Rozdział XVIII

- Wciąż uważam, że to nie jest dobry pomysł.

Razem z Jiminem spędzaliśmy wolny czas na świeżym powietrzu. Przechadzaliśmy się niedaleko Zakazanego Lasu i mimo, iż wszyscy nauczyciele ostrzegali nas przed tym co kryje się w jego głębi to mnie zawsze ciekawiło co tak naprawdę tam jest. Kilka razy na drugim roku próbowałem razem z Yoongim to sprawdzić, ale skończyło się niestety na szlabanie u profesora Snape'a.

- Zaufaj mi Kookie wiem co robię.
- Ufam Ci Jimin, ale nie ufam jemu.
- Dlaczego?
- Nie wiem coś sprawia, że tak jest.
- To spraw, żeby tak nie było, bo będziesz go dość często widywał. Bardzo spodobało mu się to miejsce.

No tak jeszcze tego brakowało, żeby Tae wepchnął się tam z butami. Wyraziłem zgodę na to, żeby przychodził do naszej kryjówki, ale nie miałem ochoty widzieć go tam aż za często. To jedyne miejsce, w którym mogę spokojnie spędzić czas z Jiminem i nie martwić się, że ktoś nas zobaczy. Yoongi nie zaglądał tam często. Raczej siedział w naszym dormitorium i komponował fugi czy symfonie na fortepianie, który ode mnie dostał.

- Cudownie... - mruknąłem.
- Oj nie marudź Kookie.
- Nie marudzę po prostu nie podoba mi się to, że będzie spędzał tam aż tyle czasu.
- Aż tak często nie będzie przychodził.
- Skąd to wiesz?
- Mówił mi, że musi się podciągnąć z eliksirów, więc najbliższy tydzień lub dwa spędzi w bibliotece z Hermioną.

Cóż... Chociaż raz szlama Grenger się na coś przydała. Może nie jest tak bezużyteczna jak myślałem. Jednak to nie zmieniało faktu, że kosmita i tak będzie czesto zaglądał do sali muzycznej. Ale cóż mogłem zrobić? Jednak na pewno nie zamierzałem stać z założonymi rękami i patrzeć jak Tae kręci się koło mojego Jimina. Jest tylko jego przyjacielem i niech lepiej tak zostanie.

Nagle do naszych uszu dobiegł przeraźliwy ryk dochodzący z głębi Zakazanego Lasu. Stanęliśmy w miejscu przerażeni tym co usłyszeliśmy, a Jimin odruchowo złapał mnie za dłoń. Mocno ścisnąłem maleńką rękę chłopaka dając mu do zrozumienia, że nic złego mu się nie stanie, gdy jestem obok.

- Co to było? - zapytał szeptem blondyn.
- Nie mam pojęcia, ale się dowiem. - odparłem i puszczając dłoń gryfona ruszyłem w stronę lasu.

Jednak po chwili się zatrzymałem czując jak chłopak ciągnie mnie za rękę z powrotem.

- Zwariowałeś?! Chcesz tam iść?!
- Ktoś musi sprawdzić co to było, a skoro tylko my to słyszeliśmy to powinniśmy to zrobić. Więc idę.
- W takim razie ja idę z tobą.
- O nie! Nie ma mowy!
- Przecież wyraźnie powiedziałeś my, a ja nie puszczę cię tam samego! - odparł i tupnął nogą stawiając na swoim.

Uśmiechnąłem się myśląc jakie to było urocze. Jednak nie chciałem, żeby szedł tam ze mną. Nie chciałem go narażać. Mogło mu się coś stać. Jednak wiedziałem, że nie uda mi się przekonać, żeby wrócił do szkoły. Był kochanym stworzeniem, ale także nadomiar upartym.

- Zgoda, ale trzymaj się blisko mnie.

Blodnyn uśmiechnął się czarująco i, gdy stanął u mego boku ruszyliśmy w kierunku Zakazanego Lasu. Przysiągłem sobie go chronić i tak zrobie.

***

Już od kilkunastu minut szukaliśmy źródła ryku, który słyszeliśmy. Jednak nic nie mogliśmy znaleźć. Mimo, iż było wczesne popołudnie w lesie panował mrok. Ostrożnie stawiałem każdy krok rozglądając się dookoła. Cały czas trzymałem gryfona za dłoń i co chwilę spoglądałem w jego stronę chcąc się upewnić, że wszystko z nim w porządku. Po kolejnych minutach zacząłem się zastanawiać czy się przypadkiem nie przesłyszałem i tylko marnujemy czas. Jednak Jimin również to słyszał, więc coś było na rzeczy.

Nagle znów usłyszeliśmy ten przeraźliwy ryk i zatrzymaliśmy się nasłuchując jego źródła. Mocniej ścisnąłem dłoń Jimina i ruszyłem biegiem przed siebie. Zwinnie przeskakiwałem przez wystające z ziemi korzenie drzew, a blondyn radził sobie równie dobrze. Na szczęście tak jak ja miał doskonałą kondycję. Zatrzymaliśmy się po jakimś czasie widząc coś białego leżącego pod jednym z wielkich drzew. Starałem się stwierdzić co to takiego, ale z tej odległości ciężko było to zrobić. Musieliśmy podejść bliżej.

- Co to takiego? - zapytał blondyn najciszej jak potrafił.
- Nie mam pojęcia... - przełknąłem gule, która stanęła mi w gardle i powoli ruszyłem w stronę drzewa pod, którym leżało to coś.

Ani na chwilę nie puściłem dłoni Jimina. Okrążyliśmy drzewo i to co zobaczyliśmy przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Blondyn zakrył usta dłonią i na moment odwrócił wzrok.
Ciało białego jednorożca leżało martwe na ziemi. Na szyi miał sporych rozmiarów przecięcie, z którego sączył się przezroczysty i połyskujący płyn, którym była krew zwierzęcia.

- Kto mógł coś takiego zrobić? - usłyszałem ciszy głos Jimina, który brzmiał tak jakby zaraz miał się rozpłakać.
- Nie wiem ChimChim. - odparłem bezradnie i delikatnie pogładziłem blondyna po plecach, żeby go uspokoić.
Następnie odsunąłem się od niego i podszedłem do martwego stworzenia. Ukucnąłem nad nim i przyjrzałem się bliżej ranie na jego szyi. Teraz dopiero mogłem dostrzec, że skóra nie została przeciętna lecz dosłownie rozerwana. Kto lub co mogło coś takiego zrobić?

- To coś co go zabiło musiało być silne. Skóra jest rozerwana, a nie przeciętna, więc to raczej nie mógł być człowiek.
- Więc co? Jakieś inne zwierzę?
- Możliwe.
- Musimy komuś o tym powiedzieć.
- Masz rację. Chodźmy z tym do...

Zamilkłem, gdy do moich uszu dotarł przeraźliwy pisk. Przez chwilę panowała głucha cisza, więc zacząłem się zastanawiać czy to przypadkiem nie była tylko moja wyobraźnia.

- Też to słyszałeś? - zapytałam i natychmiast po raz drugi pisk rozniósł się echem po lesie.
- Tak słyszałem. - odparł gryfon i mogłem usłyszeć jak przełyka śline.

Rozejrzałem się dookoła uważnie wypatrując zagrożenia. Nastała grobowa cisza, a jedyne co słyszałem to szelest liści. W tamtej chwili byłem gotów stanąć w obronie swojej, a przede wszystkim Jimina. Gdy już myślałem, że jest bezpiecznie pisk rozległ się kolejny raz. Zamarłem wpatrując się przed sobie w głąb lasu. Poczułem ogarniający mnie chłód, a trawa okryła się szronem.
Nagle w mroku dostrzegłem czarną postać zmierzającą w naszym kierunku. Natychmiast stanąłem na równe nogi i podszedłem do Jimina zasłaniając go własnym ciałem. Wyciągnąłem różdżke i skierowałem ja w strone tajemniczej postaci.

- Co się dzieje Kookie? - zapytał przerażony.
- Ktoś tutaj idzie. - odparłem i chwyciłem go wolną ręką za dłoń.
- Kookie...

Odwróciłem się w stronę chłopaka, który stał plecami do mnie i zauważyłem kolejne dwie czarne postaci. To nie wyglądało dobrze. Blondyn również wyciągnął różdżke i skierował w stronę napastników.
Staliśmy stykając się ze sobą plecami i każdy z nas był gotowy osłaniać drugiego. Cały czas zastanawiałem się kim są te tajemnicze stwory. Nie wyglądały jakby chciały się z nami zaprzyjaźnić. Gdy zaczęły się do nas niebezpiecznie zbliżać nie zamierzałem dłużej czekać.

- Depulso!

Zaklęcie trafiło prosto w cel, ale bez żadnego efektu.

- Incandio!

Tak samo. Stwór nie poczuł kompletnie nic mimo, iż zaklęcie było silne. Zacząłem lekko panikować szukając w głowie nowych rozwiązań.

- Już wiem kim oni są. To są dementorzy. Na nich zwykłe zaklęcia nie działają. Musimy użyć specjalnego uroku. - usłyszałem za sobą głos blondyna.
- No tak dementorzy. Co masz na myśli mówiąc specjalnego uroku?
- Trzeba użyć zaklęcia patronusa. Tylko w taki sposób pozbędziemy się tych zmor.
- Nigdy w życiu nie używałem tego zaklęcia!
- Spokojnie. Przywołaj najszczęśliwsze wspomnienie jakie jesteś w stanie sobie przypomnieć i wypowiedz słowa Expecto Patronum.

Szybko przeanalizowałem słowa Jimina. Słyszałem o tym zaklęciu. Profesor Snape nam o nim mówił, ale nigdy nie miałem okazji go przetestować. Cóż... Teraz mam idealną okazję. Bałem się cholernie, że mi nie wyjdzie. W końcu to zaawansowana magia. Najszczęśliwsze wspomnienie. Czy ja w ogóle posiadam coś takiego? Naraz w głowie zaczęły mi się pojawiać bolesne doświadczenia. To, że kompletnie nie obchodziłem moich rodziców, sny przez, które nie mogłem w nocy zasnąć i, w których cierpiały najbliższe mi osoby, Yoongi, który przeze mnie prawie zginął no i...
Nagle doznałem olśnienia. Spojrzałem na osobę, która stała za mną i, która każdego dnia sprawiała, że się uśmiecham. Osobę, która zmieniła moje życie. Przypomniały mi się wszystkie chwilę spędzone w jego towarzystwie. Te wszystkie momenty, w których się śmiałem i, w których czułem, że jestem dla kogoś ważny. Uśmiechnąłem się celując różdżką w zjawe. Skupiłem się na jednym z najszczęśliwszych momentów, gdy po skończej bitwę na poduszki leżałem wśród pierza na moim łóżku obok blondyn. Byłem wtedy taki szczęśliwy. Poczułem w sobie przypływ mocy, która wręcz rozsadzała mnie od środka. Gdy stwór był zaledwie kilka kroków ode mnie wypuściłem ją z siebie.

- Expecto Patronum!

Blask światła wydobywającego się z różdżki, ale i z głębi mnie oślepiła czarną zjawe, która wydała z siebie przeraźliwy pisk starając się walczyć z moim zaklęciem. Jednak ja nie miałem zamiaru przestać i przez moje myśli przewijały się kolejne wspomnienia.

- Expecto Patronum!

Usłyszałem głos Jimina i delikatnie odwróciłem głowę w jego stronę, aby dostrzec, iż jemu również udało się rzucić zaklęcie. Wiedziałem, że wspomnienia blondyna musiały być silniejsze niż moje, ponieważ walczył z aż dwoma dementorami. Chwyciłem go za dłoń dając mu znak, że jestem przy nim. Nie wiedziałem jak długo uda nam się utrzymywać zaklęcie zanim opadniemy z sił. Dementorzy nie mieli zamiaru odpuszczać. Zaczął mnie ogarniać strach przez co moc mojego uroku słabła. Nie mogłem na to pozwolić. Znów skupiłem się na myśleniu o Jiminie i czułem jak moc znów wraca.
Nagle poczułem, że blondyn coraz bardziej na mnie napiera, a uścisk jego dłoni na mojej się rozluźnił. Chłopak opadał powoli z sił.

- Jimin nie poddawaj się!
- Staram się Kookie, ale nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam.
- Wytrzymasz!
- W końcu i tak stracimy siły, a nikt nie wie, gdzie jesteśmy.

Miał rację. W tamtym momencie zacząłem widzieć same czarne scenariusze zakończenia tej bitwy. Zaczęłem panikować myśląc co stanie się z Jiminem. Wiedziałem, że to moja wina, bo zgodziłem się go zabrać ze sobą. Teraz musiałem to jakoś naprawić i uratować go. Myślałem co mógłbym zrobić i widziałem tylko jedno rozwiązanie.

- Jimin... Kiedy ci powiem zaczniesz uciekać, a ja się nimi zajmę.
- Że co?! Nie ma mowy nie zostawię cię tutaj!
- To przeze mnie się tutaj znalazłeś, więc pozwól mi to naprawić.
- Sam chciałem iść z tobą.
- Wiesz, że możesz teraz przeze mnie zginąć.
- Nie przez ciebie i nie mów tak. To była moja decyzja i cieszę się, że jestem tutaj z tobą.

Czułem, że do moich oczu napływają łzy, a światło bijące z naszych różdżek zaczęło powoli blednąć. Osunęliśmy się na ziemię nadal trzymając je w górze. Po chwili światło Jimina zgasło i mogłem usłyszeć jak ciężko oddycha ze zmęczenia. Jednak ja nadal starałem się utrzymać zaklęcie ostatnimi resztkami sił jakie mi zostały. Moja dłoń wciąż była spleciona z dłonią blondyna. Cóż mogłem, więc zrobić? Dementorzy zawisnęli nad nami czekając aż się w końcu poddam. Nie chciałem tego robić, ale wiedziałem, że nie będę miał wyboru. Cieszyłem się, że chociaż mam przy sobie osobę, którą tak bardzo kocham. Odwróciłem głowę w jego stronę i wiedziałem, że jak nie teraz to nigdy.

- Jimin... - zacząłem, ale w tym momencie opuściłem różdżke nie mając już siły dłużej utrzymywać zaklęcia.

Chłód natychmiast ogarnął moje ciało i jeden z dementorów pochylił się nade mną. Czułem nieubłaganie zbliżający się koniec i żałowałem, że nie posłuchałem nauczycieli, którzy ostrzegali nas przed tym miejscem. Gdybym tylko posłuchał...

- Expecto Patronum!

Usłyszałem czyiś głos i potężna fala światła odepchnęła od nas potworne zjawy. Nie chciały odpuszczać, ale gdy zaklęcie uderzyło w nie ponownie z jeszcze większą siłą natychmiast uciekły w głąb lasu.
Odwróciłem się w stronę Jimina, który tak jak ja nie miał pojęcia co się stało. Przytuliłem go do siebie mocno dziękując w duchu temu kto nas uratował. Odsunęliśmy się od siebie po dłużej chwili i zaczęliśmy się rozglądać w poszukiwaniu naszego wybawiciela. Coś nagle poruszyło się w krzakach, a po chwili przed nami stanęła osoba, której mogłem się tutaj  spodziewać.

- Mogę wiedzieć co wy tutaj cholipka robicie? - zapytał Hagrid krzyżując ręce na piersi.
- To długa historia...
- Więc tą długą historię na pewno chętnie usłyszy profesor Dumbledore, a wracając do szkoły opowiecie wszystko mnie.

Uśmiechnęliśmy się do niego, jednak wiedziałem, że będziemy mieć spore kłopoty.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top