Jimina za rękę. Praktycznie ciągnąłem go za sobą, ale nie przeszkadzało mi to. W wodzie ważył jeszcze mniej niż poza nią. Gdy w końcu dotarliśmy do brzegu
Jako pierwszy podciągnąłem się na wzniesienie, aby następnie pomóc Jiminowi wejść. Starałem się za wszelką cenę zignorować to jak jego koszula powędrowała w górę odsłaniając cały jego umięśniony brzuch. Przygryzłem dolną wargę. Gdybym tylko mógł najchętniej pozbył bym się tej jego koszuli. Jak z resztą pozostałych części jego garderoby. Jednak to nie była odpowiednia pora.
Oczywiście musiał jeszcze przeczesać dłonią swoje mokre blond włosy, gdy już stanął obok mnie. Zdecydowanie mi tego nie ułatwiał.
- Gdzie teraz? - zapytał co pomogło mi się otrząsnąć.
Spojrzałem na trzy korytarze, które znajdowały się przed nami. Każdy z nich był zupełnie inny. Jeden był po prostu zwykłym korytarzem takim jakim szliśmy kilka minut temu. Drugi miał w sobie taką niezwykłą jasną poświate. Idąc nim nie musielibyśmy używać światła z naszych różdżek. Trzeci zaś był pogrążony w kompletnym mroku. Bił od niego jakiś dziwny przeszywający chłód. Wyciągnąłem ponownie kompas. Modliłem się, żeby jego wskazówka wskazała środkowe jasne przejście. Jednak łudziłem się na marne, ponieważ oczywiście, że nasza droga musiała wieść przez najgorszy z nich. Westchnąłem i przeniosłem wzrok na blondyna.
- Tamtędy... - odparłem wskazując prawy korytarz.
Jimin-ssi spojrzał na niego i przełknął głośno śline. Nie dość, że bał się ciemności to jeszcze kazali nam wchodzić w najgorsze możliwe miejsce.
Złapałem go za dłoń stając naprzeciwko niego.
- Wszystko będzie dobrze obiecuję. Tylko trzymaj się blisko mnie. - odparłem całując go w czoło.
- Zróbmy to po prostu.
Podałem Jiminowi kompas, a następnie wyciągnąłem różdżke. Znów użyłem zaklęcia Lumos. Wziąłem głęboki oddech, aby ruszyć po chwili przed siebie w głąb korytarza.
Nie był to ani trochę przyjemny spacer. Ciemno, mokro i ciasno. Z Jiminem ledwo co się mieściliśmy w tym korytarzu. Jednak oprócz tego nie natrafiliśmy na żadnego rodzaju przeciwności. Narazie.
Nie miałem pojęcia jak długo będziemy iść ani co znajduje się na końcu tego korytarza. Czy tam znajdziemy Kamień Snów?
Cóż... Żeby się tego dowiedzieć najpierw musieliśmy się przedostać przez ten labirynt.
Kompas wiernie prowadził nas przez korytarze, ale tak naprawdę nie mieliśmy pewności, że wskazuje nam właściwą drogę. Mogliśmy tylko mieć nadzieję.
Nagle rozległ się echem przeraźliwy pisk. Jimin-ssi podskoczył przestraszony i chwycił mnie mocniej za dłoń. Staliśmy przez chwilę bez ruchu. Rozglądałem się dookoła. Dla bezpieczeństwa przyciemniłem delikatnie światło mojej różdżki. Uważnie nasłuchiwałem odgłosu kroków lub innych oznak, iż ktoś albo coś się zbliża. Jednak jedyne co udało mi się usłyszeć to przyspieszony oddech blondyna.
- Spokojnie Jimin-ssi. Nie bój się. Jestem tutaj. - szepnąłem starając się uspokoić chłopaka.
ChimChim tylko pokiwał delikatnie głową. Tak bardzo chciałem, żeby był teraz w domu. Bezpieczny. Jednak jakiś głupie przeznaczenie chciało, żebyśmy pakowali się w to gówno. Jednak cóż... Ktoś w końcu musi. Znów ruszyliśmy powoli przed siebie. Tym razem byłem bardziej czujny. W każdej chwili mogliśmy mieć niezapowiedzianego gościa.
Ponownie skręciliśmy zgodnie z tym co pokazywał nam kompas. Miałem wrażenie, że ten labirynt nie ma końca. Czułem jakbyśmy przez cały czas po prostu chodzili w koło.
Westchnąłem, gdy ponownie skręciliśmy w lewo.
Nagle usłyszałem osobliwy szmer. Natychmiast się zatrzymałem uważnie nasłuchując skąd dochodzi. Przeszedł mnie dreszcz, gdy ten przeszywają pisk rozległ się ponownie. Czułem jak Jimin-ssi wbija mi paznokcie w ramię. Pozwoliłem mu na to. Wiedziałem jak bardzo przerażony był. Postanowiłem zaryzykować i zaświecić mocniej.
Jednak to był błąd...
Kilka metrów od nas stała olbrzymia bestia wpatrując się w nas czerwonymi z wściekłości oczami. Nie wiedziałem do końca co to było, ale przypominało wilka. Wielkiego wilka.
Przełknąłem śline zastanawiając się co powinienem zrobić. Czy atakowanie go było dobrym pomysłem? Może jednak powinniśmy poczekać i zobaczyć co zrobi?
Nie! Nie miałem zamiaru czekać aż ta bestia zrobi krzywdę Jiminowi.
Bez wahania wycelowałem różdżke w stronę stworzenia. Wilk natychmiast zaczął warczeć.
- Kookie nie rób tego. - szepnął Jimin-ssi starając się zabrać mi różdżke.
- Co? Nie widzisz co właśnie mamy przed sobą?! Przecież to nas zabije!
- Gdyby chciał nas zabić zrobiłby to od razu. Może nie ma złych zamiarów. Nie możemy go tak po prostu zaatakować.
- Jimin-ssi...
- Zaufaj mi, dobrze?
Spojrzałem w te jego brązowe tęczówki i westchnąłem. Oczywiście, że mu ufałem, ale nie ufałem temu stworzeniu. Jednak mimo wszystko opuściłem różdżke.
Zwierzę najwidoczniej zdziwiło moje zachowanie. Przestało warczeć, ale cały czas zbliżało się do nas. Nie wiedziałem jaki Jimin-ssi ma plan, ale cóż mogłem zrobić? Pozostało mi tylko wierzyć w to, że wie co robi.
Gdy znalazł się tuż przed nami odruchowo chciałem podnieść różdżke i blodnyn doskonale o tym wiedział, więc ostrzegawczo pociągnął mnie za koszule.
Zwierzę usiadło dokładnie przed Jiminem. Nieświadomie wstrzymałem oddech, gdy chłopak wyciągnął do niego dłoń. Chciałem jakoś zareagować. Zrobić coś, ale, gdy tylko Jimin-ssi dotknął głowy wilka oślepiło nas jasne światło.
***
Gdy znów byłem w stanie cokolwiek zobaczyć znajdowaliśmy się w zupełnie innym miejscu. Była to dość spora komnata. Wypełniona światłem i radością. Czułem się tutaj tak dziwnie swobodnie i bezpiecznie. Niepokoiło mnie to. Mimo wszystko starałem się cały czas być czujnym. Na szczęście wciąż stałem obok Jimina trzymając go za rękę. Spojrzałem na blondyna, jednak on cały czas patrzył przed siebie wyraźnie zdziwiony.
Powędrowałem wzrokiem w tamtym kierunku i również nie mogłem wyjść z podziwu. W miejscu gdzie siedział pies stała teraz wysoka kobieta. Jej cera była bardzo blada. Miała długie, białe włosy i duże, niebieskie oczy, które można było od razu zauważyć. Uśmiechała się do nas przyjaźnie, ale ja wciąż nie przestałem być podejrzliwy.
- Możesz być spokojny Jungkook, ponieważ kolejny etap waszej podróży dobiegł końca. - odezwała się nagle delikatnym głosem.
No pięknie... Kolejna osoba zna moje imię. Czy jestem już aż tak rozpoznawalny?
- Jesteś wybrańcem. Oczywiście, że staniesz się rozpoznawalny, ale nie tylko dlatego panie "najlepszy szukający jakiego miała kiedykolwiek ta szkoła" Jungkook.
Jimin-ssi słysząc to starał się za wszelką cenę nie wybuchnąć śmiechem. Spojrzałem tylko na niego morderczym wzrokiem na co on się tylko uśmiechnął uroczo.
W porządku... Czyli ona potrafi czytać w myślach. Ale skąd wie, że jestem szukającym? I skąd wie jak zwykle na siebie mówię?
- Skąd ty...
- Wiem więcej niż myślisz. - zaśmiała się cicho.
- Kim jesteś?
- Cóż... Większość ludzi nie wie o moim istnieniu, jednak ci, którzy wiedzą mówią na mnie Wyrocznia.
- W porządku... Więc...
- Tak, jestem boginią oraz tą, która ma przekazać Kamień Snów w ręce wybrańców.
- Więc to ty go posiadasz? - zapytał dla pewności Jimin-ssi.
- Ja tylko go strzegę. Jestem także pod wrażeniem. Twoje dobre serce Jiminie sprawiło, że znaleźliście się w tej komnacie.
- Jak to?
- Jako jedyny nie chciałeś mnie skrzywdzić. Wszyscy, którzy tutaj byli przed wami atakowali mnie bez najmniejszego zawachania.
- Zaraz... Czyli to ty byłaś wilkiem?
- Tak.
A więc przeczucie Jimina było trafne. Dzięki niemu wykonamy zadanie. Dzięki niemu otrzymamy Kamień Snów. Gdyby nie on nie udałoby się nam. Ja zapewne strzeliłbym zaklęciem. Ale nie Jimin.
- Proszę. Weźcie go i wyruszajcie w drogę powrotną. - odparła Wyrocznia.
Po chwili przed nami pojawił się piękny, błękitny kryształ. Starucha miała rację. Wiedzielibyśmy, że to ten gdybyśmy go znaleźli.
Spojrzałem na Jimina. Blondyn tylko pokiwał głową na znak, że to ja mam go wziąć. Dość niepewnie wyciągnąłem ku niemu dłoń. Z każdą chwilą, gdy byłem coraz bliżej, aby go chwycić czułem jego moc.
Gdy miałem go w dłoni czułem się niesamowicie. Ta siła...
Już rozumiałem czemu Dumbledore tak bardzo nie chciał, żeby dostał się w ręce Czarnego Pana. Gdyby go posiadł stałby się niepokonany.
- Musicie go strzec. Jest to bardzo potężny przedmiot magiczny. Potężnejszego nie ma w całym świecie magicznym. Więc uważajcie.
- Oczywiście. Nie spuścimy go z oczu ani na chwilę. Nie musi się pani martwić. - odparł z uśmiechem Jimin-ssi.
- W takim razie mogę być spokojna. Miło było was poznać Jiminie i Jungkooku. Jestem zaszczycona, że mogłam pomóc wybrańcom.
- To my jesteśmy zaszczyceni.
- Musicie już teraz wracać. Oczekują was już w Hogwarcie.
- Dziękujemy. - odparliśmy jednocześnie.
- Ach! Jeszcze jedno! Jungkook ten kamień potrafi bardzo wiele. Może wręcz wszystko. - ostatnie słowa wypowiedziała ze szczególnym naciskiem.
Chciałem zapytać co to miało znaczyć, ale zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć znów oślepiło nas światło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top