Rozdział XLII

- Nie powinienem był dać Ci prowadzić! - wrzasnął Hobi zaciskając dłonie na fotelu.

Zaśmiałem się spoglądając w jego stronę. Razem z Hoseokiem, Yoongim i Jiminem byliśmy w drodze do Hogwartu. Rany blondyna po tych kilku dniach dzięki Jinowi zdążyły się dokładnie zagoić i nie było po nich nawet śladu. Bałem się, że zostaną dość widoczne blizny zważywszy na to jak poważne odniósł obrażenia. Na szczęście Jin wiedział co robi i teraz mogliśmy w końcu zamknąć za sobą ten rozdział.

Słyszałem śmiejących się na tylnich siedzeniach Jimina i Yoongiego. Hobi był naprawdę przerażony, a to jeszcze bardziej sprawiało, że co chwilę wybuchali głośnym śmiechem. Odwróciłem się za siebie i zobaczyłem jak Yoongi ociera spływające mu po policzkach łzy. Uśmiechnąłem się chytrze, gdy udało mi się złapać kontakt wzrokowy z Jiminem.

- Jungkook! Na litość boską! Patrz gdzie lecisz! - wrzasnął po raz kolejny czerwonowłosy.

Skierowałem wzrok znów przed siebie. Nie chciałem go jeszcze bardziej denerwować, więc postanowiłem skupić się na kierowaniu. Tym razem szło mi dużo lepiej niż poprzednim razem, gdy leciałem z Jiminem.

- Hobi proszę cię uspokój się. - odparł Yoongi starając się opanować śmiech.
- Trzeba było lecieć z Jinem i Namjoonem! Przynajmniej miałbym pewność, że przeżyje!

No mógł tak zrobić, ponieważ Namjoon razem z Jinem również mieli nam towarzyszyć podczas rozmowy z nauczycielami Hogwartu. Jednak nie zmieścili byśmy się w jednym pojeździe, więc Namjoon z Jinem wzięli samochód należący do profesora Lupina. Przy okazji zabrali ze sobą samego profesora i oczywiście Tae, któremu udało się ubłagać wujka, by pozwolił mu lecieć. Więc cały Zakon Feniksa jechał właśnie na spotkanie z Dumbledore'em i pozostałymi nauczycielami.

- Nie martw się przeżyjesz. Kookie wie co robi. - stwierdził Jimin-ssi kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Oczywiście, że wiem. Potrafię doskonale latać. Tylko z lądowaniem będzie gorzej. - zaśmiałem się.
- O mój dobry Boże... - mruknął Hobi.
- Kookie... Proszę się nie stresuj go bardziej. -  westchnął blondyn.
- No dobrze. Przepraszam.

Obok siebie słyszałem szybko oddychającego Hobiego. Przez chwilę bałem się, że zacznie hiperwentylować, a to może się nie skończyć dla niego dobrze. Ani dla nas. No, bo jak wytłumaczymy Dumbledore'owi, że przez nas najlepszy szukający na świecie zszedł podczas lotu na zawał.

- Hoseok zaufaj mi. Patrzysz na najlepszego szukającego Hogwartu. Wiem jak się lata. - odparłem starając się go uspokoić.
- Oczywiście... To, że umiesz latać na miotle nie oznacza, że poradzisz sobie z samochodem, ale módlmy się o to, żeby to co mówisz było prawdą. - westchnął czerwonowłosy.
- Jest prawdą i nie bój się. Myślisz, że wsiadłbym do tego pojazdu z Kookiem za kierownicą, gdybym nie był pewny, że nas wszystkich nie zabije!? - odparł Yoongi kładąc dłonie na ramionach Hobiego.
- No raczej nie... - odpowiedział cicho czerwonowłosy.
- No właśnie! Więc uspokój się i ciesz się lotem.
- Łatwo ci mówić...

Po kilku minutach modły Hobiego zostały wysłuchane i na horyzoncie pojawił się zarys majestatycznego budynku Hogwartu. Uśmiechnąłem się widząc swoją szkołę. Nigdy nie sądziłem, że tak bardzo zatęsknię za tym miejscem. Pamiętam doskonale jak narzekałem na panujące w niej zasady, na mugolskich uczniów i tak zwanych przez "prawdziwych czarodziejów" zdrajców krwi. Jednak przez ten czas zrozumiałem, że wcale się od nich niczym nie różnimy i, że status krwi nie ma tutaj nic do rzeczy. Bowiem nie ważne skąd pochodzisz ani jakich masz przodków, a to jakim czarodziejem jesteś.
Zdawałem sobie sprawę z tego, że teraz moi rodzice traktują mnie właśnie jak zdrajce krwi. Nie byłem już ich synem i nie chciałem być. Nie obchodziło mnie już ich zadnie. Po tym wszystkim co zrobili nie byłem już w stanie na nich patrzeć ani nawet o nich myśleć.

Gdy w końcu znaleźliśmy się na tyle blisko okazało się, że Hogwart wygląda tak samo jak przed naszą ucieczką. Miałem głęboką nadzieję, że nikomu nic się nie stało. No poza śmierciożercami i Bellatrix oczywiście. Im przydałaby się porządna lekcja.
Gdy znaleźliśmy się nad dziedzińcem przygotowałem samochód do lądowania. Starałem się to robić delikatnie jednak, gdy próbowałem zmienić bieg nagle pojazd przyspieszył, ale od razu udało mi się znów zwolnić.

- O mój dobry Boże... Ja tego nie przeżyję... - jęczał na siedzeniu obok nie Hobi.
- Spokojnie Kookie. - szepnął Jimin-ssi dodając mi otuchy.

To sprawiało, że zyskałem większej pewności siebie i niemalże idealnie posadziłem samochód na ziemi. Zaparkowałem go obok pojazdu profesora Lupina, którym przyleciała reszta. Okazało się, że już tam na nas czekali.

Hoseok jako pierwszy odpiął pasy i wyskoczył z samochodu. Zaśmiałem się widząc jak podbiega do Namjoona przytulając się do jego klatki piersiowej. Obok blondyna stał Jin, a po chwili z samochodu wyszli profesor Lupin oczywiście z Taehyung'iem. Razem z Yoongim i Jiminem po chwili znaleźliśmy się obok nich i mogliśmy usłyszeć przerażony głos Hobiego.

- Proszę cię Namjoon nigdy więcej nie każ mi wsiadać do samochodu, gdy Kook będzie prowadził!
- Oj nie przesadzaj! Na pewno nie było aż tak źle! - zaśmiał się blondwłosy.
- Ja byłem pewien, że zgine!
- No już dobrze. Chodź skarbie. - odparł Yoongi starając się opanować śmiech i wziął czerwonowłosego za rękę odrywając go od Namjoona.
- Jestem bardzo ciekaw co tam się takiego wydarzyło. - zaśmiał się Lupin.
- Nic takiego. Hobi niepotrzebnie się denerwował, przecież nie bez powodu jestem najlepszym szukającym Hogwartu. - stwierdziłem z dumą.
- Ależ oczywiście, a jaki skromny! - zawołał jednocześnie Jimin-ssi razem z Tae po czym wybuchnęli śmiechem.
- No bardzo śmieszne. - prychnąłem obejmując blondyna ramieniem.

Z uśmiechem na twarzy ruszyliśmy do wnętrza szkoły. Złapałem Jimina za dłoń, gdy przekroczyliśmy próg placówki. Dokładnie rozglądałem się dookoła. Budynek wyglądał tak samo jak kilka miesięcy temu, gdy jeszcze odbywały się tutaj lekcje. Tęskniłem za tym i miałem nadzieję, że uda mi się tutaj wrócić, aby dokończyć edukacje.
Od razu skierowaliśmy się w stronę gabinetu dyrektora. Zastanawiałem się jak uda nam się tam wejść skoro trzeba znać hasło, aby się tam dostać. Namjoon stanął przed dużym posagiem orła i pochylił się delikatnie do przodu.

- Zakon Feniksa. - szepnął.

Po chwili ukazały się schody, po których mogliśmy wejść na górę. Byłem pod wrażeniem i przez moment zastanawiałem się skąd blondyn znał hasło. Wtedy przypomniałem sobie, że musiał przecież uprzedzić profesora o naszym przybyciu. Więc wszystko było jasne.

Namjoon razem z Seokjinem i profesorem Lupinem jako pierwsi weszli do gabinetu, a zaraz za nimi pozostali.
Dyrektor siedział przy biurku przeglądając jakieś dokumenty, ale gdy spostrzegł, że weszliśmy do środka natychmiast uśmiechnął się i wstał, aby nas przywitać.

- Tak bardzo się cieszę, że was widzę! - zawołał podchodząc do każdego z nas, aby go uściskać.

Przy mnie i Jiminie zatrzymał się nieco dłużej.
Po chwili do gabinetu weszli pozostali nauczyciele.
Profesor Snape, profesor McGonagall oraz profesor Slughorn. Każdy z nich również się z nami przywitał.

- No proszę! Kim Namjoon! Jak ja się cieszę, że cię znów widzę! - zawołał Slughorn witając się z blondynem.
- Ja pana również profesorze. - odparł z uśmiechem Namjoon.
- Mój najlepszy uczeń! Wiedziałem, że osiągniesz swój cel! Tak ambitnego chłopaka dawno nie było w murach tej szkoły!
- Profesorze, bo się zacznę czerwienić! - zaśmiał się Namjoon przeczesując dłonią włosy.
- Gdyby profesor Sprout tutaj była na pewno by się z tobą nie zgodziła. - stwierdziła Minerwa śmiejąc się.
- Doprawdy?
- Oczywiście! Ona wskazałaby na swojego ukochanego ucznia. Pana doktora Kim Seokjina. - odparła kładąc dłoń na ramieniu Jina, który tylko się zaśmiał.
- Ach tam! Mój uczeń został aurorem! - prychnął Slughorn.
- A mój najlepszym szukającym na świecie i przy okazji reprezentantem Korei w quidditchu. - odparł Snape przybijając piątkę z Hobim.
- No już w porządku! Proszę o spokój! - zawołał Dumbledore starając się zapanować nad kłótnią między nauczycielami.

Starzec jeszcze przez moment nam się przyglądał po czym przemówił. Jednka ja dopiero po chwili mogłem w stanie naromalnie myśleć, ponieważ nie mogłem uwierzyć w to, że Snape przybił komukolwiek piątkę. Ja też chcę...

- Jestem z was naprawdę dumny. Poradziliście sobie doskonale z tym zadaniem. Jestem pod wielkim wrażeniem twojej inteligencji Jimin, a także twojej pomysłowości Jungkook. Gdyby nie to, że wpadłeś no to, aby schować Kamień Snów, gdy napadli was śmierciożercy trafiłby w niepowołane ręce Czarnego Pana, a to byłaby ogromna katastrofa.
- Dziękujemy profesorze, ale nie dali byśmy rady bez Zakonu Feniksa. - odparłem z uśmiechem spoglądając na każdego z nich po kolei.
- To prawda. Jesteśmy im naprawdę bardzo wdzięczni. - odezwał się Jimin-ssi uśmiechając się w ich stronę.

Objąłem Jimina ramieniem i przytuliłem do siebie. Wiedziałem w tamtym momencie, że jestem gotów na wszystko. Dla mojej małej kuleczki byłem w stanie przejść przez wszystko cokolwiek na nas czekało. Nie bałem się.

- Pokaż mi kamień Jungkook.

Wyciągnąłem go z kieszeni i wręczyłem profesorowi, który chwycił go trzęsącą się dłonią. Przez ułamek sekundy bałem się, że go upuści.

- Więc skoro mamy już Kamień Snów... Co teraz? - zapytałem spoglądając na profesora, który dokładnie oglądał magiczny przedmiot.
- Cóż... Teraz czeka was ostatnie zadanie. - odparł odwracając się znów w naszą stronę.
- Więc jakie to zadanie?

Starzec westchnął i spojrzał na profesora Snape'a, który natychmiast znalazł się przy nim.

- Ostatnim razem udało nam się odeprzeć atak śmierciożerców, ale nie wiemy czy uda nam się to zrobić po raz kolejny. Vldemort już wie kim jesteście i, że posiadacie Kamień Snów. Zaatakuje ponownie w najbliższym czasie i podejrzewam, że pojawi się osobiście. - odparł Snape spoglądając to na mnie to na Jimina.

Przełknąłem głośno śline. Starałam się jakoś sobie to wszystko poukładać w głowie, ale cały czas wydawało mi się to dość abstrakcyjne. Jednak profesor Snape nigdy nie żartował. Zawsze trzeba było się liczyć z jego słowami. Zastanawiałem się tylko w jaki sposób ma się nam uda odepchnąć jego następny atak na Hogwart. Byłem przecież tylko ja, Jimin-ssi, którego z resztą i tak nie chciałem w to mieszać, ale wiedziałem, że nie uda mi się go przekonać, aby chował się gdzieś w bezpiecznym miejscu, dyrektor Dumbledore, profesor McGonagall, Lupin, Snape oraz Slughorn.
No to wspaniała z nas drużyna siódemka samobójców.

- Więc jaki mamy plan? - zapytał Hoseok pocierając dłonie.
- My? - spojrzałem zdezorientowany na Hobiego.
- Oczywiście, że my! Chyba nie myślałeś, że zostawimy was teraz samych! - oburzył się Yoongi.
- Sądziłem, że tutaj wasze zadanie się kończy.
- Otóż nie! Zakon Feniksa powstał, żeby chronić Wybrańcow i będzie to robić do końca. - odparł Namjoon podchodząc do nas i kładąc dłoń na moim ramieniu.
- To bardzo miłe z waszej strony, ale Jungkook ma rację. Tutaj wasze zadanie dobiega końca, więc możecie wracać do domów. - obwieścił z lekkim uśmiechem dyrektor Dumbledore.
- Z całym szacunkiem profesorze, ale chyba pan zwariował, jeśli pan sądzi, że zostawimy was z tym samych. Hogwart był, jest i będzie naszym drugim domem, więc będziemy razem o niego walczyć.

Jin natychmiast znalazł się obok Namjoona i złapał go za dłoń, a następnie pokiwał z uśmiechem głową.
Yoongi razem z Hobim również podeszli do nas, a po chwili do Jimina podbiegł Tae przytulając się do blondyna.

- Nie ma mowy, żebyśmy zostawili teraz naszych przyjaciół, gdy nas potrzebują! - odparł Tae obejmując Jimina ramieniem.
- Dokładnie i nie może profesor nam tego zabronić. - stwierdził z przekonaniem Hobi.
- To prawda. - westchnął starzec po czym dodał. - W takim razie cieszę się, że nam pomożecie. Każde wsparcie przyda nam się w tej sytuacji.
- Dobrze, więc wie profesor może kiedy możemy spodziewać się ataku? - zapytał Namjoon.
- Z tego co wywnioskowałem z ostatnich słów Bellatrix zamierzają zaatakować za dwa dni.
- Tak szybko?!
- Niestety tak. Mamy, więc bardzo mało czasu na jakiekolwiek przygotowania.
- Mamy w ogóle jakiś plan? - zaśmiał się Yoongi.
- I tu cię zaskoczę, ponieważ tak! Mamy plan! - odparł Snape uśmiechając się chytrze.
- W takim razie słuchamy uważnie.
- Voldemort wraz ze swoją armią zaatakują od północnej strony szkoły, czyli powinni po prostu chcieć wejść przez główny most. Spodziewają się, że będziemy stawiać opór, ale sądzą zapewne, iż zajmie im dość mało czasu, żeby nas złamać. Jednak skoro teraz mamy was, zadbamy, żeby poszło im jak po gruzie. Ja wraz z pozostałymi nauczycielami stworzymy magiczną barierę nad całą szkołą. To ich zatrzyma do czasu, gdy my zdążymy stawić się na dziedzińcu i być gotowi na konfrontację z Czarnym Panem.
- Będzie rządał Kamienia Snów, który posiadacie. - odparła McGonagall.
- Nie może on wpaść w jego ręce. To byłby koniec dla całego świata. Nie możemy pozwolić, aby Voldemort doszedł do władzy. - powiedział Dumbledore podając mi magiczny przedmiot, który należał do mnie i Jimina.
- Nie oddamy mu go. Tego możecie być pewni. - stwierdziłem biorąc od starca Kamień.
- Jungkook, Jimin losy świata są teraz w waszych rękach.
- Zrobimy wszystko co w naszej mocy, żeby go powstrzymać. Mam nadzieję, że nie zawiedziemy. - odparł Jimin-ssi uśmiechając się blado.

Dyrektor tylko się uśmiechnął, gdy nagle do gabinetu wpadła profesor Hooch. Najwidoczniej nikt się jej tutaj nie spodziewał zważywszy na zaskoczony wyraz twarzy wszystkich dookoła.

- Rolanda, a co ty tutaj robisz?! - zapytał Dumbledore podchodząc do nauczycielki latania.
- Dowiedziałam się od Lupina, że Hogwart jest zagrożony, więc przybyłam wraz z wsparciem. - odparła uśmiechając się delikatnie.
- Wsparciem?
- Chodźcie za mną.

Wszyscy ruszyliśmy za profesor Hooch na szkolny dziedziniec i nie mogliśmy wierzyć własnym oczom. Przed wejściem do szkoły stało mnóstwo uczniów, a gdy spostrzegli nas wychodzących z budynku zaczęli wiwatować. Uśmiechnąłem się szeroko widząc jak dużo ich było. Rozpoznałem wśród nich rodzinę Weasleyów, Pottera ze swoimi przyjaciółmi, narzeczoną profesora Lupina, która, gdy ujrzała małżonka natychmiast znalazła się obok niego, Nevilla, Draco i wielu innych.
Teraz naprawdę zacząłem wierzyć, że może nam się udać.

- Bardzo się cieszę się was wszystkich widzę! - zabrał głos dyrektor i natychmiast zapanowała cisza. - Jestem niezwykle rad, iż przybyliście tutaj, żeby bronić naszej szkoły! Zapewne zastanawiacie się co tak naprawdę się dzieje, ale o tym opowiedzą wam Wybrańcy!

Mówiąc to odwrócił się w naszą stronę i zachęcił ruchem dłoni, abyśmy stanęli obok niego. Dość niepewnie ruszyłem przed siebie cały czas mocno trzymając Jimina za dłoń. Stanęliśmy naprzeciwko wszystkich zebranych. Zastanawiałem się przez chwilę co mam im powiedzieć, ale stwierdziłem, iż prawda będzie najlepszym wyjściem.

- Więc... Jak zapewne wiecie lub nie razem z Jiminem zostaliśmy wybrani! Wybrani, aby wypełnić nasze przeznaczenie i pokonać Lorda Voldemorta raz na zawsze! Jednak nie damy sobie rady sami! Dlatego stajemy tutaj dziś przed wami wszystkimi i prosimy o pomoc! Jestem świadom tego, że nie zasłużyłem na nią! Nie ja! Doskonale wiem, że niegdyś moje nastawienie do niektórych spraw było nieodpowiednie! Żałuję tego! Mam nadzieję, że ci, których skrzywdziłem w jakikolwiek sposób kiedyś mi wybaczą! Jednak teraz proszę was o pomoc! Nie róbcie tego dla mnie, ale dla Hogwartu i całego świata, który na nas liczy i, który musimy obronić przed Czarnym Panem! Jesteście z nami?!

Gdy skończyłem wziąłem głęboki oddech. Czułem jak Jimin-ssi delikatnie ściska moją dłoń. Spojrzałem na niego przez chwilę i w jego oczach widziałem wielką dumę. Uśmiechał się do mnie szeroko, a jego oczy delikatnie się zeszkliły. Odwzajemniłem uśmiech i pogładziłem go po policzku po czym odwróciłem się znów w stronę przybyłych uczniów. Obawiałem się i to bardzo, że nikt ze względu na mnie nie zgodzi się nam pomóc.

Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu przed szereg jako pierwsza wyszła Hermiona Granger. Ta, której niegdyś tak bardzo nienawidziłem ze względu na jej pochodzenie i, której dokuczałem z tego względu. Złapałem z nią kontakt wzrokowy. Uśmiechnęła się do mnie.
- Ja jestem z wami! - zawołała po czym zaczęła klaskać i wiwatować.

Po chwili zaczęli dołączać do niej pozostali i nim się obejrzałem wszyscy zebrani na dziedzińcu wykrzykiwali nasze imiona i nawet podskakiwali w miejscu z radości.
Uśmiechnąłem się szeroko widząc to.
Objąłem Jimina ramieniem spoglądając na naszą drużynę.

Wszyscy mówili, że powinniśmy bać się Voldemorta i jego śmierciożerców, ale prawda jest taka, że to on powinien się obawiać nas.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top