Rozdział XXI
Kto by pomyślał, że Jeon Jungkook ślizgon, który najbardziej na świecie nienawidził przede wszystkim szlam, ale także uczniów Gryffindoru będzie w stanie się, z którymś z nich zaprzyjaźnić. Cóż... Park Jimin był wyjątkiem. Jednak jeszcze bardziej zaskakujące było to, iż dla niego, właśnie dla niego zgodzi się dogadać z kolejnym gryfonem. Jak to mówią życie jest pełne niespodzianek. Chociaż wciąż nie byłem pewien dlaczego zgodziłem się zawrzeć pokój z Tae. Oczywiście jednym z powodów był ChimChim. Jednak czy nie był on jedynym powodem?
Siedziałem na lekcji eliksirów z profesorem Snape'em i jedyne czym zajmowałem się na tych lekcjach było patrzenie na Jimina siedzącego obok mnie. Przez całe zajęcia dokładnie studiowałem jego idealny lewy profil. Byłem najlepszy, jeśli chodzi o eliksiry, więc nie musiałem przykładać większej uwagi do tego o czym mówi nauczyciel. Po prostu siedziałem i patrzyłem, a to, że Jimin był bardzo zajęty zapisywaniem wszystkiego o czym mówił Snape ułatwiało mi sprawę. Byłem nieco zaskoczony, że do tej pory tego nie zauważył.
Nagle jednak odwrócił głowę w moją stronę i zorientował się, że na niego patrzę. Zmarszczył delikatnie nosek i spojrzał na mnie pytająco. Uśmiechnąłem się tylko słodko i puściłem mu oczko, a on natychmiast przeniósł wzrok z powrotem na swój zeszyt. Zaśmiałem się widząc jak się czerwieni. Był tak uroczy.
Gdy profesor Snape w końcu skończył wykład i mogliśmy wyjść ruszyłem za blondynem do wyjścia z sali. Zdziwił się, gdy spostrzegł, że za nim podążam, ale oczywiście się uśmiechnął.
- Powinieneś był skupić się na lekcji, a nie cały czas na mnie patrzeć. - odparł, gdy zatrzymaliśmy się pod ścianą, aby porozmawiać.
- Po pierwsze patrzenie na ciebie jest dużo lepszym zajęciem, a po drugie jestem najlepszy jeśli chodzi o eliksiry.
- No tak jakże mogłem zapomnieć, przecież stoi przede mną "Pan Jeon wszytko potrafię zrobić Jungkook". - zaśmiał się.
- Nie wszystko potrafię zrobić.
- Ach tak? Wymień choć jedną rzecz, której nie potrafisz.
Już otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale zatkało mnie. Kompletnie nie wiedziałem co mam powiedzieć. Nigdy się nie zastanawiałem nad tym czego nie potrafię, a bardziej skupiałem się na samych pozytywnych.
Jimin widząc moją bezradność zaśmiał się kolejny raz.
- Widzisz! A nie mówiłem!
- Okay narazie nic mi nie przychodzi do głowy, ale coś wymyślę.
- No to życzę powodzenia.
- Dzięki przyda się.
- A tak zmieniając temat... - zaczął blondyn nieśmiało. - Jeśli chodzi o Tae...
- Nie musisz się już martwić o relacje moją i Tae. - przerwałem mu i pochyliłem się delikatnie w jego stronę, żeby nikt inny nie słyszał o czym rozmawiamy, bo wiadomo, że po korytarzu kręciło się dużo uczniów.
ChimChim spojrzał na mnie pytająco i tym razem to ja się zaśmiałem.
- Spotkałem go wczoraj na korytarzu i zawarliśmy pokój. O niczym ci nie mówił?
- Nie. Uśmiechał się jakoś dziwacznie przez większość dnia, ale nic nie powiedział.
- No to ja ci mówię.
- Ale... Dlaczego?
- Cóż... To twój przyjaciel i będę go dość często widywał, więc byłoby trochę niezręcznie, gdybyśmy się do siebie nie odzywali tylko patrzyli z nienawiścią.
- Czyli... Zrobiłeś to tak trochę dla mnie? - zapytał, a w jego oczach pojawiły się cudowne, małe iskierki.
- Zrobiłem to tylko dla ciebie.
Jimin spuścił znów wzrok uśmiechając się uroczo. Jego policzki przybrały szkarłatną barwę. Pochyliłem głowę w bok przyglądając się tej małej słodkiej kuleczce. Mogłem tak po prostu stać i na niego patrzeć przez cały dzień, jednak miałem jeszcze lekcje z transmutacji i obrony przed czarną magią. Niestety Jimin nie miał ich razem ze mną.
Nagle spostrzegłem Yoongiego, który czekał na mnie po drugiej stronie korytarza.
- Musze niestety już iść. Nie mogę się znów spóźnić, bo profesor McGonagall zamieni mnie we fretkę.
- Jasne rozumiem.
- To do zobaczenia ChimChim.
- Trzymaj się Kookie.
Uśmiechnąłem się do niego i ruszyłem w kierunku Yoongiego, który kręcił głową z dezaprobatą krzyżując ręce na piersi, gdy znalazłem się obok niego.
- No co?
- Myślałem, że się już od niego nie odkleisz.
- Oj daj spokój Yoongi! Przesadzasz!
- Nie prawda! To ty nie chcesz się przyznać do tego, że nie jest on już dla ciebie tylko przyjacielem!
- Tak powiedz to jeszcze głośniej, żeby cała szkoła to usłyszała. - warknąłem rozglądając się dookoła.
- Więc przyznaj to w końcu.
Co miałem teraz tak po prostu powiedzieć mu, że podoba mi się Jimin?! Nie ma opcji! Tak od dawna już wiem, że to co do niego czuje to nie jest już przyjaźń. Jednak czy byłem gotowy, żeby powiedzieć mu o tym tak otwarcie? Wiedziałem, że Yoongiemu mogę ufać, ale... Wahałem się. Spojrzałem na niego i jedyne co zrobiłem to rzuciłem mu szeroki uśmiech.
- Chodźmy już, bo się spóźnimy - odparłem i ruszyłem w stronę sali do transmutacji.
***
Kto by pomyślał, że przez te krótką rozmowę z Yoongim przez cały wykład będę myślał tylko i wyłącznie o blondynie o pięknych brązowych oczach. Nie to, że nie zajmował moich myśli praktycznie każdego dnia, ale w tamtym momencie zacząłem wszystko wnikliwie analizować. Zastanawiałem się co mam z tym zrobić.
Mam tak po prostu podejść i mu o tym powiedzieć?
Nie to nie wchodziło w grę. Więc cóż mogłem zrobić?
Jednak na wspomnienie jego pięknego uśmiechu i tego jak się dzisiaj uroczo rumienił sam szczerzyłem się jak głupi. Zdecydowanie straciłem dla niego głowę.
- Jungkook! Na Merlina! Czy ty słyszysz co ja do ciebie mówię?!
Otrząsnąłem się dopiero, gdy usłyszałem głos profesor McGonagall. Rozejrzałem się dookoła i skupiłem wzrok na nauczycielce, która stała tuż przede mną.
- Oczywiście, że słucham.
- Coś kiepsko ci dzisiaj idzie kłamanie Jungkook. Może podzielisz się z nami swoimi przemyśleniami?
- Nie widzę takiej potrzeby pani profesor.
- Cóż... A więc skup się na lekcji. Może, żeby Ci jakoś pomóc, proszę zamień kielich w ptaka.
Chwyciłem różdżke i skierowałem ją na przedmiot. Odszukałem w pamięci odpowiednie zaklęcie i skupiłem się na nim.
- Avifors!
Po chwili przedmiot nie był już naczyniem tylko pięknym złocistym ptakiem. Kolor był dokładnie taki jak odcień włosów Jimina. Przypadek? Oczywiście, że nie! Chciałem, żeby był dokładnie takiego koloru.
Uśmiechnąłem się triumfalnie słysząc oklaski pozostałych uczniów znajdujących się w sali i znów spojrzałem na opiekunkę Gryffindoru.
- Cóż... Doskonała robota Jungkook. - widziałem po jej minie, że nie tego się spodziewała.
- Wiem.
Jednak ona już nic nie powiedziała tylko wróciła do prowadzenia lekcji. Spojrzałem na Yoongiego, który próbował zwrócić na siebie moją uwagę. Podał mi tylko karteczkę i uśmiechnął się tajemniczo.
Przeczytałem uważnie to co było na niej napisane.
"Zrób TO zanim coś spieprzysz"
Wiedziałem o co mu chodzi i może miał rację, ale w mojej głowie pojawiały się liczne pytanie. Jak mam to zrobić? I co jeśli kiedy mu to powiem to właśnie wtedy wszystko spieprze?
***
Przechadzałem się korytarzami Hogwartu, żeby dotrzeć do dormitorium po skończonych lekcjach. Od jakiegoś czasu codziennie wstawałem rano pełen radości i w doskonałym nastroju, a to wszystko za sprawą jednej osoby, która zmieniła całe moje życie. Odkąd pewien gryfon o cudownych oczach i czarującym uśmiechu wkroczył w moje życie i odwrócił je do góry nogami.
Cóż mogę powiedzieć po prostu straciłem dla niego głowę. Nie byłem w stanie myśleć o niczym innym, ponieważ za każdym razem, gdy próbowałem skupić się na czymś nie związanym z uroczym blondynem moje myśli i tak znów wędrowały w stronę chłopaka o imieniu Park Jimin. Dzięki niemu mój szary i nijaki świat nagle rozbłysnął tysiącami barw. Powtarzałem to ciągle i będę powtarzał, że nie zasłużyłem na niego, ale cieszę się, że ktoś taki jak on jest przy mnie. Teraz muszę mu w jakiś sposób o tym wszystkim powiedzieć. Tylko jak?
Skręciłem w lewy korytarz kierując się w stronę Lochów. Było tutaj zaskakująco jasno co mnie bardzo zdziwiło.
Nagle na końcu przejścia zauważyłem jakieś postacie. Od razu rozpoznałem byczą posture Goyla i jego dwóch kolegów Crabba i Zabiniego. Była tam jeszcze jedna osoba, którą przyparli do ściany, ale nie widziałem kto to, gdyż została zasłonięta przez ich wielkie cielska.
Podszedłem bliżej i zauważyłem blond czupryne. Przełknąłem głośno śline wiedząc już kim jest ta postać. Wściekłość dosłownie gotowała się we mnie, ale za wszelką cenę starałem się zachować obojętność podchodząc do nich.
- Co się tutaj dzieje?
Słysząc za sobą głos odwrócili się w moim kierunku i dopiero teraz mogłem zobaczyć przerażoną twarz Jimina. Byłem o krok od dania każdemu z nich w mordę za to, że w ogóle ośmielili się go dotknąć. Mimo to, że gniew rozsadzał mnie od środka to zachowałem kamienną twarz. Doskonale wiedziałem jak ukrywać emocje. Byłem w tym mistrzem, ponieważ robiłem to przez lata.
- Ooo... Dobrze, że jesteś Kook! Właśnie miałem wysłać po ciebie Zabiniego!
- Po co?
- Po to, żebyś pobawił się z nami z twoim nowym kolegą. - odparł przesuwając dłonią po policzku blondyna.
Zauważyłem jak Jimina przeszedł dreszcz i na chwilę zamknął oczy. Wciągnąłem odruchowo powietrze. Miałem wielką ochotę po prostu oderwać mu te rękę. Nie miał prawa go dotykać. Tylko ja miałem do tego prawo.
- Pff... Jakim kolegą?
- Nie udawaj! Cały czas widzimy cię w jego towarzystwie. Ciągnie cię do niego, co nie Kook?
To był moment, w którym musiałem podjąć ważną decyzję. Zaprzeczyć czy potwierdzić. Prawda była taka, że miał rację. Oczywiście, że miał, ale nie mogłem mu jej przyznać. Nie mogłem.
- Chyba cie pojebało! - starałem się, żeby mój śmiech brzmiał jak najbardziej prawdziwie. - Dobrze wiesz, że nienawidzę gryfonów!
- Więc jak masz zamiar nam wytłumaczyć to dlaczego spędzasz z nim tyle czasu?!
- A czy to nie jest oczywiste!? Jego ojciec pracuje dla mojego starego, który niewiedzieć czemu jest bardzo zadowolony z jego pracy i chce go jak najdłużej zatrzymać w Ministerstwie, więc kazał mi się z nim zaprzyjaźnić.
- A co to ma ze sobą wspólnego?
- Pomyśl chociaż przez chwilę to nie boli! Jeśli zostalibyśmy przyjaciółmi, wtedy on przekonałby ojca do trzymania z moim dobrych kontaktów i do zostania w pracy.
- Cóż... To faktycznie ma sens...
- Oczywiście, że ma! - przewróciłem teatralnie oczami. - Myślisz, że z własnej woli spędzał bym czas z kimś takim jak on?! Ja?! Jeon Jungkook! Ślizgon, który najbardziej na świecie nienawidzi wszelkiego rodzaju szlam i naszego największego wroga w postaci uczniów Gryffindoru!
- No tak... Jak mogliśmy o tym zapomnieć?
- Bo jesteście idiotami!
Przeniosłem wzrok z Goyla na Jimina. Patrzył na mnie oczami pełnymi łez. Jego cudowne oczy były smutne i skrzywdzone. Przeze mnie. To moja wina. Ja do tego doprowadziłem i nienawidziłem się za to. Musiałem podjąć tą trudną decyzje dla jego dobra. Gdyby dowiedzieli się co czuje do Jimina i jak ważny jest dla mnie, nie dali by mu spokoju. Bałem się, że może stać mu się to samo co Yoongiemu, że któryś z nich go skrzywdzi. Wiedziałem do czego są zdolni. Jednak narazie to ja go skrzywdziłem. Mimo, że moje serce rozpadło się na malutkie kawałeczki, gdy zauważyłem łzy spływające po jego policzkach to moja twarz nadal pozostała obojętna. Jednak tak naprawdę miałem ochotę się rozpłakać.
- Wybacz Kook...
- Zastanowię się nad tym, a teraz puśćcie go!
- Oczywiście!
Odsunęli się od Jimina, a on przez chwilę stał w miejscu wciąż wpatrując się we mnie.
Nie byłem w stanie patrzeć mu teraz w oczy, więc odwróciłem wzrok. Karciłem się w myślach za to, że sprawiłem ból osobie, która jest dla mnie tak ważna.
Po chwili blondyn przeszedł obok mnie i szybkim krokiem ruszył do wyjścia z Lochów. Tak bardzo chciałem pobiec za nim. Przeprosić go za wszystko, wyjaśnić to co musiałem zrobić, przytulić i otrzeć jego łzy. Jednak nie mogłem w tamtym momencie tego zrobić. Nie mogłem.
- Głupio nam teraz, że w ciebie wątpiliśmy.
- No ja myślę! I, żeby mu się to nigdy więcej nie powtórzyło! Rozumiemy się!?
- Oczywiście! - odpowiedzieli jednocześnie.
- Świetnie! Teraz zejdźcie mi z oczu!
- Tak jest! - jak żołnierze wykonali rozkaz i ruszyli do salonu wspólnego Slytherinu.
Gdy zniknęli za zakrętem od razu ruszyłem biegiem z powrotem do wyjścia z Lochów, aby ratować to co spieprzyłem.
***
Dosłownie wpadłem do tajemniczej sali muzycznej mając nadzieję, że Jimin tam będzie. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zauważyłem blondyna siedzącego na kanapie z podciągniętymi do klatki piersiowej nogami. Opierał podbródek na kolanach i nie spojrzał na mnie, gdy powoli szedłem w jego stronę. Usiadłem obok zachowując trochę przestrzeni między nami. Przez chwilę bałem się na niego spojrzeć. Tak bardzo żałowałem tego co zrobiłem, ale nie miałem innego wyjścia. Chciałem go ochronić, ale jednocześnie go skrzywdziłem. Jednak byłem tak bardzo zdesperowany, żeby odzyskać jego zaufanie i wytłumaczyć mu to co zrobiłem. Odważyłem się w końcu na niego spojrzeć i czułem, że moje serce rozpada się ponownie na maleńkie kawałeczki. Po policzkach blondyna cały czas spływały łzy. Patrzył przed siebie w jeden punkt gdzieś w oddali. Wziąłem głęboki oddech.
- Jimin ja... - zacząłem, ale urwałem po chwili, bo słowa nie chciały mi przejść przez gardło.
- Nie musisz nic mówić... Już wszystko rozumiem. - odezwał się nagle swoim pięknym głosem, którego tak uwielbiałem słuchać. Tym razem jednak ten cudowny głos był przepełniony bólem.
- Właśnie, że nie! Wiem, że to co teraz powiem mnie nie usprawiedliwia, ale musiałem to zrobić! Kłamałem! Kłamałem Jimin, żeby cię chronić! Gdyby dowiedzieli się o tym co jest między nami nie dali by ci spokoju! Znam ich i wiem, że jeśli chodzi o relacje między Slytherinem, a Gryffindorem uznają tylko i wyłącznie nienawiść! Nie zaakceptowali by tego! Może nawet by cie skrzywdzili, a ja nigdy bym sobie tego nie wybaczył!
Zatrzymałem się na chwilę czekając na reakcję Jimina. Czułem na policzkach gorące łzy. Blondyn cały czas nie patrzył w moją stronę. Jego milczenie było dla mnie istną torturą groszą niż zaklęcie Cruciatus.
Nagle Jimin opuścił nogi na podłogę i westchnął głęboko starając się uspokoić. Chwyciłem delikatnie jego podbródek i sprawiłem, żeby na mnie spojrzał. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy i trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę. Wiedziałem w tamtym momencie, że jest dla mnie najważniejszy na świecie i zrobię wszystko, żeby mi uwierzył.
- Przepraszam Jimin... Zrobiłem to, żeby cię chronić, dla ciebie, bo cię kocham!
Spojrzenie blondyna zmieniło się diametralnie z oczu przepełnionych smutkiem i bólem na czyste zdziwienie. Nie chciałem, żeby dowiedział się w ten sposób, ale nie mogłem już dłużej czekać.
- Kocham cię. Teraz jestem tego pewien. Chcę się chronić, przytulać, już zawsze być przy tobie, bo jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Więc pozwól mi cię kochać.
Nie czekałem już na reakcję Jimina, tylko objąłem jego twarz i złączyłem nasze usta. Długo czekałem na ten moment i przyznam, że często zastanawiałem się nad tym jak smakują jego pełne, doskonałe wargi. I to co czułem było po prostu nie do opisania.
Jimin przez chwilę był zbyt zaskoczony moim posunięciem, jednak, gdy odwzajemnił pocałunek moje szczęście nie miało granic.
Przysunąłem się do niego, żeby być bliżej pokonując dzielącą nas przestrzeń. Kciukiem otarłem jego mokre od łez policzki, a on jedną rękę położył na mojej klatce piersiowej, a drugą wplutł w moje włosy. Uwielbiałem kiedy głaskał mnie po nich dłonią, więc to było równie przyjemne. Jeszcze przez dłuższą chwilę całowałem jego pełne wargi i odsunąłem się dopiero wtedy, gdy zabrakło mi powietrza. Czułem jak moje serce bije jak szalone, a klatka piersiowa unosi się i opada w przyspieszonym tempie. Powoli uchyliłem powieki i napotkałem wzrok Jimina. Przez jakiś czas tylko patrzyliśmy sobie w oczy nie mówiąc ani słowa. Jednak, gdy ChimChim obdarzył mnie swoim pięknym uśmiechem odwzajemniłem go z wielką radością. Pogładziłem go delikatnie dłonią po policzku, a on położył obie ręce na mojej klatce piersiowej.
- Wierzysz mi? - zapytałem, gdy w końcu byłem w stanie cokolwiek z siebie wydusić.
W napięciu czekałem, aż Jimin w końcu coś powie, jednak on nic nie powiedział tylko pokiwał głową uśmiechając się jeszcze szerzej i ukazując szereg śnieżnobiałych zębów. I to mi w zupełności wystarczyło. Poczułem wielką ulgę i mogłem spokojnie odetchnąć mając pewność, że go nie stracę, a wręcz przeciwnie zbliżę się do niego tak jak od dawna pragnąłem. Zaśmiałem się cicho i przyciągnąłem go do siebie przytulając do swojej klatki piersiowej. Jimin położył na niej głowę, a ja oparłem podbródek na jego blond główce.
- Kocham cię ChimChim. - wyszeptałem.
- Ja ciebie też Kookie.
W tamtym momencie czułem, że nasze serca biją w jednym rytmie. To wszystko nie było tylko przypadkiem. Jakbyśmy cały czas na to czekali. Chciałem już zawsze trzymać go w ramionach. On był moim tlenem bez, którego nie mogłem żyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top