Rozdział XXXVI
Lądowanie po teleportowaniu wciąż nie wychodziło mi najlepiej, więc, gdy znaleźliśmy się na miejscu wylądowaliśmy "idealnie" na ziemi. Obaj przez dłuższą chwilę po prostu leżeliśmy na plecach patrząc w niebo i zapewne zastanawiając się co się właściwe stało.
Śmierciożercy. Hogwart. Dumbledore, który kazał nam uciekać i nie przejmować się nimi.
Problem w tym, że to nie było takie proste. Mimo, iż wiele razy narzekałem na nich to jednak byli to moi nauczyciele, którzy uczyli mnie przez kilka lat mojego życia. Nie mogłem przestać myśleć o tym czy udało im się powstrzymać Bellatrix i resztę wrogów. Miałem nadzieję, że udało im się przeżyć.
Odwróciłem głowę w stronę Jimina. Tak samo jak ja leżał na plecach wpatrując się w niebo. Gdy poczuł, że na niego patrzę również skierował na mnie spojrzenie swoich brązowych oczu.
- Wszystko w porządku? - zapytałem, żeby mieć pewność, że nic mu nie jest.
- Tak wszystko dobrze, a co z tobą?
- Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie fakt, że wylądowałem na plecaku, który tak troszkę wbił mi się w plecy.
Blondyn zaśmiał się i podniósł się, żeby następnie pomóc mi wstać. Chwyciłem jego malutkie rączki i stanąłem na nogach. Zdjąłem plecak z pleców i położyłem go na ziemi.
Rozejrzałem się dookoła.
Byliśmy gdzieś w jakimś lesie, ale nie miałem pojęcia gdzie. Jedyne czego byłem pewien to to, że nas tutaj nie znajdą. Wątpię, żeby chciało im się szukać nas po lesie, więc jak razie jako tako byliśmy bezpieczni.
Spojrzałem na Jimina, który trzymał w ręce różdżke i również rozglądał się dookoła.
Wiedziałem, że nie liczy się to gdzie jestem, ale to, że on jest ze mną. Dopóki moja mała kuleczka jest obok mnie nic innego się nie ma znaczenia.
- Możemy się tutaj zatrzymać. Jest dość późno, więc jutro z samego rana możemy wyruszyć na poszukiwania Kamienia Snów. - odparł Jimin-ssi kierując na mnie spojrzenie.
- Dobry pomysł. Powinieneś odpocząć.
- Ty także.
Uśmiechnąłem się słysząc jego słowa. Od jakiegoś czasu nie sypiam zbyt dobrze. Wyspałem się tylko wtedy, gdy nocowałem w domu Jimina. Tej nocy spało mi się tak doskonale. Może to dlatego, że miałem obok siebie osobę, którą tak bardzo kocham.
- Protego Maxima.
Patrzyłem jak dzięki zaklęciu Jimina wokół nas pojawia się magiczna bariera, która po chwili staje się niewidoczna.
Blondyn odwrócił się w moją stronę chowając różdżke do kieszeni.
- To nas ochroni. Możemy widzieć to co dzieje się dookoła, ale ci, którzy są poza barierą nas nie dostrzegą.
- Co ja bym bez ciebie zrobił? - zapytałem patrząc na niego z uśmiechem.
- Cóż... Na pewno jakoś byś sobie poradził. - zaśmiał się.
- Wątpię w to. Nie jestem tak inteligentny jak ty.
- Bez przesady. - odparł rumieniąc się.
Zaśmiałem się i podszedłem bliżej tak, żeby stanąć naprzeciwko niego. Od razu podniósł na mnie spojrzenie swoich pięknych oczu. Ująłem jego twarzyczkę w dłonie i złożyłem na jego ustach pocałunek. Brakowało mi tego. Dawno nie miałem okazji, żeby posmakować tych jego pełnych warg.
Aż dwa dni!
Dwa dni musiałem czekać, żeby znów tego doświadczyć. Starałem się się pogłębić pocałunek, ale Jimin-ssi powstrzymał mnie odsuwając mnie od siebie i odbierając mi dostęp.
Zaśmiał się widząc moje zdziwienie.
- Najpierw zajmiemy się noclegiem, a potem to dokończymy, w porządku?
Uśmiechnąłem się widząc to jak stanowczy się zrobił. Co oczywiście jeszcze bardziej mnie do niego przyciągało. Pogładziłem go kciukiem po policzku cały czas obejmując dłońmi jego twarz.
- Zgoda, ale pamiętaj, że trzymam cię za słowo.
- Oczywiście. - zaśmiał się odsuwając się ode mnie delikatnie.
Zaśmiałem się i ukucnąłem przy plecaku otwierając go. Byłem ciekaw co takiego się w nim znajduje. Zajrzałem do środka i uśmiechnąłem się. Znalazłem w nim dwa śpiwory, poduszki, koce, kilka butelek wody oraz to co mnie zdziwiło najbardziej czyli namiot. Przez chwilę zastanawiałem się jakim cudem to wszystko zmieściło się do tego małego plecaka, ale przypomniałem sobie, że istnieje na to zaklęcie, które powiększa przestrzeń, dzięki czemu można do takiego małego plecaka włożyć nawet samochód.
Naprawdę byłem wdzięczny Yoongiemu. Pomyślał o wszystkim co mogło nam się przydać. Dzięki niemu uda nam się wygodnie i bezpiecznie wypocząć. Miałem nadzieję, że on również jest bezpieczny. Mimo, iż miałem w głowie same czarne scenariusze to starałem się nie tracić wiary.
Szybko zabrałem się za rozkładanie namiotu i po chwili był już gotowy. Nigdy w życiu tego nie robiłem, ale nie było to zbyt trudne. Włożyłem do środka śpiwory, poduszki i koce. Uśmiechnąłem się widząc swoje dzieło. Jimin-ssi będzie zadowolony.
- Skąd to wziąłeś?
Odwróciłem się słysząc głos blondyna. Stał i patrzył na mnie z czystym zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Położył na ziemi drewno, które pozbierał, aby zapewne zrobić z niego ognisko i stanął obok mnie.
- To wszystko było w plecaku, który dostałem od Yoongiego.
- Wow... Naprawdę pomyślał o wszystkim.
- Zgadza się. Dzięki niemu nie musimy spać na ziemi.
- Cóż... Nie przeszkadza mi spanie na ziemi. Robiłem to już nie raz, ale faktycznie miło mieć pod głową poduszkę.
- Jak to zdarzało ci się to nie raz?
- Powiedzmy, że mój tata często, gdy wyjeżdżaliśmy na biwak zapomniał wziąć śpiwory. - odparł z uśmiechem i wrócił do miejsca, w którym zostawił drewno.
Ułożył je w ładny stos, a następnie wyciągnął różdżke. Wstał i skierował ją w kierunku gałęzi.
- Incandio!
Gdy Jimin-ssi wypowiedział słowa zaklęcia stos natychmiast się zapalił. W samą porę, ponieważ zaczęło się już ściemniać. Nie sądziłem, że o tej porze roku zmierzch przyjdzie tak szybko. Może to przez otaczające nas drzewa tak prędko zrobiło się ciemno.
Jimin wyciągnął z namiotu jeden koc i położył go kilka metrów od ogniska. Następnie usiadł na nim i wpatrywał się w ogień. Wyciągnąłem z plecaka moją kurtkę, którą miałem podczas pobytu u Yoongiego. Na szczęście pamiętał, żeby mi ją zapakować. Dzisiejsza noc była dość chłodna.
Zajrzałem jeszcze raz do plecaka upewniając się, że na pewno nic w nim więcej nie znajdę. Jednak znalazłem.
Dziennik Yoongiego.
Zastanawiałem się co on tutaj robi. Brunet nigdy się z nim nie rozstawać. Ba! Przecież nie pozwalał nikomu go dotknąć! Więc co takiego robił tutaj?
Obejrzałem go dokładnie i zobaczyłem kartkę przyczepioną do okładki.
Tam gdzie idę nie jest do końca bezpiecznie. Nie chciałem Ci o tym powiedzieć, żebyś się niepotrzebnie nie martwił. Wszystko będzie dobrze Kook. Mój dziennik będzie bezpieczniejszy u ciebie. Pilnuj go proszę. Obiecuję, wszystko będzie dobrze.
Yoongi
Przez chwilę wpatrywałem się w kartke nie bardzo rozumiejąc o co chodzi. Miałem tylko nadzieję, że Yoongi wie co robi.
Westchnąłem i z powrotem schowałem dziennik do plecaka.
Wstałem i odwróciłem się w stronę Jimina.
Siedział wciąż przed ogniskiem z nogami podciągniętymi do klatki piersiowej. Mogłem dostrzec jak trzęsie się z zimna. Natychmiast ruszyłem w jego kierunku zdejmując z siebie kurtkę. Gdy znalazłem się obok niego zarzuciłem mu ją na ramiona. Blondyn spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Uśmiechnąłem się szczelnie go okrywając. Kurtka oczywiście była na niego troszkę za duża, ale to nie zmieniało faktu, iż wyglądał w niej doskonale jak z resztą we wszystkim co nosił. Następnie usiadłem obok niego.
- Kookie... A co z tobą?
Odwróciłem głowę, żeby na niego spojrzeć. Wpatrywał się we mnie tymi swoimi brązowymi oczami, w których mogłem dostrzec troskę.
Położyłem dłoń na jego policzku i pogładziłem go delikatnie kciukiem.
- O mnie się nie martw. Ważne, żeby tobie było ciepło.
- Kookie...
- Bez dyskusji. Ty jesteś ważniejszy.
Już miał coś powiedzieć, ale nie pozwoliłem mu na to łącząc nasze usta. Wiedziałem, że będzie chciał się ze mną o to kłócić, więc postanowiłem po prostu zapobiec niepotrzebnej sprzeczce i przy okazji sprawić sobie małą przyjemność. Oderwałem się po chwili niechętnie od jego warg uśmiechając sie do niego uroczo co oczywiście odwzajemnił.
- Jeszcze do tego wrócimy. - odparł.
- Oczywiście. - zaśmiałem się i przyciągnąłem go do siebie.
Blondyn położył głowę na moim ramieniu i oboje wpatrywaliśmy się w palące się ognisko.
- Jak myślisz co teraz będzie? - zapytał nagle.
- W jakim sensie?
- W sensie... Co będzie z nami?
- Jak to? Między nami nic się nie zmieni. Kocham cie i przenigdy nie przestanę. Zawsze będę przy tobie.
- Też cię kocham. Jednak... Boję się tego co nadejdzie.
- Rozumiem, ale nie martw się. Cokolwiek ma się stać, pamiętaj, że mimo wszystko zawsze będziemy razem.
- A jeśli nam się uda? Jeśli uda nam się wypełnić przepowiednie? Jeśli uda nam się przeżyć? Co wtedy?
- Cóż... Mam co do tego pewne plany, ale narazie nic ci nie powiem.
- Dlaczego?
- Ponieważ najpierw będę musiał porozmawiać z twoim ojcem.
- Z moim tatą?
- Tak.
- Dlaczego?
- Ponieważ mam do niego pewną sprawę.
- Co ty kombinujesz Kookie?
- Cóż... Przekonasz się potem.
- Jesteś niemożliwy...
- Ale za to mnie kochasz.
- Dobrze wiesz, że nie tylko za to.
- Tak wiem. - odparłem i złożyłem na jego blond główce pocałunek.
- Mam nadzieję, że nauczycielom nic się nie stało.
- Nie martw się. To jedni z najpotężniejszych czarodzieji na świecie. Jestem pewien, że sobie poradzili.
- Obyś miał rację. Nie dostałeś może żadnych wieści od Yoongiego?
- Nie. Niestety nic. Znalazłem tylko jego dziennik w plecaku oraz karteczkę. Napisał, żebym go pilnował, ponieważ u mnie będzie bezpieczniejszy.
- Jak to? Czy on...
- Nie wiem co zamierza, ale mam nadzieję, że będzie ostrożny.
Ogień zaczął już powoli gasnąć. Wiedziałem, że to czas, żeby się położyć. Jutro mamy przed sobą bardzo długi dzień. Musimy porządnie odpocząć, żeby móc zacząć szukać Kamienia Snów. Jimin-ssi wciąż miał przy sobie peleryne niewidke, którą podarował nam Tae. Na pewno jeszcze nam się przyda.
Spojrzałem na blondyna. Widziałem, że jest bardzo zmęczony. Starał się trzymać oczy otwarte, jednak jego powieki stawały się coraz cięższe. Uśmiechnąłem się. Położyłem jedną rękę na jego plecach, a drugą włożyłem pod jego kolana. Wstałem trzymając go w ramionach i zacząłem iść w stronę namiotu.
Wszedłem do środka i położyłem go w jednym ze śpiworów. Przykryłem go kocem i nie potrzeba było dużo czasu, żeby blondyn zasnął. Zaśmiałem się widząc to i położyłem się obok niego. Patrzyłem przez chwilę jak równomiernie oddycha i jak jego wargi delikatnie się rozchylają. Wiedziałem, że mam przed sobą czysty ideał. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej wiedząc, że należy do mnie. Obiecałem sobie, że zrobię wszystko, żeby nic złego mu się nie stało i, żeby nikt mi go nie odebrał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top