Rozdział VII

Boże Narodzenie zbliżało się wielkimi krokami. W całym Hogwarcie było pełno ozdób, lampek i wielu innych tego typu rzeczy. Przechadzałem się korytarzami szkoły i patrzyłem na nią zupełnie inaczej niż kilka miesięcy temu. Dostrzegałem, więcej magii niż kiedykolwiek wcześniej. Moje ciało powoli wracało do stanu sprzed upadku, ale rozum wciąż rozpamiętywał osobliwy sen, którego przyszło mi doświadczyć. Zastanawiałem się nad jego głębszym sensem. Czy widziałem to co ma się zdarzyć? Nie... To nie możliwe. Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby żaden czarodziej tak potrafił. Może ja jestem pierwszy? Może powinienem jednak zrobić to co radził mi Jimin i pójść z tym do Dumbledore'a? Cóż, nie chce mówić to tym komukolwiek, więc dopóki to się nie powtórzy jedyną osobą, która będzie o tym wiedzieć to Jimin.
Atmosfera zbliżających się świąt, jednak sprawiała, że postanowiłem dać sobie na chwilę spokój z analizowaniem tego całego bałaganu i skupić się na tym co ważniejsze. Co ja mam kupić Jiminowi na Boże Narodzenie?
Jeśli chodzi o Yoongiego już miałem dla niego idealny prezent. To było coś wielkiego dosłownie i w przenośni. Wiedziałem, że mu się spodoba. Ale nie miałem pojęcia co zrobić z blondynem. Potrzebowałem rady.
Wszedłem do dormitorium i tam oczywiście znalazłem Yoongiego, który jakżeby inaczej zapisywał nuty na pięciolinii. Naprawdę podziwiałem go za to, że potrafi się odnaleźć w tym całym chaosie nut i zagrać jak zawsze piękną melodie.

- Yoongi potrzebuje rady.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Mojej rady?
- Oczywiście, że twojej, przecież jesteś moim jedynym przyjacielem, którego mogę o to zapytać.
- A co z Jiminem?
- Ta sprawa dotyczy jego, więc nie mogę go zapytać.

Yoongi westchnął i odłożył zeszyt na bok. Poklepał miejsce naprzeciwko siebie na łóżku na znak, że mam usiąść. Usiadłem w wyznaczonym przez niego miejscu.

- No dobra to o co chodzi?
- Muszę kupić prezent dla Jimina, ale nie mam pojęcia co.
- I ja mam to wiedzieć?
Spojrzałem na niego lekko zirytowany.
- Nie pomagasz...
- No ok, ok... W takim razie pomysł o tym co lubi i w ten sposób znajdź coś dla niego, albo...
- Albo?
- Albo jeśli nie masz w sobie dość kreatywności to idź z nim do Hogesmade, podpatrz co mu się spodoba i kup mu to.

Uśmiechnąłem się szeroko. No tak, przecież to jest takie oczywiste! Czemu ja na to nie wpadłem?! Zobaczę co mu się spodoba kiedy tam będziemy i potem mu to kupię.

- Yoongi jesteś genialny! - podbiegłem do biurka i napisałem wiadomość do Jimina.
- Dopiero teraz to zauważyłeś?
- Oczywiście, że nie... Kilka dni temu! - zaśmiałem się, a on tylko rzucił we mnie poduszkę, ale także się uśmiechnął.

Nie musiałem długo czekać, aby dowiedzieć się, że blondyn z przyjemnością wybierze się ze mną do Hogesmade.

- Ten plan jest świetny! Co ja bym bez ciebie zrobił Yoongi?
- Też często zadaje sobie to pytanie.
- Haha bardzo śmieszne.
- No wiem.

Przewróciłem oczami, ale uśmiechnąłem się na myśl o dzisiejszym spotkaniu z Jiminem.

- Co powinienem włożyć?
- Najlepiej od razu garnitur chyba, że wolisz suknie ślubną.
- Ej ja pytam poważnie.
- A ja odpowiadam poważnie.

Podeszłem do szafy. Miałem mnóstwo ubrań, ale kompletnie nie wiedziałem co wybrać. Byłoby mi oczywiście łatwiej, gdyby Yoongi chciał ze mną współpracować, ale najwidoczniej dwie dobre rady to dla niego za dużo jak na jeden dzień. Więc skazany byłem tylko i wyłącznie na siebie. Naturalnie byłem już do tego przyzwyczajony. Nawet kiedy byłem młodszy to i tak że wszystkim musiałem sobie jakoś radzić, ponieważ moich rodziców nigdy nie było w domu. Ojciec i matka wiecznie siedzieli w Ministerstwie Magii, mówiąc, że mają ważne rzeczy na głowie. Codziennie tak mówili.
Spojrzałem przez okno. Padał śnieg, a okna były pokryte szronem, więc wnioskowałem po tym, że jest zimno. Wyciągnąłem ciepły sweter, który dostałem od Yoongiego w zeszłym roku, a do tego czarne obcisłe spodnie. Narzuciłem na to kurtkę i włożyłem czarną czapkę, która niemalże zlewała mi się z włosami. Przejrzałem się szybko w lustrze. Chyba wyglądam całkiem nieźle.

- Co myślisz?

Yoongi w odpowiedzi tylko pokiwał głową nie patrząc nawet w moją stronę.

- Jest dobrze, a teraz idź już. Nie każ swojemu chłopakowi czekać.

Uśmiechnąłem się ponownie i zrezygnowałem z szalika w barwach Slytherinu. To było zbyt ryzykowne. Rzuciłem tylko szybkie '' na razie '' i niemalże wybiegłem z dormitorium.

Jimin już czekał na mnie na zewnątrz niedaleko wejścia do Hogwartu. Szybkim krokiem podszedłem do niego. Uśmiechnął się do mnie promiennie na powitanie jak to miał w zwyczaju.

- Dlaczego chciałeś się tak prędko spotkać? - zapytał gdy ruszyliśmy powoli w stronę Hogesmade.

Postanowiliśmy iść przez las. Mimo, iż była to dłuższa droga to jednak było mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś nas zauważy.

- A co nie cieszysz się, że mnie widzisz?
- Ależ oczywiście, że się cieszę! Chodziło mi o to, że myślałem, że coś się stało.
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu miałem ochotę cię zobaczyć.

Policzki Jimina zrobiły się czerwone, a ja zastanawiałem się czy to z zimna czy może z innego powodu.

- Jak tam twoja forma? - blondyn szybko zmienił temat.
- Powoli wraca... Niestety nadal...
- Nie możesz grać - dokończył za mnie.
- Dokładnie.
- Tak bardzo zależy ci na quiddichu?
- Cóż... Dla mnie to jest tylko zabawa.
Coś co sprawia mi przyjemność, ale mój ojciec ma na ten temat inne zdanie. Chce, żebym został albo światowej sławy szukającym albo ministrem magii.
- Hmmm... Minister magii Jeon Jungkook! To brzmi całkiem nieźle!
- Tak myślisz?
- Oczywiście, ale jakoś nie wierzę, żeby cię przyjęli na to stanowisko! - zaśmiał się Jimin.
- Bardzo śmieszne!

Przez chwilę szliśmy obok siebie w milczeniu. Rozglądałem się po lesie, który wyglądał naprawdę pięknie o tej porze roku. Dziwne. Nigdy nie zwracałem na takie rzeczy uwagi. Do czasu, gdy spotkałem... Nawet nie zdążyłem dokończyć myśli, bo oberwałem śniegiem w twarz. Spojrzałem na Jimina, który zwijał się śmiechu.

- Pożałujesz tego! - oświadczyłem i nabrałem śniegu w ręce lepiąc z niego kule.

Blondyn zboczył ze ścieżki i zaczął uciekać w las, a ja ruszyłem za nim. Próbował mnie zmylić robiąc slalomy między drzwiami. Udało mu się to, ponieważ na chwilę straciłem go z oczu. Obracałem się dookoła szukając ruchu między krzakami. Byłem maksymalnie skupiony, ale po chwili dostałem śniegiem w tył głowy. Natychmiast odwróciłem się w tamtym kierunku, jednak nikogo tam nie było. Słyszałem tylko śmiech Jimina. Ruszyłem przed siebie. Nie mógł być daleko. Starałem się być tak cicho jak się da, ale niestety moje kroki było słychać chyba w całym lesie przez te warstwę śniegu. Minęło już kilka minut, a ja nadal nie mogłem go znaleźć. Postanowiłem się poddać, ponieważ musieliśmy jeszcze zdążyć do Hogesmade i z powrotem zanim zapadnie zmrok.

- Dobra Jimin wygrałeś! Poddaję się!

Jednak nigdzie nie dostrzegłem blondyna. Rozejrzałem się jeszcze raz dokładnie dookoła. Nic.

- Ej to nie jest zabawne! Jimin!

Nadal nic. Teraz zacząłem się naprawdę martwić. A co jeśli coś mu się stało?! Nie mam pojęcia, gdzie on może być, przecież ten las jest ogromny! Zacząłem pośpiesznie myśleć co mam zrobić. Gdzie mam zacząć szukać? Iść przed siebie? Czy może zawrócić?
Nagle poczułem na plecach jakiś ciężar i zachwiałem się lekko do tyłu, ale utrzymałem równowagę.

- Wygrałem! - ulżyło mi gdy usłyszałem za sobą głos Jimina.
- Na brodę Merlina! Ale mi napędziłeś strachu Jimin! Myślałem przez chwilę, że coś Ci się stało!
- Spokojnie, przecież nic mi nie jest!
- Nigdy więcej tak nie rób!
- Dobrze mamo!

Zaśmiałem się mimo wszystko. Jak dobrze, że nic mu nie jest. Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby coś mu się stało. Złapałem go za uda i poprawiłem sobie na plecach, żeby mi było wygodniej. Następnie ruszyłem przed siebie, by znów wrócić na ścieżkę prowadzącą do Hogesmade.

- Ale wiesz, że nie musisz mnie nieść?
- Wiem, ale chcę.

I niosłem go tak, aż do momentu kiedy znaleźliśmy się przy wejściu do małego miasteczka niedaleko szkoły. W sumie był tak lekki, że nawet nie czułem, że mam go na plecach. Gdy znaleźliśmy się na moście prowadzącym do Hogesmade postawiłem go na ziemi.

- Nie zmęczyłeś się?
- Nie, a dlaczego miałbym?
- Niosłeś mnie spory kawałek drogi.
- Tak wiem, ale ważysz tyle co piórko, więc nie czułem różnicy z tobą czy bez. - zaśmiałem się, a on trzepnął mnie w ramię.
- To nie jest zabawne!
- A właśnie, że jest!
- Wcale, że nie!
- Wcale, że tak!
- Wcale, że nie!

I tak kłóciliśmy się dopóki nie doszliśmy do pierwszego sklepu. Ciężko było cokolwiek znaleźć i nie zauważyłem, żeby Jiminowi coś się tak naprawdę spodobało. Czyli jednak chyba będę musiał coś sam wymyślić. Przeszliśmy jeszcze kilka sklepów i z każdym kolejnym upewniałem się w myśli, że jednak będę musiał zdać się na mój instynkt. Z czym było dość różnie. Jednak, gdy weszliśmy do ostatniego miejsca Jimin jak rakieta natychmiast wystrzelił do znajdującej się na wystawie kurtki. Muszę przyznać, że była świetna. Cała była pokryta swego rodzaju cekinami o różnych kolorach. Rękawy były złote z jednym czerwonym paskiem od ramienia do nadgarstka. Główna cześć kurtki była w pięknym odcieniu błękitu. Widziałem jak Jimin z zachwytem patrzy na nią, a ja już wiedziałem co mu kupię na święta. Przyglądał się jej jeszcze przez chwilę następnie odwrócił się do mnie.

- To co... Idziemy na kremowe piwo?
- Czytasz mi w myślach?

Zaśmialiśmy się i ruszyliśmy do gospody pod Świńskim Łbem. Jimin zajął dla nas miejsce w rogu lokalu gdzie nikt raczej nas nie powinien zobaczyć. Kupiłem dwa napoje i usiadłem obok blondyna.

- I jak powtórzył się ten sen czy może zdążyło się coś innego? - zaczął rozmowę.
- Na szczęście nie. Cały czas myślę nad sensem tego wszystkiego. Dziwne to...
- Tak, ale myślę, że nie powinieneś tyle o tym myśleć, w końcu to mógł być tylko zwykły sen.
- Może, ale wydawał się taki realistyczny...
- Rozumiem, ale nie myśl o tym tyle.
- Postaram się.
- A zmieniając temat jedziesz na święta do domu?

Natychmiast przed oczami pojawił mi sie przed oczami obraz moich rodziców, którzy pozwolili by coś takiego przydarzyło się Jiminowi. Wiem, że to był tylko sen, ale nie miałem najmniejszej ochoty wracać do domu. Ale niestety musiałem to zrobić inaczej mój ojciec, by się wściekł. Postanowiłem jednak zrobić coś innego...

- Tak, ale dopiero w drugi dzień świąt. W pierwszy obiecałem, że zostanę z Yoongim, bo jego rodzina wraca dopiero wtedy, a ja nie chcę go zostawiać samego w święta.
- Cóż w takim razie mogę się do was przyłączyć?
- Zastanowię się nad tym...
- Naprawdę?
- Żartuję! Oczywiście, że tak! Spędzimy ten dzień w naszej kryjówce we trzech.
- Cudownie!
- Chętnie zostałbym przez całe święta w Hogwarcie...
- Dlaczego?
- Nie mam po prostu ochoty słuchać ojca próbującego kierować moim życiem, a zwłaszcza po tym co zobaczyłem w śnie...
- Kookie to był tylko sen...
- Tak wiem i nie musi być prawdą, ale jeszcze nie potrafię racjonalnie myśleć po tym wszystkim.
- Rozumiem. Pamiętaj, że możesz do mnie pisać kiedy tylko będziesz potrzebował.
- Dzięki Jimin.
- Nie ma za co, a teraz chodź! Musimy zdążyć do szkoły przed zmierzchem.

Wyszliśmy z gospody i ruszyliśmy w drogę powrotną. Gdy znaleźliśmy się na moście wpadłem na pomysł.

- Chcesz, żebym cię znów poniósł?

Jimin uśmiechnął się i pokiwał twierdząco głową. Wskoczył mi na plecy, a ja trzymając go za uda, żeby nie spadł ruszyłem przed siebie.

***

Nareszcie święta! W końcu kto nie lubi tego niesamowitego czasu, w którym dostaje się prezenty?! Przemierzałem praktycznie puste korytarze Hogwartu z prezentem dla Jimina w rękach. Wszyscy wrócili już do domów. No prawie wszyscy. Otworzyłem drzwi do tajemniczej sali muzycznej i to co zobaczyłem sprawiło, że uśmiechnąłem się szeroko. Jimin układał prezenty pod choinką, którą ubierał Yoongi. Obaj mieli na głowie czerwone czapeczki Mikołaja.

- Nareszcie jesteś!
- Skąd wzieliście choinkę?!
- Poszedłem wczoraj do Hagrida, a on przyniósł nam ją.
- Ale...
- Nie, nie widział tego miejsca. Gdy znaleźliśmy się przed wejściem podziękowałem mu i powiedziałem, że już sam sobie poradzę, a on uśmiechnął się i odszedł.

Blondyn wziął ode mnie prezent i położył pod choinką. Yoongi założył mi na głowę czapkę i zaśmiał się.

- No to mamy choinkę, prezenty i elfa!
- Haha bardzo śmieszne!
- No wiem!
- Wiesz co to sarkazm?
- Oczywiście, że wiem przecież jestem mądrzejszy od ciebie.
- Coś mi się nie wydaje.
- Dobra nie kłócić się są święta! - uspokoił nas Jimin.
- Masz rację. To co otwieramy prezenty? - Yoongi zakasał rękawy.
- Już?

Wzruszyłem ramionami i podałem Jiminowi jego prezent. Odpakował go powoli i gdy zajrzał do środka jego mina była bezcenna. Spojrzał na mnie zdziwiony.

- Skąd wiedziałeś?!
- No wiesz, widziałem, że podoba Ci się ta kurtka, więc uznałem, że to dobry prezent.
- Jest idealny! Dziękuję!
- Nie ma za co!

Założył na siebie nową kurtkę, która leżała na nim idealnie. Jakby była uszyta specjalnie dla niego. Przypatrywałem mu się przez chwilę z zachwytem.
Jimin podał mi mój prezent. Był dość spory. Byłem strasznie ciekaw co mogło być w środku? Odpakowałem go i kompletnie mnie zamurowało. To była nowa miotła! Nowa miotła! Niech mnie ktoś uszczypnie!

- Zwariowałeś?!
- Skoro twój stary sprzęt roztrzaskał się podczas twojego upadku, to uznałem, że przyda Ci się nowa...

Bez zastanowienia przytuliłem się do niego mocno, co oczywiście odwzajemnił.

- Dziękuję!
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Staliśmy tak przez chwilę przytuleni do siebie, ale te chwile przerwał Yoongi.
- Ej! A co z moim prezentem?! - odezwał się.
- Ach no tak! Twój prezent przed chwilą wstawili do naszego pokoju.
- Co?!
- Chodź pokaże ci.

Weszliśmy do naszego dormitorium. Wykorzystując fakt, że nikogo z uczniów Slytherinu nie było w szkole Jimin mógł wejść z nami. Gdy Yoongi zobaczył co było tym prezentem stanął w miejscu jak wryty. Postanowiłem wykorzystać to wielkie puste miejsce w rogu naszego pokoju i kupiłem mu jego własny fortepian. Tak fortepian.

- Wiedziałem, że uwielbiasz grać, więc teraz masz na czym. Tylko nie graj po nocach, ok? Twoje kompozycje są piękne i uwielbiam ich słuchać, ale lubię też spać.

Yoongi popatrzył na mnie przez chwilę w milczeniu. Przestraszyłem się, że może mu się nie podobać. Może wybrałem zły?! Nie znam się na tym w końcu! Jednak, gdy Yoongi przytulił się do mnie widziałem, że jest mi za to bardzo wdzięczny. Jimin przyglądał się całemu zajściu z uśmiechem na twarzy. Brunet wyszeptał tylko słowo dziękuję, a ja byłem szczęśliwy, że po raz kolejny udało mi się uszczęśliwić przyjaciela.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top