Rozdział XXXIV
Nie musiałem długo czekać, żeby Snape wszedł do gabinetu dyrektora Dumbledore'a z kubkiem w ręku. Na samą myśl, że mam się zmienić w nauczyciela eliksirów dostawałem dreszczy.
No, ale cóż... Sam się w to wpakowałem. Gdyby nie moje ego Jimin-ssi musiałby to zrobić. Jednak duma była dla mnie ważniejsza.
Snape stanął przede mną i wyciągnął do mnie kubeczek. Niepewnie wziąłem go do ręki i spojrzałem na płyn o dziwnym zielonym kolorze znajdujący się w środku. Podniosłem go na wysokość twarzy i od razu tego pożałowałem. To coś pachniało gorzej niż Yoongi po przespaniu czterech dni.
Szybko oddałem kubek Snape'owi i położyłem dłoń na ustach starając się nie zwymiotować.
Kątem oka mogłem dostrzec Jimina, który za wszelką cenę stara się nie wybuchnąć śmiechem.
Spojrzałem na niego z udawaną złością, a on tylko uśmiechnął się uroczo. Odwzajemniłem uśmiech, a następnie znów zwróciłem wzrok w kierunku Snape'a.
- To na pewno zadziała? - zapytałem wskazując na miksture.
- Oczywiście, że zadziała. - obruszył się. - Musisz to wypić zanim wejdziecie do banku. Pamiętaj, żeby nikt tego nie widział.
- Za kogo mnie pan ma? Przecież to jest oczywiste. - odparłem przewracając oczami.
Jednak Snape nie wyglądał na przekonanego i odwrócił się w stronę Jimina.
- Miej na niego oko. Od ciebie zależy powodzenie tej misji.
- Nich Pan się nie martwi profesorze. Przypilnuje go. - zaśmiał się blondyn.
Prychnąłem krzyżując ręce na piersi. Naprawdę myślał, że jestem aż tak głupi?!
Może i czasami postępowałem dość impulsywnie, ale potrafiłem skupić się na tym co mam zrobić i nie popełnić błędu. Zwłaszcza, gdy w grę wchodziła przyszłość moja i Jimina.
Snape wyciągnął z kieszeni małą probówke i wlał do niej eliksir. Następnie zabezpieczył korkiem, żeby płyn się nie wylał i podał mi ją.
Dość niechętnie wziąłem od niego miksture i schowałem do kieszeni spodni.
Dyrektor Dumbledore cały czas tylko siedział przy biurku i przyglądał się całej sytuacji. Wyglądał jakby się nad czymś głęboko zastanawiał.
W międzyczasie Jimin zdążył również przynieść z samochodu peleryne niewidke należącą do Tae, którą tam zostawiłem. Taehyung miał niezłe wyczucie dając mi ją. Teraz naprawdę nam się przyda.
Spojrzałem na Jimina i uśmiechnąłem się do niego pocieszająco. Wiedziałem, że wszystko skończy się dobrze, a przynajmniej miałem taką nadzieję.
Blondyn odwzajemnił uśmiech, a po chwili mogłem dostrzec dyrektora Dumbledore'a zmierzającego w naszym kierunku.
- Jesteście gotowi?
- Tak profesorze. - odparłem podchodząc do Jimina i chwytając go za rękę.
- Cóż... Pozostało mi tylko życzyć wam powodzenia. Mam nadzieję, że uda wam się bez problemu wrócić po wykonaniu zadania.
Pokiwaliśmy tylko zgodnie głowami nic więcej nie mówiąc. Dumbledore uniósł różdżke i wypowiadając odpowiednie zaklęcie skierował ją w naszym kierunku.
Po chwili mogłem zobaczyć jak obraz się rozmazuje, a po chwili kompletnie znika.
***
Nagle pojawiliśmy się przed budynkiem banku Gringgota. Rozejrzałem się dookoła i trzymając wciąż Jimina za rękę ruszyłem w stronę jednej z pustych uliczek.
Stanęliśmy naprzeciwko siebie, a ja od razu wyciągnąłem z kieszeni spodni fiolke z eliksirem, którą dostałem od Snape'a sprawdzając czy nic się nie stało z płynem.
Przełknąłem głośno śline.
Na samą myśl, że miałem to wypić zbierało mi się na wymioty.
Spojrzałem na Jimina w tym samym momencie, w którym on podniósł na mnie wzrok.
- Dobra. Wypije to i miejmy nadzieję, że Snape wykonał tak jak należy to w czym podobno jest najlepszy. Gdy już się zmienię ty narzucisz na siebie peleryne i wejdziemy do banku.
- Jasne. Tylko, żeby to zadziałało. - westchnął blondyn.
- Też mam taką nadzieję. - odparłem zdejmując korek z probówki.
Przybliżyłem ją do ust, ale zapach i kolor tego płynu sprawiał, że już wolałem napić się płynu do mycia naczyń.
Skrzywiłem się i spojrzałem ponownie na Jimina, który zachęcał mnie do wypicia eliksiru kiwając głową i uśmiechając się pocieszająco.
Westchnąłem i jednym dużym łykiem opróżniłem naczynie. Nie smakowało aż tak źle, ale sam fakt, iż wiedziałem jak to wyglądało i jak pachniało sprawiał, że miałem ochotę jak najszybciej pozbyć się tego z moich ust.
Czekałem chwilę obserwując zachowanie mojego ciała, ale nic się nie działo. Westchnąłem myśląc, że Snape musiał coś pokręcić.
Wzruszyłem ramionami spoglądając na Jimina i już miałem powiedzieć, że musimy wymyślić inny plan, gdy nagle poczułem coś dziwnego. Spojrzałem na moje dłonie, które trochę się zmniejszyły i pomarszczyły. Włosy natychmiast zmieniły swoją długość i zrobiły się dziwnie wilgotne i oklapłe. Poczułem dziwne uczucie. Jakby mój brzuch się trochę powiększył. Przejechałem po nim dłonią i spojrzałem z przerażeniem na Jimina.
Naprawdę stawałem się Snape'em.
Blondyn śmiał się widząc moją minę i poklepał mnie delikatnie po brzuchu.
- Spokojnie Kookie za jakiś czas znów odzyskasz swoje umięśnione ciałko. - zaśmiał się przygryzając delikatnie dolną wargę.
Mimo, iż miałem zamiar być na niego obrażony, co oczywiście nie wchodziło w grę, ponieważ i tak wiedziałem, że mi się to nie uda nawet przez minutę, uśmiechnąłem się i pochyliłem się w jego stronę chcąc złożyć na tych cudownych ustach pocałunek.
Zdziwiłem się, gdy Jimin odsunął mnie od siebie nie dając mi dostępu do swoich pełnych warg.
- Pan wybaczy profesorze, ale po pierwsze to nie wypada, ponieważ jest pan moim nauczycielem, a po drugie, gdyby Kookie się o tym dowiedział to by pana zabił. - odparł i śmiejąc się ruszył w stronę banku Gringgota.
Westchnąłem przypominając sobie, że nie posiadam na jakieś czas swojego ciała. Cieszyłem się, jednak, że Jimin nie zgodził się na pocałunek. Mimo, iż ja tak bardzo go pragnąłem.
Ruszyłem za nim w stronę banku. Gdy znaleźliśmy się pod drzwiami Jimin zarzucił na siebie peleryne i zniknął. Jednak wiedziałem, że będzie podążał za mną, więc tak jakby to zrobił Snape, pewnym krokiem wszedłem do środka otwierając z hukiem drzwi.
Wiedziałem, że Jimin musi szybko przebierać swoimi małymi stópkami, żeby za mną nadążyć. Jednak i tak kochałem te jego malutkie nóżki.
Gdy przemierzałem główny hall wzrok wszystkich skierowany był w moim kierunku. Nie powiem, ale spojrzenie tych goblinów było trochę niepokojące. Jednak nie miałem zamiaru wyjść z roli. Snape nie przejmował się takimi rzeczami.
Stanąłem przed biurkiem najważniejszego ze wszystkich, którzy się tam znajdowali i skrzyżowałem ręce na piersi. Musiałem podnosić niego głowę w górę, żeby móc na niego spojrzeć.
Goblin nawet nie zwrócił na mnie uwagi, więc musiałem coś z tym zrobić.
- Chcę dostać się do skrytki numer 216. - odparłem z przekonaniem i zdziwiłem się, gdy mój głos naprawdę zabrzmiał jak głos profesora Snape'a.
- Dowód osobisty. - odparł nawet na mnie nie patrząc.
- Nie sądzę, żeby to było potrzebne.
Goblin przestał pisać i przeniósł na mnie wzrok. Przez chwilę mi się przyglądał. Zastanowiłem się o co mu chodzi i przez moment przeraziłem się, że może nie jestem do końca podobny do nauczyciela eliksirów.
- Ach... Severus Snape... Co pana tutaj sprowadza?
- Tak jak już powiedziałem chcę dostać się do skrytki 216.
Dookoła rozległy się szepty. Jednak ja nie miałem zamiaru się rozglądać i cały czas patrzyłem pewnym wzrokiem na goblina, który zaczął szukać czegoś w dokumentach znajdujących się na jego biurku.
- Oczywiście! Proszę za mną.
Chciałem się uśmiechnąć, ale w ostatniej chwili przypomniałem sobie, że Snape by tego nie zrobił.
Jednak cieszyłem się, że wszystko poszło bez najmniejszych problemów. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Nagle podszedł do niego inny goblin i patrząc na mnie zaczął szeptać mu coś do ucha. Przełknąłem śline nie mając pojęcia o co chodzi. Po chwili goblin wycofał się do swojego biurka.
- Panie Severusie czy mógłby pan pokazać mi pańską różdżke?
Co takiego?! On żartuję, prawda?!
Czułem jak moje serce przyspieszyło i jak najszybciej starałem się coś wymyślić, żeby uniknąć pokazywania różdżki. Od razu zauważyliby, że nie jest to ta należąca do Snape'a.
No i tyle by było ze stwierdzenia, iż "łatwo poszło".
- Dlaczego miałbym to zrobić?
- Ponieważ chciałbym mieć pewność.
- Nie widzę takiej potrzeby. Poza tym spieszy mi się, więc chciałbym załatwić to szybko.
- Nalegam.
Nie miałem pojęcia co zrobić. Jak miałem wykręcić się z tej sytuacji. Jakim cudem zaczęli coś podejrzewać?!
Przełknąłem śline po raz kolejny i zacząłem lekko panikować.
Mogłem tylko w tym momencie liczyć na jakiś cud.
- Imperio.
Usłyszałem szeptem wypowiedziane zaklęcie.
Po chwili na twarzy goblina pojawił się uśmiech.
- A więc Severusie zapraszam. Proszę za mną.
Czułem jak kamień spada mi z serca. W środku uśmiechałem się szeroko, ale na zewnątrz zachowałem obojętny wyraz twarzy i ruszyłem za goblinem.
Czułem, że Jimin miał coś z tym wspólnego i tak bardzo cieszyłem się, że jest tutaj ze mną. Na pewno sam bym sobie nie poradził. Prędzej zrobiłbym coś głupiego.
Przechodząc przez korytarze banku nagle znaleźliśmy się w ogromnej jaskini. Goblin jako pierwszy zajął miejsce w małym pojeździe, który zapewne miał nas zabrać do skrytki numer 216. Nikogo oprócz nas tutaj nie było i po chwili zobaczyłem jak Jimin pojawia się obok mnie zarzucając z siebie peleryne.
Zwinął ją ładnie i równo, a następnie włożył do kieszeni.
Uśmiechnąłem się do niego tak, żeby goblin nie zauważył, a blondyn oczywiście to odwzajemnił.
Usiadłem za goblinem, a Jimin-ssi zajął miejsce obok mnie.
- Dziękuję. - szepnąłem blondynowi do ucha, a on tylko się zaśmiał rumieniąc się delikatnie.
Nagle pojazd ruszył z zawrotną prędkością. Nie spodziewałem się tego i odruchowo złapałem za siedzenie, żeby nie spaść.
Rozglądałem się dookoła starając się cokolwiek dostrzec, ale było tak ciemno, że nie byłem w stanie tego zrobić. Jedynym światłem była latarnia zawieszona na przodzie pojazdu.
Usłyszałem szum wody i po chwili zobaczyłem sporych rozmiarów wodospad. Mieliśmy przejechać wprost przez niego.
Cóż... Przynajmniej umyje Snape'owi włosy.
Woda zmoczyła nas obu oraz goblina prowadzącego pojazd. Spojrzałem na Jimina i odruchowo wstrzymałem oddech. Ręką odgarnął mokre włosy z czoła i robił to lepiej niż nie jeden model. Koszula, którą miał na sobie przylegała do jego ciała i mogłem zobaczyć zarys idealnie płaskiego i umięśnionego brzucha.
Przygryzłem dolną wargę i starałem się za wszelką cenę na niego nie rzucić.
Blondyn poczuł, że mu się przyglądam, więc przeniósł na mnie spojrzenie swoich pięknych oczu i jego wyraz twarzy natychmiast się zmienił. Patrzył na mnie zaskoczony, a ja nie miałem pojęcia co się stało.
- Kookie...
- Co się stało?
- Jesteś... Znów jesteś sobą...
Spojrzałem na swoje dłonie, a następnie przejechałem nimi po włosach i twarzy. Dotknąłem brzucha. Znów był taki jak wcześniej.
Przełknąłem głośno śline i znów spojrzałem na Jimina.
Cholera jasna! I co teraz?!
- Co teraz zrobimy?!
- Nie wiem. Będziemy musieli jakoś sobie poradzić.
- Jak to się w ogóle stało?
- To pewnie przez ten wodospad.
- Wodospad?!
- Tak. To przecież jest wodospad złodzieji. Zmywa wszystkie zaklęcia. Kompletnie o tym zapomniałem.
Nagle pojazd zatrzymał się. Rozejrzałem się dookoła. Nie powinniśmy się jeszcze zatrzymać. Byliśmy na środku niczego, a pod nami była spora przepaść.
Na wszelki wypadek złapałem Jimina za rękę.
Usłyszałem przeszywający dźwięk, a następnie czerwone światło, które zapaliło się po prawej stronie pojazdu.
Nagle siedzenia i podłoga maszyny, w której się znajdowaliśmy opadły i zaczęliśmy spadać w dół.
Nie wiedziałem jak głęboka jest przepaść, ale nie sądziłem, że w jakiś sposób uda nam się przeżyć upadek. Mocno trzymałem Jimina za rękę. Moją małą kuleczke. Spojrzałem na niego i widziałem jak nerwowo szuka czegoś w kieszeniach.
Po chwili mogłem dostrzec grunt, z którym miałem się zderzyć. Zamknąłem oczy i czekałem na uderzenie.
- Aresto Momentum!
Nagle poczułem jakby czas się zatrzymał. Otworzyłem powoli oczy i zobaczyłem kamienny grunt tuż przed moją twarzą. Oddychałem szybko i czułem jak moje serce uderza prawie o moje żebra.
Po chwili opadłem na nią i odetchnąłem zadając sobie sprawę z tego, iż wciąż żyje. Uśmiechnąłem się i powoli podniosłem się do pozycji siedzącej.
Spojrzałem na Jimina, który zrobił to samo. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadła w szybkim tempie. Cały czas trzymałem jego dłoń, więc jednym ruchem przyciągnąłem go do siebie.
Rytm mojego serca i oddech powoli wracały do normalności, gdy miałem przy sobie moją małą kuleczke.
Pogładziłem go delikatnie po jego mokrych włosach ciesząc się, że nic mu się nie stało.
- Dziękuję. Co ja bym bez ciebie zrobił?
- Cóż... Niewiele zapewne. - zaśmiał się blondyn.
Dołączyłem do niego i po chwili stanęliśmy na równe nogi. Zauważyłem goblin, którego Jimin również uratował.
Spojrzał na nas zdziwiony, a następnie jego twarz wyrażała gniew.
- Kim wy jesteście?! I co tutaj robicie?! Niech no tylko minister magii się o tym dowie!
- Imperio. - odparł blondyn kierując swoją różdżke w jego stronę.
Wyraz jego twarzy znów wyrażał szczęście. Podobało mi się to. Jimin musi nauczyć mnie tego zaklęcia. Na pewno mi się kiedyś przyda.
- Prowadź do skrytki numer 216.
- Oczywiście proszę za mną.
Ruszyliśmy znów za nim. Przemierzaliśmy korytarze jaskini, a jedynym światłem było to z różdżki mojej i Jimina. Mijaliśmy po drodze sporo różnych sejfów, ale żaden nie miał tego numeru, którego szukaliśmy.
Skręciliśmy nagle w boczny korytarz, aby następnie znaleźć się w sporych rozmiarów pomieszczeniu, w którym znajdował się... Smok!
Ogromne stworzenie było przykłute łańcuchami tak, żeby nie mogło w żaden sposób uciec. Miał piękny błękitny kolor. Jego łuski połyskiwały w świetle. Jednak jego oczy były smutne i wyrażały przerażenie, gdy razem z goblinem przechodziliśmy obok niego. Biedne stworzenie.
Jimin-ssi puścił moją dłoń i ruszył w jego kierunku. Starałem się go złapać, jednak on już po chwili znajdował się przed pyskiem stworzenia. Gdy zwierzę dostrzegło go powoli podniosło głowę, aby mu się przyjrzeć.
- Jimin-ssi! - zawołałem przerażony.
Jednak blondyn nie reagował na moje wołanie. Widziałem jak wyciąga dłoń w jego kierunku. Byłem przerażony i nie miałem pojęcia co mam zrobić.
Miałem go ratować czy może poczekać i zobaczyć co się wydarzy? Ale w tym czasie ta bestia może go po prostu połknąć.
Jednak stało się coś czego się kompletnie nie spodziewałem.
Smok zbliżył głowę do dłoni Jimin i pozwolił mu się pogłaskać. Patrzyłem na te scenę ze zdziwieniem, ale po chwili uśmiechnąłem się. Zapewne zwierzę dawno nie doświadczyło takiej czułości.
Widziałem jak wargi Jimin poruszają się co oznaczało, że blondyn mówił coś do stworzenia, a gdy skończył smok pokiwał głową.
Czy on naprawdę rozumiał to co Jimin do niego powiedział?
Nie to nie jest możliwe. Chociaż?
Po chwili blondyn odwrócił się i z uśmiechem załapał mnie za rękę. Postanowiłem narazie nie robić mu awantury i ruszyliśmy za goblinem dalej. Porozmawiam sobie z nim po powrocie.
Po kilku minutach marszu stanęliśmy wreszcie przed skrytką numer 216. Goblin przyłożył dłoń do drzwi, a po chwili stanęły dla nas otworem.
Byłem pod wielkim wrażeniem, gdy zobaczyłem jej wnętrze.
Było tam pełno wszelkiego rodzaju kosztowności. Od pucharów po biżuterie i porcelanę.
Naprawdę zastanawiałem się do kogo należy ta skrytka. Do Dumbledore'a? Snape'a? Czy może do kogoś jeszcze innego?
Razem z Jiminem weszliśmy do środka. Od razu wzięliśmy się do roboty. Zaglądaliśmy wszędzie szukając tego kompasu. Nie mieliśmy pojęcia jak on wygląda co nieco utrudniało nam pracę. Sądziłem, że będzie wyglądał jak typowy kompas, ale jednak zastanawiałem się czy nie byłoby to zbyt proste.
Otworzyłem znajdującą się w rogu pomieszczenia gablote. Zdziwiłem się i to bardzo, gdy zobaczyłem w niej sporych rozmiarów miecz. Otworzyłem szeroko oczy i uśmiechnąłem się biorąc go do ręki. Podziwiałem jak ostrze lśni w świetle. Zamachnąłem się kilka razy czując się niczym prawdziwy średniowieczny rycerz.
- Kookie...
Odwróciłem się i zobaczyłem Jimin stającego naprzeciwko mnie z rękami skrzyżowanymi na piersi.
- No co?
- Odłóż to sami zrobisz sobie krzywdę albo mnie. - zaśmiał się.
- Przecież wiesz, że nigdy w życiu bym cie nie skrzydził.
Jimin-ssi uśmiechnął się tylko rumieniąc się i wrócił do szukania. Ja zrobiłem to samo odkładając niechętnie miecz do gabloty.
Zauważyłem szkatułke stojącą na jednej z półek. Była nieco schowana za kilkoma pucharami, ale mój wzrok był doskonały i nie miałem problemu, żeby ją dostrzec.
Otworzyłem powoli wieko i uśmiechnąłem się widząc to czego tak szukaliśmy.
Wziąłem go do ręki. Był to mały kompas, który wyglądał jak każdy inny. Jednak ten był wyjątkowy i miał nas zaprowadzić do Kamienia Snów.
Odwróciłem się w stronę Jimina, który wciąż rozglądał się po pomieszczeniu.
- Jimin-ssi.
Blondyn zwrócił na mnie spojrzenie swoich pięknych, brązowych oczu. Uśmiechnąłem się szeroko pokazując mu znaleziony przedmiot.
Jimin natychmiast znalazł się przede mną patrząc z podziwem na kompas. Następnie znów spojrzał mi w oczy uśmiechając się.
- Dobra robota Kookie.
- Dziękuję bardzo. Dostanę za to nagrodę? - zapytałem uśmiechając się chytrze.
Jimin-ssi zaśmiał się i zbliżył się do mnie tak, że nasze twarze dzieliły tylko centymetry.
Przeniosłem wzrok z ust blondyna z powrotem na jego oczy licząc, że zdecyduje się pokonać dzielący nas dystans.
Jednak blondyn wiedział o tym doskonale i zaśmiał się uroczo.
- Nie teraz. Później może, jeśli zasłużysz. - odparł i odsunął się ode mnie, a następnie ruszył w stronę wyjścia.
Zaśmiałem się patrząc... Na jego plecy oczywiście i chowając kompas do kieszeni, ruszyłem za nim.
Blondyn jednak, gdy wyszedł ze skrytki zatrzymał się i zaczął rozglądać dookoła. Zastanawiałem się co się stało. Po chwili Jimin-ssi odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach.
- Gdzie jest goblin?
Rozejrzałem się dookoła i faktycznie nie było go nigdzie.
Cholera jasna!
To znaczy, że zaklęcia przestało działać! Nie dobrze! Musimy szybko się stąd zabierać zanim zdąży powiadomić ochronę.
- Musimy uciekać! Chodź Jimin-ssi! - zawołałem i złapałem blondyna za rękę.
Zaczęliśmy biec korytarzem, gdy nagle usłyszeliśmy odgłos kroków za nami. Przyspieszyliśmy. Nie mogliśmy pozwolić na to, żeby nas dogonili. Na szczęście zarówno ja jak i Jimin mieliśmy doskonałą kondycję.
- Depulso!
Usłyszałem za sobą i natychmiast zrobiłem unik. Widziałem jak zaklęcie przelatuje tuż nad moją głową. Po chwili padło kolejne zaklęcie tym razem w kierunku Jimina. Widziałem jak przelatuje obok niego i zostawia przecięcie na jego koszuli.
To sprawiało, że zagotowało się we mnie i natychmiast sięgnąłem po różdżke.
- Depulso! - zawołałem kierując ją za siebie.
Najwidoczniej się tego nie spodziewali i zaklęcie trafiło idealnie w jednego z ochroniarzy. Zaśmiałem się. Uczcie się chłopcy! Tak się rzuca zaklęcia!
Nagle zna przeciwka wybiegli kolejni ochroniarze. Musiałem zareagować natychmiast i skręciłem w lewo wbiegając po schodach na piętro. Biegliśmy tak szybko jak się dało i po chwili znów byliśmy w wielkiej sali, w której znajdował się smok. Zatrzymałem się widząc mnóstwo strażników na dole, którzy tylko na nas czekali.
Zaklęcia natychmiast zaczęły padać w naszym kierunku, gdy tylko znaleźliśmy się na balkonie. Pociągnąłem Jimin do siebie chowając się za kolumną. Zaklęcia zaczęły uderzać w nią i czułem, że długo nie wytrzyma.
Wychyliłem się zza niej strzelając pojedynczymi urokami w znajdujących się na dole ochroniarzy.
- Co teraz?! - zapytałem nie wiedząc co zrobić.
Jimin przez chwilę się nad czymś zastanawiał i nagle uśmiech pojawił się na jego twarzy. Spojrzał mi w oczy i objął swoimi małymi dłońmi moją twarz.
- Ufasz mi?
- Co to za pytanie?! Oczywiście, że tak!
- Więc chodź za mną!
Wybiegł zza kolumny z różdżką w dłoni. Skierował ją w kierunku smoka, który widząc go biegnącego po balkonie podniósł się.
- Reducto!
Zaklęcie trafiło w łańcuch trzymający na uwięzi zwierzę, który roztrzasał się. Następnie rozwalił pozostałe i wziął rozbieg. Zastanawiałem się co chce zrobić, ale, gdy wyskoczył z balkonu nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Natychmiast podbiegłem do tego miejsca i wychyliłem się za barierke. Blondyn siedział na grzbiecie smoka trzymając się łusek. Przez chwilę nie byłem w stanie się ruszyć. Byłem tak bardzo zaskoczony tym co zrobił.
Nagle spojrzenie Jimina przeniosło się na mnie.
- No chodź! Szybko!
Ocknąłem się i tak jak poprzednio Jimin wziąłem krótki rozbieg i wylądowałem na grzbiecie stworzenia.
Smok ożywił się i zaczął wymachiwać ogonem pozbywając się strzelających w nas strażników.
Byłem pod wielkim wrażeniem i moja ekscytacja nie miała granic.
- Lećmy stąd! - zawołał Jimin-ssi, a zwierzę naprawdę zrozumiało to co powiedział i po chwili wzbiło się w powietrze.
Przeleciał przez wąski korytarz, a następnie, gdy nadarzyła się okazja wzleciał w górę, aby przez dach wydostać się na wolność.
Czułem we włosach powiew świeżego powietrza i uniosłem ręce w geście triumfalnym. Smok poleciał ponad chmury i mieliśmy pewność, że teraz już na pewno nas nie dogonią ani nie znajdą.
- Udało się! - krzyknąłem, a Jimin-ssi zaczął się śmiać.
Smok zaryczał i byłem pewien, że również jest bardzo szczęśliwy.
- No to kierunek Hogwart! - zawołał blondyn, a zwierzę natychmiast skierowało się we właściwym kierunku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top