Rozdział II

Na lekcji z zaklęć kompletnie nie mogłem się skupić. Cały czas w głowie miałem tylko i wyłącznie brązowookiego blondyna, który nieźle zawrócił mi w głowie. Czekałem tylko aż w końcu zajęcia się skończą i będę mógł iść poszukać gryfona. Tak było to bardzo dziwne, że ślizgon chciał znaleźć osobę z rzekomo znienawidzonego domu w celu innym niż pokazania mu gdzie jego miejsce. Jednak musiałem być ostrożny. Gdyby ktoś ze Slytherinu przyłapał mnie na rozmowie z gryfonem, narobiłbym kłopotów sobie i oczywiście jemu. Nie przejmowałem się sobą tylko nim. Wiedziałem do czego zdolni są niektórzy ślizgoni. Podczas, gdy rozmyślałem nadal o rzeczach związanych z urokliwym blondynem, profesor McGonagall skończyła wykład i uczniowie zaczęli opuszczać sale. Yoongi trzepnął mnie w ramię, a ja natychmiast się ocknąłem.

- Obudź się śpiąca królewno i chodź wreszcie!

Chwyciłem książkę i ruszyłem za Yoongim w stronę wyjścia z pomieszczenia. Jednak po chwili się zatrzymałem. Wykorzystując fakt, że Yoongi akurat nie patrzy w moją stronę ruszyłem szybkim krokiem w przeciwnym kierunku. Musiałem go znaleźć. Ale gdzie mam zacząć szukać? Do salonu gryfonów na pewno nie wejdę więc to odpada. Wszedłem do miejsca, które znajdowało się najbliżej mojego położenia, czyli biblioteka. Oczywiście musiała być tam szlama Granger. Przez chwilę walczyłem z pokusą, żeby nie ubliżyć jej z powodu jej pochodzenia, ale także ze względu na jej przemądrzałość. Jednak miałem ważniejsze rzeczy na głowie. Zacząłem rozglądać się uważnie szukając idealnie ułożonych blond włosów. Nic. Może jest w Wielkiej Sali. Od razu wypadłem z miejsca pobytu wszystkich kujonów z tej szkoły. Ale w Wielkiej Sali go nie było. Ani w toalecie. Ani w sali do wróżenia. Ani na dziedzińcu. Ani w sali do transmutacji. Gdzie on do cholery może być?! Niestety za chwilę miała się zacząć lekcja z eliksirów, a na zajęcia Snape'a nie wolno się spóźniać. Inaczej masz przerąbane. Więc sfrustrowany udałem się do sali.
Yoongi siedział już na miejscu zapisując coś w swoim zeszycie.
Gdy usiadłem obok natychmiast go zamknął i spojrzał na mnie morderczym wzrokiem.

- Spokojnie, przecież nic nie widziałem.
- Mam nadzieję... Gdzie byłeś?
- Tu i tam...
- Szukałeś go prawda?

Cholera skąd on o tym wie?! No tak przecież widział jak gapiłem się na niego podczas uczty w Wielkiej Sali. Yoongi uznał moje milczenie za odpowiedź i uśmiechnął się zadowolony ze swojej trafnej dedukcji. W tym momencie do sali wpadł Snape.

- Otwórzcie podręczniki na stronie 178.

Wszyscy posłusznie wykonali polecenie. Snape był jednym nauczycielem, który budził strach u wszystkich uczniów w Hogwarcie. Poza Slytherinem rzecz jasna.

- Mam nadzieję, że wakacje były udane, ale się już skończyły i czas wrócić do nauki. Dla tych, którzy nie pamiętają przypominam, że nie toleruje....

Nie dokończył, ponieważ drzwi do sali otworzyły się i do środka wszedł on. Ten, którego tak uporczywie starałem się znaleźć kilka minut temu. W mundurku gryfonów wyglądał doskonale. Co jest oczywiście dziwne, ponieważ żaden ślizgon nie pomyślałby o czymś takim. Ale ja byłem wyjątkiem i z fascynacją patrzyłem jak porusza się w świetnie dopasowanym uniformie. Oczywiście idealnie ułożone włosy i cera jak u anioła. Uśmiechał się delikatnie wchodząc w głąb klasy.

- Pan wybaczy mi moje spóźnienie profesorze, lecz nie opanowałem jeszcze rozmieszczenia klas. - odparł i posłał mu czarujący uśmiech.

Mimo, iż ten jeden cudowny uśmiech mógł sprawić, że zrobiłbym dla niego praktycznie wszystko u Snape'a to niestety nie przejdzie. Przygotowałem się już na ostry opierdziel jaki za chwilę dostanie blondyn, ale to co powiedział profesor sprawiło, że niemal uwierzyłem, że on naprawdę jest prawdziwym aniołem.

- To nie jest żadne wytłumaczenie panie Park. Jednak... Daruje panu to spóźnienie, ale ma mi się to więcej nie powtórzyć!

Te słowa sprawiły, że całej klasie opadły szczęki. Jak to przystało na Snape'a powinien na niego nawrzeszczeć, po czym odjąć gryfonom kilkanaście punktów i kazać mu usiąść na miejscu, a tu tym czasem pod wpływem uroku osobistego Parka, twarde serce profesora najwidoczniej zmiękło.

- Oczywiście! - uśmiechnął się jeszcze szerzej i przechodząc między ławkami do miejsca gdzie siedział Taehyung rzucił mi przelotne spojrzenie. To wystarczyło, żebym nie mógł skupić się na żadnym słowie wypowiedzianym przez Snape'a podczas tej lekcji. Co jakiś czas zerknałem za siebie wpatrując się w pogrążonego w pisaninie blondyna. Zauważyłem jak w zamyśleniu delikatnie przegryza dolną wargę. Było to zarazem urocze, ale i też niezwykle pociągające.

- Jungkook!

Podskoczyłem na dźwięk gniewnego głosu profesora.

- Co jest dla ciebie ważniejszego w tym momencie niż lekcja?
- Oczywiście, że nic panie profesorze.
- Więc czemu ciągle gapisz się za siebie?
- Ponieważ tak się rozciągam przed treningiem quidditcha.
- Doprawdy?
- Ależ naturalnie.
- Niech ci będzie, ale masz teraz siedzieć prosto, a porozciągasz się po lekcji.

Pokiwałem potwierdzająco głową i w duchu dziękowałem blondynowi za wprowadzenie Snape'a w stan potulnego baranka. Doskonale udało mi się wybrnąć z tej wpadki. Muszę być bardziej ostrożny, gdy to robię. Jednak ciężko było być ostrożnym, kiedy miałem nieodpartą chęć patrzenia na osobę siedzącą kilka ławek za mną. Wykorzystując chwilę, gdy Snape był zajęty pisaniem czegoś na tablicy, znów odwróciłem się w stronę blondyna. Tym razem on również patrzył na mnie. Uśmiechnął się  słodko, co oczywiście musiałem odwzajemnić. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, jednak po chwili Park spuścił szybko głowę. Nie miałem pojęcia co się stało, jednak po chwili zorientowałem się o co chodzi, ponieważ  oberwałem podręcznikiem od eliksirów w głowę, Powoli odwróciłem się w stronę tablicy i podniosłem wzrok. Nade mną stał Snape i patrzył na mnie gniewnym wzrokiem. Wiedziałem, że drugi raz nie uda mi się wybrnąć, więc uśmiechnąłem się do profesora tak pięknie jak tylko potrafiłem, ale najwidoczniej nie mam w sobie tyle uroku osobistego co Park i znów dostałem książką po głowie.

Po lekcji Snape kazał mi zetrzeć tablice. Niechętnie złapałem za gąbke i dokładnie wykonałem zadanie. Yoongi czekał na mnie opierając się o ścianę. Podszedłem do niego, ale nagle spostrzegłem, że blondyn nadal jest w sali. To była moja szansa.

- Słuchaj możesz iść beze mnie ja... Muszę jeszcze coś zrobić...

Yoongi spojrzał za siebie i zobaczył blondyna piszącego coś zawzięcie w notatniku. Uśmiechnął się złośliwie i bez słowa wyszedł z sali.
Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem do ławki w której siedział Park. Nie miałem pojęcia co powiedzieć, gdy już znajdę się obok niego. Stanąłem przy nim, jednak on nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności. Starałem się przeczytać co zapisuje. Zebrałem w sobie odwagę lub to co z niej zostało i w końcu się odezwałem.

- Co piszesz?

Zaskoczony blondyn odwrócił ku mnie głowę.

- Emmm... To jest... Ja... To nic takiego...
- Poważnie? - zapytałem z niedowierzaniem.
- To tylko takie tam nic nie znaczące utworki...
- W sensie... Piosenki?
- No tak, ale nie są jakieś wybitne...
- Mogę? - wskazałem palcem zeszyt.

Widziałem po jego twarzy, że się waha. Patrzył to na mnie to na zeszyt w końcu podał mi notes. Usiadłem na krześle obok niego i zacząłem uważnie czytać to co napisał. Miał śliczny i staranny charakter pisma. Czego można się było spodziewać. Tekst piosenki był niesamowity. Uczuciowy i wzruszający. Czytałem uważnie każde słowo i czułem że w ten sposób poznaje go po części. Żeby napisać taki tekst musiał przejść przez naprawdę ciężkie chwile albo ciągle przez nie przechodzić.

,,Uwięziony w kłamstwie
Ocal mnie od tego piekła
Nie mogę wydostać się z tego chaosu
Ocal mnie, odbywającego karę...''

Gdy skończyłem przez chwilę w osłupieniu wpatrywałem się w zeszyt. Po chwili wydusiłem tylko...

- Wow...
- Ja wiem, że nie jest to zbyt dobre...
- Tak nie jest dobre... Jest niesamowite!

Twarz blondyna pokryła się rumieńcem, ale pojawił się też na niej szeroki i piękny uśmiech. Uśmiechnąłem się także. Teraz mogłem dokładniej przyjrzeć się jego oczom. Były cudowne. Miały odcień jasnego brązu, który gdzie nie gdzie przechodził w nieco ciemniejszą barwę. Siedzieliśmy tak chwilę naprzeciwko siebie patrząc sobie głęboko w oczy. Jednak blondyn po chwili odwrócił wzrok uśmiechając się przy tym jeszcze szerzej. Kiedy tak na niego patrzyłem miałem ochotę uśmiechać się już do końca życia. Sprawiał, że czułem coś czego nigdy wcześniej nie czułem. Nie znałem go praktycznie wcale, ale bardzo chciałem go poznać.

- Jeszcze niego nikomu nie pokazałem, żadnego mojego utworu, więc dlaczego pokazałem go właśnie tobie?
- Nie mam pojęcia... - odpowiedziałem szczerze. - Ale możesz być spokojny, twój sekret jest u mnie bezpieczny.
- Na pewno?
Znów spojrzałem mu głęboko w oczy.
- Na pewno.

Nie byłem pewny czy mi wierzy, ale uśmiechnął się i pokiwał głową.
Czując się już swobodniej w jego towarzystwie, z odwagą, której nagle dostałem zapytałem:

- Skoro piszesz teksty to pewnie też śpiewasz, prawda?
- Może trochę... Ale nie jestem w tym dobry...
- Tak jak nie jesteś dobry w pisaniu piosenek?

Zaśmiał się na te słowa. Miałem ochotę śmiać się razem z nim. Jednak nie robiłem tego tak dawno...

- A ty?
- Ja... Śpiewam, ale nie publicznie. Jeszcze nie.
- Czyli masz zamiar zacząć?
- Może kiedyś...

Znów się zaśmiał, a ja tym razem do niego dołączyłem. Przypomniały mi się chwilę kiedy byłem młodszy. Kiedy nie było w domu rodziców śpiewałem na cały głos piosenki, które sam sobie wymyśliłem. Gdy brałem prysznic podśpiewywałem sobie, a mój śpiew zagłuszała lecąca z niego woda, dzięki której ojciec nie mógł mnie usłyszeć. Albo kiedy często nuciłem sobie pod nosem podczas odrabiania lekcji, co nadal często robię.

- W takim razie musisz kiedyś coś dla mnie zaśpiewać.

Na myśl o tym, że miałbym dla niego śpiewać poczułem lekkie zdenerwowanie, ale też nutkę ekscytacji. Jeszcze nikt nie słyszał jak śpiewam. Nikt. Mój ojciec nienawidził muzyki, dlatego zawsze musiałem się z tym kryć.

- Zgoda, ale ty też zaśpiewasz dla mnie.

Zastanawiał się przez chwilę. Patrzył na mnie łagodnym spojrzeniem pełnym zaciekawienia. W końcu z uśmiechem odpowiedział:

- Zgoda. - wyciągnął ku mnie dłoń.

Ujołem ją i delikatnie ścisnąłem. Jego skóra była tak delikatna. Zastanawiałem się przez chwilę jakiś kremów używa, żeby osiągnąć taki efekt.

- A tak w ogóle, jestem Park Jimin.
- Jeon Jungkook.

Park Jimin. Jego imię jeszcze długo potem rozbrzmiewało w mojej głowie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top