Rozdział XXV
Zastanawiało mnie dlaczego tuż po zakończeniu meczu quidditcha dyrektor Dumbledore wezwał mnie do swojego gabinetu.
Przecież w ostatnim czasie niczego nie przeskrobałem. Tak mi się przynajmniej wydawało. Rozmyślałem zmierzając w kierunku gabinetu, ale nie mogłem znaleźć żadnego powodu. Cóż... Pozostało mi tylko tam iść i się dowiedzieć.
Nagle na końcu korytarza dostrzegłem Jimina idącego w tym samym kierunku. Uśmiechnąłem się znów widząc moją małą kuleczke.
- Jimin!
Na dźwięk mojego głosu blondyn zatrzymał się i odwrócił w moim kierunku. Na jego twarzyczce również pojawił się promienny uśmiech. Zacząłem biec, żeby szybciej znaleźć się obok mojego słoneczka. Cóż mogłem poradzić na to, że tak bardzo potrzebowałem być blisko niego. Gdybym mógł to najchętniej nie odstępywał bym go ani na krok.
Zatrzymałem się przed nim i od razu złożyłem na jego cudownych wargach pocałunek. Blondyn zaśmiał się uroczo i odwzajemniał go kładąc malutkie rączki na mojej klatce piersiowej. Nawet już nie przejmowałem się czy ktoś może nas w tamtym momencie zobaczyć, a powinienem. Było to dość niebezpieczne, ale chciałem choć przez chwilę się nim nacieszyć. Jednak opamiętałem się w porę i odsunąłem od jego malinowych ust.
- Co tutaj robisz? - zapytałem gładząc go palcem po policzku.
- Dyrektor Dumbledore chce o czymś ze mną porozmawiać.
- Jak to z tobą też?
- Ciebie też wezwał?
- Tak właśnie do niego idę. Dlaczego wezwał nas obu jednocześnie?
- Nie mam pojęcia. Bardziej zastanawia mnie dlaczego chciał się z nami widzieć tak szybko.
- Też się nad tym zastanawiam.
- Cóż... Po prostu już chodźmy. Dumbledore na pewno nam wszystko wyjaśni.
Chwyciłem Jimina za rękę i razem ruszyliśmy do gabinetu dyrektora. Przez całą drogę analizowałem to co wydarzyło się w najbliższym czasie i wciąż nie znajdowałem jakiegoś racjonalnego powodu dla, którego Dumbledore miałby nas do siebie wzywać. Spojrzałem na blondyna idącego u mojego boku i poczułem, że póki on jest blisko to reszta nie ma żadnego znaczenia. Z nim jestem w stanie przejść przez wszystko.
Nacisnąłem klamkę drzwi prowadzących do gabinetu Dumbledore'a puszczając niechętnie dłoń Jimina. Wolałem być ostrożny, ponieważ nie wiedziałem jak starzec może na to zareagować. Jak zwykle siedział przy swoim biurku i cierpliwie oczekiwał naszego przybycia. Ani na chwilę nie oderwał od nas wzroku, gdy szliśmy przez gabinet, by następnie usiąść na przygotowanych zapewne dla nas dwóch krzesłach. Znów przez jakiś czas milczał, a dopiero po chwili zabrał głos. Ja w tym czasie zdecydowałem się położyć dłoń na udzie blondyna. W końcu i tak Dumbledore nie mógł tego zobaczyć.
- Cóż... Nie mam pojęcia od czego zacząć.
- Może od tego dlaczego nas pan tutaj wezwał?
- Tylko, że to nie jest tak proste do wytłumaczenia.
- Coś się stało dyretorze? - zapytał Jimin i w jego głosie mogłem usłyszeć lekkie zdenerwowanie.
- Niestety tak. Mieliśmy wam o tym powiedzieć dopiero za jakiś czas, ale... Sprawy się nieco skomplikowały.
- Jak to mieliśmy?
W tym momencie do gabinetu wszedł profesor Snape. Pewnym krokiem podszedł do biurka rzucając nam szybkie spojrzenie po drodze. Zastanawiałem się co on tutaj robi, ale czułem, że za chwilę przyjdzie mi się dowiedzieć.
- Dobrze, że już jesteście. - odparł stając po prawicy Dumbledore'a.
- Tak mamy wam kilka ważnych rzeczy do powiedzenia. Jednak, gdyby nie zaistniała sytuacja to nie powiedziałbym wam jeszcze o tym.
- Ktoś nam może w końcu wytłumaczyć o co tu chodzi? - zapytałem lekko poddenerwowany.
Trzymali nas w niepewności, a ja miałem już tego dość. Chciałem wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Dumbledore wyglądał jakby zobaczył ducha, a Snape nie miał pojęcia co zrobić z rękami i cały czas poprawiał szatę. Spojrzeli na siebie, a dyrektor wziął głęboki oddech zanim zaczął mówić.
- Czy słyszeliście kiedyś o Czarnym Panie?
Pytanie Dumbledore'a zaskoczyło mnie na tyle, że przez chwilę zastanawiałem się czy dobrze zrozumiałem. Dlaczego nas o to pyta? Chyba zdawał sobie z tego sprawę, że nie było osoby w świecie magicznym, która nie słyszałaby o Czarnym Panu. Najpotężniejszym czarodzieju jaki kiedykolwiek chodził po tej ziemi. W dodatku uczył się w Hogwarcie, więc tym bardziej każdy o nim wiedział przynajmniej parę podstawowych informacji. Poza tym w końcu Potter także nie dawał nikomu o nim zapomnieć.
- Tak, ale dlaczego nas pan o to pyta?
- Jest to bardzo ważne, ponieważ wasze przeznaczenie jest z nim związane.
- Zaraz, zaraz... Co takiego?!
- Spokojnie Jungkook. Wszystko wam wytłumaczę.
Jednak ja w głowie już zacząłem szukać jakiś racjonalnych wyjaśnień. Co takiego mogło łączyć nas z Voldemordem?! Co Jimin miał z tym wszystkim wspólnego?!
Nie chciałem, żeby został w cokolwiek wciągnięty. W coś co mogło mu zagrozić.
- Zacznijmy może od najważniejszej rzeczy, a mianowicie od tego, że zostaliście Wybrani. - odparł Snape.
- Jak to? Co to znaczy?
- To znaczy, że od urodzenia jesteście połączeni wyjątkową więzią. Nie da się tego inaczej wyjaśnić.
- Ale... Jak to jest możliwe?
- Nie wiemy, ale tak po prostu jest. Zanim się poznaliście, nie czuliście, że czegoś wam brakuje?
Sięgnąłem pamięcią wstecz i szczerze mogłem powiedzieć, że moje życie zanim poznałem Jimina było zupełnie nijakie. Czułem dziwną pustkę w sercu. Myślałem, że to przez to, że nie byłem ważny dla moich rodziców i woleli siedzieć w pracy niż spędzić czas ze mną. Interesowali się moją osobą tylko wtedy, gdy chodziło o moją przyszłość, a raczej o kierowanie nią.
- Tak to prawda. Przynajmniej ja się tak czułem. - odparł nagle Jimin, a jego słowa sprawiły, że moje serce zabiło szybciej, bo to oznaczało, że nie tylko ja coś takiego czułem.
- Ja również. - dodałem spoglądając w stronę blondyna z uśmiechem, który oczywiście odwzajemnił.
- Czyli mamy pewność, że pierwsza część przepowiedni się spełniła.
- Jak brzmi ta przepowiednia?
- Pierwsza część mówi o tym, że dwóch wybrańców z różnych stron pewnego dnia się spotka. - zaczął Snape.
- Chodzi tutaj oczywiście o Gryffindor i Slytherin. Dwie różne strony. Od lat gryfoni i ślizgoni toczą ze sobą spór. - wytłumaczył siwobrody.
- Dobrze... Więc zostaliśmy wybrani. Do czego?
- Do tego, żeby wypełnić kolejne części przepowiedni.
- Druga część mówi o znalezieniu czegoś na czym Czarnemu Panu bardzo zależy.
- Czego dokładnie?
- Mowa tutaj o Kamieniu Snów. Najpotężniejszym przedmiocie jaki istnieje w magicznym świcie. On go nie potrzebuje, ponieważ niedługo stanie się prawie tak potężny jak ten przedmiot, ale Kamień Snów jest jedyną rzeczą, która może go pokonać.
- Więc my mamy go odszukać?
- Tak. Nie będzie to łatwe, ale z profesorem Snape'em postaramy się wam pomóc.
- A po tym jak go znajdziemy to...
- Będziecie musieli stawić czoło Czarnemu Panu. - dokończył za Jimina Dumbledore.
Przez chwilę nie mogłem złapać oddechu. Analizowałem pospiesznie każde słowo Dumbledore'a i Snape'a, ale nie sądziłem, że mówią poważnie. To ma być jakiś żart? Przecież to absurd! W jaki sposób mamy walczyć z Voldemortem?! Poza tym Kamień Snów?! Co to w ogóle jest?! Nigdy w życiu o nim nie słyszałem! To wszystko nie mieściło się w mojej głowie, więc tylko przysłuchiwałem się dalszej rozmowie Jimina z profesorami.
- Jak to? Ale...
- Spokojnie Jimin. Wszystkich szczegółów dowiecie się w swoim czasie. Narazie nasi szpiedzy widzieli tylko dawnych podwładnych Czarnego Pana. To znaczy, że znów wzywa ich do sobie. Nie wiemy gdzie dokładnie się znajduje. Jednak wiemy, że po wakacjach będziecie musieli wyruszyć.
- Dokąd?
- Z profesorem Snape'em o wszystkim powiemy wam później. Narazie chyba wystarczy wam tyle informacji. Nie chcemy, żebyście zostali przytoczeni zbyt dużą ilością.
Miałem dość. To wszystko brzmiało tak abstrakcyjnie. Nie mogłem w to uwierzyć. Miałem przez chwilę nadzieję, że to tylko sen. Jednak tak nie było. Czułem jakby ktoś zamykał mnie w ciasnej klatce, a powietrze zaczęło mi się kończyć. Musiałem stamtąd wyjść. Uciec.
Wstałem z miejsca i szybkim krokiem ruszyłem do wyjścia z gabinetu. Słyszałem za sobą głos Jimina, który wolał mnie po imieniu, ale ja nie miałem zamiaru tam wrócić. Szedłem przed siebie pustymi korytarzami Hogwartu i jeszcze raz zacząłem to wszystko analizować, ale wciąż nie mogłem tego pojąć. To po prostu było nie do pojęcia.
Nagle w moich myślach pojawiła się postać Jimina z moich snów. Co jeśli... Nie! To nie możliwe!
Poczułem jakby grunt osuwał mi się spod nóg. Zachwiałem się przerażony tym co mogłoby się wydarzyć. Podszedłem do ściany i powoli osunąłem się na podłogę czując na policzkach gorące łzy.
Bałem się. Tak bardzo się bałem. Co jeśli właśnie dlatego to ma się wydarzyć? Co jeśli to wszystko przez te przepowiednie? Co jeśli właśnie przez to Jimin ma cierpieć?
Nie mogłem się na to zgodzić. Muszę zrobić wszystko, żeby mój sen się nie sprawdził. Jimin jest dla mnie zbyt ważny. Mogę żyć w świecie, w którym panuje Voldemort, ale mieć przy sobie moją kochaną kuleczke. Bez niego moje życie nie będzie miało sensu.
- Kookie!
Usłyszałem głos Jimina, ale wydawał się być taki odległy. Jakby dochodził gdzieś z oddali. Czułem, jakbym został odcięty od reszty świata. Po prostu nie mogłem uwierzyć w co się działo.
Nagle kątem oka zauważyłem jak blondyn siada obok mnie pod ścianą.
- Kookie, co się stało? - zapytał głosem delikatnym jak jedwab.
Odwróciłem głowę w jego stronę i napotkałem spojrzenie jego pięknych brązowych oczu. Było w nich widać troskę, a mnie przypomniało się to spojrzenie pełne złudnej nadziei z mojego snu. To sprawiło, że rozpłakałem się jeszcze bardziej.
Jimin natychmiast przytulił mnie do siebie, a ja objąłem go ramionami w pasie i nie miałem zamiaru puścić.
Blondyn cierpliwie czekał aż się uspokoje. Cały czas głaskał mnie dłonią po włosach co pozwoliło mi szybciej opanować emocje. Otarłem resztki łez rękawem swetra. Zmusiłem się, żeby oderwać się od ciała Jimina i znów spojrzałem w jego oczy.
- Powiedz mi co się dzieje Kookie.
Zanim zacząłem mówić wziąłem jeszcze głęboki oddech, żeby mieć pewność, że nie rozsypie się znów.
- Nie podoba mi się to Jimin. Nie chcę, żebyśmy to robili. Nie chcę, żeby ty brał w tym udział.
- Nie mamy wyboru Kookie.
- Zawsze jest jakiś wybór, a każdy jest lepszy, żeby uniknąć tego wszystkiego.
- Nie możemy iść na skróty, bo tak jest wygodniej. Zostaliśmy wybrani i musimy zrobić to co do nas należy.
- Dlaczego ktoś inny nie może tego zrobić?
- Kookie...
- Ja nie chcę Jimin! Nie chce patrzeć jak cierpisz! Wole już żyć pod Jego panowaniem, iż cię stracić!
- Kto powiedział, że mnie stracisz?
- Pamiętasz mój sen?! Co jeśli właśnie przez to stanie się rzeczywistością?!
- Wtedy jakoś sobie z tym poradzimy, ale dopóki tak jak mówiłem nie wydarzy się sytuacja poprzedzająca to zdarzenie to nie ma się czym martwić.
- Jimin...
- Przestań Kookie! Cokolwiek ma się wydarzyć to się wydarzy, ale przejdziemy przez to razem. Nie ważne co się stanie.
Poczułem znów łzy w oczach słysząc jego słowa. Był moim kochanym słoneczkiem i tak bardzo mi na nim zależało. Był dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Nie wiem co bym bez niego zrobił.
Pochyliłem się i delikatnie musnąłem jego usta swoimi. Następnie objąłem jego piękną twarzyczkę moimi dłońmi i uśmiechnąłem się.
- Kocham cię ChimChim.
- Ja ciebie też kocham Kookie.
Tym razem to ja przytuliłem go do siebie i chciałem już nigdy nie puszczać. Pocałowałem czubek jego blond główki i położyłem na niej podbródek.
Jimin miał rację. Cokolwiek się wydarzy przejdziemy przez to razem. Nie ważne co się stanie będę przy nim, żeby go chronić, bo kocham tą małą kuleczke najbardziej na świecie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top