Rozdział IX

Po kłótni, która odbyła się dwa dni temu żadne z nas nie miało zamiaru się odezwać do drugiego. Ani ja, ani mój ojciec. Co w sumie było mi na rękę. Nie miałem ochoty z nim rozmawiać po tym co powiedział o Yoongim i o mnie. Pojawiałem się na dole, tylko wtedy, gdy mama wołała mnie na śniadanie czy obiad. Od razu po posiłku udawałem się do pokoju,w którym albo ćwiczyłem śpiewanie piosenki albo na pisaniu listów do Jimina i Yoongiego. Tak, okazało się, że on także stęsknił się za mną chodź oczywiście nie chciał tego przyznać.
Tego dnia miał się odbyć bankiet, który moi rodzice organizowali co roku i, na którym oczywiście musiałem być. Choć wiele razy starałem się od niego jakoś wymigać za każdym razem kończyło się to tak samo.
Siedziałem w swoim pokoju kończąc pisać list do Yoongiego, gdy usłyszałem pukanie do drzwi.

- Kto tam?
- To ja Jan, paniczu, czy mogę wejść?
- Tak proszę.

Wszedł do środka i oczywiście zamknął za sobą.

- Rodzice kazali mi się upewnić, że panicz wie co włoży na bankiet.

Westchnąłem i podałem Haroldowi list, który miał zabrać do Yoongiego, a ja odwróciłem się do Jana.

- Naprawdę muszę tam być?
- Niestety tak, pański ojciec...
- Tak, tak wiem o tym, ale nie mam najmniejszej ochoty spędzać czasu z tą bandą sztywniaków, których ojciec nazywa przyjaciółmi i pamiętasz jak ci mówiłem, żebyś nie mówił do mnie paniczu. Nie lubię tego.
- Tak pamiętam, ale wiesz, że przy twoim ojcu muszę to robić. Ale będzie panienka Pansy, więc nie będziesz się aż tak nudził.

Na wspomnienie tej dziewczyny miałem ochotę wyskoczyć przez okno. Ta laska ewidentnie nie łapała tego, że ani trochę jej nie lubię i się z nią nie umówię. Nie dość, że widzę ją codziennie w szkole, bo ona również jest w Slytherinie, to jeszcze przyłazi tutaj co roku razem z rodzicami.
Jan dostrzegł moją zdegustowaną minę i zaśmiał się.

- Mam rozumieć, że nie przepadasz za nią.
- Nie przepadam?! Ja nienawidzę tej dziewczyny! Mówiłem jej już to tysiące razy, ale ona nadal się za mną ugania!
- Cóż najwidoczniej masz w sobie to coś.
- Tak wiem, że mam, ale dlaczego mam przez to cierpieć?!
Po raz kolejny się roześmiał.
- Zawsze uwielbiałem twoją pewność siebie, a teraz przygotuj się za chwilę przyjdą goście.

Wyszedł z mojego pokoju, a ja mruknąłem niezadowolony i podszedłem do szafy. Oczywiście w środku już wisiał świeżo wyprasowany, czarny garnitur. Nie mając innego wyjścia włożyłem go na sobie i przejrzałem się w lustrze. Naturalnie wyglądałem świetnie, ale to nie zmieniało faktu, że miałem to wszystko głęboko gdzieś. Usiadłem za biurkiem i czekałem, aż Harold wróci z listem od Yoongiego. Tak jak się spodziewałem po chwili moja sowa wylądowała na moim ramieniu z kopertą w dziobie. Pogłaskałem go w nagrodę i otworzyłem to co mi przyniósł.

Cześć Kook,
Przykro mi z powodu tej twojej kłótni z ojcem. Dobrze wiesz, że nie musiałeś mnie bronić. Przyzwyczaiłem się już do tego. Często to słyszę i ani trochę mnie to nie obchodzi. No dobra może trochę, ale nic mi nie jest. Nie ryzykuj aż tak. Wiesz jaki jest twój ojciec. Ale w każdym razie dziękuję. Cieszę się, że mam takiego przyjaciela jak ty. No i to chyba wszystko mojej strony. Ach! I powodzenia na tym całym bankiecie. Naprawdę współczuję, ale kto da radę jak nie Jungkook.
Trzymaj się
Yoongi

- Jungkook! Goście już są chodź na dół!

Odłożyłem list na biurko. Zrozumiałem, że Yoongi ma rację. Kto da radę jak nie ja. Nie będzie łatwo, ale udało mu się podnieść mnie na duchu. Z odrobiną pozytywnej energii wyszedłem z pokoju i ruszyłem schodami na dół gdzie moi rodzice już witali pierwszych gości.
Nie znałem połowy tych ludzi, ale musiałem każdemu uścisnąć dłoń. Nagle zobaczyłem kroczących w naszą stronę Pansy oraz jej rodziców.
No to teraz zaczną się problemy, pomyślałem i zmarszczyłem nos z niezadowolenia.

- Zachowuj się Kookie. - wyszeptała moja matka, gdy zauważyła moją reakcje.
Przewróciłem tylko oczami i czekałem, aż zacznie się piekło.
- No hej Jungkook!

Jej piskliwy głos rozbrzmiewał echem w mojej głowie i już miałem ochotę skoczyć z okna, a to dopiero początek.

- Cześć Pansy...
- Tak się cieszę, że cię widzę i w końcu możemy porozmawiać.
- Ale bez wzajemności.
- Lubię jak się ze mną droczysz, ale najpierw rozmowa, a potem zobaczymy co dalej.

O boże dopomóż! Ja nie wytrzymam z nią ani chwili dłużej!

- A może pójdziesz porozmawiać z kimś innym?
- Nie ma takiej potrzeby! Ty mi wystarczysz.
- Ale ty mnie mnie... - mruknąłem pod nosem.
- Co takiego?
- Nic...

I nagle moje modły zostały wysłuchane. W wejściu do naszego domu pojawił się nieznany mi mężczyzna, a obok niego szedł chłopak o blond włosach. Niestety nie mogłem zobaczyć twarzy chłopaka.

- Jimin?
- Kto? - zapytała skołowana Pansy.

Tak bardzo chciałem, żeby to była prawda. Z nadzieją ruszyłem przed sobie nie zwracają uwagi na Pansy. Musiałem bliżej mu się przyjrzeć. Byłem już przy wejściu, ale chłopak zniknął mi z oczu. Rozglądałem się dookoła szukając tajemniczych gości. Nagle spostrzegłem moich rodziców, którzy rozmawiali z mężczyzną i z chłopakiem o blond włosach. Niemalże biegłem w ich stronę. Musiałem się dowiedzieć czy to rzeczywiście jest Jimin. Stanąłem obok ojca i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. To on. Stoi tutaj w doskonale dopasowanym czarnym garniturze z idealnie ułożonymi jak zawsze włosami. Gdy jego wzrok spotkał się z moim uśmiechnął się czarująco. Nie byłem w stanie tego nie odwzajemnić. Jak ja się cieszyłem, że on tutaj jest. Po chwili moi rodzice zdali sobie sprawę z mojej obecności.

- Ooo tutaj jesteś! Jung to jest mój syn Jungkook. Jungkook to jest Jung mój nowy kolega z pracy i jego syn Jimin.

A więc to jest ojciec blondyna. Kiedyś mi o tym mówił i słyszałem to imię w moim śnie. Uścisnąłem jego rękę, a on uśmiechnął się tak samo czarująco jak Jimin. No to teraz wiem po kim odziedziczył ten cudowny uśmiech. Ująłem także dłoń blondyna i trzymałem ją przez chwilę wpatrując się w jego brązowe oczy.

- Kookie idźcie sobie porozmawiać gdzieś z Jiminem. Poznacie się lepiej. - do rzeczywistości przywołała mnie moja mama.
- Tak, oczywiście matko. To my już pójdziemy.

Oddaliśmy się od rodziców, gdy nie patrzyli chwyciłem Jimina za nadgarstek i pociągnąłem go za sobą. Wbiegliśmy prędko po schodach tak, żeby nikt nas nie zauważył i wpadliśmy do mojego pokoju zanosząc się śmiechem. Oparłem się o ścianę i osunąłem powoli na podłogę, a Jimin padł na łóżko. Nie mogliśmy przestać się śmiać. Nie wiedzieliśmy z czego się dokładnie śmiejemy, ale to nie miało znaczenia. Brzuch bolał mnie strasznie i nie mogłem złapać oddechu. Po kilku minutach histerycznego śmiechu udało nam się opanować.

- Z czego właściwie się śmialiśmy? - zapytał w końcu blondyn.
- Nie mam pojęcia, ale mam istotniejsze pytanie. Co ty tutaj robisz?!
- Cóż... Dowiedziałem się wczoraj, że mój ojciec wybiera się na jakiś bankiet u kolegi z pracy i postanowił zabrać mnie ze sobą, bo nie chciał iść sam. Miałem być tak jakby jego skrzydłowym.
- Rozumiem, czyli miałeś mu towarzyszyć przez ten wieczór, a jesteś tutaj ze mną.
- Dokładnie tak.
- No to wykonałeś perfekcyjnie swoje zadanie.
- Jest dorosły raczej sobie beze mnie poradzi.
- W to nie wątpię.
- Ale nie wiedziałem, że chodziło o przyjęcie u twojego ojca. Jednak dobrze się stało, że przyszedłem. Tak myślę...
- Dosłownie spadłeś mi z nieba! Gdyby nie ty to musiałbym spędzić ten wieczór z Pansy!
- Z kim?
- Z irytującą dziewczyną, która na mnie leci, która przyjeżdża tutaj co roku i jest razem ze mną w Slytherinie.
- Nie może być aż tak zła.
- Oj może! Chcesz się przekonać?!
- Ale co jest z nią nie tak? Nie podoba Ci się? - mówiąc to ściągnął marynarkę i położył ją obok siebie na łóżku.

Dokładnie obserwowałem każdy jego ruch. Sposób w jaki biała koszula przylegała do jego umięśnionego ciała mógł doprowadzić każdego do szaleństwa. Czy mnie także by mógł? Czy nie robił tego właśnie w tym momencie? Od razu zrobiło mi się gorąco. Zaschło mi nagle w gardle. Oblizałem odruchowo wargi nie odrywając wzroku od blondyna.

- Kookie?

Otrząsnąłem się, gdy usłyszałem ponownie jego głos. Boże o czym ja myślę?!

- Przepraszam, zamyśliłem się...
- Zauważyłem. - zaśmiał się. - może zmieńmy temat, podoba Ci się piosenka, którą napisałem?
- Oczywiście, że mi się podoba! Nie mogło być inaczej!
- Cieszę się, bałem się przez chwilę, że może przesadziłem.
- Przestań, piosenka jest niesamowita.

Jimin przegryzł dolną wargę i spuścił głowę. Na chwilę wstrzymałem nieświadome oddech. Czy on to robi specjalnie? Zciągnąłem z siebie marynarkę i rzuciłem ją w róg pokoju. Wstałem i podszedłem do łóżka, na którym siedział Jimin. Usiadłem naprzeciwko niego. Blondyn podniósł na mnie swoje piękne brązowe oczy. Patrzeliśmy tak na siebie przez chwilę. Dość często nam się zdarza to robić, ale nie miałem pojęcia dlaczego. Już miałem coś powiedzieć, gdy drzwi do mojego pokoju otworzyły się nagle, a ja i Jimin natychmiast skierowaliśmy spojrzenia w tamtą stronę. W drzwiach stała osoba, której tak bardzo chciałem się pozbyć. Pansy.

- Tutaj jesteś Jungkook! Szukałam cię wszędzie! Na szczęście twoja mama była tak miła, że powiedziała mi gdzie jesteś i... - ucięła w połowie zdania, gdy zobaczyła siedzącego obok mnie Jimina.

Patrzyła to na mnie to na niego, aż w końcu znów się odezwała.

- Przeszkadzam wam w czymś?
- Oczywiście, że... - zaczął blondyn, ale ja nie pozwoliłem mu dokończyć.
- Tak!

Jimin spojrzał na mnie zaskoczony. Wiem co właśnie powiedziałem, ale byłem tak bardzo zdesperowany, że chwyciłem się wszystkiego. Chciałem, żeby w końcu dała mi spokój.

- Rozmawiam sobie z moim nowym kolegą, a ty wpadasz do mojego pokoju bez pukania!
- Przepraszam skarbie...
- Po pierwsze! Nie mów tak do mnie! Po drugie! Wyjdź z mojego pokoju! Po trzecie! Jak wyjdziesz to zamknij za sobą drzwi!
- Ale...
- Nie ma żadnego ALE! Chcę porozmawiać z Jiminem, więc bądź chodź raz tak miła i zabierz swoje cztery litery z mojego pokoju!

Przez moment patrzyła na mnie skołowana, ale posłusznie wykonała polecenie, a ja opadłem na łóżko i westchnąłem przeciąle.

- Nareszcie!!
- Chyba nie było to zbyt miłe... - stwierdził Jimin.
- Może, ale w końcu się jej pozbyłem! Mam przynajmniej taką nadzieję!

Blondyn zaśmiał się i położył na plecach obok mnie. Leżeliśmy tak przez chwilę w ciszy. Oczywiście, nie była to niezręczna cisza. Przyjemnie jest czasami po prostu pomilczeć.

- To co... Za dwa dni wracamy do szkoły... - zaczął rozmowę Jimin.
- Nie sądziłem, że kiedyś to powiem, ale... Cieszę się, że wracam do Hogwartu.
- No proszę, gdzie się podział ten wiecznie narzekający na tą szkołę Kookie?!
- Chyba zrobił sobie wolne...
- Tak samo jak leniwy Kookie?
- Raczej tak, ale niedługo na pewno wróci.
- O tym to ja doskonale wiem.
- Ale jeśli chodzi o lenistwo to mistrz jest, tylko jeden i tym mistrzem jest Yoongi.

Spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. Uwielbiam go, ale też lubię z niego żartować.

- Nie znam go zbyt długo, ale zgadzam się z tym.
- Co nie?!
- Dobra, zostawmy już go w spokoju. Jak się czujesz? Nadal cię coś boli?

Oczywiście, że musiał o to zapytać. Jest taki kochany.

- Nie, jestem całkiem zdrów i wracam do gry!
- Świetnie! Nie mogłeś już wytrzymać, prawda?
- Jasne, ale bardziej nie mógł wytrzymać mój ojciec...
- No tak, ale wszyscy będą zadowoleni, że najlepszy szukający Hogwartu wraca do formy!
- Wszyscy oprócz moich przeciwników.
- W sumie racja...
- Ale masz rację, w końcu jestem najlepszym szukającym jakiego miała kiedykolwiek ta szkoła!
- Widzę, że twoje ego także sobie odpoczęło. - zaśmiał się Jimin, a ja chwyciłem poduszkę i trzepnąłem go w brzuch.
- Ej! Tylko nie pognieć mi koszuli!
- Naprawdę?!

Ponownie do uderzyłem. Jednak on złapał drugą poduszkę i zrobił to samo, tylko, że ja dostałem w głowę. I tak zaczęła się bitwa na poduszki. Żaden z nas nie miał zamiaru przegrać. Uderzaliśmy się poduszkami skacząc po łóżku i śmiejąc się zarazem. Po chwili poduszki rozerwały się i wszędzie było pełno pierza. Jimin wyrzucił pustą poszewkę i wskoczył mi na plecy. Zachwiałem się i padłem twarzą na łóżko. Nie mogłem się podnieść, bo blondyn cały czas siedział mi na plecach. Mimo, iż z łatwością mogłem go z siebie zrzucić nie chciałem tego robić. Leżałem, więc z twarzą ukrytą w materacu.

- Wygrałem. - ogłosił triumfalnie Jimin.
- Ta jasne!

Blondyn położył mi się na plecach. Czułem na karku jego ciepły oddech. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Pozwoliłbym mu tak leżeć, ale po kilku minutach zaczęło mi brakować tlenu.

- Nie mogę oddychać!
- Najpierw przyznaj, że wygrałem!
- W życiu!
- No to trudno...

Westchnąłem z irytacją.

- Dobra wygrałeś! A teraz daj mi oddychać!

Jimin jednak nie miał zamiaru ze mnie zejść, więc jednym zwinnym ruchem obróciłem się na plecy, a Jimin wylądował obok śmiejąc się do rozpuchu. Zaczerpnąłem powietrza i spojrzałem w bok na blondyna.

- To nie jest zabawne...
- A właśnie, że jest!

Próbowałem udawać obrażonego, jednak po chwili dołączyłem do niego śmiejąc się z tej sytuacji. Podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na pokój. Wszędzie było pełno pierza z rozwalonych poduszek.

- No to teraz moi rodzice mnie zabiją.

Znów spojrzałem na Jimina, który nadal leżał na plecach i uśmiechał się do mnie promiennie. Cóż przynajmniej umrę szczęśliwy - pomyślałem i z powrotem opadłem na łóżko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top