Rozdział XXIX

Po chwili udało mi się znaleźć na miejscu. Tak mi się przynajmniej wydawało, ponieważ nigdy w życiu mnie nie było w tej dzielnicy. Niestety jeszcze nie opanowałem lądowania i wpadłem prosto w kałuże.
No cudownie.
Westchnąłem podnosząc się i patrząc na moje mokre ubranie. Mimo wszystko nie miałem zamiaru narzekać. Mogłem chodzić w takich ubraniach byle być z daleka od tamtego miejsca.
Rozejrzałem się dookoła. Znajdowałem się w gdzieś w jednej z biedniejszych dzielnic Londynu. Stare kamienice, dziurawy asfalt, ledwo świecące lampy uliczne.
Przełknąłem głośno śline zastanawiając się jak ja mam teraz znaleźć ten budynek, w którym mieszka Yoongi. Przecież nie będę pukał do każdych drzwi z nadzieją, że w końcu to on mi otworzy.
Poczułem się bezradny w tej sytuacji. Jednak pocieszała mnie myśl, iż na pewno nie będą mnie szukać w tej dzielnicy. Już wolę spać na ulicy niż tam wracać.

- Lumos. - odparłem, a moja różdżka, którą cały czas trzymałem w dłoni rozbłysła jasnym światłem i w końcu mogłem zobaczyć coś więcej, iż tylko zarys otaczających mnie rzeczy.

Ruszyłem, więc przed siebie. Wszystkie sceny z dzisiejszego dnia co chwilę przemykały mi przed oczami. Nie mogłem znaleźć odpowiedzi na pytanie, które nie dawało mi spokoju.
Dlaczego?
Dlaczego chciał mi to zrobić?
Od zawsze wiedziałem, że jest po prostu samolubnym bucem, który patrzy tylko i wyłącznie na siebie i swoje korzyści. Nigdy nie zapytał czego tak naprawdę bym chciał. Miał to po prostu w dupie. A moja matka. Wiedziała o wszystkim. To ona wyciągnęła mnie z pokoju i zaprowadziła w ich ręce, żebym stał się jednym z nich. Nie miała zamiaru nie ostrzec. Nie kazała mi uciekać tak jak zrobiła by każda dobra i kochająca matka. Ona wolała, żebym zrobił coś co zniszczyło by całe moje życie, wszystkie moje plany, które miałem zamiar zrealizować. Gdyby udało im się mnie zmienić to o szczęśliwym życiu, które chciałem sobie ułożyć z ukochaną osobą nie byłoby mowy.
Otarłem jedną samotną łze, która spłynęła po moim policzku.
Przysiągłem sobie, że nigdy więcej nie będę przez nich płakał. Już nie. Miałem tego wszystkiego dość.

Nagle zauważyłem jakąś osobę, która szła z naprzeciwka. Zwolniłem i starałem się rozpoznać kim była. Jednak miała na głowie czarny kaptur.

Czarny kaptur.

Stanąłem natychmiast przerażony wizją kim mogła być ta tajemnicza osoba. Chwyciłem mocniej różdżke. Czy to... Nie! To niemożliwe, żeby to była jedna z postaci, którą widziałem w domu ojca.
Przełknąłem śline i zacząłem zastanawiać się jak wyjść z tej sytuacji. Nie mogłem dać się złapać, ale, gdy rozejrzałem się dookoła nie widziałem żadnej drogi ucieczki. Jedyna droga prowadziła z powrotem lub przed siebie. Byłem w kropce.

Gdy tajemnicza osoba znalazła się kilka metrów ode mnie zatrzymała się i zaczęła mi się przyglądać, a następnie zrobiła krok w moją stronę.

- Nie zbliżaj się! - krzyknąłem robiąc krok w tył.

Jednak oczywiście szczęście znów musiało mi dopisać i cofając się potknąłem się na nierównym asfalcie lądując w kałuży po raz drugi. Jednak nadal nie odrywałem wzroku od tajemniczej postaci, która podeszła do mnie jeszcze bliżej. Położyła na ziemi jakąś... siatkę? Wyglądała jak zwykła siatka na zakupy i zacząłem się w tamtym momencie zastanawiać czy to na pewno jest osoba, którą widziałem w domu ojca.
Postać złapała kaptur i zsunęła go z głowy, więc mogłem zobaczyć jej twarz. Odetchnąłem z ulgą, gdy zobaczyłem zmartwioną twarz Yoongiego.

- Jungkook?
- Yoongi jak dobrze cię widzieć!
- Co się stało? Co ty tutaj robisz?
- To całkiem długa historia...
- Okay opowiesz mi u mnie w domu i przy okazji się wysuszysz. - odparł wyciągając ku mnie dłoń.

Ująłem ją podnosząc się z kałuży. Moje spodnie i połowa koszuli były już całkiem przemoczone. Musiałem szybko się w coś przebrać, żeby się nie rozchorować. Jednak problem leżał w tym, że nie miałem co na sobie włożyć.
Yoongi znów wziął do ręki siatkę i ruszył przed siebie. Podążałem za nim ciesząc się, że na niego wpadłem. Gdyby nie on zapewne przez całą noc błąkał bym się po ulicach, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Teraz przynajmniej będę miał gdzie się zatrzymać i przenocować, a na tym mi zależało najbardziej, żeby w końcu poczuć się chociaż trochę bezpiecznie. Po kilku minutach byliśmy na miejscu i Yoongi otworzył przede mną drzwi swojego domu. Była to oczywiście jedna ze starych kamienic, jednak nie przeszkadzało mi to. Współczułem tylko Yoongiemu, który zasługiwał na coś znacznie lepszego niż to. Przysiągłem sobie, że pomogę mu jak tylko będę mógł. Chociaż nie będzie to łatwe, bo Yoongi jest osobą, która na wszystko chce zapracować sama.

- Wróciłem! - zawołał, gdy znaleźliśmy się w środku.

Brunet wszedł do kuchni, a ja oczywiście ruszyłem za nim. Przy kuchence stała kobieta, która zapewne była jego mamą. Położył zakupy na stole, a ona odwróciła się w naszą stronę uśmiechając się promiennie.

- Dziękuję Ci skarbie. - odparła podchodząc do syna.

Nagle spostrzegła mnie i spojrzała pytająco na Yoongiego wciąż się uśmiechając.

- A kto to jest?
- Mamo to jest Jungkook mój najlepszy przyjaciel.
- Ach no tak oczywiście! Yoongi wiele mi o tobie mówił! - zawołała i podeszła do mnie przytulając mnie do siebie.
- Miło mi Panią poznać. - odparłem odwzajemniając uścisk.
- Mnie ciebie również skarbie.
- Mamo, Jungkook prawdopodobnie zostanie tutaj na kilka dni, nie masz nic przeciwko?
- Oczywiście, że nie! Możesz zostać tak długo jak tylko chcesz! - odparła odsuwając się ode mnie.

Przyjrzała mi się dokładnie i dopiero teraz zauważyła moje mokre ubrania i zdarty rękaw koszuli.

- Co ci się stało skarbie? - zapytała patrząc na mnie z przerażeniem.
- Wpadłem w kałuże, a rękaw... No cóż... Mój ojciec.
- Ten skur...
- Yoongi! - ostrzegła go mama. - Uważaj na słownictwo. Cóż... Znam troszkę twojego ojca i wiem jaki z niego tyran. Zaraz zrobię kolacje, a wy idziecie się umyć i przebrać. Jeszcze się przeziębisz.
- Dobrze mamo.
- Dziękuję pani bardzo. - odparłem patrząc na nią z wdzięcznością.
- Nie masz mi za co dziękować skarbie. - uśmiechnęła się do mnie pocieszająco głaszcząc mnie delikatnie po głowie.

Byłem jej tak bardzo wdzięczny za zrozumienie i za to, że pozwoliła mi tutaj zostać. Nie miałem pojęcia, że znała mojego ojca, ale po jej minie, gdy o nim mówiła wyczytałem, że także za nim nie przepada.
Ruszyłem z Yoongim na piętro. Weszliśmy do zapewne jego pokoju, a on od razu podszedł do szafy wyciągając z niej czyste i suche ubrania.

- Te rzeczy są na mnie za duże, więc na ciebie powinny być dobre. - odparł wręczając mi je.
- Dziękuję.
- Tutaj jest łazienka. Masz tyle czasu ile tylko zechcesz, więc nie spiesz się, a potem mi o wszystkim opowiesz.
- Jasne. - odparłem zamykając za sobą drzwi.

Wziąłem szybki prysznic starając się zużywać jak najmniej wody. Nie chciałem narobić im długów. Już i tak byli dla mnie na tyle uprzejmi, że zgodzili się mnie przyjąć pod swój dach. Włożyłem ubrania Yoongiego i faktycznie były na mnie dobre. Poczułem się od razu lepiej i byłem gotowy, żeby wyjść. Wziąłem głęboki oddech zanim wyszedłem, wiedząc, że będę musiał o wszystkim powiedzieć Yoongiemu. W końcu należy mu się jakieś wytłumaczenie.
Wróciłem do pokoju bruneta i usiadłem na jego łóżku. Czekałem cierpliwie na jego powrót. Po kilku minutach wrócił z miską i pałeczkami w ręku.

- Proszę. Na pewno jesteś głodny. - odparł wręczając mi naczynie.
- Nie mogę. Wy potrzebujecie tego bardziej niż ja. Dam sobie jakoś radę.
- Kook nie chce słyszeć sprzeciwu. Mama powiedziała, że masz to zjeść, jeśli tego nie zrobisz może się poczuć urażona. - powiedział i wepchnął mi miskę do rąk.

Spojrzałem na jedzenie, które wspaniale wyglądało i jeszcze lepiej pachniało. Kurczak z ryżem i kimchi w sosie brzoskwiniowym. Dopiero teraz poczułem jak bardzo głodny byłem. Chwyciłem pałeczki i zacząłem delektować się doskonale przyrządzonym daniem.
Wystarczyło tylko kilka minut, żeby jedzenie zniknęło z talerza. Podałem je Yoongiemu, który uśmiechnął się do mnie widząc puste naczynie.

- W porządku. Teraz mów co się stało. - odparł odkładając talerz na biurko.

Wziąłem głęboki oddech. Zastanawiałem się od czego mam zacząć. Chyba najlepiej było zacząć od samego początku.

- Po tym jak kilka dni temu pokłóciłem się z ojcem, nie wychodziłem ze swojego pokoju. Nie chciałem go widzieć. Chciał zmusić mnie do ślubu z Pansy.
- Że co kurwa?! - zawołał Yoongi patrząc na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- To nie wszystko. Miałem wtedy w ręce list od Jimina. Ojciec wyrwał mi go z ręki i zaczął czytać.
- Co?!?! Jak tak w ogóle można zrobić?! Ten śmieć nie ma prawa czytać twoich prywatnych rzeczy!
- Wiem. Zaczął pytać od kogo jest ten list. Nie miałem zamiaru mu powiedzieć, więc on powiedział, że nie będę się spotykał z nikim innym oprócz Pansy i podarł go.
- Cooooo?! Ten jeb*** skur*****! Niech no ja go tylko dorwe w swoje ręce!
- Yoongi uspokój się.
- Nie! Nie będę spokojny!
- Yoongi.
- No dobra przepraszam. - odparł oddychając głęboko, żeby się jakoś uspokoić. - Co było dalej?
- Przez jakiś czas miałem spokój jednak... Dzisiaj do moich drzwi zapukała matka mówiąc, że mam zejść do jadalni. Była zdenerwowana i wręcz błagała mnie, żebym się zgodził. Więc to zrobiłem. Prócz ojca było tam jeszcze parę osób, ale nie znałem ich. Nie wiedziałem kim są, bo mieli na głowach kaptury. Mój ojciec powiedział, że czas abym stał się jednym z nich.
- Jednym z nich? Co to ma znaczyć?
- Yoongi... Moi rodzice... To śmierciożercy.

Brunet spojrzał na mnie kompletnie zszokowany. Wiedziałem, że może w ten sposób na to zareagować. Ja sam nadal nie wierzyłem, że to prawda. Cały czas miałem nadzieję, że to tylko, zły sen, z którego się zaraz obudzę. Niestety... Tak nie było i musiałem z tym jakoś żyć.

- Chcieli zmienić mnie w jednego z nich. Chcieli, żebym stał się śmierciożercą. Jednak udało mi się uciec w ostatniej chwili, ponieważ uświadomiłem sobie, że mam dla kogo walczyć.

Skończyłem mówić i znów poczułem na policzkach gorące łzy. Dlaczego zawsze mnie to spotyka?! Dlaczego muszę mieć takich rodziców?! Dlaczego?!
Starałem się jakoś opanować emocje, jednak nie byłem w stanie tego zrobić. Miałem tego dość. Nie wiedziałem jak długo jeszcze uda mi się dalej walczyć. Nie wiedziałem czy wytraczy mi sił.

Widziałem jak Yoongi podchodzi do biurka i wyciąga coś ze swojego dziennika.
Usiadł obok mnie i przez chwilę patrzył na karteczkę z uśmiechem, a następnie podał mi ją.

- Faktycznie przez wiele przeszedłeś Kook, ale masz rację. Masz dla kogo walczyć.

Wziąłem od niego kartkę, która okazała się być... Zdjęciem. Doskonale pamiętam kiedy je zrobiliśmy. Siedzieliśmy w naszej tajemniczej sali muzycznej. Było to tuż przed rozpoczęciem wakacji. Tae przyniósł wtedy aparat, który dostał od wujka i chciał go wypróbować. Skupiłem wzrok na Jiminie, który oczywiście wspaniale wyszedł na zdjęciu. Idealnie ułożone jak zawsze blond włosy, piękne brązowe oczy, w których widziałem te charakterystyczne dla niego iskierki no i cudowny, promienny śmiech.
Poczułem, że do oczu znów napływają mi łzy. Jednak nie próbowałem już ich powstrzymywać. Pozwoliłem im po prostu płynąć. Nie były to tak do końca łzy smutku. Z jednej strony tak bardzo za nim tęskniłem, ale z drugiej cieszyłem się, że chociaż w taki sposób mogłem go zobaczyć. Spojrzałem na Yoongiego i uśmiechnąłem się delikatnie.

- Dziękuję. Za wszystko.
- Nie masz mi za co dziękować. Cieszę się, że mogłem pomóc i pamiętaj, że nie jesteś z tym wszystkim sam. Masz Jimina, masz mnie, no i Tae. Wiem, że on jest w naszej paczce od niedawna, ale jestem pewien, że na niego również możesz liczyć. Gdybyś kiedykolwiek czegokolwiek potrzebował to wiesz do kogo masz przyjść. My ci zawsze pomożemy. Jesteś naszym przyjacielem i cie kochamy. Pamiętaj o tym.

Uśmiechnąłem się szeroko i mocno do niego przytuliłem. Tak bardzo się cieszyłem, że mam przy sobie takich wspaniałych przyjaciół i oczywiście cudownego chłopaka. Śmiało mogłem nazwać Tae moim przyjacielem. Mogłem to śmiało powiedzieć.
Yoongi oczywiście odwzajemnił uścisk. Trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę. Brunet odsunął się ode mnie po jakimś czasie chcą spojrzeć mi w oczy.

- Może powinieneś powiedzieć o tym co się stało Jiminowi?
- Nie chcę go niepotrzebnie denerwować. Już i tak na pewno się o mnie martwi.
- Kook...
- Tak wiem, że powinienem, ale nie jest rozmowa, którą można odbyć przez listy. Powiem mu jak go zobaczę.
- W sumie masz rację, ale pamiętaj o tym.
- Oczywiście.
- Okay... Zaraz wracam. - odparł i wyszedł z pokoju.

Nie powiedziałem Yoongiemu o jeszcze jednej ważnej rzeczy. Zdałem sobie z czegoś sprawę i to sprawiało, że byłem kompletnie przerażony, a moje serce rozpadło się na kawałeczki. Przypomniał mi się mój sen. Byli w nim rodzice i kłócili się. Kłócili się o mnie. Już teraz wiem o co im chodziło. Matka nie chciała, żebym stał się jednym z nich. Nie chciała, żebym stał się śmierciożercą. I to się już wydarzyło, a gdy to sobie  uświadomiłem znów miałem ochotę się rozpłakać. Skoro druga część mojego snu się spełniła... To przyszła pora na trzecią...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top