Rozdział XII
Otworzyłem oczy i od razu oślepiło mnie światło dzienne. Potrzebowałem chwili, aby się przyzwyczaić do jasności. Gdy już byłem w stanie coś zobaczyć, rozejrzałem się dookoła i stwierdziłem, że znów znajdowałem się w skrzydle szpitalnym. Zastanawiałem się jak się tutaj znalazłem, ponieważ jeśli dobrze pamiętam to byłem w swoim dormitorium. Znów miałem ten dziwny realistyczny sen. Miałem nadzieję, że się już nie powtórzy jednak myliłem się. Co te sny oznaczają?
Podniosłem się do pozycji siedzącej i zobaczyłem Jimina siedzącego na łóżku naprzeciwko mojego. Zajęty był czytaniem książki, a obok niego zajęty zapisywaniem zapewne nut w swoim zeszycie siedział Yoongi. Gdy go zobaczyłem całego i zdrowego kamień spadł mi z serca. Jak dobrze, że nic mu nie jest.
Po chwili Jimin zorientował się, że już się obudziłem i z uśmiechem zerwał się z łóżka, rzucając książkę na materac. Zaskoczony jego nagłym ruchem brunet spojrzał na niego zdziwiony, po chwili również ruszył w moim kierunku.
- Jak sie czujesz Kookie? - zapytał Jimin siadając naprzeciw mnie na łóżku.
Yoongi stanął obok i przysłuchiwał się naszej rozmowie.
- W porządku, już czuję się dużo lepiej.
- Na pewno?
- Tak na pewno.
- Nieźle nas nastraszyłeś, wiesz o tym?
- Co się właściwie stało?
Jimin i Yoongi wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a następnie znów skupili się na mnie.
- No wiesz... Tamtego dnia, gdy po lekcjach wróciłem do dormitorium naprawdę się przestraszyłem widząc cię nieprzytomnego na podłodze.
- No tak, pamiętam tylko, że nie czułem się najlepiej i chciałem iść do pani Pomfrey po jakieś lekarstwo, potem zakręciło mi się w głowie i nastała ciemność. Nic więcej nie pamiętam.
- Na szczęście nic ci się nie stało.
- Tak... Yoongi powiedziałeś tamtego dnia, czyli jak długo tutaj leżę?
Znów spojrzeli po sobie zanim udzielili mi odpowiedzi.
- Cóż... Byłeś nieprzytomny 5 dni.
Czyli mój sen znów trwał tak długo. Jednak po raz kolejny miałem wrażenie jakby to wszystko wydarzyło się w ciągu zaledwie kilku godzin. Drugi raz mi się to zdarzyło. Muszę o tym powiedzieć Jiminowi. Pewnie w końcu będę musiał komuś o tym powiedzieć. Na pewno Jimin wyślę mnie z tym do Dumbledore'a. Cóż, może to faktycznie będzie najlepsze wyjście z tej sytuacji.
- Yoongi mógłbyś przynieść mi coś do picia?
- Jasne, za chwilę wrócę. - odparł i wyszedł z sali.
Niestety musiałem się go stąd pozbyć. Czułem, że robię błąd jednak nie byłem jeszcze gotowy opowiadać o tym nikomu innemu poza Jiminem. Czułem wyrzuty sumienia z tego powodu, bo w końcu Yoongi jest moim przyjacielem.
- To znów się powtórzyło...
- O czym ty mówisz Kookie? Co się powtórzyło? - zapytał zdezorientowany blondyn.
- Ten sen... Tylko tym razem wyglądał nieco inaczej.
- Czyli jak?
- Tym razem znajdowałem się obok tej wielkiej wiśni rosnącej niedaleko Hogwartu. Był tam Yoongi, potem przyszedł Markus i tak jak poprzednio nikt nie mógł mnie zobaczyć.
- Po co przyszedł tam Markus?
- Rozmawiali o jakimś układzie. Markus proponował coś Yoongiemu, ale on mu odmówił. Chodziło o mnie. Markus w zamian za pieniądze chciał, żeby Yoongi pomógł mu mnie wyeliminować.
- Jak on w ogóle mógł o coś takiego prosić?!
- Nie mam pojęcia, ale gdy on mu odmówił to... Markus go... - słowa nie chciały mi przyjść przez gardło.
Jimin złapł mnie za rękę. Spojrzałem mu w oczy, a on uśmiechnął się dodając mu otuchy. Zebrałem się w sobie, żeby dokończyć to co zacząłem.
- Patrzyłem jak Markus bije Yoongiego... A ja nie mogłem nic z tym zrobić... Mimo, że tak bardzo chciałem mu pomóc i próbowałem wiele razy... To nic to nie dało.
- Kookie...
- Po raz kolejny musiałem patrzeć jak bliska mi osoba cierpi... A ja nie mogę nic z tym zrobić...
Jimin mocniej ścisnął moją dłoń. Za wszelką cenę starałem się nie rozpłakać, więc przegryzłem wnętrze policzka, aby powstrzymać cisnące mi się na oczy łzy.
- Boję się, że to wszystko co mi się śni okaże się kiedyś prawdą Jimin... Bardzo się boję...
- Powinieneś iść z tym do Dumbledore'a Kookie.
- Wiedziałem, że to powiesz i masz rację, ale... Jeszcze nie teraz potrzebuje kilku dni, żeby ochłonąć. Muszę sobie to wszystko jakoś spróbować poukładać.
- Rozumiem. Dam Ci tyle czasu ile będziesz potrzebował, ale potem idziemy z tym do dyrektora, on na pewno coś na to poradzić i może powie nam skąd się biorę te dziwne, realistyczne sny.
Faktycznie Dumbledore mógł dać mi odpowiedzi na pytania, które tak często sobie zadaje i na które nie mogę znaleźć odpowiedzi. Mimo, iż próbowałem to sobie jakoś wytłumaczyć to nie mogę tego nijak wyjaśnić. Co te sny oznaczają? Dlaczego mi się śnią takie rzeczy? Czy to ma się wydarzyć? Czy ja widzę w jakiś sposób przyszłość?
W głowie kłębiło mi się znacznie więcej tego typu pytać. Wiedziałem, że muszę znaleźć na nie odpowiedzi. Cieszyłem się, że nie jestem z tym wszystkim sam.
Uśmiechnąłem sie do chłopaka, który siedział naprzeciwko mnie i mocno trzymał moją dłoń. Nie wiem czym sobie na niego zasłużyłem.
- Dziękuję, że jesteś tutaj i mnie wspierasz.
- Od tego są przecież przyjaciele.
- Tak masz rację, ale nie sądzę, że zasłużyłem sobie na takiego przyjaciela jak ty.
I w tym momencie do sali wpadł Yoongi z butelką soku pomarańczowego w ręce.
- Sorry, że tak długo to trwało, ale...
Urwał w połowie zdania, gdy zobaczył nasze złączone dłonie. Natychmiast zabrałem dłoń, a policzki Jimina przybrały szkarłatną barwe. Spojrzeliśmy na bruneta, który przypatrywał się nam podejrzliwie.
- Ominęło mnie coś?
Z Jiminem wymieniliśmy krótkie spojrzenie i znów skupiliśmy się na Yoongim, który uniósł jedną brew w górę i patrzył na nas z zaciekawieniem.
- Nie... - odpowiedzieliśmy jednocześnie.
- OK...
Yoongi nic więcej nie powiedział, tylko podał mi butelkę mojego ulubionego soku. Miło z tego strony, że o tym pamiętał. Dręczyły mnie potworne wyrzuty sumienia, że nie powiedziałem mu o moim śnie. Był jego częścią i czułem, że ma prawo o tym wiedzieć, jednak nie mogłem zebrać w sobie dość odwagi, by mu o tym powiedzieć. W końcu będę mu musiał o wszystkim opowiedzieć. Przynajmniej zanim moje sny staną się rzeczywistością.
- Jak dobrze, że się obudziłeś kochanieńki! - zawołała pani Pomfrey wchodząc do sali.
- Też tak sądzę.
- Chyba bardzo lubisz spędzać tutaj czas! Co tym razem się wydarzyło? Jeszcze nie miałam okazji cię o to zapytać, narazie słyszałam tylko zeznania Yoongiego, który cię tu przyniósł.
- Przyniósł mnie?!
- No tak dosłownie wbiegł tutaj z tobą na plecach! Nie mam pojęcia skąd tyle siły w takim małym ciałku, ale jestem z niego bardzo dumna, a ty powinieneś być wdzięczny koledze.
Nawet pani nie wie jak bardzo. Spojrzałem na Yoongiego zdziwiony na co on tylko wzruszył ramionami. Byłem w niemalym szoku. Jakim cudem udało mu się mnie tu przynieść?! Przecież to jest praktycznie niemożliwe! Jestem od niego wyższy i ważę zdecydowanie więcej. Bardzo chciałem wiedzieć skąd w nim tyle siły.
- Gdy człowiek jest zdeterminowany potrafi zrobić wszystko pani Pomfrey. - odparł Yoongi jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Cóż... W takim razie należą ci się wielkie brawa, nie wiadomo co stało by się z nim stało, gdyby nie ty.
- Bez przesady...
- To nie żadna przesada! No dobrze, a teraz Jungkook opowiedz mi co się stało.
Powiedziałem jej więc co się wydarzyło, gdy po lekcji eliksirów z profesorem Snape'em wróciłem do dormitorium. Nie była to długa opowieść, po prostu źle się poczułem i zemdlałem to wszystko. Naturalnie pominąłem część o moim śnie, jednak pani Pomfrey przyglądała mi się przez chwilę podejrzliwie.
- To na pewno wszystko?
- Tak wszystko. - powiedziałem pewnie i przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, a ja widziałem, że próbuje sprawić, abym zaczął mówić pod wpływem presji jaką na mnie wywierała swym wzrokiem.
Jednak nie ze mną takie rzeczy. Gdy zdała sobie sprawę z tego, że nie mam zamiaru jej o niczym powiedzieć w końcu odpuściła.
Uśmiechnąłem się i spojrzałem na Jimina, który przyglądał się całej tej nieco dziwnej scenie.
- To kiedy będę mógł stąd wyjść?
- Tak bardzo Ci się spieszy?
- Za kilka dni mam bardzo ważny mecz, więc tak spieszy mi się.
- Koledzy na pewno poradzą sobie bez ciebie, twoje zdrowie jest teraz najważniejsze.
- Pani chyba nie wie o czym mówi. Czy widziała pani jak oni grają beze mnie! To jest przecież jakiś żart!
- Kook ma rację, przegraliśmy trzy mecze z rzędu, gdy on leżał tutaj i nie mógł grać. - wtrącił Yoongi.
- Trzy mecze z rzędu?! - spojrzałem na bruneta z szeroko otwartymi oczami.
- No tak, dwa z Gryffindorem i jeden z Hufflepuffem.
- Cudownie... - rzuciłem sarkastycznie i opadłem z powrotem na łóżko.
Przed oczami pojawiła mi się uśmiechnięta gęba Markusa, gdy zobaczył, że od kilku tygodni nie ma mnie na treningu. Na pewno był zadowolony w końcu to był jego misternie opracowany plan. Nie ma mowy, żebym spędził tutaj ani chwili dłużej. Muszę jak najszybciej wrócić na boisko i utrzeć nosa Markusowi. No i jeszcze pierdzielony Potter, który depcze mi po piętach, jeśli chodzi o tytuł najlepszego szukającego. Oczywiście moim zdaniem to on mi do pięt nie dorasta, ale wszyscy już zaczynają o tym gadać. A ja nie pozwolę sobie odebrać tego tytułu.
- A właśnie wszyscy mówią teraz tylko o zagraniu Pottera z ostatniego meczu, gdy wygrał grę łapiąc złoty znicz. - odparł Yoongi przewracając oczami.
- Świetnie, tym bardziej nie mogę tak siedzieć tylko wrócić na boisko.
- Myślisz, że jesteś już na to gotowy? - zapytał z troską Jimin.
Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się.
- Ja nie myślę, ja to wiem!
- Może, ale nie ma mowy, żebyś wyszedł stąd szybciej niż za kilka dni - odparła stanowczo pani Pomfrey.
- Ale!
- Nie ma żadnego, ALE! Ja decyduje kiedy będziesz mógł grać, więc bez dyskusji panie Jungkook! - postanowiła i weszła do swojego gabinetu, który znajdował się w sali obok.
- Nie no ja nie mogę siedzieć tutaj dłużej! Musicie mi pomóc! Pogadajcie z nią!
- Ja odpadam mnie na pewno nie będzie chciała słuchać. - stwierdził Yoongi i miał rację.
- Jimin musisz ją przekonać, żeby mnie wypuściła!
- Ja?
- Tak jesteś moją jedyną nadzieją!
- Ale jak ja mam to zrobić?
- Nie wiem użyj swojego uroku osobistego! Ze Snape'em ci się udało, więc z nią będzie łatwiej!
- Czy ja wiem...
Chwyciłem go za dłonie i spojrzałem mu prosto w oczy.
- Proszę...
Widziałem w jego oczach, że się waha. Ja nadal wpatrywałem się w niego intensywnie. Byłem naprawdę zdesperowany i bardzo chciałem się stąd wydostać.
- Słuchaj on nigdy o nic nie prosi. O NIC! Więc zgódź się to może zacznie! Poza tym bardzo mu na tym zależy. - starał się we wesprzeć Yoongi za co byłem mu bardzo wdzięczny.
- No dobrze, zrobię to! - westchnął
Jimin, a ja uśmiechnąłem się szeroko i pchnąłem go lekko w kierunku drzwi do gabinetu pani Pomfrey.
Blondyn wszedł do środka ze swoim czarującym uśmiechem na twarzy, ja już wiedziałem, że mu się uda. No bo kto byłby w stanie mu odmówić.
- Myślisz, że mu się uda? - zapytał Yoongi.
- Ja nie myślę, ja to wiem!
- No proszę, a skąd to przekonanie?
- Wystarczy na niego spojrzeć! Kto by mu odmówił?
- Cóż... Na pewno nie ty.
- Celna uwaga, ale jak już wcześniej powiedziałem, skoro uległ mu Snape to z nią pójdzie mu jak z płatka.
- Obyś miał rację.
Po kilku minutach Jimin z szerokim uśmiechem na twarzy wrócił do nas.
- Zbieraj się Kookie jesteś wolny!
Dosłownie wyskoczyłem z łóżka i mocno przytuliłem blondyna.
- Wiedziałem, że ci się uda!
- Dziękuję, że tak we mnie wierzysz!
- Ależ nie ma za co!
Zaśmialiśmy się, a Yoongi tylko stał obok i przyglądał się nam z delikatnym uśmiechem.
- Panowie najlepszy szukający jakiego kiedykolwiek miała ta szkoła wraca do gry!
Wyszliśmy ze skrzydła szpitalnego śmiejąc się do rozpuchu, a Yoongi tylko co jakiś czas przewracał oczami, gdy my mimo, iż przyglądali nam się ze zdziwieniem uczniowie mijający nas na korytarzu, to my nie zwracając no to uwagi nadal cieszyliśmy się sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top