Rozdział XL

Razem z Hobim pojawiliśmy się w dzielnicy Londynu, której dotąd nie znałem. Może to i dobrze. Jednak to nie zmienia faktu, że czułem lekkie zaniepokojenie. Mimo to postawiłem wszystko na jedną kartę. Zmierzaliśmy w kierunku budynków mieszkalnych. Jednak cały czas nie do końca im ufałem.
Może to dlatego, że ich nie znałem i nie wiedziałem jakie mają zamiary. Cóż... Uratowali nas, więc musieli być w to wszystko jakoś zamieszani. Cały czas bardzo mnie ciekawiła ta sytuacja i nie mogłem się doczekać aż w końcu poznam odpowiedzi na pytania, które mnie dręczyły. Jednak jeszcze bardziej chciałem w końcu zobaczyć Jimina. Musiałem mieć pewność, że nic mu nie jest. Że wciąż żyje...
Stanęliśmy przed jednym z budynków. Hoseok wyciągnął różdżke i wypowiedział cicho jakieś zaklęcie. Niestety nie udało mi się go usłyszeć. Po chwili dwa budynki stojące obok siebie rozstąpiły się i między nimi pojawił się jeszcze jeden. Spojrzałem zaskoczony na Hobiego, który uśmiechnął się tylko do mnie i pomógł mi wejść do środka. Powoli odzyskiwałem siły, a klatka piersiowa już tak bardzo nie bolała.

Szliśmy dość długim korytarzem, aby następnie dojść do dużego salonu, w którym siedziało sporo osób. Rozpoznałem Namjoona, którego poznałem kilka godzin temu. Reszty jakoś nie kojarzyłem, gdy nagle osoba, która stała przy oknie odwróciła się.

Yoongi.

To był Yoongi. Stał przede mną cały i zdrowy. Nic mu się nie stało.
Przez chwilę nie miałam pojęcia jak się zachować, ale on, zrobił to za mnie. Podszedł do mnie szybkim krokiem i przytulił do siebie. Nie zwracałem uwagi na ból w klatce piersiowej. Tak bardzo za nim tęskniłem. Od razu odwzajemniłem uścisk. Dobrze znów było mieć przy sobie najlepszego przyjaciela.

- Dobrze, że nic Ci nie jest Yoongi.
- Cieszę się, że tobie też nic się nie stało Kook.
- To dzięki Namjoonowi i Hobiemu. - odparłem odwracając się w kierunku czerwonowłosego.
- Nie musisz mi dziękować. Ciesze się, że mogłem pomóc przyjaciołom mojego chłopaka. - odparł z uśmiechem i puścił Yoongiemu oczko, gdy przeszedł obok nas i podszedł do Namjoona.

Zaraz, zaraz... Chłopaka?!
Znów przeniosłem wzrok na Yoongiego, który się... Rumienił...
Yoongi się rumienił! Nigdy nie sądziłem, że dożyje dnia, gdy to zobaczę. Spojrzałem na niego zdziwiony, ale po chwili uśmiechnąłem się.

- Chłopak? O czym ja nie wiem? - zapytałem poruszając znacząco brwiami.
- O wszystkim ci opowiem później.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.

Cudownie było znów mieć przy sobie przyjaciela. Cieszyłem się, że Yoongi sobie kogoś znalazł. Odkąd poznałem Jimina nie spędzałam z nim już tyle czasu. Miałem przez to lekkie wyrzuty sumienia, ale skoro teraz Yoongi ma kogoś kto się nim zajmie nie muszę się już martwić.

Nagle przypomniałem sobie o czymś i moje serce przyspieszyło.

Jimin-ssi.

Nie wiedziałem gdzie on jest. Czy był bezpieczny? Czy był gdzieś tutaj? Co z nim?

Te wszystkie pytania zaczęły pojawiać się w mojej głowie co sprawiało, że zacząłem się o niego coraz bardziej martwić. Musiałem go zobaczyć. Natychmiast.

- Gdzie jest Jimin-ssi?! Co z nim?!
- Spokojnie. - odparł Namjoon podchodząc do nas. - Jest na górze. Jin się nim zajął.
- Musze go zobaczyć.
- Daj Jinowi chwilkę. Potrzebuje spokoju, żeby dobrze opatrzyć twojego chłopaka.
- Dobrze... Ale skąd wiesz, że Jimin jest...
- Yoongi nam opowiadał o tobie i o nim. - zaśmiał się.

Spojrzałem z wyrzutem na Yoongiego, który tylko uśmiechnął się jakby nic się nie stało.
Przewróciłem oczami, ale także się delikatnie uśmiechnąłem.
Jednak cały czas myślałem tylko i wyłączenie o Jiminie.
Nie wiedziałem ile jeszcze będę musiał czekać i czy uda mi się wytrzymać.

- Spokojnie Kook. Jin wie co robi. - odparł Yoongi klepiąc mnie po ramieniu.
- Mam nadzieję.
- W tym czasie możemy odpowiedzieć na twoje pytania. - odezwał się Hobi siadając na kanapie.
- No w sumie... To jest dobry pomysł.

Może w ten sposób uda mi się choć na chwilę zapomnieć o tym, że Jimin-ssi leży tam na górze i cierpi...
Odepchnąłem od siebie szybko te myśli i zająłem miejsce na kanapie obok Hobiego. Po chwili dołączył do nas Yoongi, a Namjoon stanął naprzeciwko.

- Więc o co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego nas uratowaliście?
- Jesteśmy tajną organizacją, którą założył profesor Dumbledore. Zakon Feniksa. Wybrał mnie na przywódcę. Mamy za zadanie zadbać o bezpieczeństwo wybrańców i pomóc im wypełnić ich przeznaczenie.
- Skąd wiedzieliście, że chodzi o mnie i Jimina?
- Od profesora Dumbledore'a. Powiedział mi o wszystkim związanym z przepowiednią, a ja przekazałem ją reszcie.
- Jesteście tutaj, żeby nam pomóc?
- Dokładnie tak.
- Ale skąd wiedzieliście, że mamy kłopoty?
- Dostaliśmy wezwanie od twojego lokaja, który napisał do mnie, że was złapali.
- Więc Jan wie o waszym istnieniu?
- Tak. Niegdyś był bardzo bliskim przyjacielem profesora Dumbledore'a.

No proszę. Ilu ja rzeczy o nim nie wiedziałem! Więc on od początku był po naszej stronie. Od początku mi pomagał jak tylko mógł. Teraz żałuję tych wszystkich rzeczy, które o nim powiedziałem. Nie był zdrajcą. Był tym, który nas uratował. Gdyby nie on... Nawet nie chce myśleć o tym co by się mogło stać. Byłem mu tak bardzo wdzięczny.

- Gdy pojawiłeś się, aby wyciągnąć mnie z celi miałeś na sobie peleryne niewidke. Skąd ją wziąłeś?
- Znaleźliśmy ją dzięki dziennikowi Yoongiego.
- Jak to?
- Mój dziennik ma na sobie specjalne zaklęcie, dzięki, któremu mogę go łatwo znaleźć gdziekolwiek jest. - odparł brunet uśmiechając się.
- Istnieje takie zaklęcie?
- Owszem.
- Więc dzięki niemu znaleźliście dziennik i peleryne niewidke.
- Dokładnie tak. Bardzo mądrze zrobiłeś Jungkook. Gdybyś tego nie zrobił to wszystko wpadło by w niepowołane ręce.

To wszystko nareszcie zaczęło się układać w całość. Miało to sens. Jednak cały czas zastanawiałem się kim tak naprawdę są ci wszyscy ludzie. Cieszyłem się, że chcą nam pomóc, jednak nie znałem do końca ich motywów. Jednak to, że ta organizacja istnieje dzięki Dumbledore'owi sprawiła, że byłem w stanie w to uwierzyć.

Nagle zobaczyłem wysokiego mężczyznę o kasztanowych włosach schodzącego po schodach. Na dłoniach miał białe, lekarskie rękawiczki. Jednak one nie były już białe. Całe były pokryte czerwoną cieczą. Od razu domyśliłem się, że to krew. Podniosłem się z miejsca. Serce podchodziło mi do gardła, gdy pomyślałem, że to krew Jimina. Chłopak wyrzucił rękawiczki do kosza, a ja natychmiast znalazłem się obok niego.

- Co z nim? Wszystko z nim w porządku? Żyje? Musze go zobaczyć!
- Spokojnie. Jego rany były dość poważne, ale udało mi się ze wszystkim poradzić. Za kilka dni wszystko się ładnie zagoi. - odparł z uśmiechem.
- Gdzie on jest? Chcę go zobaczyć!
- Jest na górze. Drugie drzwi po lewo. Po zabiegu od razu zasnął. Możesz do niego iść, ale nie budź go. Biedactwo wiele dzisiaj wycierpiało.
- Jasne. Dziękuję.
- Nie masz mi za co dziękować. - odparł z uśmiechem szatyn, a ja niemalże natychmiast rzuciłem się biegiem w stronę schodów.

Wbiegłem po ich tak szybko jak potrafiłem i po chwili zatrzymałem się przed drzwiami, o których mówił Jin. Zapamiętałem jego imię, ponieważ Namjoon często o nim wspominał. No i z ust Hobiego padło to imię.
Nacisnąłem delikatnie klamkę i powoli uchyliłem drzwi.
Wszedłem do środka i pierwsze co zobaczyłem to duże łóżko, w którym leżał... Jimin-ssi.
Zamknąłem za sobą i wolnym krokiem podszedłem do niego. Miał zamknięte oczy, a jego klatka piersiowa unosiła się i opadła w równym tempie.
Usiadłem na brzegu łóżka i przez chwilę po prostu patrzyłem na niego. Wciąż wyglądał wręcz idealnie. Jego blond włosy były jak zawsze ułożone, usta miały ten sam cudowny, malinowy kolor, a policzki były lekko zaróżowione.
Ująłem delikatnie jego malutką dłoń. Pogładziłem jej wierzch kciukiem. Poczułem jak do oczu napływają mi łzy. Może i był tutaj i nic mu nie groziło, ale i tak to wszystko było moją winą.

- Przepraszam cię za wszystko Jimin-ssi. To moja wina. Gdyby nie ja to nie miało by miejsca. Mogłem przewidzieć to, że w końcu trzecia część mojego snu się spełni skoro podrzednie się wydarzyły. Jednak byłem tak głupi. Tak bardzo się bałem, że starałem się o tym za wszelką cenę zapomnieć. I to był błąd. Mogłem jakoś temu zapobiec. Zrobić coś. Ale... Bałem się. Przepraszam cię Jimin-ssi. Obiecuję, że zrobię wszystko, żeby nikt cię nigdy więcej nie skrzydził, bo bardzo cię kocham. Pamiętaj o tym.

Wziąłem głęboki oddech. Za wszelką cenę starałem się jakoś uspokoić. Nie chciałem płakać. Nie teraz. Musiałem, być siły. Dla Jimina.
Pochyliłem się w jego stronę i złożyłem na jego ustach pocałunek.
Nastepnie po prostu spuściłem wzrok patrząc na jego malutką dłoń między moimi. Był moją kochaną kuleczką. Moim całym światem. Jeśli uda nam się przeżyć, chciałbym, żeby już zawsze był przy mnie. Tak jak tamtego dnia w domu Jimina, chciałbym budzić się obok niego, widzieć jego cudowny uśmiech. Sprawić, że będzie szczęśliwy.

- Ja ciebie też kocham Kookie.

Podniosłem natychmiast wzrok słysząc jego cichutki głos.
Patrzył na mnie swoimi pięknymi, brązowymi oczami i uśmiechał się delikatnie.
Na mojej twarzy również pojawił się uśmiech. Tak bardzo się cieszyłem, że nic mu nie jest.

- Jak dobrze, że nic Ci się nie stało. Wszystko w porządku? Coś cię boli? Może Ci coś przyniosę? Albo zawołałam Jina? Albo...
- Spokojnie Kookie. Nic mi nie jest. Trochę mnie bolą plecy, ale to wszystko. - odparł i zaśmiał się cicho.
- Ale jakby coś się działo to mów od razu.
- Oczywiście.
- Mieliśmy wielkie szczęście...
- Tak to prawda. Jin opowiedział mi o wszystkim, gdy opatrywał mi plecy. Mówił mi, że jego chłopak wyciągnął cię z celi.
- Zaraz, zaraz... Namjoon jest chłopakiem Jina?
- Tak, a wiesz o tym, że Yoongi...
- I Hobi ze sobą kręcą? Tak wiem i wciąż nie mogę w to uwierzyć.
- Ja też nie mogłem w to uwierzyć, gdy Jin mi o tym powiedział, ale cieszę się z tego i to bardzo.
- Ja również.

Położyłem dłoń na policzku blondyna gładząc go delikatnie.

- Martwiłem się o ciebie.
- Już wszystko jest w porządku Kookie. Nie masz się czym martwić.
- Zawsze będę się o ciebie troszył. Pamiętaj o tym.
- Tak wiem.

Zaśmiałem się delikatnie i pochyliłem w jego stronę.
Jednak nagle drzwi otworzyły się z impetem i do środka wpadł...

Tae.

Kim Taehyung stanął w drzwiach i, gdy nas zobaczył na jego twarzy natychmiast pojawił się szeroki uśmiech.

- Jiminnie! Jungkook! Nic wam nie jest! - zawołał podchodząc do łóżka.
- Też się cieszymy, że cię widzimy Tae. - odparł z uśmiechem Jimin.
- Co ci się stało ChimChim? - zapytał zmartwiony, a uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy ukucnął przy łóżku.
- Trochę oberwałem, ale nie martw się już wszystko jest w porządku.
- Na pewno?
- Tak, miałem bardzo dobrą opiekę medyczną.
- A jak ty się tutaj znalazłeś Tae? - zapytałem będąc niezwykle ciekawy tego jak dziwak się tutaj znalazł.
- Wujek Lupin dostał wezwanie od Namjoona. Powiedział, że wybrańcą grozi niebezpieczeństwo. Postanowił wziąć mnie ze sobą, ale nawet jeśli, by tego nie zrobił to i tak wpakowałbym mu się do bagażnika. Musiałem was zobaczyć.
- Wszystko fajnie, tylko ciekawe czy byś się tam zmieścił.

Odwróciłem się i zobaczyłem w drzwiach Yoongiego. Podszedł do nas zamykając drzwi i usiadł obok Jimina po drugiej stronie łóżka.
Znów byliśmy we czwórkę.
Od razu przypomniały mi się wszystkie wydarzenia z naszej tajemniczej sali muzycznej. Jedyne czym się wtedy przejmowaliśmy to to, żeby Tae nikomu nie wygadał. Tak bardzo chciałem, żeby te czasy jeszcze kiedyś wróciły.

- Pamiętacie jak Tae użył na Yeontanie zajęcia Leviosa i postawił go na szczycie głośników? - zapytał nagle Jimin-ssi uśmiechając się.
- Oczywiście, jakże mógłbym zapomnieć, ponieważ po tym wydarzeniu przez trzy dni bolały mnie plecy od podnoszenia Tae. - westchnął Yoongi.
- Oj nie przesadzaj! Nie jestem aż taki ciężki.
- Czyżby? Jesteś tego pewien?
- No dobra może... A pamiętacie jak Kook próbował mnie zabić?
- Że co?! Nigdy nie chciałem cię zabić.
- A tego dnia, gdy przez przypadek znalazłem wejście do tajemniczej sali muzycznej?

Zamyśliłem się przez chwilę i doszedłem do wniosku, że Tae ma rację. Jednak to nie była jedyna sytuacja, gdy chciałem się go pozbyć i wszyscy tutaj zebrani chyba byli tego świadomi. Nawet Tae.

- No... Możliwe. - zaśmiałem się, a reszta do mnie dołączyła.
- Myślicie, że jeszcze kiedyś uda nam się tam wrócić? - zapytał nagle Jimin-ssi.

Spojrzeliśmy po sobie, a następnie wróciliśmy wzrokiem do Jimina. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie i pogładziłem wierzch jego dłoni, którą przez cały czas trzymałem.

- Cóż... Tego nie wiemy, ale musimy mieć nadzieję, ale lepiej porozmawiajmy o czymś ważniejszym.
- O czym?
- O Yoongim i jego chłopaku. - odparłem patrząc wymownie na bruneta.
- No oczywiście... - Yoongi westchnął i przewrócił oczami.
- Yoongi ma chłopaka?! - zawołał Tae patrząc na nas ze zdziwieniem.
- Widziałeś tego chłopaka w czerwonych włosach, który siedział na kanapie na dole?
- Nie gadaj, że Yoongi umawia się z Hoseokiem!!
- No właśnie Ci to mówię!
- Niemożliwe!
- Ależ możliwe!
- Jakim cudem ktoś tak zajebisty jak Hobi zaczął się spotykać z Yoongim?!
- Nie mam pojęcia!
- Ha ha bardzo śmieszne, a teraz przestańcie już... - westchnął Yoongi.

I tak przez cały wieczór ja i Tae dyskutowaliśmy o związku Yoongiego, który co chwilę przewracał oczami. Jimin-ssi śmiał się po prostu z tej całej sytuacji. Byłem tak szczęśliwy, że znów wszyscy jesteśmy razem i miałem nadzieję, że już tak pozostanie.

A nadzieja ponoć umiera ostatnia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top