Rozdział XXXI
Gdy Yoongi zniknął za drzwiami odwróciłem się do Jimina, żeby ponownie go objąć. Bardzo cieszyłem się, że mogę trzymać go w ramionach. Jednak bałem się. Nie chciałem, żeby przeze mnie spotkało go coś złego. Mógł mieć spore kłopoty, jeśli znaleźli by mnie w jego domu. Mimo wszystko nie chciałem go zostawiać. Może i zachowałem się trochę egoistycznie, ale cóż mogłem zrobić. Bez niego nie potrafiłem żyć. Gdy nie było go obok mnie czułem, że się duszę, że brakuje mi tlenu. Teraz, gdy znów mam go przy sobie czuje jak radość wypełnia mnie od środka. Czuję ciepło, które od niego bije i nic więcej nie jest mi potrzebne.
Odsunąłem się od niego delikatnie, żeby spojrzeć w jego piękne, brązowe oczy. Widziałem w nich te małe iskierki, które tak uwielbiałem. Uśmiechał się do mnie uroczo, a ja czułem jak robi mi się coraz cieplej na sercu. Tak bardzo go kocham.
- To może ja zrobię nam coś do picia i opowiesz mi co się stało, w porządku? - Jimin przerwał ciszę, a tego właśnie chciałem w jakiś sposób uniknąć.
Jednak i tak prędzej czy później musiałbym mu o wszystkim powiedzieć, a czym dłużej bym zwlekał tym trudniej byłoby mi o tym wszystkim mówić.
Wziąłem głęboki oddech starając się uspokoić nerwy.
- W porządku. - odpowiedziałem w końcu.
Jimin nic więcej nie powiedział tylko złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą do kuchni.
Była oczywiście urządzona w doskonały, nowoczesny sposób. Podobało mi się połączenie czarno-białych mebli z czerwonymi akcentami. Już wiedziałem jak w przyszłości urządzę swoją kuchnie. Jeśli będę miał taką szansę.
Blondyn puścił mój nadgarstek zabierając się do pracy.
- Mam ci w czymś pomóc?
- Nie musisz. Usiądź sobie i odpocznij.
- Ale może...
- Nie ma żadnego ale! Jesteś moim gościem i masz odpoczywać, a ja się wszystkim zajmę.
Westchnąłem wiedząc, że nic nie wskuram. Jimin mimo, że był kochanym stworzeniem był również bardzo uparty. Zaśmiałem się cicho i oparłem o blat obserwując jego każdy ruch. Miałem idealne miejsce, żeby to robić. Widziałem stąd dokładnie jego doskonały lewy profil. Wyciągnął z szafki dwa kubki. Do jego wrzucił torebeczke zielonej herbaty, a do drogiego nasypał trochę kawy, która pachniała cudownie. Wstawił wodę i spojrzał na mnie tak jakby nagle sobie o czymś przypomniał.
- Co chciałbyś zjeść?
- Spokojnie, nie jestem głodny.
Jimin uniósł do góry jedną brew patrząc na mnie z niedowierzaniem. Wyglądał tak uroczo, że nie mogłem się nie uśmiechnąć. Podniósł czajnik i wlał do każdego kubka trochę gorącej wody. Pomieszał zawartość delikatnie łyżeczką i podał mi kubek z kawą.
- Dziękuję. - odparłem upijając łyk.
Była idealna, a ja zastanawiałem się skąd wiedział jaką kawę lubię. Moja ciekawość wzięła górę i po prostu musiałem zapytać.
- Skąd wiedziałeś jaką kawę lubię?
- Cóż... Powiedzmy, że Yoongi to dobre źródło informacji. - zaśmiał się.
No tak. W sumie mogłem się tego spodziewać.
Blondyn odwrócił się i podszedł do lodówki. Przez chwilę patrzył na jej wnętrze, a następnie zaczął wyciągać przeróżne składniki na blat. Wyciągnął z szafki nóż i sprawnie zaczął kroić paprykę w drobną kostkę.
- Nie musisz tego robić.
- Ale chcę. Znam cię i doskonale wiem, że jesteś głodny.
- Skąd to wiesz?
- Słyszę jak burczy ci w brzuchu. - zaśmiał się blondyn.
Dołączyłem do niego. Dotąd nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale, gdy o tym wspomniał przyznałem mu rację. Jednak nie chciałem, żeby robił wszystko sam.
Podszedłem do niego od tyłu i objąłem ramionami w talii podczas, gdy on zajmował się gotowaniem makaronu. Złożyłem delikatny pocałunek na jego karku, a on zaśmiał się odwracając głowę tak, żeby na mnie spojrzeć.
- Jeśli będziesz mnie rozpraszał to prędko tego nie skończę.
- Rozpraszam cię? - zapytałem i pochyliłem się składając kolejny pocałunek tym razem na jego malinowych wargach.
Odwróciłem go do siebie wciąż obejmując w talii i pogłębiłem pocałunek. Poczułem jak blondyn wsuwa jedną rękę w moje włosy, a drugą kładzie na mojej klatce piersiowej.
Chciałem tym pocałunkiem przekazać mu te wszystkie emocje jakie towarzyszyły mi podczas jego nieobecności. To jak bardzo za nim tęskniłem i jak bardzo go potrzebuje.
Chwyciłem go za uda i posadziłem na blacie stając między jego nogami. Blondyn zaczął delikatnie ciągnąć mnie za włosy co jeszcze bardziej nakręcało mnie do dalszego działania. Przesunąłem dłonie w dół na zagięcia jego kolan i przyciągnąłem go jeszcze bliżej siebie.
Zapomniałem o całym świcie. O tej smutnej rzeczywistości, do której będę musiał wrócić. Niestety nie może być tak pięknie, ale chciałem żyć tą złudną nadzieją, że tak może być już zawsze. Bo mogło. Na pewno będzie to trudne, ale kto powiedział, że będzie łatwo? Dla niego byłem w stanie zrobić wszystko.
Nagle Jimin położył dłonie na mojej klatce piersiowej i delikatnie mnie od siebie odsunął. Obaj oddychaliśmy głęboko i szybko. Czułem jak moje serce bije w przyspieszonym tempie. Patrzyłem blondynowi w oczy i, gdy znów miałem odnaleźć jego usta on mi jednak przeszkodził nie dając mi dostępu.
- Najpierw zjemy, porozmawiamy, a potem zobaczymy co dalej, zgoda? - odparł z uśmiechem.
Zaśmiałem się słysząc jego słowa. Dla niego mogłem czekać wiecznie. Zrobiłbym cokolwiek by chciał. Byłem tego pewien.
- Zgoda.
Jimin zaśmiał się i zanim zeskoczył z blatu złożył na moich ustach motyli pocałunek, a następnie wrócił do gotowania, a ja do obserwowania każdego jego ruchu.
***
Gdy razem zjedliśmy to co przygotował ChimChim udaliśmy się do pokoju, w którym miałem się zatrzymać. Swoją drogą jedzenie, które przygotował było po prostu niesamowite. Nigdy w życiu nie jadłem czegoś tak pysznego. Nie mówiłem tego dla tego, że był moim chłopakiem i wszystko co robił było doskonałe pod każdym względem. Uwielbiałem, gdy Jimin-ssi rumienił się za każdym razem, gdy prawiłem mu komplementy. Był wtedy tak cholernie uroczy. Był moją małą, kochaną kuleczką. Tylko moją.
Weszliśmy do pokoju, w którym miałem się zatrzymać i nie wierzyłem własnym oczom. Było w nim wielkie dwuosobowe łóżko co było zdecydowanie najlepszą rzeczą, a poza tym biurko, spora szafa i komoda. Na podłodze leżał puchaty biały dywan, na którym zapewne też przyjemnie by się spało.
Spojrzałem na Jimina, a on zaśmiał się wiedząc co chce zrobić.
- Śmiało! Nie krępuj się!
Więcej mi nie było potrzeba. Rzuciłem plecak w róg pokoju. Wzięłem rozbieg i rzuciłem się na łóżko odbijając się kilka razy od miękkiego materaca. Dosłownie tonąłem w stosie poduszek śmiejąc się przy tym. Odetchnąłem głęboko czując, że w końcu mogę się zrelaksować i odpocząć.
Czułem jak materac się delikatnie ugina, więc podniosłem się do pozycji siedzącej. Jimin siedział niedaleko mnie uśmiechając się promiennie.
- Cieszę się, że ci się podoba.
- Podoba to mało powiedziane.
- Gdy byłem mały uwielbiałem po nim skakać. Mama zawsze krzyczała, że się w końcu połamię. - zaśmiał się.
- Cóż... Gdy rodziców nie było w domu, co zdarzało się codziennie, zawsze skakałem śpiewając po ich łóżku, bo było do tego najlepsze. Potem przychodził Jan, mój lokaj i kazał mi się wynosić zanim rodzice przyjdą.
- Wygląda na to, że Jan był ci bliższy niż twoi rodzice.
- Był to dobre stwierdzenie. - prychnąłem.
- Jak to był?
- Zdradził mnie... Przez niego prawie zniszczyli mi życie. Nigdy mu tego nie wybaczę.
- Co takiego?! Jak to? Co się stało?
No i tutaj przyszedł moment, żeby Jimin w końcu dowiedział się co dzieje się w życiu od kliku dni. Westchnąłem i przybliżyłem się do niego siadając przeciwko blondyna. Starałem się w jakiś sposób dobrać odpowiednie słowa, ale nie potrafiłem żadnych znaleźć. Cholera! Dlaczego to musi być takie trudne?!
- Może zacznę od początku, dobrze?
- W porządku. Co się stało?
- Kilka dni temu pokłóciłem się z ojcem.
- O co się kłóciliście?
- O to, że dowiedziałem się, że mój ojciec ma zamiar ożenić mnie z Pansy.
Wyraz twarzy Jimina natychmiast się zmienił. Widziałem w jego oczach zaskoczenie, ale także przebłysk smutku. Spuścił wzrok i przeczesał ręką swoje blond włosy.
Ująłem jego malutkie dłonie w swoje uśmiechając się delikatnie.
- Ale ja tego nie zrobię, ponieważ kocham kogoś innego.
Jimin podniósł na mnie wzrok, a w jego oczach znów mogłem dostrzec te iskierki radości. Uśmiechnął się delikatnie przygryzając dolną wargę co sprawiło, że moje serce zabiło szybciej. Jednak musiałem się jakoś kontrolować, ponieważ przede mną była najgorsza część tej opowieści.
Wziąłem głęboki oddech zanim zanim znów zacząłem mówić.
- Po tym zdarzeniu siedziałem zamknięty w swoim pokoju. Jednak po kilku dniach przyszła do mnie matka błagając, żebym zszedł na dół. Nigdy nie słyszałem w jej głosie takiej desperacji, ale także przerażenia, więc zgodziłem się zejść na dół mimo, iż czułem, że coś jest nie tak.
W jadalni czekał mój ojciec z kilkoma osobami w czarnych pelerynach i kapturach, których twarzy nie byłem w stanie zobaczyć.
- Domyślasz się kim mogli być?
- W tamtaj chwili nie miałem pojęcia. Teraz już wiem. Gdy zatrzymałem się przed ojcem on zaczął mówić o tym, że przyszedł mój czas i muszę także to zrobić.
- Na co czas? I co musiałeś zrobić? - zapytał Jimin zdezorientowany.
Czułem, że do oczu napływają mi łzy, więc zacząłem mrugać, żeby się ich pozbyć. Jednak to nie pomogło i po chwili moje policzki były mokre. Tak bardzo bałem się powiedzieć mu czego się dowiedziałem. Co jeśli przestraszy się mnie? Co jeśli pomyśli, że jestem taki jak oni i mnie zostawi?
Nie powinienem o tym myśleć, ale nie miałem na to wpływu. Kolejne pytania pojawiały się w mojej głowie. Musiałem na chwilę odwrócić wzrok, ponieważ nie byłem w stanie patrzeć w brązowe tęczówki Jimina.
Jak ja mam mu to powiedzieć?
Nagle poczułem na policzku jego dłoń. Delikatnymi ruchami ocierał moje łzy, a ja przez moment cieszyłem się tą chwilą. Znów podniosłem na niego wzrok. Jimin-ssi patrzył na mnie z troską w swoich pięknych oczach.
- Kookie co się stało?
Wziąłem głęboki oddech próbując się uspokoić. W końcu muszę to z siebie wyrzucić, a z każdą chwilą stawało się to coraz trudniejsze. Jimin zasługiwał na wyjaśnienia.
- Moi rodzice... Jimin moi rodzice to śmierciożercy. Chcieli, żebym stał się jednym z nich, ale udało mi się jakoś uciec.
W oczach blondyna w jednym momencie pojawiło się zaskoczenie, ale mogłem także dostrzec przebłysk przerażenia. Tego obawiałem się najbardziej. Czułem gorące łzy na policzkach, gdy odwrócił wzrok. Nie mogłem go stracić, ale co mogłem zrobić? Rodziców się nie wybiera i co mogę poradzić na to, że moi są najgorszymi na jakich można trafić?! Cholera jasna, przecież to nie była moja wina! Dlaczego oni muszą niszczyć mi życie?!
Spuściłem wzrok czując się kompletnie bezradny w tej sytuacji. Co mogłem zrobić? W tamtym momencie chciałem po prostu zwinąć się w kulkę i płakać. Na to tylko miałem siłę. Mimo, iż nie chciałem się poddawać. Chciałem walczyć, ale nie wiedziałem jak.
- Kookie spójrz na mnie. - usłyszałem delikatny głos Jimina.
Powoli podniosłem wzrok i napotkałem jego spojrzenie. Było łagodne i pocieszające. Zniknął strach, a pojawiła się nadzieja.
- Przepraszam Jimin-ssi. - wyszepałem.
- Za co mnie przepraszasz?
- Za wszystko. Gdyby nie ja to nie miałbyś takich problemów.
- Jakich problemów? O czym ty mówisz Kookie? Gdyby nie ty to nigdy nie dowiedział bym sie czym jest prawdziwa miłość i prawdziwe szczęście. Kocham cie i będę z tobą niezależnie od tego co się wydarzy.
- Ja też cię kocham Jimin-ssi.
Uśmiechnąłem się i przyciągnąłem blondyna do swojej klatki piersiowej. Oparłem podbródek na jego główce i poczułem, że zaczynam się powoli uspokajać. Po tym co mi powiedział wiedziałem, że mogę na niego zawsze liczyć. Nie mam pojęcia dlaczego choć przez chwilę w to zwątpiłem. Może dlatego, że tak bardzo się bałem, że go stracę. Jednak zrobiłbym wszystko, żeby mieć go już zawsze przy sobie. Będę przy nim, żeby go chronić, ponieważ kocham go ponad wszystko.
Dzięki niemu wierzyłem, że kiedyś uda mi się wieść spokojne życie, że nie będę musiał uciekać tak jak robię to od kilku dni.
Złożyłem na jego blond główne pocałunek i mogłem usłyszeć jego cichy śmiech. Otarłem resztki łez rękawem bluzy. Jimin odsunął się ode mnie na tyle, żeby móc spojrzeć mi w oczy. Uśmiechnął się uroczo, a ja nie mogłem tego nie odwzajemnić.
- Kocham cię Kookie.
- Kocham cię Jimin-ssi.
- I nie ważne co się wydarzy przejdziemy przez to wszystko razem.
- Obiecuję Ci, że będę przy tobie, żeby cię chronić.
Blondyn zaśmiał się uśmiechając się szerzej.
Poczułem jak kamień spada mi z serca. Błoga ulga ogarnęła moje ciało i czułem się o wiele lepiej.
Jednak po chwili poczułem jak oczy powoli same mi się zamykają. Powieki stają się coraz cięższe i coraz trudniej było mi je utrzymać otwarte.
- Widzę, że ktoś tu jest już zmęczony. - zaśmiał się Jimin.
- Wcale, że nie. - odparłem i ziewnąłem mimo, iż bardzo stałem się tego nie robić.
To wywołało jeszcze większy śmiech u blondyna, który powoli podniósł się z miejsca.
- W takim razie idź odpocząć. Wystarczy tego wszystkiego jak na jeden dzień. W razie jakbyś czegoś potrzebował będę na dole. - złożył na moim policzku pocałunek i odwrócił się, żeby odejść.
Jednak nagle perspektywa zostania tutaj samemu stała się dla dość stresująca i może nawet przerażająca. Nie chciałem, żeby mnie zostawiał. Potrzebowałem go teraz przy sobie bardziej niż kiedykolwiek. Tak długo go nie widziałem i chciałem, żeby był przy mnie.
Złapałem go za nadgarstek szybkim ruchem. Blondyn odwrócił się w moją stronę zaskoczony. Patrzyłem na niego przez chwilę zastanawiając się co powiedzieć. Szukałem odpowiednich słów, jednak postanowiłem powiedzieć to co podpowiadało mi serce.
- Nie zostawiaj mnie. Zostań ze mną.
W oczach blondyna pojawiły się iskierki, gdy usłyszał moje słowa. Uśmiechnął się do mnie i z powrotem podszedł do łóżka.
- Dobrze.
Poczułem ulgę, gdy się zgodził. Położyłem się wygodnie na łóżku, a Jimin zajął miejsce obok kładąc głowę na mojej klatce piersiowej. Objąłem go w talii i przyciągnąłem go do siebie tak blisko jak to było możliwe.
- Śpij dobrze Kookie. - wyszepał.
- Dobranoc Jimin-ssi.
Chwyciłem jego malutką dłoń, która spoczywała na moim brzuchu.
Odetchnąłem głęboko, a po chwili zamknąłem oczy powoli odpływając w objęcia Morfeusza słysząc wyrównane oddychanie Jimina i bicie jego serca, które idealnie harmonizowało się z moim. Zasnąłem z myślą, że rano obudzę się, a pierwsze co zobaczę to będzie śpiący obok mnie Jimin-ssi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top