Rozdział XVII

Do sali wszedł Kim Taehyung rozglądając się dookoła. Uśmiechał się, ale widać było, że jest bardzo zaskoczony swoim odkryciem. Mnie jednak bardziej zastanowiło co on tutaj do cholery robi i jakim cudem udało mu się znaleźć to miejsce. Przecież byliśmy bardzo ostrożni i nikt nigdy nie widział jak tutaj wchodzimy. Czy Jimin powiedział mu o naszej kryjówce? W końcu byli z tego samego domu i zaprzyjaźnili się przez ten czas. Wiedziałem o tym doskonale. Spojrzałem na niego, jednak po jego twarzy widziałem, że jest tak samo zaskoczony. Ale ja byłem do tego wściekły. To było nasze miejsce i nie pozwolę, żeby Taehyung wpakował się tutaj z butami. Bez zastanowienia wystrzeliłem przed siebie i zanim kosmita zdążył się zorientować złapałem go za koszule i podniosłem w górę.

- Co ty tutaj do cholery robisz?! Jak znalazłeś to miejsce?!
- Ja po prostu...
- Odpowiadaj jak cie pytam! Jak udało Ci się znaleźć to miejsce?!
- Kookie! - za mną już stał Jimin. - Uspokój się tak tego nie załatwimy.
- Powiedziałeś mu? - skierowałem pytanie do blondyna nie odrywając wzroku od Taehyunga.
- Oczywiście, że nie!
- Więc jak się tutaj dostałeś?!
- To był przypadek! Przysięgam!
- Że co?!
- Puść mnie proszę to wszystko wyjaśnię.

Patrzyłem na niego podejrzliwie. Nie ufałem mu. Nie obchodziło mnie to, że przyjaźnił się z Jiminem. Nie chciałem go słuchać, ale z drugiej strony musiałem wiedzieć w jaki sposób tutaj trafił. Poczułem dłoń blondyna na ramieniu. Westchnąłem z irytacji i opuściłem kosmite z powrotem na podłogę. Słyszałem jak Jimin wypuszcza z ulgą powietrze. Podszedłem do sceny i oparłem się o nią, nie spuszczając z niego wzroku. ChimChim usiadł na kanapie, a Tae niepewnie zajął miejsce obok niego. Na jego szczęście zrozumiał moje ostrzegawcze spojrzenie, aby nie siadać zbyt blisko blondyna. Przez chwilę panowała nieprzenikniona cisza podczas, której ani na sekundę nie spuściłem Tae z oczu.

- Dobra dość tego! Mów jak się tutaj dostałeś!

Szatyn podniósł na mnie swoje przerażone oczy i wziął głęboki oddech. W tym czasie czułem na sobie karcące spojrzenie Jimina. Wiedziałem, że po tym wszystkim, gdy znów będziemy sami zrobi mi wykład na temat bycia miłym dla innych. Starałem się jak mogłem i bardzo się zmieniłem od początku roku, ale jeśli w grę wchodzi możliwość spotkania się z Jiminem to dojdę po trupach do celu.

- A więc przechadzałem się korytarzami Hogwartu i... Trafiłem do miejsca, w którym nigdy nie byłem. Gdy przechodziłem obok tej ściany nagle pojawiły się drzwi...
- Jak to nagle?
- Tak po prostu. Przechodzę obok i nagle widzę drzwi, których wcześniej tutaj nie było, więc musiałem sprawdzić dokąd prowadzą.

Zastanowiłem się chwilę nad jego słowami. To samo powiedział mi kilka miesięcy temu ChimChim. On też po prostu przechodził obok i drzwi pojawiły się same. Tylko, że zaistniał teraz dość spory problem. Jak mam się teraz spotykać z Jiminem, skoro on wie o naszej kryjówce?!

- Jesteś pewien, że mówisz nam prawdę?
- Oczywiście! Nigdy w życiu bym nie skłamał!
- A ja jakoś ci nie wierzę!
- Przysięgam, że mówię prawdę! - głos mu delikatnie zadrżał, więc postanowiłem już go tak nie męczyć. Oberwie mi się za to od Jimina.
- Dobra niech ci będzie... Jimin mogę cię prosić na słówko?
- Jasne.

Odeszliśmy z blondynem na drugi koniec sali tak, żeby Tae nie słyszał naszej rozmowy. Stanęliśmy naprzeciw siebie. Jimin skrzyżował ręce na piersi i jeszcze na chwilę spojrzał w kierunku kosmity, żeby potem skupić swój wzrok na mnie.

- Nie musiałeś być taki ostry.
- Tak wiem przepraszam... Trochę mnie poniosło.
- Trochę?
- Może trochę bardzo, ale to dlatego, że się o ciebie martwię i o to gdzie będziemy się teraz spotykać.
- Na pewno coś wymyślimy.
- Więc co teraz zrobimy? - zapytałem gryfona nie mając pojęcia co zrobić z zaistniałą sytuacją.
- Nie wiem, ale Tae na pewno nikomu nic nie powie.
- Jesteś tego pewien?
- Tak. Znam go już jakiś czas i wiem, że można mu ufać.

Jednak ja nie byłem co do tego przekonany. Możliwe, że nic nikomu nie powie, ale będzie tutaj przychodził. Spędzał więcej czasu z Jiminem, a ja cholernie się bałem, że w końcu mi go zabierze. Nie dość, że widzą się codziennie, bo są z tego samego domu to jeszcze teraz będą się widywać tutaj.
Spuściłem wzrok nie mając pojęcia co powiedzieć. Poczułem dłoń blondyna na ramieniu, więc po chwili znów skierowałem na niego swoje spojrzenie. Jimin uśmiechnął się do mnie pocieszająco.

- Wszystko będzie dobrze Kookie. Obiecuję, że osobiście dopilnuje, żeby nikomu niczego nie powiedział.
- Więc nie muszę się o nic martwić. - odparłem i wysiliłem się na uśmiech.

Razem z Jiminem podeszliśmy w stronę kanapy i stanęliśmy przed Tae, który spojrzał na nas, a w jego oczach widziałem zmartwienie.

- Jest jeden warunek.
- Jaki?
- Musisz nam obiecać, że nigdy nikomu nie powiesz o tym miejscu, zrozumiałeś?
- Oczywiście! Nikomu nie powiem przysięgam! - odparł z entuzjazmem i z radości podskoczył w miejscu na kanapie.
- No i świetnie! Możesz śmiało rozejrzeć się po sali jeśli chcesz. - jak zwykle to Jimin był tym miłym.
- Dzięki!

Tae oderwał się od kanapy i od razu pobiegł w stronę sceny. Wskoczył na nią i stanął na środku.

- To jest niesamowite!
- Tak to prawda.
- Czyli wy tak samo jak ja odkryliście to miejsce? - no i zaczyna się potok pytań.
- Ja znalazłem to miejsce, a potem pokazałem je Kookiemu.
- Dlaczego to zrobiłeś? Nie chciałeś mieć tego tylko dla siebie?
- Jungkook jest moim przyjacielem i bez niego to by nie było to samo. - odparł i uśmiechnął się w moim kierunku na co odpowiedziałem mu tym samym. - A właśnie Kookie mam coś dla ciebie.
- Poważnie?! - zapytałem podekscytowany.
- Tak. Mam nadzieję, że ci się spodoba. - odparł nieśmiało i wręczył mi białą kopertę. - tylko otwórz ją jak będziesz sam, dobrze?
- Jasne - popatrzyłem chwilę na prezent i schowałem do kieszeni spodni.
- Powiedz mi potem co o tym myślisz.
- Masz to jak w banku w Gringota.

Jimin zaśmiał się, ale jego policzki mimowolnie przybrały szkarłatną barwe. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej na ten widok. Był taki uroczy w swojej nieśmiałości.

- A wracając do ciebie... - odwróciłem się w stronę Taehyunga, który przyglądał nam się z zaciekawieniem. - możesz tutaj przychodzić, ale jeszcze raz ci przypominam, że nikomu o tym ani słowa.
- Tak jest sir! - odparł i zasalutował, a ja mimowolnie się zaśmiałem.
- Dobra mam nadzieję, że nie popełniam wielkiego błędu.
- Nie popełniasz. Zaufaj mi. - po cieszył mnie i pogłaskał dłonią po włosach.

Uwielbiałem kiedy to robił. Miałem wtedy ochotę po prostu mruczeć z zadowolenia. Dziwne, że taki mały gest mógł sprawić mi tyle przyjemności. Cóż... Sam jego dotyk od jakiegoś czasu robił ze mną różne rzeczy.

- To ja pójdę sprawdzić co u Yoongiego, a wy możecie tu trochę posprzątać.
- Czyli co?! Ty pójdziesz sobie w odwiedziny do przyjaciela, a my mamy sprzątać tak?! - oburzył się Jimin.
- Musze sprawdzić czy wszystko w porządku w końcu to mój przyjaciel.
- Oczywiście tylko szkoda, że ominie cię sprzątanie.
- Wybacz Jiminnie, obiecuję, że wynagrodze ci to później.
- Obiecujesz? - zapytał z nadzieją w głosie pochylając głowę w bok.
- Obiecuję. - odparłem z przekonaniem i puściłem mu oczko uśmiechając się co odwzajemnił.
- No dobrze idź.
- Mówiłem już, że cię uwielbiam?!
- Cóż... Możesz to powtarzać częściej. - zaśmiał się blondyn.
- Będę powtarzał to codziennie jeśli tylko będziesz tego chciał, a teraz lecę do zobaczenia później. - spojrzałem jeszcze raz w ich stronę, a słysząc za sobą ''do zobaczenia'' ze strony Jimin i co dziwne Taehyunga wyszedłem ostrożnie z sali.

Wszedłem do skrzydła szpitalnego i skierowałem się w kierunku łóżka Yoongiego. Jednak po chwili kompletnie mnie zamurowało i stanąłem w miejscu ze szczęką, która zapewne opadła aż do podłogi. Widok był po prostu bezcenny. Yoongi leżący na łóżku i grający z profesorem Snape'em w karty. Jak to jest w ogóle możliwe, że Snape zgodził się z nim zagrać?! Nie zdziwiło by mnie to, gdyby siedział tutaj inny nauczyciel, ale Snape! Co tu się stało?!
Stałem tak przez dobre kilka minut nie wiedząc co zrobić. Yoongi w końcu zauważył moją obecność i uśmiechnął się do mnie.

- Hej Kookie! Chcesz z nami zagrać?

Nadal nie mogłem uwierzyć w to co widzę i tylko zamrugałem kilka razy. Zapewne wyglądało to komiczne z innej perspektywy. Jednak na moim miejscu każdy zareagował by tak samo.

- No co tak stoisz Jungkook?! Nie gap się tak tylko chodź tutaj i zagraj z nami!

Dopiero głos Snape doprowadził mnie do porządku i powoli ruszyłem w stronę łóżka Yoongiego. Usiadłem na krześle obok niego, a profesor potasował karty i rozdał każdemu po kilka.

- Gramy w Makao, więc mam nadzieję, że wiesz co to i jak się w to gra. - rzucił brunet ze złośliwym uśmieszkiem.
- Tak wiem jak się w to gra i mam zamiar oczywiście wygrać.
- Nie licz na to. Jeszcze nie narodził się taki, który by mnie pokonał. - mruknął Snape i uśmiechnął się przebiegle.
- Raczej się narodził i tą osobą jestem ja.
- Lepiej uważaj na swoje słowa panie ''najlepszy szukający jakiego kiedykolwiek miała ta szkoła''
- Zawsze uważam i zawsze mówię prawdę.

Snape spojrzał na mnie mrużąc oczy. Rozegrała się między nami ciężka walka. Gdy już pozbawiliśmy Yoongiego kart i toczyliśmy bitwę tylko we dwoje moje skupienie było większe niż kiedykolwiek wcześniej. Chciałem wygrać i mieć tę satysfakcję, że udało mi się wygrać z profesorem od eliksirów w karty. Chociaż brzmiało to raczej śmiesznie. Po długiej i zaciętej walce Snape rzucił ostatniego asa na łóżko pozbawiając mnie tym szansy na wygraną.

- Mówiłem Ci Kook, że jestem niepokonany. - odparł z zadowoleniem nauczyciel.
- Jak pan to robi?
- To już pozostanie moją tajemnicą, a skoro pan Yoongi ma już towarzystwo to ja zajmę się ważnymi sprawami. - wstał i po prostu wyszedł z sali, a ja niestety musiałem przełknąć nieznaną mi gorycz porażki.
- Drugie miejsce nie jest złe Kookie.
- Wiem, ale jeszcze nigdy nie zająłem drugiego miejsca...
- To no najwyższy czas, żeby perfekcyjny Jeon Jungkook przekonał się, że nie może być najlepszy we wszystkim.
- Dlaczego nie? Do tej pory tak było!
- Ale już nie będzie. - zaśmiał się Yoongi.

Nienawidziłem porażki. Odkąd wkroczyłem w mury Hogwartu zawsze wszystko mi się udawało i zawsze byłem we wszystkim najlepszy. W nauce, quidditchu, sporcie... W końcu jestem najpopularniejszym chłopakiem w tej szkole. Wzdychają za mną wszystkie dziewczyny, ale od niedawna zdałem sobie sprawę z tego, że chciałbym tylko, aby wzdychał za mną taki jeden blondwłosy gryfon o cudownych oczach i pięknym uśmiechu tak jak ja wzdycham za nim. Czasami zastanawiałem się czy to kiedykolwiek będzie możliwe. Mogę przegrać dosłownie wszystko byleby tylko mieć go już zawsze przy sobie.

- Jak się czujesz Yoongi?
- W porządku. Pomfrey powiedziała, że za kilka dni mnie stąd wypuści, a wtedy znów będę mógł grać. Bardzo mi tego brakuje.
- Mnie też brakuje twoich kompozycji granych po nocach.
- W nocy grałem tylko kilka razy kiedy nie mogłem zasnąć.
- Może masz rację, ale nie zmienia to faktu, że nie mogłem zasnąć.
- To już nie mój problem.
- Apropo problemów... Jest coś o czym powinieneś wiedzieć.
- Co takiego?
- Kojarzysz może nijakiego Taehyunga?
- Ta to ten kosmaty gryfon, który przyjaźni się z Jiminem i o, którego jesteś strasznie zazdrosny.
- Nie jestem zazdrosny.
- Owszem jesteś.
- Nie ważne! W każdym razie on znalazł naszą kryjówke.
- Co!? Jak to znalazł?!
- Przechodził tamtędy i nagle drzwi się dla niego otworzyły. Nie wiem dlaczego, ale to jest strasznie dziwne.
- Jesteś pewien, że Jimin nie pokazał mu tego miejsca?
- Tak jestem pewien! Wiem, że nigdy by mnie nie okłamał!
- Dobra, to co mamy z nim zrobić?
- Nie wiem przez jakiś czas będę go obserwował i zobaczę czy faktycznie nikomu niczego nie powie.
- Mam nadzieję, że nie, bo inaczej sobie z nim porozmawiam.
- A ja mam nadzieję, że naprawdę chodzi ci o rozmowę, bo inaczej będę musiał ci przeszkodzić w tym co masz zamiar zrobić.
- Dlaczego?
- Tae jest przyjacielem Jimina i nie możemy nic mu zrobić.
- Ach! No tak przecież nie możesz krzywdzić znajomych swojego chłopaka.
- On nie jest moim chłopakiem.
- Jeszcze nie.
- Czemu się tak na to uwziołeś?!
- Bo nie jestem ślepy Kookie.

Co to niby miało znaczyć? Czy naprawdę aż tak to widać, że Jimin nie jest już dla mnie tylko przyjacielem? Ktoś jeszcze to zauważył?
Zamyśliłem się przez chwilę i odwróciłem wzrok od Yoongiego. Co ja mam mu teraz powiedzieć? Po prostu przyznać mu racje? Czy może wciąż zaprzeczać temu co jest tak bardzo oczywiste?

- Słuchaj Kook... - zaczął brunet i położył dłoń na moim przedramieniu, a ja znów skierowałem na niego wzrok. - Nie ma nic złego w darzeniu kogoś tak niezwykłym uczuciem. Wręcz przeciwnie. To dobrze, że ktoś sprawia, że się uśmiechasz i jesteś szczęśliwy. Jeśli kochasz Jimina to nie zaprzeczaj temu tylko dlatego, że się boisz co powie on albo inni, a jestem pewien, że jeśli się w końcu otworzysz to może cie miło zaskoczy.

Patrzyłem na Yoongiego i wciąż nie wierzyłem, że właśnie to powiedział. Słowa wypływały z niego z taką swobodą i przekonaniem. Wszystko wydawało się być takie łatwe, ale w istocie wcale takie nie było. Mimo to miał rację. Bałem się. Ale nie reakcji innych. Bałem się jak zareaguje Jimin. Nie chcę go stracić, więc cały czas toczyłem ze sobą wewnątrzną walkę,l i  zastanawiałem się czy wygra moje silne uczucie do blondyna czy strach przed tym co może się stać.

- Wow... To było niesamowite Yoongi.
- No wiem i mam nadzieję, że weźmiesz sobie moje słowa do serca.
- Na pewno tak zrobię.
- I przestań się w końcu bać Kook! Gdy będziesz zbyt długo zwlekał to możesz tego potem pożałować.
- Tak wiem i dzięki. Idę jeszcze coś załatwić potem znów do ciebie wpadnę.
- Jasne trzymaj się.
- Ty też.

Wyszedłem ze skrzydła szpitalnego żegnając się z przechodzącą obok mnie panią Pomfrey. W sumie nie miałem nic do załatwienia po prostu musiałem pobyć chwilę sam i pozbierać rozsypane myśli. Z jednej strony bardzo chciałem, żeby wszystko wyszło na jaw i Jimin odwzajemnił moje uczucia, ale z drugiej strony bałem się nie tylko jego reakcji, ale także tego, że uczniowie Slytherinu mogą zrobić mu krzywdę, gdy się o tym dowiedzą. Doskonale ich znałem po tych kilku latach chodzenia z nimi do jednej szkoły i wspólnego domu. Wiem do czego są zdolni, ale też wiem do czego sam byłem zdolny kilka miesięcy temu zanim poznałem chłopaka, który wywrócił moje życie do góry nogami.

Wszedłem do dormitorium i usiadłem na parapecie wyglądając przez okno. Często to robiłem. Lubiłem po prostu patrzeć gdzieś w dal i rozmyślać.
Nagle przypomniałem sobie o prezencie od Jimina. Wyciągnąłem z kieszeni białą kopertę i delikatnie ją otworzyłem wyciągając z środka złożoną kartke. Rozłożyłem ją i zaczęłem czytać co było na niej napisane.


Cupid ain't a lie
Arrow got your name on it
Don't miss out on a love
And regret yourself on it
Open up your mind, clear your head
Ain't gotta wake up to an empty bed
Share my life, it's yours to keep
Now that I give to you all of me


Zszokowany wpatrywałem się w kartkę. Zastanawiałem się nad słowami, które były napisane na papierze. Czy Jimin... Nie... Ale skąd wziął inspiracje na napisanie czegoś tak pięknego? Poza tym podarował to właśnie mnie. Powiedział, że to prezent dla mnie. Moje serce przyspieszyło i otworzyłem okno, żeby ochłonąć, ponieważ przez moje ciało nagle przeszła fala gorąca. Uśmiechnąłem się szeroko. Przeczytałem ponownie tekst piosenki i zaśmiałem się. Yoongi ma rację. Muszę wykorzystać okazję, którą postawił przede mną los, żebym później niczego nie żałował.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top