Rozdział XLIII
Te ostatnie dwa dni dla wszystkich były niezwykle nerwowe. Każdy biegał w tę i z powrotem sprawdzając czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik.
Razem z Jiminem przygotowywaliśmy się do walki, która zapewne nas czeka, pod czujnym okiem profesora Lupina, który starał się przypomnieć nam jak najwięcej zaklęć, które mogą nam się przydać. Jednak nie sądziłem, iż w tak krótkim czasie uda nam się jeszcze czegokolwiek nauczyć. Cieszyłem się mimo wszystko, że profesor postanowił poświęcić ten czas, który nam został na przygotowanie nas. Co chwilę niemalże powtarzał nam, iż, gdy będziemy mieć ku temu okazję mamy się za nic nie zawachać i zabić Voldemorta. W tamtym momencie wydawało mi się to dość oczywiste, ale faktycznie nie miałem pewności jakie emocje będą mi wtedy towarzyszyć.
Okazało się, że Hagrid cały czas przebywał na terenie Hogwartu. Jimin-ssi bardzo chciał jeszcze odwiedzić olbrzyma zanim nadejdzie chwila na stawienie czoła naszemu przeznaczeniu. Yoongi razem z Hobim postanowili iść z nami. Hoseok również chciał znów zobaczyć się z olbrzymem, którego tak uwielbiał, gdy uczęszczał do Hogwartu.
Siedzieliśmy, więc po prostu w jego chatce pijąc zrobioną przez niego herbatę. Ja razem z Hobim zasiedliśmy przy stole, Yoongi oparł się o parapet i po prostu stał obserwując pomieszczenie, a Jimin-ssi siedział na kanapie głaszcząc Kła po łbie. Zwierzęciu bardzo podobała się ta pieszczota i nawet zaczął przysypiać z głową na jego kolanach. Patrzyłem na ten rozkoszny widok uśmiechając się delikatnie. Starałem się choć przez chwilę nie myśleć o tym co czeka nas za kilka godzin i skupić się na spędzeniu tego czasu z osobą, którą kocham najbardziej na świecie.
- Się porobiło cholipka... - westchnął Hagrid nalewając mi do kubka herbaty. - Kto by pomyślał, że przyjdzie wam czegoś takiego doświadczyć.
- To przeznaczenie Hagrid. Tak musiało się stać. - odparł Jimin-ssi starając się w jakiś sposób pocieszyć rozżalonego olbrzyma.
- Ale dlaczego wy cholipka?!
- Tego nikt nie wie. Najwidoczniej my jesteśmy po prostu odpowiednimi osobami, aby temu podołać. Wszystko skończy się dobrze, nie martw się.
- Ach! Jimin zawsze podziwiałem twoje pozytywne podejście! - zaśmiał się siadając obok niego na kanapie.
- To prawda jego podejście jest godne podziwu. - odparł z uśmiechem Hobi.
- Tak samo jak twoje. - zaśmiał się cicho Yoongi.
- No trudno się z tym nie zgodzić.
- Cholipka jak mi ciebie brakowało Hobi! - wybuchnął śmiechem Hagrid klepiąc czerwonowłosego po ramieniu.
Wszyscy byli w całkiem dobrych nastrojach choć nie powinni zważywszy na sytuację, w której się znajdowaliśmy, a ja natomiast wciąż siedziałem przy stole i milcząc wpatrując się w kubek z herbatą, który trzymałem cały czas w dłoni. Coraz bardziej docierała do mnie świadomość, że mamy stawić czoła śmierci. Jeśli nie uda nam się i nie podołamy zadaniu zginiemy my, ale i tysiące ludzi. Nasze rodziny, przyjaciele, mugole, niewinni ludzie... Wszyscy.
- Ja również stanę u waszego boku. - oświadczył nagle olbrzym z przekonaniem.
- Naprawdę?! - zawołał Hobi spoglądając na olbrzyma ze zdziwieniem.
- Ależ oczywiście!
- Wiesz, że nie musisz tego robić. - odparł Jimin-ssi.
- Ależ to mój obowiązek! Będę do ostatniej kropli krwi bronił murów tej szkoły i profesora Dumbledore'a!
- To bardzo szlachetne Hagrid. - stwierdził z uśmiechem blondyn.
- Ale ty Kieł zostaniesz tutaj. Ciebie nie będę narażał stary druhu. - westchnął delikatnie klepiąc psa po głowie. - Mam nadzieję, że jeśli nie wrócę to ktoś się tobą zaopiekuje.
- Nie mów tak, oczywiście, że wrócisz.
- Taka jest prawda Jimin. Wiem, że starasz się patrzeć na wszystko optymistycznie, ale niestety trzeba pogodzić się z myślą, że możemy tego nie przeżyć.
- Eee tam! Kiedyś trzeba w końcu umrzeć! Poza tym lepiej umrzeć w obronie czegoś co się kocha niż w jakiś głupi sposób! - zawołał Yoongi z przekonaniem.
- Co prawda to prawda! Więc bądźmy dumni z tego, że mamy zaszczyt walczyć w obronie tych, których kochamy! - odparł Hagrid unosząc w górę kubek z herbatą.
- Otóż to! - zawtórował mu Hobi.
Miałem już tego dość. Nie byłem w stanie usiedzieć ani sekundy dłużej. Natychmiast podniosłem się z krzesła i podszedłem do kanapy spoglądając na blondyna z góry.
- Chodź Jimin-ssi. Musimy już iść.
- Jak to? Już? - zapytał chłopak spoglądając na mnie tymi pięknymi oczami.
- Tak. Dumbledore zapewne niedługo nas wezwie.
- On weź przestań Kook. Usiądź i uspokój się. - odparł Yoongi.
- Jungkook ma rację. Powinniście już iść. Wszyscy. - odparł Hagrid kiwając głową.
- A co z tobą?
- Dołączę do was potem. Muszę jeszcze zrobić parę rzeczy zanim wyjdę.
- W porządku.
Jimin-ssi podniósł się z kanapy i pogłaskał jeszcze Kła po głowie. Następnie spojrzał na olbrzyma uśmiechając się. Ja natomiast po prostu ruszyłem do wyjścia z chaty. Nie miałem zamiaru oglądać się za siebie, ponieważ po chwili mogłem usłyszeć odgłos jego kroków za sobą.
Nie mam pojęcia czemu zareagowałem w ten sposób. Może po prostu miałem już tego wszystkiego serdecznie dość. Tego strachu, niepewności, obawy... Tego całego szaleństwa, w które zostaliśmy wciągnięci. Najpierw moje sny, potem przepowiednie, przeznaczenie, które musi się spełnić. To było dla mnie za dużo.
Po chwili znaleźliśmy się na moście łączącym sporą łąkę, na której mieszkał Hagrid ze szkołą. Szedłem przed siebie szybkim krokiem, gdy nagle usłyszałem głos Jimina.
- Kookie zwolnij!
Jednak ja nie reagowałem i po prostu kroczyłem przed siebie.
Niczym zahipnotyzowany. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Dokąd mam iść ani jak to wszystko się skończy.
- Kookie!
Byłem jak w trasie. Nie wiedziałem tak naprawdę dokąd zmierzam. Chciałem po prostu znaleźć się jak najdalej od tego wszystkiego.
Nagle usłyszałem jego szybkie kroki i po chwili Jimin-ssi złapał mnie za ramię zatrzymując i odwracając w swoją stronę.
- Co się z tobą dzieje?!
Spojrzałem tylko przez chwilę w jego oczy. Widziałem, że był zdezorientowany i zupełnie nie rozumiał mojego zachowania. Ja też go w sumie nie rozumiałem. Nie miałem pojęcia dlaczego tak nagle to wszystko wydawało mi się tak... Przerażające.
Westchnąłem i przeszedłem obok niego. Stanąłem przed barierką mostu i spojrzałem na płynącą w dole rzekę, majestatyczne góry i na chowające się powoli za chmurami słońce. Zbierało się na deszcz. Niebo zabarwiło się na granatowo. Oparłem dłonie o drewnianą barierkę starając się poukładać sobie to wszystko w głowie. Próbowałem to zrobić od dobrych kilku miesięcy. Nie było to chyba możliwe. Cały czas nie rozumiałem dlaczego.
Po chwili kątem oka zobaczyłem jak Jimin-ssi staje obok mnie. Nie miałem odwagi na niego spojrzeć. Po prostu patrzyłem przed siebie, gdzieś w dal starając się coś dostrzec. Może jakąś nadzieję, która sprawi, że znów odnajde sens.
- Kookie co się dzieje?
Usłyszałem głos blondyna. Wydawał się dochodzić gdzieś z oddali. Jakby był zupełnie nieosiągalny. Jakby on wcale nie stał tuż obok mnie, ale gdzieś hen daleko.
Poczułem nagle jego dłoń na swojej.
- Kookie spójrz na mnie.
Wziąłem głęboki oddech i odwróciłem się w jego stronę. Złapaliśmy kontakt wzrokowy i dostrzegłem troskę w jego cudownych, brązowych oczach.
- Powiedz mi co się dzieje.
Przez chwilę po prostu patrzyłem na niego zastanawiając się co tak naprawdę mam powiedzieć. Sam dokładnie nie widziałem co mi jest. Cały czas starałem się tak naprawdę to sobie uświadomić.
Po raz kolejny wziąłem głęboki oddech i w końcu otworzyłem usta.
- Nie wiem co się ze mną dzieje Jimin-ssi. Pierwszy raz się tak cholernie boję. Chyba w końcu tak naprawdę dotarło do mnie co za chwilę ma nastąpić. Nie wiem jak mam sobie z tym poradzić.
- Nie bój się. Cokolwiek się stanie przejdziemy przez to razem.
- Wiem, ale łatwo ci mówić. Tak bardzo bym chciał, żeby to był tylko sen.
- Ja również, ale nic na to nie możemy poradzić.
- Wiem, ale boję się Jimin-ssi.
- Czego boisz się najbardziej? - zapytał chwytając mnie za dłoń.
- Najbardziej boję się o ciebie. O to, że cię stracę. Ja nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Nie chcę go. Nie będzie ono miało kompletnie sensu. To ty nadajesz mu sens. Ty wypełniasz je tysiącem barw i uczysz mnie jak być lepszym człowiekiem. Jeśli ciebie w nim zabraknie...
Zatrzymałem się tutaj czując napływające mi do oczu łzy. Widziałem to zaskoczenie w oczach Jimina, które po chwili przerodziło się w radość.
To co powiedziałem było od dawna dla mnie tak oczywiście, ale jakoś nie mogłem zebrać się na odwagę, żeby mu o tym powiedzieć. Teraz w końcu to zrobiłem i byłem z siebie dumny.
Jimin-ssi położył po chwili dłonie na mojej szyji uśmiechając się delikatnie. Patrzyłem cały czas jak zahipnotyzowany w jego brązowe tęczówki.
Zastanawiałem się przez chwilę czy mam kontynuować moją przemowe, ale blondyn mnie uprzedził.
- Kookie nie martw się. Musisz uwierzyć w to, że to wszystko może się skończyć dobrze. Ja też jestem tym zmęczony i mam dość, ale liczy na nas cały świat magiczny i musimy zrobić to co do nas należy. To co musimy. Taki jest nasz obowiązek.
- Wiem Jimin-ssi.
- Poza tym nie jesteśmy sami. Mamy naszych przyjaciół, którzy gotowi są stanąć u naszego boku. Są gotowi zaryzykować własne życie tak samo jak my, więc nie możemy się teraz wycofać.
- To nawet nie wchodzi w grę. Wycofują się tylko tchórze. Będziemy walczyć do końca.
- No i taka postawa mi się podoba. - zaśmiał się blondyn i stając na czubkach palców, żeby złączyć nasze usta.
Pochyliłem się nieco, żeby było mu wygodniej i pogłębiłem pocałunek kładąc dłonie na jego talii.
Chciałem tym wyrazić te wszystkie emocje jakie towarzyszyły mi w tym momencie. Ten strach, determinację, miłość...
Gdzieś przez myśl przeszło mi, iż może to być nasz ostatni pocałunek. Ostatni raz, gdy dotknę jego cudownych, malinowych warg swoimi.
Jednak szybko pozbyłem się tej myśli i starałem się cieszyć tą chwilą dopóki trwała.
Odsunąłem się od niego, gdy zaczęło brakować mi powietrza i przytuliłem do siebie moją małą kuleczke.
Mogłem choć na chwilę odetchnąć pełną piersią i poczuć się bezpiecznie. Zawsze, gdy miałem go w ramionach czułem się jak w domu. Mimo, iż nigdy tak naprawdę nie miałem prawdziwego domu to właśnie tak sobie go wyobrażałem.
Po chwili blondyn odsunął się ode mnie delikatnie i uśmiechnął się.
- Wszystko będzie dobrze króliczku.
Uśmiechnąłem się słysząc jego słowa. Uwielbiałem, gdy mnie tak nazywał. Poczułem wtedy, że chce, żeby Jimin-ssi należał do mnie już zawsze. Że to z nim tak bardzo chciałbym ułożyć sobie przyszłość. Wizja budzenia się codziennie rano obok mojej małej kuleczki wydawała się tak nierealna, ale zarazem tak cudowna. Tak bardzo chciałem móc spędzić z nim każdą sekundę swojego życia.
W tamtym momencie dostałem olśnienia.
Przecież była taka możliwość. To mogło stać się prawdą. Wystarczyło zadać mu tylko jedno proste pytanie. To jedno pytanie.
- Jimin-ssi... - zacząłem, ale zatrzymałem się w połowie zdania zastanawiając się jak mam to powiedzieć.
- Tak Kookie.
Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem usta, żeby w końcu to powiedzieć, gdy nagle rozległ się donośny dźwięk trąby. To był znak, że już czas.
Westchnąłem i złapałem Jimina za dłoń po czym ruszyłem szybkim krokiem przed siebie.
Cóż... Najwidoczniej nie będzie mi dane w najbliższym czasie go o to zapytać.
***
Gdy wbiegliśmy na dziedziniec wszyscy już tam na nas czekali. Stanęliśmy u boku profesora Dumbledore'a i Snape'a. Dyrektor uśmiechnął się do nas pocieszająco, gdy zauważył nasze przybycie. Odwzajemniłem to i spojrzałem przed siebie wyczekując tej chwili, w której stanę twarzą w twarz z Czarnym Panem.
Spojrzeliśmy w górę i zobaczyliśmy jak zaklęcia naszych przeciwników rozbijają się o magiczną barierę, którą stworzyli nauczyciele. Mogliśmy już dostrzec pęknięcia, więc to był znak, że nasza osłona nie wytrzyma zbyt długo. W końcu cierpliwość Voldemorta się skończy i przekroczy progi Hogwartu, ale my będziemy już czekać gotowi na to co na nadejść.
Nagle zobaczyliśmy Freda i George'a biegnących w naszym kierunku. Zapewne, któryś z nauczycieli wysłał ich na zwiady. Zatrzymali się przed profesorem Dumbledore'em i zajęło im chwilkę, żeby wyrównać oddech.
- Prawie przedarli się przez barierę. - odparł Fred.
- Jeszcze dwa porządne zaklęcia i będzie po niej. - dodał George.
- Dziękuję wam chłopacy. Możecie stanąć z rodziną.
Bliźniacy pokiwali równocześnie głowami i podeszli do stojącej z boku rodziny Weasleyów.
Dumbledore odwrócił się w naszym kierunku i przez chwilę po prostu na nas patrzył zanim postanowił coś jeszcze powiedzieć.
- Cokolwiek się dzisiaj wydarzy chciałbym, żebyście wiedzieli, że jestem z was ogromnie dumny. To, że tutaj jesteście świadczy o waszej ogromnej odwadze i lojalności. Jestem zaszczycony, że mogę stanąć u waszego boku w tej walce o naszą wolność i wolność całego świata.
- To my jesteśmy zaszczyceni profesorze. - odparł z uśmiechem stojący obok mnie Jimin-ssi.
- Jak zawsze czarujący. - zaśmiał się starzec. - Nigdy się nie zmieniaj Jimin, bo jesteś naprawdę wyjątkowy.
Położył obie dłonie na twarzy blondyna i przez chwilę po prostu na niego patrzył. Następnie zwrócił się w moją stronę.
- Jestem pod wielkim wrażeniem twojej przemiany Jungkook. Zawsze wiedziałem, że jest w tobie dobro, które ktoś musi pomóc Ci odnaleźć. No i znalazł się taki ktoś, więc dbaj o niego, bo masz ogromne szczęście.
- Nawet nie wie pan jakie. - odparłem z uśmiechem ściskając delikatnie dłoń swojego chłopaka.
W tym momencie usłyszeliśmy huk i po chwili patrzyliśmy jak magiczna bariera rozpada się na kawałki. Nie zostało z niej kompletnie nic.
Doskonale wiedzieliśmy co się szykuje.
Dumbledore wrócił na miejsce i na sekundę złapał kontakt wzrokowy ze Snape'em. Ten skinął lekko głową i zacisnął dłoń na różdżce.
- Pamiętajcie! Nie atakujemy dopóki nie będziemy mieli ku temu powodu! Czekamy na znak Jungkooka!
Przełknąłem głośno śline i rozejrzałem się jeszcze raz dookoła. Zobaczyłem Yoongiego i Hobiego stojących po naszej prawej stronie. Trzymali się za dłonie. W wyrazie twarzy bruneta nie zauważyłem nawet cienia zawachania. Wiedział po co tutaj jest. Tak jak my wszyscy.
Następnie dostrzegłem Namjoona i Jina. Blondyn przytulał do siebie szatyna tak jakby chciał go ochronić przed tym co ma za chwilę nadejść. Przed tym złem, które zbliżało się nieubłaganie.
Tae stał obok profesora Lupina i jego żony. Przez chwilę go nie poznałem. Nie był już tym strachliwym, dziwnym Tae. Teraz był poważny i zdeterminowany patrzył przed siebie.
Złapałem kontakt wzrokowy z Jiminem dosłownie na kilka sekund, ale to mi wystarczyło. Gdy zobaczyłem tę nadzieję w jego brązowych oczach doskonale wiedziałem, że będę walczył. Będę walczył o naszą wspólną przyszłość. O to, żeby móc żyć dalej z nim u mego boku.
I w tym momencie zobaczyłem armię naszego przeciwka, która kroczyła dumnie w naszym kierunku z Voldemortem na czele.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top